Mogę rzec, iż wieki wahałam się powiedzieć to, co następuje dalej. "Goniec" jest poważną gazetą, którą czytam z przyjemnością... ALE szata graficzna pierwszej strony, która powinna przyciągać czytelnika, pozostawia wiele do życzenia. Mianowicie, zamiast tzw. "headlines" dominują na niej, jak w darmowych brukowcach (!), liczne reklamy, które: zamiast przyciągać, nie tylko do pisma, ale i co więcej do tychże firm... odpychają (!!!), dając wrażenie, że się nachalnie pchają. Czy nie można by tego zmienić?
Małgorzata Kossowska
Odpowiedź redakcji: Szanowna Pani, dziękujemy bardzo za uwagę. Nasze pismo pozbawione jest wszelkich dotacji, utrzymuje się ze sprzedaży i z reklam. Pierwsza strona stanowi kompromis między jednym i drugim. Nasza gazeta redagowana jest z myślą o zachowaniu polskiej tożsamości, ukazywaniu dziedzictwa kulturowego oraz przedstawianiu informacji, które często umykają mediom tzw. głównego nurtu, a które pomagają rozumieć naszą rzeczywistość. W sytuacji, gdy wiele środków przekazu jest finansowanych przez ośrodki propagandowe, konkurencja z nimi zmusza do trudnych wyborów. Pozdrawiam serdecznie Andrzej Kumor.
•••
Witam. Jestem Piotr, mam 30 lat. Mieszkam w Polsce z żoną i 3 małych dzieci. Chętnie wyjedziemy do Kanady w poszukiwaniu innego życia.
Ja obecnie szukam pracy na stanowisku: z wykształcenia jestem ślusarzem, a od 13 lat zajmuję się lakiernictwem pojazdów i maszyn. Na co dzień odrestaurowuję auta zabytkowe. Potrafię też spawać, a z racji tego, że mieszkamy na wsi, potrafię również wszystko zrobić ciągnikiem, sadzić owoce i warzywa, pielęgnując to. Potrafię bardzo wiele i żadnej pracy się nie boję. Żona zaś jest sprzedawcą, pracowała w wielu sklepach od spożywczego po ubrania, ale jest też dobrą mamą i nianią i dobrze sobie radzi z dziećmi. Chcielibyśmy osiedlić się w Kanadzie, pracować tam, płacić podatki i dać coś naszym dzieciom, bo w Polsce jest to niemożliwe. Proszę o kontakt Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. lub +48537142162. Pozdrawiam.
Odpowiedź redakcji: Życzymy powodzenia.
•••
Witajcie,
Często się zastanawiałem, po co to wszystko, po co żyć, skoro jest tak wiele ograniczeń, tyle niemożliwych pragnień. Tyle marzeń, takich zwyczajnych, możliwych i prostych, żadnych wygórowanych, a mimo to nieosiągalnych, nie do zdobycia. To okropne, kiedy fizycznie nie można otworzyć drzwi, za którymi świeci słońce. Wydawało mi się, że to, z czego mogę korzystać do woli, to zasoby własnego umysłu. Tyle z tym dobrze, że w trudnych chwilach wystarczy przywołać wspomnienia pełne radości, wzruszenia. To pomagało, dodawało sił, odpędzało smutki, znikał mrok i w sercu rozpalał płomień nadziei, że umysł jest tylko motorem, a czy ruszę z miejsca, to to już zależy ode mnie samego. Zrozumiałem to po przejściach, różnego rodzaju perypetiach. Dowiedli mi tego ludzie, przyjaciele, znajomi, że niepełnosprawność nie odebrała mi wszystkiego…
Kiedy otworzyłem oczy, szybko opadła mgła, a psychiczna defensywa spłonęła, zastąpiła ją tarcza, tarcza, dzięki której zwycięsko wracałem z morderczych wypraw. Moja wiara nabierała mocy, takiej, która pozwalała mi nacierać z animuszem, by zdobywać niemożliwe.
Wspomniane zasoby umysłu okazały się bezcennym źródłem siły. Dzięki nim przetrwałem najtrudniejsze chwile po wypadku. Żyłem przeszłością do momentu, w którym to zacząłem zdobywać radosne chwile w nowym życiu po skoku.
