farolwebad1

A+ A A-

Opowieści z aresztu deportacyjnego: Dziwna wędrówka

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Ludzie podążają za swoim szczęściem do przeróżnych i z różnych zakątków świata. Zmieniają kontynenty, języki, którymi muszą w kolejnych krajach się posługiwać, środowiska kulturalne, i głównie odrywają się od swoich rodzin i swoich korzeni.

Charles, czarny jak heban około 35-letni mężczyzna, urodził się w stolicy Ghany, Akrze (Accra). Był on jednym z czternaściorga dzieci swoich rodziców. Nie był to rekord w jego rodzinie i jego kraju. Jego dziadek miał dziewięćdziesięcioro sześcioro dzieci. Ile miał żon, Charles dokładnie nie wiedział. Charles też nie wiedział dokładnie, jakiego wyznania był jego dziadek. Najprawdopodobniej był on wyznawcą religii naturalnej, z domieszką islamu. Bowiem dość silne były w tym kraju i w tym czasie wpływy arabskiej północy.

Rodzice Charles’a ochrzcili się. Też nie bardzo było mu wiadome, czy dokonali tego jeszcze w dzieciństwie, czy też już kiedy się pobrali. Faktem jest, że Charles wychowywany był już po katolicku, ale z domieszką obrządku naturalnego, wywodzącego się z dawnych czasów. Na przykład, jak pamiętał, elementem obrządku katolickiego w jego kościele były często tańce. Tak więc surowa obrzędowość katolicka musiała się dostosować do miejscowych zwyczajów.

Ojciec Charles’a miał tylko jedną żonę i to z tego związku pochodziło czternaścioro dzieci. Rodzice Charles’a mogli sobie pozwolić na utrzymanie takiej gromadki dzieci dzięki pozostawionej im części fortuny dziadka. Ten bowiem był ghańskim bogaczem, tak więc każdemu z prawie setki jego dzieci coś tam kapnęło z fortuny ojca. Rodzicom Charles’a wystarczyło to na dość godziwe życie, danie dzieciom możliwości ukończenia szkół średnich, ale niewiele już pozostało, aby obdzielić znacznie uszczuplonym majątkiem dorastające potomstwo. Tak więc musieli sobie sami radzić. W kraju było ubogo i niepewnie, wobec ciągłych walk międzyplemiennych w sąsiednich krajach, a i w kraju sytuacja polityczna nie była całkiem stabilna.

Charles postanowił udać się do Japonii. Niezbyt wiele wiedział o tym kraju, a w zasadzie prawie nic. Ale wiedział od tych, którzy już wcześniej wywędrowali do Europy, o dyskryminacji, o życiu na marginesie zasobnych, postkolonialnych, „białych” społeczeństw. Szczytem marzeń młodzieńców z jego kraju było posiadanie japońskiego samochodu. Charles wiedział, że nie będzie go nigdy stać na zakup takiego samochodu, jeśli będzie pracował za grosze we własnym kraju. Postanowił więc wyemigrować tam, skąd te wyśnione samochody pochodziły.

Kiedy wylądował na tokijskim lotnisku, to oświadczył, że jest turystą, pragnącym zwiedzić Kraj Kwitnącej Wiśni. Wpuszczono go bez przeszkód. Trafił dość szybko do miniafrykańskiej dzielnicy w japońskiej stolicy. Już w połowie dziewiętnastego wieku, w wyniku interwencji amerykańskiej marynarki wojennej, Japonia otworzyła się na świat. Ale któż mógł przewidzieć, że otworzy się również na imigrantów afrykańskich? Społeczeństwo tego kraju nie jest przychylne tej imigracji, ale poprawność polityczna kraju demokratycznego nie pozwala na ścisłą selekcję kierunku tej imigracji. A najbogatszy azjatycki kraj przyciąga jak magnes.

Charles, dzięki pomocy krajanów, znalazł pracę sprzątacza. Już mógł się utrzymać, żyjąc „na kupie” w ciasnym pokoiku wraz z dwoma innymi Ghańczykami. Wiedział, że bez poznania, choćby w minimalnym stopniu, japońskiego nie ma szans na polepszenie swojego losu. Uczył się więc pilnie japońskiego. Po dziesięciu latach pobytu w Japonii mówił płynnie językiem tego kraju. Charles, pochodzący z byłej brytyjskiej kolonii i uczący się w szkole, gdzie drugim językiem wykładowym był angielski, mówił płynnie tym językiem, ale, wbrew oczekiwaniom, nie miał z tego tytułu jakiegoś pożytku. Bo na jego szczeblu: sprzątacza, pomocnika na budowach, pracownika drogowego, czy w końcu strażnika, znajomość angielskiego nic mu nie dawała.

