Kiedy przed kilku laty napisałem opowiadanie, w którym opisałem przypadki oszustw i tendencji do kradzieży Cyganów, którzy swoim zachowaniem potwierdzają stereotyp o nich w świadomości ludzi w wielu krajach europejskich, w których się osiedlili, ktoś z tego środowiska podjął interwencję, która dotarła do wydawcy "Gońca", wskazującą na dyskryminujący charakter tej publikacji. I oto w codziennej prasie kanadyjskiej ukazały się artykuły opisujące oszustwa Romów (Cyganów) rumuńskich, polegające głównie na nielegalnych działaniach przy dążeniu do osiedlenia się w Kanadzie, zorganizowanych kradzieżach i wyłudzaniu przez nich zapomóg rządowych, przeznaczanych dla ubogich. Czy osoba, która wówczas tak agresywnie zaatakowała mnie, i tym razem podejmie interwencję przeciw wpływowym publikatorom, i czy z uporem maniaka będzie twierdziła, że zarzuty wobec Cyganów są bezpodstawne?
To nie znaczy, że takich czy podobnych przestępstw czy oszustw nie dopuszczają się przedstawiciele innych grup narodowościowych czy etnicznych. Przed laty nakryty został gang wywodzący się z przybyszy z Indii, sprowadzający masowo swoich współrodaków poprzez ukazywanie ich władzom imigracyjnym Kanady jako nowo poślubionych z obywatelem Kanady, wywodzącym się też z tej grupy etnicznej. Wpadka nastąpiła, kiedy któryś z oficerów imigracyjnym porównał albumy ze zdjęciami z rzekomo zorganizowanych zaślubin i wesel w Indiach. Okazało się, że w około 50 przypadkach były to te same albumy. Z lenistwa, głupoty czy oszczędności osoby organizujące ten proceder dołączały do wniosków imigracyjnych te same albumy.
Wracając do grupy cygańskiej, to stereotyp kształtuje się latami. Jeśli inne nacje postrzegają pewne cechy: pozytywne lub negatywne, u przedstawicieli innych nacji, to to się utrwala w zbiorowej świadomości, nawet jeśli w bezpośrednich kontaktach poszczególne osoby z ocenianej nacji charakteryzują się odmiennymi niż ogół ich współziomków cechami.
Weźmy taki przykład. Przed laty, kiedy doświadczyliśmy pierwszej fali cygańskich przybyszy z Europy, pewna 15-osobowa ich grupa przybyła z Czech, natychmiast po wylądowaniu na lotnisku domagała się darmowego hotelu, wyżywienia i zapomogi. I faktycznie, w ciągu jednej doby to otrzymała. Następnie przez dwa lata ta grupa żyła na koszt kanadyjskiego podatnika, władze kanadyjskie zakupiły im bilety powrotne i cała ta grupa stawiła się pewnego dnia do odlotu do kraju, z którego pochodziła. Nadto, dziesiątki tysięcy dolarów kosztowały ich procesy imigracyjne: adwokat z Legal Aid, praca oficerów imigracyjnych, sędziów itd. I oto ci "biedni" przybysze, którzy wyssali wszystko co się da z budżetu Kanady, wracali z olbrzymimi bagażami. Każdy z tej grupy, łącznie z dziećmi, miał jedną, lub dwie dodatkowe walizki ze zgromadzonymi w Kanadzie dobrami. Czy skradzionymi? Tego nie wiemy, bo nikt tego nie sprawdzał. Ale na lotnisku ci niepracujący przez dwa lata ludzie wyciągali z łatwością z grubych portfeli po kilkaset dolarów, aby zapłacić za nadbagaż.
I znowu, przedstawiciele innych nacji też tak czasami postępują. Ale z uwagi na to, że do nich nie "przylepił" się stereotyp tendencji złodziejskich, to podobne ich zachowanie nie budzi podejrzeń. Natomiast inne, i owszem. W przeszłości przyloty z Polski LOT-u nazywano na lotnisku torontońskim "kielbasa plane", bo od prawie każdej osoby zatrzymanej do pogłębionego przeszukania bagażu celnik wyciągał po kilka pęt dobrze wędzonej kiełbasy. Pomagał przy wykrywaniu tego nielegalnego importu specjalnie do tego wytresowany pies. Działo się to wtedy, kiedy w Kanadzie, a szczególnie w Toronto, nie było jeszcze tak dużej jak obecnie sieci sklepów, oferujących równie dobre jak w Polsce produkty spożywcze.
Kiedyś społeczność wywodząca się Jamajki zaprotestowała przeciw specjalnemu traktowaniu podróżnych przybywających do Toronto z tego karaibskiego kraju. Odpowiedź celników była prosta. Tu nie chodzi o jakąkolwiek dyskryminację. Ale w bagażu prawie każdego podróżnego przylatującego z Jamajki jeśli nie znajdowano narkotyków, to na pewno nadmierne ilości rumu.