Na początku ocierałem się o nie i odtrącałem, byłem zły na Boga, że wraz ze zdrowiem nie straciłem uczuć. Dręczyło mnie to i doprowadzało do rozpaczy. Traktowałem uczucia niczym przemoc stosowaną wobec mnie, po to bym cierpiał bardziej. Wszystko na nic, moje myśli, serce nie potrafiły oprzeć się temu naturalnemu pięknu. Przestałem się opierać i zniszczyłem klatkę, w której się zamknąłem. Dopuściłem do siebie życie, jakie wiedzie każdy zdrowy człowiek. Okazało się, że wszystko jest możliwe, że jest mnóstwo rzeczy w moim zasięgu i to ode mnie zależy, po które z nich sięgnę.
Traktowałem swoją niepełnosprawność jak karę, która ograbiła i wykluczyła mnie ze wszystkiego. Że jestem inny, mało ważny i zbędny. Czas udowadniał mi jednak to, jak bardzo się mylę. Wielokrotnie obnażał mnie z małości, niedoskonałości, przemawiając do mnie chwilami radości.
Odrzucenie ich byłoby najprostszym rozwiązaniem, nie zakłócałyby obranej teorii wykluczenia. Jednak to kłóciłoby się z logiką, bo skoro można być szczęśliwym, będąc osobą z niepełnosprawnością, to po co z tego rezygnować? Nie wolno! To droga, która wyznacza kierunki, te właściwe.
Posłuchałem głosu serca, jego silnej woli i maszeruję do celu, do pełni szczęścia. Niepełnosprawność mi w tym nie przeszkadza.
Dziś traktuję ją inaczej, jako wyzwanie w nowym świecie. Bóg dobrze wiedział, co robi, nie ukarał mnie, a wyznaczył nową drogę. Pomyślał – o nie, dla tego lwa takie życie jest zbyt proste. Dostanie nowe życie, a Ja będę się temu bacznie przyglądał i kibicował, wierzę w niego.
Wiedział, że początki będą trudne, że będę obrywał, że będę Mu urągał bez opamiętania, bo jakżeby inaczej człowiek mógłby się zachowywać w takiej sytuacji. To wynika z ludzkiej niedoskonałości, czymże jest chwila cierpienia w perspektywie nagrody Boga, który oferuje życie wieczne w miłości i dostatku. Mimo to ciężko jest wytrzymać ten czas, który płynie nieubłaganie wolno.
Wracając do meritum, głupotą jest wykluczanie siebie ze społeczeństwa z przyczyn takich jak niepełnosprawność. Można się odnaleźć w każdej sytuacji. Wystarczy wiara i chęć, każdy ma prawo do miłości, do szczęścia. Nie ma dekretów, które by w jakimkolwiek stopniu ograniczały bądź odbierały nam prawo do życia w pełni.
Powiem nawet, że większe i potężniejsze są ramiona miłości z niepełnosprawnością. Mocniej się kocha, bardziej docenia, wszystkie chwile i przeżycia są pięknem zaczerpniętym zza kurtyny tego świata. To inny wymiar uczuć, niezachwiany i niezwykle czuły. Drobne rzeczy, gesty, spojrzenie… pozostają w sercu, nie ulatują. Poznanie tego innego porywającego zachwytu uczuć pozbawi osobę z niepełnosprawnością jakichkolwiek złudzeń co do tego, że miłość jest dla każdego.
Dedykuję ten tekst wszystkim osobom z niepełnosprawnością i nie tylko, nie bójcie się uczuć, nie wyrzekajcie się ich, bo są one wielką siłą, która ułatwia i ubogaca życie. Miłość przenosi góry, a ta w niepełnosprawności przenosi do gwiazd. Pokochana osoba staje się najważniejszą częścią życia, jest się gotowym na wszystko, by była szczęśliwa i bezpieczna.
Pozdrawiam, Mariusz
Od redakcji: Pomoc dla p. Mariusza można kierować: Konto Fundacji Charytatywnej Kongresu Polonii Kanadyjskiej #24583 w każdej Credit Union pod hasłem "Pomoc dla Mariusza".
Czeki można wysyłać do The Charitable Foundation of Canadian Polish Congress, 3055 Lake Shore Blvd. W., Toronto, ON M8V 1K6, Canada, z dopiskiem "Pomoc dla Mariusza".
