farolwebad1

A+ A A-
piątek, 01 czerwiec 2012 10:30

Ucieczka od gehenny

  Podobieństwo ich było znaczne, ale jakże różnie wyglądały ich twarze. Nie chodzi o różnicę wieku, bo to jest naturalne między matką i córką, ale stopień spustoszenia w wyglądzie matki. Dziewczynka musiała mieć około ośmiu-dziewięciu lat, a jej matka około trzydziestu kilku, a wyglądała co najmniej o dziesięć lat starzej.

      Tamara była Rosjanką, ale zamieszkałą na Ukrainie, na pograniczu kulturowo-językowym społeczności rosyjskiej i ukraińskiej. Ojciec jej zmarł, kiedy miała tyle lat co obecnie jej córeczka. Śmierć sobie wybrał szybką: został przejechany przez pociąg na niestrzeżonym przejeździe, kiedy wracał późnym wieczorem pijany z pracy. Tamara wychowywana więc była przez matkę. Harując doprowadziła jednak do tego, że córka ukończyła studia filologiczne. Po tym Tamara została zatrudniona w bibliotece miejskiej i po kilku latach awansowała na kierowniczkę tej biblioteki.

      Ale przed tym jeszcze poznała swojego przyszłego męża – Ukraińca. Przyszedł okres rozpadu Związku Sowieckiego i usamodzielniania się Ukrainy. Tamara coraz częściej słyszała żądania wyniesienia się tam, gdzie jej miejsce, tj. do Rosji. Włączyła się do tego rodzina męża, a on, coraz bardziej zaglądający do kieliszka, zaczął ją systematycznie bić. Uciekła od niego i po kilku miesiącach byli po rozwodzie.

      Po roku poznała Miszę, Żyda ukraińskiego. Pobrali się, a kiedy nastąpiło rozluźnienie granicy, wyjechali do Izraela. Już tam była część rodziny męża Tamary. Nie byli oni zachwyceni faktem, że wziął on sobie za żonę Rosjankę, a nie Żydówkę. Sytuacja się zaogniła, kiedy Tamara zaszła w ciążę. Wiadomo, z matki nie-Żydówki dziecko nie będzie uznane za żydowskie. Mąż zaczął ją bić, i to w taki sposób, aby uszkodzić płód, aby dziecko nie urodziło się żywe. Ale mimo tego Tamara urodziła zdrową dziewczynkę. Mąż, tkwiący silnie w środowisku żydowsko-rosyjsko-ukraińskim, zaczął systematycznie pić alkohol, zażywał narkotyki i okładał żonę. Tamara uciekła od niego, kiedy zbił kwilące w nocy dziecko. Nie znała języka hebrajskiego i nie miała nikogo z rodziny w pobliżu. Ale dostała dach nad głową w schronisku rządowym. Mieszkała tam z dzieckiem przez kilka miesięcy. Tam wystarano się jej o pracę. Zaczęła sprzątać domy bogatszych Żydówek, które za marne grosze wyciskały z Tamary ostatnie poty. Dostała pokoik z kuchenką w subsydiowanym przez rząd domu.

      Całą miłość Tamara przelała na swoją córeczkę, Jesikę (taka była pisownia jej imienia). Rozwijała się nadzwyczaj dobrze. Dopilnowana przez matkę, uczyła się świetnie, tak że przeskoczyła w ciągu roku dwie klasy. Rosła na piękną dziewczynę. Jedynie to, co ją trochę szpeciło, to nakładające się na siebie zęby. Przy pewnej terapii można by tę wadę usunąć, ale wymagało to pieniędzy, których Tamara nie miała. Natychmiast, kiedy znalazła się w areszcie imigracyjnym, pytała, czy będzie miała opiekę dentystyczną. Nie myślała o sobie, ale o poprawie uzębienia córeczki.

      Ciężka praca przy sprzątaniu wielu domów spowodowała, że ta ładna kobieta zamieniła się w przedwcześnie starzejącego się chudzielca. Odrosty na głowie wskazywały, że ta kobieta była już zupełnie siwa. Jej psychika też uległa zachwianiu. Została sama na świecie. Matka jej przed rokiem umarła na Ukrainie. Nie widziała jej dziesięć lat, od momentu wyjazdu do Izraela, i nie mogła pojechać na jej pogrzeb urządzony przez młodszą siostrę matki, która też po kilku miesiącach zmarła.

