farolwebad1

A+ A A-

Potomek kolonializmu

Oceń ten artykuł
(3 głosów)

Poczęty został w ostatniej europejskiej kolonii w Afryce, ostatniego państwa kolonialnego, tj. Portugalii. Ojciec jego, sierżant armii kolonialnej swojego kraju, jak większość zawodowych podoficerów, znalazł sobie w czasie kilkuletniego pobytu w tym kraju czarnoskórą piękność, z którą żył w konkubinacie.

Kiedy oddziały narodowowyzwoleńcze wspierane dostawami broni, pieniędzy i instruktorami z bloku komunistycznego przypierały do muru oddziały kolonialne, którego szeregowcami byli głównie czarnoskórzy mieszkańcy tej kolonii, sierżant zawarł związek małżeński z ciężarną konkubiną i wysłał ją, już jako swoją żonę, do Portugalii. Sam jeszcze "zabawił" w byłej kolonii kilka tygodni, aż rewolucja "czerwonych goździków" spowodowała całkowite wycofanie się Portugalii z kolonii afrykańskich. Byli oni pierwszymi kolonistami europejskimi w Afryce i Azji, jeszcze przed Hiszpanią, Anglią, Holandią czy Francją, i ostatni się wycofywali pod naporem nowych czasów.

Ciężarna, przyszła matka Jose, znalazła się w Portugalii pod opieką rodziców ojca dziecka. Z trudem przełykali oni pigułkę porażki swojego kraju i swojego syna – bo tak traktowali jego związek małżeński z Murzynką. Okazywali jej uprzejmość, ale dalecy byli od zaakceptowania. Mieszkali w dużej wsi, kilkadziesiąt kilometrów od Lizbony. Byli średnio zamożnymi chłopami, co w biednej Portugalii znaczyło brak głodu, ale nic ponadto. To było też przyczyną, że ich jedyny syn zaciągnął się na zawodowca do armii. Teraz, kiedy wrócił, miał gdzie zamieszkać, ale źródeł zarobków nie było w całej okolicy. W takiej sytuacji jak on było tysiące wojskowych i cywilów wracających z byłej kolonii.

Kiedy Jose się urodził, jego dziadkowie go zaakceptowali, tym bardziej że był urodziwym dzieckiem i miał cechy bardziej ojca niż matki: wprawdzie lekko śniadą skórę i lekko kręcone, czarne włosy, ale resztę odziedziczył po ojcu. Przez pierwszy rok ojciec Jose pracował w gospodarstwie rodziców, ale szukał ciągle prac dorywczych dających realne dochody. W końcu znalazł właściwy kontakt. Był to pośrednik, który załatwił mu pracę "gastarbeitera" w Szwajcarii. Od tego czasu wyjeżdżał do Szwajcarii na dziewięć miesięcy, skąd słał systematycznie pieniądze na utrzymanie żony i dwójki dzieci (bo urodziła mu się również córka), na polepszenie kondycji gospodarstwa systematycznie odkładał pieniądze w banku szwajcarskim.

Każdego roku na trzy miesiące wracał do Portugalii. Do tego zobowiązywały go przepisy szwajcarskie, które tym sposobem zapobiegały ubieganiu się sezonowych robotników o prawo stałego pobytu w tym kraju. Po kilku latach takiej pracy ojciec Jose wystawił na terenie gospodarstwa rodziców nowy dom dla swojej rodziny. Wiodło im się dobrze, w porównaniu z ciągle trwającą biedą wśród sąsiadów.

Jose ukończył szkołę podstawową i ambicją ojca było, aby się dalej kształcił. Wprawdzie rozpoczął naukę w odległej o kilka kilometrów szkole średniej, ale już po pierwszym półroczu z tego zrezygnował. Powiadomił ojca, że interesuje go praca w zawodzie mechanika samochodowego i że już dogadał się z właścicielem najbliższego zakładu, że ten zatrudni go na pomocnika. Tak więc w wieku niespełna 15 lat Jose podjął niby naukę, a faktycznie pracę zawodową. Dopiero po dwóch latach zaczął zarabiać dość dobrze i stał się w pełni niezależny finansowo od rodziców. Kupił sobie używany motor i rozpoczął żywot średnio zamożnego, jak na portugalskie warunki, młodziana. Trwało to jeszcze dalsze trzy lata.

W rozmowach z kolegami powracał ciągle temat wyjazdu do któregoś z krajów, gdzie można zarobić prawdziwe pieniądze. Niektórzy ze starszych kolegów już tam byli i pisali listy zachęcające do takich wyjazdów. Któregoś dnia na jednej z zabaw Jose spotkał starszego o kilka lat kolegę, który przyjechał na urlop z Anglii, gdzie przebywał od trzech lat. Rozmowa z nim zakończyła się ustaleniem, że Jose przyleci do niego, a on pomoże mu w starcie w Londynie. Tak też się stało. Już po miesiącu od pożegnania się z kolegą Jose był przez niego witany na lotnisku londyńskim. Trochę był rozczarowany warunkami mieszkaniowymi, bo kolega, mieszkający z jeszcze jednym Portugalczykiem, zaoferował mu starą kanapę w wynajmowanej suterenie. Dla Jose, który mieszkał w ładnym, przestronnym domu był to pierwszy szok. Kolejny to bariera językowa. Kolega wprawdzie załatwił mu pracę pomocnika w warsztacie, w którym sam pracował, ale Jose zorientował się, że będzie traktowany jak popychadło, dopóki nie nauczy się języka.