Stanisław Tymiński Geopolityczne zagrania na Ukrainie
Stanisław Michalkiewicz Męczeństwo posła Protasiewicza
Aleksander graf Pruszyński Już nie ten sam Majdan
Krzysztof Ligęza Królik musi żyć
Izabela Embalo Program imigracyjny Ontario może zmienić się na lepsze
wandarat Nasze piękne bajki polskie
Aleksander Łoś Niemiecki imigrant
Paweł Zyzak Wrażliwość Zbigniewa Romaszewskiego
Witold Jurasz Umów trzeba przestrzegać
Janusz Szajna Jeśli bal, to tylko sportowca!
Andrzej Kumor Wspaniały, udany Dzień Rodzinny w Centrum Jana Pawła II!
Aleksandra Florek Fundacja im. W. Reymonta po raz 43. rozdała stypendia - na rok akademicki 2013/2014
Maciek Czapliński NEW HOME WARRANTY
Antoni Ferdynand Ossendowski Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów (Konno przez Azję Centralną) (13)
Anna Wolańczyk Droga, którą idziesz
Krzysztof Jaśkielewicz Trzy ryby
Wojciech Porowski Porozmawiajmy o fotografii
Iwona Bogorya-Buczkowska, Katarzyna Grandwilewska, Edyta Tobiasz Nasze polonijne młode talenty
Sobiesław Kwaśnicki Warszawy czar
Wycofać "Maus" z programu nauczania! - KOMUNIKAT PRASOWY KPK – 21 lutego 2014r.
Leszek Wyrzykowski Z życia wzięte, czyli historia bez happy endu, chociaż nie do końca...
Andrzej Kumor Spowalniać marsz i zyskiwać na czasie
Witam, w artykule opisującym bankiet, który odbył się 2 lutego 2014, pojawiło się błędne nazwisko. W artykule widnieje nazwisko Jan Stopa, podczas gdy poprawne nazwisko to Janusz Stoppa. Zwracam się z prośbą o poprawienie zaistniałego błędu.
Janusz Stoppa
Od redakcji: Serdecznie przepraszamy Pana i niniejszym pomyłkę prostujemy!
•••
O optymizmie raz jeszcze
Wielką mi uczyniłeś radość w domu moim, Szanowny Redaktorze, komentarzem swoim. Choć jak mówi dialektyka – inna u nas jest optyka.
Pozwolę sobie upierać się, że optymizm jest pożądany dla zdrowia, samopoczucia, a nawet że może rzutować na przyszłość. Nie jestem przesądny, ale sądzę, że pesymizm i malkontenctwo to wywoływanie wilka z lasu i że nieszczęście można sobie wykrakać.
Co do pochwały realizmu zgadzam się. Tylko drobna trudność. Który realizm polityczny jest tym najrealniejszym z realnych realizmem? Bo przecież ile partii i stronnictw, tyle jest różnych realizmów. Mój jest narodowo-patriotyczny, polski i tu się chyba z Redaktorem zgadzamy. Ale czyż nie jest optymistyczne, że ten właśnie realizm zaczyna wyznawać coraz liczniejsza grupa obywateli Lechistanu, tak długo (zbyt długo) okłamywana i manipulowana przez socjalliberałów, którzy dobra Polski jako priorytetu nie uważają. Ba, choć Polacy z krwi i z nadania, zdrowego patriotycznego instynktu naturalnego wszak w kraju, w którym żyją – obawiają się. Pomijając rzesze ogłupionych, może wielu działa na rzecz internacjonalizmu, bo taka ich dusza? Nie mogą nie widzieć, że szkodzą tym Polsce. Logika więc podpowiada, że działają w złej wierze (czyt. w cudzym interesie). I tutaj znów się zgadzamy – tu walka przynosi radość. A malkontenci precz! Tylko dlaczego "Goniec" udziela im tak szczodrze swoich łamów? Przecież nasz tygodnik to w dużej części ostoja (nomen omen) malkontenctwa! Więcej pozytywnego myślenia. Idzie wiosna – także w polskiej polityce. Ocieplenie klimatu?