      Mimo wielu problemów Tamara mogłaby żyć w Izraelu. Ale mieszkała w tym samym miasteczku co jej były mąż i ojciec jej córeczki. Były obie systematycznie prześladowane przez niego: wyzywane i bite. Wyzywane też były przez rodzinę byłego męża. Była dla tych, w większości degeneratów alkoholowo-narkotycznych, wyrzutem. Ta gojka jakoś sobie radziła, choć żyła w ubóstwie. Ojciec oczywiście nie płacił jakichkolwiek alimentów na dziecko. Czasami tylko uzyskiwała trochę pomocy z opieki społecznej.

      Najbardziej bolało ją cierpienie jej córeczki. Wracała często do domu płacząca, pobita. Dzieci żydowskie były okrutne dla nie swojej, nie-Żydówki, której ojciec był wprawdzie Żydem, ale matka nie. Dzieci te już od małego w domach rodzinnych miały wmawiane, że są lepsze od tych innych, gojów, Palestyńczyków, że tylko oni są przez Boga traktowani jako naród wybrany. Dzieci są często bezkrytyczne wobec tego, co mówią im dorośli, a tym bardziej rodzice czy dziadkowie. Tak więc, z im bardziej ortodoksyjnej rodziny dane dziecko pochodziło, tym bardziej było przekonane o swojej wyjątkowości. To tak, jakby urodzenie się Żydem dawało szlachectwo. Tamara i jej córka odczuwały to przez lata, to poniżenie, tę niechęć, te żądania wyniesienia się z "ziemi obiecanej", przeznaczonej tylko dla wybranych.

      Tamara zaczęła rozmyślać o ucieczce z tej okrutnej dla niej ziemi. Powrotu do domu rodzinnego nie miała, bo on już nie istniał. Wiedziała też, że na Ukrainie może zastać tylko nędzę i brak perspektyw. Wybrała Kanadę. Kraj ten, tak na Ukrainie, jak i w Izraelu, jest uważany za krainę szczęścia, wolności, tolerancji, perspektyw dla każdego. Nie miała tu rodziny. Jedynym kontaktem był pewien znajomy z jej miasteczka na Ukrainie, który mieszkał w Toronto. Miała do niego telefon. Na co jednak najbardziej liczyła, to na pomoc koleżanki z lat szkolnych, która mieszkała w Nowym Jorku. Tamara nie brała pod uwagę, że koleżanka ta mieszka wszak w innym kraju i zakres jej pomocy mógł być ograniczony.

      Kiedy stanęła w torontońskim porcie lotniczym, poczuła się wyzwolona z tego poniżenia i poniewierki, która była już za nią. Była to jednak tylko chwila. Została skierowana na przesłuchanie i oficer imigracyjny najpierw się domyślił, a później dokładnie dowiedział od Tamary, że jej zamiarem nie jest tylko zwiedzenie Kanady i powrót do domu, ale że pragnie ona tutaj szukać schronienia. Została zatrzymana i odesłana wraz z córką do aresztu imigracyjnego.

      Tutaj zaczęła się dla niej gehenna. Wszystko było obce, jakby nieprzyjazne, trudne do pokonania. Zabrano od niej wszystko, choć niewiele tego miała. W odróżnieniu od innych trafiających do aresztu Rosjanek czy Ukrainek obwieszonych złotem, Tamara nie miała w ogóle biżuterii. Mimo że skarżyła się na zdrowie, nie miała żadnych lekarstw. Na to jej nie było stać.

      Najtrudniejszym problemem był fakt, że nie znała języka. Dopiero sprowadzony tłumacz trochę rozjaśnił te mroki, które przed nią się ścieliły. Rzeczy jej zostały przeszukane. Stwierdzono, że posiada wiele dokumentów. Część z nich pochodziła jeszcze z Ukrainy, a pozostałe, dotyczące jej i córeczki, pochodziły z Izraela.

      Większość z nich stanowiły dowody walki, jaką toczyła Tamara z jej byłym mężem i jego rodziną. Stanowiły one jakby wiano Tamary na nową drogę. Bo jeśli trafią na biurko oficera imigracyjnego z odrobiną uczuć ludzkich, to będą one ewidentnym świadectwem, że ta kobieta wymaga pomocy. Kraj, do którego sprowadził ją jej były mąż, był dla niej piekłem na ziemi.