Kupił książki do nauki i słownik i po pracy wkuwał słówka. Zapisał się następnie na kurs języka angielskiego, za który nie musiał płacić. W wolnych chwilach odwiedzał wraz z kolegą knajpy portugalskie i sklepy, celem zaopatrzenia się w żywność. Trwało to dwa lata. Jose zrozumiał, że jeśli nie oderwie się od swojego środowiska etnicznego, to będzie tkwił w nim do końca życia. Wracać do Portugalii nie zamierzał, choć namawiali go do tego rodzice. Pomogła mu w tym znajomość z pewną Angielką.

Był przystojnym młodzieńcem i w postkolonialnej Anglii związki z cudzoziemcami już nie raziły, tak jak za czasów wiktoriańskich. Przełamywali zresztą te bariery już wcześniej polscy kombatanci, którzy po zakończeniu wojny masowo zawierali związki małżeńskie z miejscowymi dziewczynami choćby z tej przyczyny, że polskich dziewcząt było jak na lekarstwo.

Jose wynajął mieszkanie i bliska znajomość z dziewczyną przerodziła się w bardzo bliską do tego stopnia, że zamieszkali razem. To miało i ten skutek, że "kulawy" angielski Jose coraz bardziej się wygładzał. Zmienił pracodawcę. Zatrudnił się w lepszym warsztacie, gdzie nie było pracowników portugalskich, więc był zmuszony mówić tylko po angielsku. Trwało to dalsze dwa lata. Dochody Jose wzrosły, ale i wydatki również. Mimo że dziewczyna współuczestniczyła w części kosztów, to jednak wynajem mieszkania kosztował sporo. Lubili się też zabawić. Jose zdobył prawo jazdy i kupił używany samochód. Apetyt rósł w miarę jedzenia. Jose podobał się też innym dziewczętom, co skończyło się kilkakrotnie bliższymi kontaktami z nimi. Wykryła to jego dziewczyna i z awanturą się wyprowadziła. Jose stał się wolny, ale musiał już sam ponosić wydatki. Nowe dziewczyny też kosztowały, bo wypadało się z nimi dobrze zabawić, zanim zabierał je do łóżka.

Jose w czasie wypadów do knajp nawiązał kontakty z handlarzami narkotyków. Sam coś tam zapalił okazjonalnie, lub zażył, ale się nie dał wciągnąć ani w konsumpcję, ani w ten interes. Potrzeba gotówki nagliła jednak do podjęcia jakichś działań. W czasie jednej z knajpianych rozmów jeden z hurtowników narkotyków zapytał, czy Jose nie wybrałby się z jedną torbą za granicę. Miał otrzymać za ten krótki wypad półtora tysiąca funtów plus pokrycie wydatków z biletem samolotowym w obie strony włącznie. Jose zorientował się od razu, co ma być w torbie. Zwlekał z odpowiedzią, ale po kilku dniach, kiedy zorientował się, że nie będzie miał na zapłacenie czynszu za wynajem mieszkania, zadzwonił do handlarza i wyraził zgodę.

Tak rozpoczęła się kariera kurierska Jose. Odbywał zwykle jedną podróż, do różnych krajów, raz w miesiącu. Brał sobie kilka dni wolnego i zwykle obracał w ciągu dwóch – czterech dni. Zakwaterowanie i opiekę po przylocie na miejsce zabezpieczał mu odbiorca jednej lub dwóch toreb. Jose nie zaglądał, co w nich jest. Był zapewniany, że jest bezpieczny. Torby nigdy nie były nowe, nigdy nie były przepełnione, miały nie zwracać uwagi. Ten proceder trwał około dwóch lat.

Ostatnia misja kurierska dotyczyła przelotu do Kanady. Kiedy przyleciał na lotnisko torontońskie, nieoczekiwanie skierowany został do kontroli bagażu. Był to najzwyklejszy przypadek. Kiedy celnik otworzył pierwszą torbę, od razu zorientował się, że ma do czynienia z dużym ładunkiem narkotyków.

Otworzył drugą, to samo. Jose został zabrany do specjalnego pomieszczenia. Oświadczono mu, że zostaje aresztowany za przemyt narkotyków. Na drugi dzień już był przed sędzią, który wymierzył mu karę… jednego miesiąca więzienia. Co się okazało? Tym razem Jose miał torby załadowane ładunkiem 44 kilogramów narkotyku, który w większości krajów Europy Zachodniej jest uznawany za legalny, ale w Kanadzie jest ciągle zakazany.

Tak więc naruszał on prawo kanadyjskie zakazujące przywozu tego środka, ale w proporcji do szkodliwości innych silniejszych środków narkotycznych, karalność za to jest nie za wysoka. Tak więc Jose po raz pierwszy wpadł dla niego szczęśliwie, bo zakończyło się to dość krótkim wyrokiem.

Co go najbardziej dotknęło, to fakt, że kanadyjskie władze imigracyjne zabrały mu jego legalny paszport portugalski, celem najprawdopodobniej odesłania do władz jego rodzinnego kraju. Z kolei odesłano go nie do Anglii, skąd przybył, lecz do Portugalii, którego to kraju obywatelstwo posiadał.

Miał więc okazję odwiedzić po raz pierwszy od sześciu lat swoją rodzinę, i to chyba na długo, bo ponowne wydanie mu paszportu będzie najprawdopodobniej problematyczne.

Co było ciekawe, mimo że nauczył się angielskiego od podstaw w sercu Anglii, w stolicy tego kraju Londynie, to jego akcent w płynnej angielszczyźnie był typowo północnoamerykański. Na koniec, tuż przed wsadzeniem go do samolotu, wspomniał, że w więzieniu przebywał w jednej celi z dwoma Polakami.

Aleksander Łoś
Toronto

Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.