Lotna grupa celników w korytarzu prowadzącym do samolotu robi wyrywkowo dodatkowe kontrole podróżujących do niektórych krajów. Pomaga w tym pies, w tym wypadku wytresowany do wykrywania większej ilości pieniędzy. Tak ma wyczulony węch, chyba na farbę drukarską. Czy celnicy torontońscy dyskryminacyjnie traktują podróżnych udających się tylko do niektórych krajów? Nie! Oni wykrywają, a jeśli nawet dość rzadko, to działają prewencyjnie, przeciw wywożeniu z Kanady dużych sum pieniędzy pochodzących ze sprzedaży narkotyków, wcześniej importowanych przez gangi przestępcze z tych krajów.
Ale ludzie przewożący większe kwoty pieniężne w gotówce za granicę to są detaliści. Może poprzez pewną masowość, ta droga przemytu pieniędzy jest opłacalna dla mniejszych gangów. Bo potentaci korzystają z drogi przemytu bezgotówkowego. Ryzyko z tym związane polega na tym, że przy większej aktywności specjalistów z policji można to wykryć. Ale przy pewnej współpracy z biznesem i bankami można pieniądze nielegalnie uzyskane "wyprać" na rynku krajowym i przelać za granicę już jako "czyste". Tym łatwiej, że do współpracy w takim procederze gangi pozyskują, jeśli nie nadal aktywnych, to emerytowanych czy to byłych pracowników banków, czy byłych policjantów, którzy doskonale się orientują, jak działają ich byli koledzy i jak ich aktywność uśpić czy ominąć.
Prewencyjnie też pracują służby odprawiające pasażerów odlatujących z torontońskiego lotniska (z innych chyba też) do Izraela. Przed strefą odpraw pasażerskich stoi zawsze grupa uzbrojonych po zęby policjantów kanadyjskich ubranych w mundury polowe. Z kolei każdy pasażer jest dokładnie wypytywany o przeszłość i przyszłość, przez specjalnie wyszkolonych antyterrorystów izraelskich. Już w strefie odlotów część pasażerów (głównie młodzi, chyba o podejrzanym wyglądzie, czy to pochodzenia palestyńskiego, czy innego) poddawana jest kontroli osobistej. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ islamskie grupy terrorystyczne mają niezmierzoną chęć wniesienia bomb do samolotów tej linii lotniczej i ich zdetonowania. Inne linie, które też wożą pasażerów do tego kraju, takich restrykcji przy kontroli pasażerów nie stosują.
Aby osłabić, może zbyt ostro postawiony problem nieuczciwości (stereotypu) Romów, trzeba sobie powiedzieć, że jeśli nawet jest to dość masowe i wyraźnie postrzegane, to jednak kwotowo dla Kanady nie stanowi istotnego problemu. Problemem są natomiast przekręty finansowe na pograniczu gospodarki i polityki. Nie tak dawno podano do publicznej wiadomości nazwiska (włosko brzmiące) dwóch właścicieli firm budowlanych z Qubecu, którzy za łapówki wręczane pracownikom administracji państwowej i politykom dostawali lukratywne kontrakty bez przetargów lub tak ustawionych, aby tylko oni mogli je dostać. Ten problem sam obserwowałem przed laty, pomagając w wyborach do parlamentu pewnemu kandydatowi. Wygrała z dużą przewagą głosów kandydatka desygnowana przez włoskie środowisko, którego przedstawiciele stworzyli silną grupę nacisku na obywateli swojej społeczności w tym okręgu wyborczym, tak że najbardziej nawet leniwi z nich podreptali do urn wyborczych. Czego nie dało się powiedzieć o polskiej grupie etnicznej.
Kradzieże czy inna aktywność przestępcza to nie tylko wartość skradzionych czy zdefraudowanych pieniędzy czy rzeczy. Olbrzymie koszty ponosimy, aby temu zapobiegać. Jak mówią "starzy" imigranci, to w dawniejszych czasach dom zostawiało się otwarty bez obawy, że ktoś do niego wejdzie w niecnych zamiarach. Podobnie samochody na parkingach, idąc na zakupy, zostawiało się otwarte. Teraz z budżetu każdego z nas wypływa spora kwota, aby się dodatkowo zabezpieczyć. Nie mówiąc o dodatkowych ubezpieczeniach mienia. A w skali kraju? Bajońskie kwoty wydaje się czy to na fundusz osobowy, czy rzeczowy (elektronika etc.), aby zabezpieczyć nas wszystkich przed działalnością przestępczą. Dodatkowym kosztem jest poczucie permanentnego niepokoju, czy nie zostaniemy poszkodowani w ten czy inny sposób.
Pewna znana mi właścicielka sklepu, ciągle narażana na kradzieże, zatrudnia od kilku lat dodatkową osobę, która stoi przy drzwiach z głównym zadaniem czuwania, aby złodzieje zbyt łatwo nie wynosili towarów. I tak się to zdarza, bo pomysłowość złodziei się zwiększa. Nie tak dawno podano do publicznej wiadomości, że z uwagi na kradzieże personelu i klientów biznes traci w Kanadzie ponad dwa miliardy dolarów rocznie. Ile traci państwo w związku z nieuczciwością "białych kołnierzyków", tego nie podano, bo i trudno to policzyć.
Aleksander Łoś
Toronto