      Orzecznictwo sądowe w Kanadzie jest dość bogate w precedensy, które rozbudowują pojęcie uciekiniera do takich przypadków jak Tamary. Nie chodzi w tym wypadku o ucieczkę związaną z problemami politycznymi, ale z problemami rodzinnymi i strachem przed znęcaniem się przez byłego męża, przy czym brak było realnej pomocy ze strony aparatu państwowego. Bo uboga nie-Żydówka niewiele mogła wobec środowiska żydowskiego w jego własnym kraju.

      Droga do uzyskania statusu stałego rezydenta Kanady była dla Tamary długa i nasłana wieloma niespodziankami. Na drugi dzień została wysłana na kontynuację przesłuchania do urzędu imigracyjnego w terminalu, do którego przybyła. Stamtąd została zwolniona na wolność, pod warunkiem, że będzie się zgłaszała na kolejne przesłuchania do urzędu imigracyjnego.

      W ciągu jednego dnia pobytu w areszcie, od przebywających tam od dłuższego czasu ukraińskich prostytutek, które też przybyły z Izraela, ale z dużymi kontami dolarowymi, dowiedziała się, że może uzyskać dach nad głową nieodpłatnie w schroniskach. Dostała od nich adresy. Cały jej majątek stanowiło 200 dolarów amerykańskich. Część tej kwoty znalazła się w kieszeni sikhijskiego taksówkarza, który odwiózł ją pod wskazany adres.

      W Tamarę wstąpiły jakby nowe siły. Poczuła, że już po pierwszej wygranej walce, kolejne przeszkody też zdoła pokonać. W schronisku przyjęto ją życzliwie. Znała trochę te warunki życia z okresu pobytu z małą córeczką w podobnym w Izraelu. Dostała ładny pokój i zasiłek pieniężny na wyżywienie.

      Już na drugi dzień spotkała się z pracownicą socjalną mówiącą po rosyjsku. Ona miała stanowić przez najbliższe miesiące dla Tamary łączność z tym nowym dla niej światem. Córeczka skierowana została do pobliskiej szkoły. To ona już wkrótce zastąpiła pracownicę socjalną jako tłumacz i przewodnik dla matki, która przeszła gehennę, aby jej ukochane dziecko nie czuło się "podczłowiekiem".

Aleksander Łoś

Toronto

Opublikowano w Prawo imigracyjne

Dzisiejsza wędrówka ludów wynika głównie nie z przyczyn politycznych, ale ekonomicznych. To nie ubodzy nędzarze z Sudanu, tępieni przez swoich również czarnoskórych współobywateli, ale muzułmanów, stają głównie u granic Kanady, prosząc o azyl. Ale też nie pojawiają się analfabeci, nędzarze z Indii czy Pakistanu, ale członkowie warstwy średniej tego kraju: byli oficerowie armii, nauczyciele, lekarze, inżynierowie. Oni słyszeli o możliwości poprawy swojego bytu za oceanem. Ich ubożsi współobywatele, jeśli nawet o tym słyszeli, to nie mają środków finansowych, aby to zrealizować.

Opublikowano w Prawo imigracyjne
piątek, 18 maj 2012 10:42

Pospolity glina

  remontNie będzie to opowieść o pracowniku drogowym, który między jezdnią a chodnikiem układa krawężniki. Będzie to opowieść o "glinie", ale nie takim filmowym detektywie, który to walczy samotnie, ale w końcu z pełnym sukcesem, z gangami. Bo "krawężnik" to pejoratywne określenie policjanta z zupełnych nizin służbowych, który szlifuje swoimi służbowymi buciorami m.in. krawężniki.

      Michał, na pytanie, co robił w Polsce, odpowiedział: "byłem zwykłym krawężnikiem". Ten ponad sześćdziesięcioletni mężczyzna, po dwudziestu latach służby w milicji dosłużył się wprawdzie stopnia starszego sierżanta, ale kiedy przyszła zmiana nazwy z "milicja" na "policja", kiedy zaczęły się weryfikacje, sam zrezygnował ze służby i przeszedł w wieku czterdziestu paru lat na wcześniejszą emeryturę. Nie była ona niska, na tle średnich wynagrodzeń czy zwykłych emerytur, choć stanowiła 75 proc. pełnej emerytury policjanta, który odchodził ze służby po trzydziestu latach. Michał swoje odejście skwitował ogólną sentencją: "w tej służbie każdemu można przypiąć łatkę".