W połowie swojego pobytu w Japonii Charles poznał swoją krajankę, która też wywędrowała za chlebem. Też borykała się z trudnościami, ale, w odróżnieniu od ogromnej większości wschodnich Europejek, nie skończyła w domu publicznym. Była to uczciwa, religijna dziewczyna. To ona wciągnęła Charles’a do swojego kręgu, powodując, że trochę zmienił on Kościół, w którym był wychowany. Otóż przeszedł on z katolicyzmu do Kościoła zielonoświątkowego. Jest to dość popularny, szczególnie wśród ludności czarnoskórej, Kościół chrześcijański z elementami protestantyzmu i religii pogańskiej, przedchrześcijańskiej, wyznawanej w krajach afrykańskich i tam, gdzie Afrykanie zostali przywiezieni jako niewolnicy. Charles zawarł ślub w tym kościele, a po pewnym czasie zaczął służyć w nim swoim talentem, grając na organach elektronicznych. Ze związku tego urodziło się troje dzieci.

Ale w miarę dojrzewania, poczuwania się do obowiązku zapewnienia dzieciom godziwych warunków życia, Charles i jego żona zdecydowali, że powinni zmienić kraj osiedlenia się. Wprawdzie w Japonii mieli prawo stałego pobytu (o co się legalnie postarali), ale odczuwali na każdym kroku dyskryminację. Swoim dzieciom pragnęli zapewnić życie w kraju, gdzie kolor ich skóry nie będzie stanowił większego problemu. Po zbadaniu tego zagadnienia uznali, że krajem takim jest Kanada. Po kilku miesiącach przygotowań zlikwidowali więc wszystko i wylądowali na lotnisku torontońskim.

Tutaj oświadczyli z miejsca o swoim celu przybycia do Kanady. Zostali zatrzymani w areszcie imigracyjnym, w którym spędzili miesiąc. W tym czasie nawiązali kontakt z wyznawcami swojego Kościoła. Już po tygodniu prawie codziennie ktoś ze współwyznawców ich odwiedzał z pocieczeniem, radami i deklaracjami pomocy. I faktycznie, na kolejną rozprawę imigracyjną przybyło dwóch wyższych przedstawicieli tego Kościoła i zostali oni ustanowieni gwarantami tej rodziny, wpłacając kilkutysięczną kaucję.

Charles z rodziną był wolny, uzyskał kwaterę w schronisku miejskim i zasiłek. Nie wolno mu było pracować, ale miał prawo posłać dzieci do szkół. Rodzina miała też zapewnioną darmową opiekę lekarską. Po dwóch miesiącach Charles, dzięki pomocy pracownika socjalnego schroniska, uzyskał prawo do pracy. Po dalszych dwóch miesiącach tenże pracownik socjalny pomógł mu wynająć skromne, niedrogie mieszkanie, co przy pensji Charlesa i zasiłku socjalnym żony i dzieci pozwoliło im rozpocząć nowe życie.

Choć warunki bytowe na początku były dość trudne, to jednak ulegały systematycznie poprawie, bo żona Charles’a też zaczęła pracować. Ale najważniejsza odmiana losu dotyczyła odzyskania godności. W odróżnieniu od życia w Japonii Charles nie odczuwał ciągłej dyskryminacji, a wręcz odwrotnie, w coraz większym stopniu czuł, że jest u siebie. Po dwóch latach trwania procesu imigracyjnego Charles z rodziną uzyskał status stałego rezydenta Kanady. Zaczął poszukiwać lepszej pracy, tym bardziej że jego płynny angielski nie utrudniał mu kontaktu z ludźmi.

Ostatnią pracę, jaką Charles wykonywał w Japonii, była praca strażnika w jakiejś firmie. Zaczął więc poszukiwać podobnej pracy po dwóch latach pobytu w Kanadzie. Sam nie mógł uzupełnić swojego wykształcenia, bo musiał zapewnić chleb dla dorastających dzieci. A jednocześnie miał już dość pracy pomywacza naczyń w restauracjach. Ktoś mu podpowiedział, że pewna firma ochroniarska poszukuje pracowników. Udał się do biura tej firmy, wypełnił formularze, odbył rozmowę kwalifikacyjną i został zaproszony na dwudniowy kurs, który odbył i zakończył z powodzeniem. Firma wystąpiła do policji o wydanie Charles’owi licencji ochroniarza, a kiedy ona nadeszła, wydano mu mundur. Ale ciągle nie otrzymywał przydziału, pracując nadal w swoim dotychczasowym miejscu pracy.

Aż któregoś dnia zadzwonił telefon. Dzwonił kontroler firmy ochroniarskiej, oferując mu na następny dzień jedną ośmiogodzinną zmianę, mówiąc, że jeśli się sprawdzi, to ma szansę tam się zaczepić. Charles stawił się we wskazanym miejscu i godzinie i jakież było jego zaskoczenie. Zaczął pracować w areszcie imigracyjnym, tym samym, w którym przebywał wraz z rodziną przed ponad dwoma laty, ale który został przed rokiem przeniesiony i stąd Charles początkowo nie zorientował się, gdzie jest kierowany do pracy.

Teraz to on kontrolował tych, którzy przybywali później od niego do Kanady jak do ziemi obiecanej i wielu z nich nie miało tego szczęścia co on i w większości byli z aresztu odsyłani do swoich rodzinnych krajów.

Aleksander Łoś

Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.