farolwebad1

A+ A A-

Na fali przemian ustrojowych

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Albania była najbardziej komunistyczna w Europie z wszystkich krajów realnego komunizmu. Oczywiście system tam panujący daleko odbiegał od idealizmu komunistycznego wymyślonego przez Marksa. Była to dyktatura oligarchów, którzy ubierali swój antyludzki reżim w piórka kanarka, gdy tymczasem był to sęp. Po rozpadzie tego systemu zaczęła się anarchia.

Szczytem załamania się wszystkiego w tym kraju było wielkie, narodowe oszustwo w postaci piramidki, na której zarobili nieliczni, natomiast straciły setki tysięcy drobnych ciułaczy. Albania, mimo formalnego rządu i jakiejś tam administracji, gospodarczo jest bankrutem podtrzymywanym przez gangi przemytnicze. Zaopatrują one prawie we wszystko tak rynek wewnętrzny, jak i obsługują w tym zakresie zagranicę, a szczególnie Włochy. Ten muzułmański kraj, będący pod okupacją turecką przez kilka wieków, podobnie jak Rosja, po wielu dziesiątkach lat, jest w dużej mierze ateistyczny.

Odradzający się islam w tym kraju połączony jest z nacjonalizmem i marzeniami niektórych o Wielkiej Albanii. Pierwszym krokiem miałoby być przyłączenie do macierzy Kosowa, potem części Macedonii, Bośni itd. To jest tak jak z mówieniem o Polsce od morza do morza. Bo kiedyś tam w historii, przez krótki czas, Albania była średniej wielkości krajem, a dzisiaj jest małym, biednym i opanowanym przez kryminalistów.

Ali (typowo muzułmańskie imię), trzydziestopięcioletni mężczyzna, swoją młodość przeżył jeszcze pod reżimem komunistycznym. Ukończył szkołę średnią i podjął pracę, którą gwarantował ten reżim, a nawet przestępstwem było nie wykonywanie prostej, nisko płatnej pracy. Pilnowała tego policja. Opornych kierowano, podobnie jak w Korei Północnej jeszcze dzisiaj, na rehabilitację. Oczywiście bez wyroków sądowych. Może już nieliczni pamiętają, że taki system również obowiązywał w Polsce stalinowskiej. Pamiętam, że kierowałem do likwidacji akta sądowe z tamtego okresu, z których wynikało, że chłop, który nie wyszedł do pracy bez uzasadnionej przyczyny, był skazywany na kilka tygodni czy miesięcy więzienia. Zwykle kierowany był do karnych PGR-ów, głównie do wypasania owiec i bydła w Bieszczadach.

Jeszcze w okresie panowania tego reżimu Ali zdążył się ożenić. Ale trójka dzieci urodziła się już w okresie gwałtownych przemian ustrojowych.

Początkowo, poza większym poczuciem wolności, nic się specjalnie nie zmieniło w życiu Alego. Ciągle pracował, choć wokół zamykane były masowo zakłady państwowe, które wyrzucały na bruk pracowników. W końcu dotknęło to i Alego. Stał się bezrobotny. Czym nakarmić otwarte dzioby małych dzieci?

Jedynym pracodawcą w tym nadmorskim miasteczku stał się gang przemytników. Ali znał niektórych jego członków. Poprosił jednego z nich o znalezienie mu jakiegoś zajęcia. Po jakimś czasie ten znajomy w nocy zaprowadził go do szefa gangu, który po rozmowie obiecał Alemu zatrudnienie.

Faktycznie, którejś nocy Ali został zabrany do odbioru przemycanego dużą łodzią motorową towaru. Jego zadaniem było przenoszenie pak do pobliskiej jaskini. Zapłatę otrzymał natychmiast po wykonaniu pracy. Od tego czasu miał już zajęcie prawie co noc. Zdarzało się też, że był zabierany łodzią na stronę włoską i tam albo wyładowywał towary, głównie do czekającej ciężarówki, lub też załadowywał z niej na łódź, a najczęściej były to obie czynności wykonywane po kolei.

Praca ta stawała się jednak coraz bardziej niebezpieczna. Władze włoskie coraz bardziej skutecznie tropiły i aresztowały przemytników. Zwiększyła się też aktywność straży przybrzeżnej po stronie albańskiej. Włosi zaopatrywali straż albańską w coraz nowocześniejszy sprzęt, w tym szybkie łodzie, aby te mogły doganiać i aresztować przemytników. Kilka wypraw okolicznych grup przemytniczych zostało zgarniętych przez jedną lub drugą straż. Więzienia albańskie to nie sielanka kanadyjska. Ali wiedział o tym i postanowił wiać.

Uzbierał trochę pieniędzy. Któregoś dnia poprosił swojego szefa o przemycenie jego rodziny do Włoch. Robili to już wcześniej wielokrotnie. Początkowo szef odkładał decyzję, ale w końcu zgodził się za wyznaczoną stawkę. Ali nie pozwolił żonie nawet sprzedawać niczego z ich skromnego dobytku, aby nie wzbudzać podejrzeń. Którejś nocy załadował żonę i trójkę małych (3, 5, 7 lat) dzieci i rozpoczęła się ich wyprawa po "złote runo". Wysadzeni zostali na brzegu włoskim i dalej mieli sobie radzić, jak potrafią. Udali się pieszo do najbliższej nadmorskiej wioski włoskiej i tam zostali zatrzymani przez policję. Zostali przewiezieni do obozu imigrantów. Zaczęła się niepewność i oczekiwanie, co będzie dalej.