Opublikowano w Prawo imigracyjne
czwartek, 10 maj 2012 23:26

Pokręcony życiorys

Dziwimy się czasami, kiedy ktoś z cudzoziemców nie potrafi określić, gdzie leży Polska, lub też ma braki w znajomości historii naszego kraju. A co my wiemy, na przykład, o tym, co się działo przed dwudziestu laty w Salwadorze, kraju położonym w północnej części Ameryki Południowej? W większości krajów tego regionu albo toczyły się w tym czasie wojny domowe, albo kraje były opanowane przez reżimy dyktatorskie, a prawie wszystkie pogrążone były w nędzy przeważającej części społeczeństwa. W Salwadorze było trochę wszystkiego z tych przypadłości, a nadto wysoka przestępczość.

Opublikowano w Prawo imigracyjne

Pochodzili ze średnio zamożnej, dość przeciętnej rodziny. Ojciec ich miał tylko dwie żony, choć prawo pozwalało mu mieć do czterech. Ale nie stać go było na więcej. Ona była najmłodszą córką pierwszej żony, z którą miał pięcioro dzieci, a on najmłodszym synem od drugiej żony, z którą zdążył mieć tylko troje dzieci. Rodzice prowadzili normalny tryb życia muzułmańskiej rodziny. Rodzinny sklep w Mogadiszu był ich źródłem utrzymania do czasu wybuchu wojny domowej. Już w pierwszym miesiącu walk ich sklep został rozbity i rozgrabiony. W drugim miesiącu zabity został w czasie zamieszek ojciec rodziny. W trzecim miesiącu zabrakło środków do życia. Dwaj starsi bracia gdzieś zniknęli. Pojawiali się co jakiś czas, przynosząc trochę jedzenia, a później znowu znikali. Jasne było, że przyłączyli się do którejś z walczących grup.

Opublikowano w Prawo imigracyjne

fototelawiw copyWydawało się, że pięcioletnia okupacja Polski przez Niemców i realizacja ich planu ostatecznego rozwiązania problemu żydowskiego wyeliminuje ich zupełnie z terytorium Polski – państwa najbardziej tolerancyjnego dla tych prawie dwutysięcznych wygnańców. Udało się to nazistom w około 97 proc., bo około trzech milionów wymordowali, ale udało się przetrwać, w ogromnej większości wypadków dzięki pomocy Polaków, resztkom liczącym około stu tysięcy. Ale wraz za Armią Czerwoną podążała na teren Polski w nowych granicach dalsza stutysięczna grupa Żydów. Byli to bądź potomkowie mieszkańców dawnej Rzeczypospolitej, lub też tacy, którzy żyjąc pod butem Stalina, liczyli na to, że w kraju o tolerancyjnych tradycjach będzie się im żyło lepiej.

Opublikowano w Prawo imigracyjne
poniedziałek, 30 kwiecień 2012 15:08

Opowieści z aresztu imigracyjnego - Strata dla Kanady

montrealJanos nosił imię byłego przywódcy komunistycznego swojego kraju, ale nie na jego pamiątkę, ale dlatego, że było to popularne imię na Węgrzech. W małym miasteczku, w centrum Węgier, gdzie się urodził przed dwudziestoma pięcioma laty, imię to było popularne i z tego względu, że ostatni hrabia, były pan tych ziem, nosił to imię. Ale komuniści wyprawili go na drugi świat, a jego rodzina uciekła na Zachód. Janos tych czasów nie mógł pamiętać, ale z opowieści rodzinnych nasłuchał się o tym, jak to nieźle się żyło przed wkroczeniem Sowietów.


Po wojnie miasteczko się trochę powiększyło, a to za sprawą zbudowanych tutaj zakładów obuwniczych. Była to dobra lokalizacja tej branży wytwórczej, bowiem tradycyjnie w tym miasteczku szewstwo przechodziło w wielu rodzinach z ojca na syna. Tak więc nie było problemu ze znalezieniem fachowców. Wprawdzie mistrzowie szewscy nie kwapili się do fabryki, ale kiedy najpierw ograniczono, a później zupełnie pozbawiono ich możliwości nabywania legalnie surowca na buty, to i oni zapukali do bramy fabrycznej.

Opublikowano w Prawo imigracyjne
Strona 2 z 2
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.