Znał doskonale historię swojego kraju. Podkreślał, że to Serbowie ucierpieli w czasie II wojny światowej od Chorwatów, którzy współpracowali z hitlerowcami, że wszak wieloletni prezydent Jugosławii, który wprowadził w tym kraju niezależny od Związku Sowieckiego komunizm, był Chorwatem. Nie widział przyczyn, dla których inicjatywy rozpadowe Jugosławii zostały poparte przez społeczność międzynarodową. Uważał, że nazwa „Jugosławia” miała już swoją rangę na arenie międzynarodowej, że kraj przyciągał turystów. Niemcy masowo przyjeżdżali na urlopy, bo klimat był podobny jak we Włoszech, a ceny dużo tańsze. Polscy turyści coś tam sprzedali, kupili marki niemieckie i też wyjeżdżali zadowoleni. Zoran to wszystko opowiadał ze smutkiem, że kraj rozpadł się na szereg państewek, które już nie mają tej rangi co Jugosławia. Nie miał poglądów wielkoserbskich. Uważał, że Miloszević popełnił błąd, próbując złamać opozycję za pomocą siły, a nie na drodze politycznej.
Ojciec Zorana był człowiekiem zaradnym i już w czasach komunistycznych potrafił rozbudować i udoskonalić swoje gospodarstwo rolne. Dało to mu możliwość wysłania syna do szkoły budowlanej z internatem. Kiedy syn ukończył szkołę, w pełni włączył się w budowę i rozbudowę gospodarstwa.
Ale szybko upomniało się o Zorana wojsko. Już w czasach szkolnych uprawiał on kilka dyscyplin sportu, ale szczególnie upodobał sobie karate. Kiedy stanął przed komisją wojskową, natychmiast został zakwalifikowany do elitarnej jednostki spadochronowej. Kiedy tam trafił, już po okresie unitarnym, wstąpił do klubu wojskowego, gdzie kontynuował treningi. Został zakwalifikowany do kadry sportowej armii. Zaczął zdobywać tytuły, dyplomy i puchary. W końcu sam zaczął trenować nowy narybek.
Kiedy ukończył służbę wojskową, wrócił do domu rodzinnego, kontynuował pracę na gospodarstwie, podjął pracę w państwowej firmie budowlanej, ożenił się i urodziło mu się czworo dzieci: dwóch synów i dwie córki. Ale armia nie zapominała o Zoranie. Prawie co roku wzywano go na ćwiczenia, które sprowadzały się do uczestnictwa w zawodach karateków i trenowania nowych adeptów tej sztuki walki, szczególnie przydatnej komandosom. Awansowano go do stopnia podoficerskiego i otrzymywał coraz wyższe gaże.
Kiedy wybuchł konflikt, który w konsekwencji doprowadził do rozpadu Jugosławii, Zoran też został powołany do wojska, ale nie został wysłany na linę walk, lecz do obozu treningowego, gdzie ćwiczył nowe roczniki i lepiej zaawansowanych w karate członków klubu wojskowego. Łącznie przez siedemnaście lat ćwiczył intensywnie siebie i innych w ulubionym sporcie. Ale i po tym nie zaprzestał ćwiczeń sprawnościowych. Stąd utrzymał doskonałą sylwetkę, mimo ukończenia pół wieku życia.
Kiedy Zoran zorientował się, że siedząc na miejscu, nie zdziała wiele, postanowił udać się za ocean. Tym bardziej że rozpadło mu się małżeństwo. Uzyskał zaproszenie od kolegi, który już osiedlił się w Kanadzie, i pewnego dnia wylądował na lotnisku torontońskim. Kiedy kończyła się mu wiza turystyczna, skontaktował się z agentem imigracyjnym, który pomógł mu w wypełnieniu dokumentów mających doprowadzić do uznania go za uciekiniera politycznego. Zoran podał jakieś przyczyny, które miały uzasadnić jego wniosek, i czekał. Po mniej więcej dwóch latach otrzymał decyzję negatywną.
Ale za bardzo tym się nie przejmował, bo skierował swoje starania na inne tory. Otóż, któregoś dnia siedząc w restauracji, w której spotykali się głównie imigranci z Serbii, zauważył przy sąsiednim stoliku kobietę prawie w jego wieku, która wydawała mu się znajoma. W pewnym momencie chyba przyciągnął ją wzrokiem, bo się odwróciła, dłużej mu przyglądała, wstała i podeszła do niego. Zapytała, czy ją pamięta, bo nazywa się Mila, i zapytała, chyba dla rozwiania zupełnie wątpliwości, czy on nazywa się Zoran i pochodzi z takiej a takiej miejscowości. Potwierdził to, zerwał się i chwycił ją w ramiona. Ona nie opierała się tak okazanej z miejsca radości i serdeczności.
