farolwebad1

A+ A A-

Opowieści z aresztu deportacyjnego: Los kobiety

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Losy niektórych ludzi są tak bogate w wydarzenia, nawet jeśli nie żyją w czasach wojny, że mogłyby stanowić dobry scenariusz filmowy. Zwykle nie są to losy ludzi osiadłych przez całe życie w jakiejś zapadłej dziurze. Zwykle też takie bogate życiorysy mają ludzie nieprzeciętni.

Matka Racheli przeżyła obóz koncentracyjny w Baden-Baden w Niemczech. Wkrótce poznała obywatela Szwajcarii i wyszła za niego za mąż. Pochodził z dobrze sytuowanej rodziny osiadłej od pokoleń w Zurychu, czyli centrum niemieckojęzycznej części Szwajcarii. Rodzina ta miała poglądy antysemickie. Ojciec Racheli wiedział więc, że po ożenku z Żydówką nie ma co pokazywać się w rodzinnych stronach. Dopiero tuż przed śmiercią jej matka została zaakceptowana przez rodzinę swojego zmarłego już męża.

Wyjechali do Hiszpanii i zamieszkali w Katalonii, z tego przez znaczną część życia mieszkali w stolicy tej prowincji, Barcelonie. Rachela z rozrzewnieniem wspominała to piękne miasto jej młodości. Była ona najmłodszą z ośmiorga dzieci, przy czym miała tylko samych braci.

Życie w Hiszpanii w tamtym okresie nie było łatwe. Franko, dyktator, tępił wszelkie odrębności regionalne, w tym język i kulturę katalońską. Trzymał twardo wszystko w garści, ale podskórnie wrzało. Jak to bywa w krajach dyktatorskich, nawet główna aleja Barcelony została nazwana jego imieniem jeszcze za jego życia. Rachela mówiła o tym z potępieniem. Ona chciała całe życie czuć się wolna.

Rachela, pół-Żydówka, została wychowana w duchu katolickim. Uczęszczała do szkół przeznaczonych tylko dla dziewcząt, prowadzonych przez zakonnice. Uczęszczała co niedziela na mszę i czyni to do dnia dzisiejszego. Jest z przekonania katoliczką, choć już w jej domu rodzinnym czytano fragmenty z Tory i Koranu. Rodzice chcieli przekazać dzieciom wiedzę o różnych religiach, wierzeniach, kulturach i dać im możliwość świadomego wyboru. Rachela nauczyła się też od matki języka jidysz i sama poznała hebrajski. Była poliglotką, bo mówiła też płynnie po niemiecku, hiszpańsku, w dialekcie katalońskim i po angielsku.

Mimo wyznawanej wiary i pilnowania przez starszych braci Rachela była pod wpływem gorąca południa. Mając piętnaście lat, zaszła w ciążę. Jej sprawcą był student medycyny z Ekwadoru. Oświadczył się jej, a rodzina jej nie miała możliwości mu odmówić, choć Rachela sama jeszcze była dzieckiem. Nie było to nic nadzwyczajnego w tym regionie Hiszpanii.

Wraz z mężem Rachela przeniosła się do jego ojczyzny. Zaczął on praktykę lekarską i został wziętym chirurgiem. Urodziło się im sześcioro dzieci. Rachela w międzyczasie ukończyła studia psychologiczne. Praktykowała w tym zawodzie tylko w wolnych chwilach, na zasadzie pracy nieodpłatnej.

Prowadzenie domu zajmowało jej wystarczająco dużo czasu, mimo pomocy jednej, a czasami dwóch najmowanych do pracy kobiet. Rozdźwięk między Rachelą a jej mężem nastąpił po śmierci ich dwóch córek. Był to wypadek samochodowy, było to zrządzenie losu, ale oboje jakby w podświadomości obwiniali siebie wzajemnie o zaistnienie tej tragedii.

Rachela znalazła ucieczkę w postaci kontraktu, jaki dostała w ONZ. Najpierw przeszła przeszkolenie w siedzibie tej organizacji w Nowym Jorku, a następnie prowadziła badania, w tym jeżdżąc po świecie. Trwało to kilka lat. Jeszcze w tym czasie więzi z dziećmi miała dość dobre. Ale w miarę upływu czasu zaczęły się rozluźniać. Być może obwiniały ją o rozstanie się z ich ojcem. Żadne z czwórki dzieci nie mieszkało w Ekwadorze. Jedno mieszkało w Stanach Zjednoczonych, drugie w Niemczech, trzecie w Szwajcarii, a czwarte w Brazylii. Pozakładali rodziny i łącznie Rachela miała pięcioro wnucząt, które widziała tylko na przysłanych zdjęciach.

W czasie swojej wędrówki Rachela trafiła też do Toronto. Tutaj poznała doktora geofizyki pracującego naukowo. Zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Oboje byli po rozwodach. Pobrali się szybko i zamieszkali w jego obszernym domu. W domu tym, w apartamencikach z odrębnymi wejściami, mieszkały też trzy inne kobiety, w tym dwie mające po jednym dziecku. Dopiero po kilku latach Rachela dowiedziała się, że były to byłe żony jej męża. Praktycznie utrzymywał je i dzieci, które miał z nimi. Związek ten trwał jedenaście lat bez większych zakłóceń. Rachela otworzyła własną praktykę doradztwa psychologicznego, chociaż nie nostryfikowała swojego ekwadorskiego dyplomu w Kanadzie. Ale głównymi jej klientkami były imigrantki hiszpańskojęzyczne, pochodzące z Ameryki Południowej. Głównym ich problemem były nieporozumienia z mężami, w tym znęcanie się fizyczne nad żonami.