A co do radości z walki, to będzie ją miał Pan Redaktor tu na polskim-polonijnym podwórku. Różnice ideologiczne (każdy uważa się za realistę!) i konkurencja biznesowa zaostrzają się. Ja kupuję co tydzień dwa najpoczytniejsze w Toronto periodyki i odwiedzając polskie sklepy, apteki, siedziby Credit Union, stwierdzam, że w niektórych z nich nie uświadczysz "Gazety", w innych próżno szukać "Gońca". To te placówki z "realizmem".
Na szczęście większość ma do zaoferowania prawie wszystkie możliwe tu i w Polsce wydawane tytuły. Bo ideologia ideologią, a biznes biznesem. Jak klient przyjdzie po prasę, kupi bułki i kiełbasę. A jak przy tym jest niegłupi – biorąc "Gońca" szynkę kupi.
Jeśli chodzi o Brothers in Arms, to wg swoich możliwości popieram nasz tygodnik, namawiam do kupowania, a placówki polskie, które go nie sprzedają, do sprowadzenia go na półkę. Chociaż bycie realistą naraża na krytykę ze strony tego innego (jedynie słusznego, he, he) realizmu. Cóż, podziały zawsze i tu, i w Kraju będą, bo dwóch Polaków potrafi stworzyć trzy partie.
Kiedy w czerwcu 1981 przyjechałem do Kanady i udałem się na ulicę Beverley, żeby poznać tutejszą Polonię, to od razu dały się zauważyć podziały ideologiczne. Pierwsi to byli tzw. niezłomni, którzy z PRL-em nie chcieli mieć nic do czynienia. Drudzy krytykowali wprawdzie polską rzeczywistość, ale handlowali z Warszawą aż miło*. Jeździli też do rodzin często. Niezłomni prawie nigdy. Trzon ich zresztą stanowili głównie Kresowiacy. Ich Polski już nie było, a rodziny mieli (jeśli ich nie potracili) tutaj. A Polacy, ci "centralni", byli bardziej liberalni. Twierdzili, że za naszego życia i tak nic się nie zmieni (mylili się!), a rodzinom i Krajowi, tym samym – jaki jest, taki jest – pomagać trzeba. Były to więc dwa realizmy powodowane przez czynniki, powiedzmy, materialne. Dyskusje na czwartkowych obiadach w polskim klubie były zawzięte, ale i ciekawe. Towarzystwo starsze ode mnie żyło przeszłością. Ja kibicowałem ugodowcom. Tym bardziej że poza zarobkami i zaopatrzeniem sklepów prawie nic mi się tu nie podobało. Byłem zdecydowany wracać. Ale bydgoskie starcia Solidarności z ZOMO spowodowały, że namówiono mnie do wystąpienia o stały pobyt. Wrócić zawsze możesz, a dostaniesz legalne prawo do pracy. Tak się też stało, a po wprowadzeniu stanu wojennego wrócić raczej nie należało. One way ticket.
Wśród Polonii był też podział na zwolenników Piłsudskiego i Dmowskiego. Ja znów za tymi drugimi. Ale koło historii się toczy i te sprawy odeszły w przeszłość. Choć odżywają w młodej Polonii. Polska od morza do morza czy mniejsza, ale czysta etnicznie? Ja znów za drugą opcją. Teraz te podziały ewoluują. (...) Niby, choć niedokładnie – odbicie rywalizacji PO i PiS. Socliberałowie i narodowi patrioci.
Już surmy bojowe larum grają. Będzie miał Pan Redaktor radość w walce. Z tarczą czy na tarczy? A może znów podziały i konfiguracje się zmienią? Ja zaś samokrytycznie przyznam, że wolę na walkę popatrzeć niż brać w niej czynny udział. Więc tylko kciuki trzymam. Za jedynie, a jakże, słusznym realizmem. Radości w walce nie widzem, a rozlewem (bratniej) krwi się brzydzem. Optymizmu nam potrzeba, niech się dzieje wola nieba! Trzeba zawsze mieć nadzieję, niech się wola nieba dzieje! Bo przecież jesteśmy w końcu – bardzo silni wiarą – w "Gońcu"!
Swych opinii się nie wstydzę, tak właśnie te sprawy widzę, taki ze mnie sobiepan o nickname
– Ostojan
Toronto, luty 2014
*Wbrew Reaganowi i jego sankcjom. Rząd się jakoś wyżywi – pocieszał nas Urban kłapouch.