Poznali się przed laty, kiedy on miał osiemnaście, a ona siedemnaście. Kończył właśnie szkołę średnią i była to ich obojga pierwsza miłość. Kiedy ukończył szkołę, poszedł do wojska i związek się rozpadł. Poznali nowych partnerów, zawarli związki małżeńskie, mieli dzieci. Ona miała dwóch synów. Kiedy wybuchły pierwsze walki narodowościowe w Jugosławii, rodzice Mily natychmiast zorganizowali ucieczkę swoją i córki z rodziną, najpierw do Niemiec, a później do Kanady. Tutaj bez trudu uzyskali status uciekinierów politycznych, bo był to gorący okres walk w Jugosławii. Władze imigracyjne nie bardzo przywiązywały wagę, jakiej narodowości są ci uciekinierzy. Samo podanie, że z Jugosławii, otwierało dla wszystkich drzwi do Kanady.
Przed pięcioma laty od spotkania się z Zoranem w restauracji Mila owdowiała. Pracowała w dobrze prosperującej firmie metalowej ojca, gdzie była sekretarką, księgową, zaopatrzeniowcem i dystrybutorem. To znaczy zajmowała się robotą papierkową, a robotnicy wykonywali jej polecenia. Była prawa ręką ojca w firmie. Synów wychowywała przykładnie. Czas wolny od nauki poświęcali głównie na sport. Zoran, ze swoim doświadczeniem sportowym, natychmiast przypadł im do gustu. Zawiązał się konkubinat, a z kolei, po uzyskaniu rozwodu z żoną, Zoran ożenił się z Milą, swoją pierwszą miłością. Nie miał z tym kłopotu, bo była jego żona też już żyła w nowym związku, a Zoran sumiennie wysyłał jej pieniądze na utrzymanie i kształcenie dzieci. Najstarsza córka kończyła już medycynę, młodszy syn kształcił się na popa, a dwoje młodszych dzieci uczęszczało do szkoły średniej. Zaraz też Mila wypełniła dokumenty sponsorowania go jako swojego męża.
Zoran pracował najpierw w firmie budowlanej. Następnie, wspólnie z około 70-letnim imigrantem z Serbii założył swoją firmę budowlaną. Szło im dobrze, zamówienia były coraz większe. I nagle, pewnego dnia wspólnik zniknął, oczyszczając konto firmy. Zoran stracił na tym około osiemdziesięciu tysięcy dolarów. Miał jeszcze kłopoty, bo nie był w stanie wykonać ostatnich zleceń. Wrócił ponownie do pracy w firmie budowlanej, w której wcześniej pracował, ale już na stanowisko brygadzisty. Był dobrym, sumiennym pracownikiem i naturalnym liderem innych imigranckich robotników. Nikt nie przypuszczał, że może mieć jakiekolwiek problemy z urzędem imigracyjnym.
I nagle, pewnego dnia wychodząc z domu do pracy, Zoran został zatrzymany przez dwóch oficerów imigracyjnych. Oświadczyli mu, że go aresztują wobec nie opuszczenia Kanady, kiedy przegrał sprawę o uznanie go za uciekiniera politycznego. Oświadczył im, że tamta sprawa nie ma znaczenia ,bo jest legalnie ożeniony z Kanadyjką, która go sponsorowała. Oficerowie oświadczyli mu, że nic o tym nie wiedzą i że wykonują polecenie wynikające ze sprawy, w której starał się o status uciekiniera politycznego.
Teść uruchomił zaraz swoje kontakty, zaangażowany został agent imigracyjny, kilka osób gotowych było zapłacić kaucję pieniężną dowolnej wielkości, aby Zoran mógł wyjść na wolność. Nic nie pomogło. Pozostawał ciągle w areszcie. Sędzia imigracyjny nawet się z nim zgodził, że „nie wie prawica, co robi lewica”, ale obecnie rozpatrywana jest sprawa Zorana związana z jego pierwotnym wnioskiem. Zoran wracał z kolejnych spraw coraz bardziej rozsierdzony. Ciągle go ktoś odwiedzał, on ciągle dzwonił. Ludziom nie mieściło się w głowie, że z uwagi na niepołączenie dwóch spraw, Zoran jest traktowany jako ten, który od pięciu lat przebywa w Kanadzie nielegalnie.
Te przepychanki trwały cały miesiąc. W końcu sprawa została zlecona wziętemu, ale i drogiemu adwokatowi specjalizującemu się w sprawach imigracyjnych. Cieszył się on szacunkiem wśród sędziów imigracyjnych (adjudicator) i w końcu wyciągnął Zorana za kilkutysięczną kaucją z aresztu.
Na tym oczywiście nie skończyły się kłopoty Zorana. Musiał jeszcze walczyć o prawo pozostania w Kanadzie aż do uzyskania prawa stałego pobytu wynikającego z faktu, że zawarł związek małżeński z Kanadyjką. Na szczęście, przepisy dotychczasowe nakazujące wyjazd w takich przypadkach z Kanady i oczekiwanie na decyzję za granicą się zmieniły i cała sprawa zakończyła się sukcesem.
Aleksander Łoś