Ironią losu ona sama stała się ofiarą takiego traktowania. Nagle w jej mężu coś się odmieniło. Zaczął ją wyzywać od "obrzydliwych Żydówek" itp. Jego agresja narastała, aż doszło do rękoczynów. W tym czasie Rachela dowiedziała się, że rodzina jej męża pochodziła z Niemiec, choć on sam już urodził się w Kanadzie. Pewnego dnia, po kolejnej awanturze Rachela zabrała najpotrzebniejsze rzeczy, trochę gotówki, jaką miała w domu, kilka czeków męża, wsiadła w samochód i odjechała. Zatrzymała się w motelu, gdzie przemieszkała kilka tygodni. W tym czasie puściła w obieg czeki męża, pobierając gotówkę na przeżycie.

Mąż jej zgłosił jej ucieczkę, wraz z jego własnością, na policję. Po kilku tygodniach została zatrzymana i prokurator postawił jej łącznie czternaście zarzutów. W sądzie obroniły się tylko dwa. Rachela sama uważała, że jej głównym grzechem było użycie czeków męża. Oskarżenie o kradzież samochodu uznała za niezasadne, bo był to samochód rodzinny, choć kupiony na nazwisko męża. Kiedy zwróciła się do Legal Aid o pomoc, to uzyskała decyzję odmowną, bo miała stałe miejsce zamieszkania w drogim domu. Nie wzięto pod uwagę, że z tego domu została wyrzucona. Dla świętego spokoju uznała swoją winę co do dwóch zarzutów. W areszcie przesiedziała sześć tygodni, ale sędzia orzekł wobec niej tyko karę z warunkowym zawieszeniem. Głównie miała nie zbliżać się do domu jej męża.

Po wyjściu z aresztu nie miała gdzie się udać. Nie miała nic. Wylądowała w schronisku dla bezdomnych. Tam pracownica socjalna postarała się dla niej o ubranie. Załatwiła jej zezwolenie na pracę i Rachela już była gotowa zacząć nowy rozdział życia, w tym kontynuować praktykę poradnictwa, gdy pewnego dnia w drzwiach jej pokoju w schronisku stanęło dwoje oficerów imigracyjnych, oświadczając jej, że ją aresztują wobec nielegalnego pobytu na terytorium Kanady. Była zdumiona. Mieszkała tutaj dwanaście lat i, jak mówiła, była przekonana, że jej mąż po ślubie zalegalizował jej tutaj pobyt.

Zapewnił ją o tym w pierwszym roku ich małżeństwa, a później ona nie pytała go o to, myśląc, że sprawa jest załatwiona. Nigdy nie dostała do ręki jakiegokolwiek dokumentu z urzędu imigracyjnego, ale jako cudzoziemka, sądziła, że wszystko to załatwił jej mąż. Wtedy jeszcze ukochany mąż.

Jako że Rachela miała zaszarganą kartę karalności, nie została umieszczona w areszcie imigracyjnym, ale w więzieniu dla kobiet. Na oddziale segregacyjnym dla nowych aresztantów przebywała wspólnie z prostytutkami, narkomankami, złodziejkami itp. Nie załamała się. Była wierną uczennicą szkoły wielkiego psychologa austriackiego pochodzenia żydowskiego, Frankla, który przeżył obóz hitlerowski w Oświęcimiu. Swoim życiem i pracą naukową dopisał wielki rozdział do psychoanalizy Freuda, który stawiał diagnozę w oparciu o badanie przeszłości pacjenta. Frankl traktował to jako materiał wyjściowy i poszukiwał możliwych silnych bodźców, które człowieka chorego psychicznie czy o tendencjach samobójczych skłaniałyby do wyjścia ze stanu chorobowego.

Ona też, znalazłszy się na dnie, starała się poszukać motywacji do przetrwania. Widoki jak na razie były marne. Przebywała w więzieniu. Grożono jej deportacją. Jeszcze nie wiedziała gdzie: czy do Ekwadoru, czy do Hiszpanii, a może do Stanów Zjednoczonych, gdzie ostatnio mieszkała, tuż przed przybyciem do Kanady. W żadnych z tych krajów nie miała nikogo bliskiego, nie miała tam jakichkolwiek warunków do życia. Miała już prawie sześćdziesiąt lat. Jak zacząć kolejny etap życia? Stan jej zdrowia też był nie najlepszy. Przeszła wcześniej pomyślnie operację, w czasie której usunięto jej zrakowiałe narządy. Obecnie miała dolegliwości sercowe i odczuwała bóle żołądka. Po ostrym ataku bólu została skierowana do szpitala, gdzie potwierdzono jej dolegliwości. Przypisano lekarstwa i skierowano ponownie do więzienia.

Oczekiwała jednak z nadzieją na rozprawę imigracyjną. Nie miała nikogo tak bliskiego, aby zechciał zapłacić za nią kilkutysięczną kaucję, co pozwoliłoby jej wyjść na wolność. Słyszała coś o "Bail Program", czyli rządowym programie pozwalającym osobom w takiej jak ona sytuacji wyjść na wolność. Starania o takie wstawiennictwo rządowe trwają jednak tygodniami, a nawet miesiącami. Czas dla niej biegł nieubłaganie. Co nastąpi szybciej, czy wyjście na wolność i dalsze starania o pozostanie w Kanadzie, czy deportacja prosto z więzienia?

Aleksander Łoś

Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.