W dalszej drodze miał im pomóc brat żony Alego, który wcześniej dostał się do Kanady i tutaj miał już status landed immigrant. Nie miał on jednak jeszcze warunków finansowych na sponsorowanie rodziny Alego. Za jego radą Ali postanowił wraz z rodziną dostać się do Kanady jako turysta.

Przysłał w tym celu pieniądze na bilety lotnicze dla rodziny Alego. Kiedy Ali przez tłumacza zwrócił się do szefostwa obozu z prośbą o wydanie paszportów, bo zamierzają wyjechać do innego kraju, ci spełnili z ochotą jego prośbę. Ich celem było pozbywanie się jak najszybciej tych niechcianych przybyszy. Ali udał się do konsulatu kanadyjskiego i otrzymał dla siebie i swojej rodziny wizy turystyczne. Pomogły listy przysyłane przez brata żony, który zapraszał ich do odwiedzenia go w Kanadzie.

Natychmiast po przybyciu na lotnisko torontońskie Ali został poddany "maglowaniu" przez oficera imigracyjnego. Ten nie był tak naiwny jak jego kolega z konsulatu kanadyjskiego we Włoszech. Intencja Alego była ewidentna. Kto, z kilkuset dolarami, wybiera się na wycieczkę do Kanady wraz z całą rodziną? Ali wraz z żoną i dziećmi zostali umieszczeni w areszcie imigracyjnym na jedną noc. Na drugi dzień oficer imigracyjny, już w obecności tłumacza, rozpoczął drugą rundę przesłuchania Alego i jego żony. W poczekalni czekał brat żony, z którym oficer imigracyjny kilkakrotnie się konsultował. Wynik tego przesłuchania był taki, że Ali i jego żona wypełnili kwestionariusze uciekinierów politycznych. Po ich sfotografowaniu i pobraniu odcisków palców zostali wypuszczeni na wolność.

Zabrał ich do swojego mieszkania brat żony Alego. Już następnego dnia rozpoczął z nimi objazd urzędów kanadyjskich, czego skutkiem było uzyskanie pomocy socjalnej (kilkaset dolarów miesięcznie), kart OHIP i zezwoleń na pracę dla Alego i jego żony. Pracę też mu brat żony załatwił. Ali zaczął pracować na budowie. Praca była początkowo ciężka, ale w miarę upływu czasu mięśnie Alego stężały, poznał lepiej robotę i było już lżej. Rodzina dostała też mieszkanie w budynku rządowym, za które płaciła dużo mniej niż przeciętny najemca.

W tym czasie toczyła się procedura imigracyjna. Ali i jego żona (która nie pracowała – zajmowała się dziećmi) kilkakrotnie byli wzywani do urzędu imigracyjnego. W końcu, po dwóch latach wydano im decyzję nakazującą opuszczenie Kanady, gdyż nie spełniali warunków do uznania ich za uciekinierów politycznych. W tym czasie w Albanii nastąpiły zmiany polityczne i po powrocie do kraju nie groziły im jakiekolwiek represje. Ali, za poradą brata żony, wynajął konsultanta imigracyjnego, który napisał w ich sprawie odwołanie do wyższej instancji. Sprawa jakby stanęła w martwym punkcie.

I oto któregoś dnia na budowę, na której pracował Ali, przybyło dwóch cywilów. Zaczęli legitymować wszystkich pracowników. Po odebraniu danych od Alego udali się do swojego samochodu i dłużej nie wracali. Kiedy jednak wrócili, to oświadczyli, że aresztują Alego.

Za tłumacza posłużył jeden z kolegów z pracy Alego. Ali powiedział im, że przecież ma zezwolenie na pracę. Oni oświadczyli mu, że ważność tego zezwolenia już wygasła (wydane było na trzy lata) i że obecnie to pracuje nielegalnie w Kanadzie i przebywa nielegalnie, bo wydany został nakaz jego wydalenia.

Ali znalazł się w areszcie imigracyjnym. Jego żony nie aresztowano z uwagi na opiekę nad dziećmi. Ali zaczął wydzwaniać do brata żony i swojego szefa, też Albańczyka, prosząc o pomoc. Już na drugi dzień jego szef zwrócił się do oficera imigracyjnego z ofertą zapłacenia kaucji za Alego.

Pieniądze na ten cel oczywiście miał przekazać mu Ali lub brat jego żony. Oficer imigracyjny wyznaczył kaucję w kwocie trzech tysięcy dolarów, po zapłaceniu których opuścił areszt w towarzystwie swojego szefa.

Ten ostatni został ostrzeżony przez oficera imigracyjnego, że Ali nie ma prawa pracować. To go zmartwiło, bo wszak pomagał Alemu, licząc na to, że ten sprawdzony, dobry robotnik będzie dla niego pracował.

Dalsze losy Alego nie są mi znane. Albo wygra proces i zostanie w Kanadzie, albo też będzie zmuszony wracać do swojej rodzinnej Albanii. Trudno mu będzie, jak wielu to robi, mając rodzinę, ukrywać się.

Gdyby nie stawił się na którekolwiek z wezwań władz imigracyjnych, przepadłaby kaucja. Dla niego to był niemały grosz.

Aleksander Łoś
Toronto

Ostatnio zmieniany sobota, 11 styczeń 2014 22:11
Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.