farolwebad1

A+ A A-

Opowieści z aresztu imigracyjnego: Asyryjczyk

Oceń ten artykuł
(1 Głos)

asyryjczykGdzie leży Syria i kim są Syryjczycy, prawie każdy wie. Ale Asyryjczycy? Jakże zmienne są koleje losu i jak ci, którzy byli u szczytu, po wiekach czy tysiącleciach, są tylko śladem. Jeśli mówimy, że Polska to zlepek różnych plemion słowiańskich, to musimy mieć świadomość, że nasi praprzodkowie przybyli skądś na te tereny, prawdopodobnie już zamieszkane, i albo poprzednich mieszkańców wyparli, albo spowodowali ich asymilację z dominującymi przybyszami.


W podręcznikach historii starożytnej można znaleźć podobizny wojowników asyryjskich: surowych, mężnych, w hełmach. Faktycznie, na przestrzeni kilku wieków to bitne plemię podporządkowało sobie znaczne terytoria z ludnością je zamieszkującą. Byli groźnymi przeciwnikami nawet dla ówczesnego imperium egipskiego. Można ich bowiem porównywać do późniejszych Spartan, którzy byli doskonałymi wojownikami lądowymi, gdy Ateńczycy byli lepsi na morzu. W czasach "asyryjskich" flota i kupiectwo to domena Fenicjan, z którymi identyfikują się dzisiejsi Libańczycy.
Ale skąd dzisiaj Asyryjczyk, wszak nie ma obecnie takiego państwa. Otóż pewna liczba ludności o tych starożytnych korzeniach żyje obecnie na terenie Iraku. I w morzu arabskich muzułmanów zachowali oni swoją odrębność religijną – ortodoksyjne chrześcijaństwo, przyjęte w pierwszych wiekach naszej ery. Może ta odmienność religijna spowodowała, że mimo nacisków i prześladowań ze strony dominujących w całym regionie muzułmanów, zachowali swoją odrębność.


Adam, który stawił się na torontońskie lotnisko celem powrotu tam, skąd przybył, mimo typowych dla Europejczyka czy Kanadyjczyka ubioru i manier, miał rysy twarzy podobne do tych ze starożytnych rycin jego praprzodków. Nadto, gdy większość Arabów ma smagłą cerę, on był, jak to się określa, "caucasian", czyli białym człowiekiem. Tak jakby palące słońce Bliskiego Wschodu tak jego, jak i jego protoplastów nie przyciemniało.
Mimo dość surowego wyglądu, ten około 50-letni, postawny mężczyzna był pełen humoru, optymizmu, mimo że był na zakręcie swego życia. Był bowiem deportowany z Kanady. Wprawdzie miało to łagodny przebieg, bo sam dobrowolnie stawił się na lotnisko, przez nikogo nieeskortowany, to jednak musiał opuścić Kanadę po dwóch latach tutaj pobytu.


Zbiegł z kraju rządzonego przez Saddama Husajna tuż przed inwazją Amerykanów z terytorium Kuwejtu, który syryjski satrapa wcześniej najechał, twierdząc, że to jest jego prowincja, którą przyłącza "do macierzy". Chodziło mu głównie o dodatkowe złoża ropy naftowej.
Adam, z wykształcenia programista komputerowy, zbiegł najpierw do Szwajcarii, gdzie zabawił tylko kilka miesięcy. Stamtąd dostał się do Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszkał przez następne kilkanaście lat. Po latach uzyskał obywatelstwo tego kraju, miał niezłą pracę, ale ciągle czuł się samotny, wyizolowany, obcy. Nigdy się nie ożenił, nie miał stałej partnerki, nie miał dzieci.


Trochę inaczej potoczyły się losy jego rodziny. Ojciec jego zmarł niedługo po ucieczce Adama z Iraku. W zawierusze wojennej brak było właściwej opieki lekarskiej i z powodu choroby uleczalnej w normalnych, cywilizowanych warunkach, ten około 60-letni kupiec zmarł. Był dobrym mężem i ojcem, zadbał o wykształcenie wszystkich czworga dzieci: dwóch synów i dwóch córek. Adam był wśród nich najstarszy. Nie mógł przylecieć na pogrzeb ojca z powodu trwającej wojny.


Matka Adama, przy pomocy trójki dzieci, prowadziła przez jakiś czas rodzinny sklep, ale to nie było to samo jak wówczas, gdy wszystkimi poważniejszymi sprawami związanymi z biznesem zajmował się jej zaradny mąż. Po kilku latach tej "łataniny" postanowiła, przy dość mocnych naciskach dzieci, wyemigrować z Iraku. Był to ciągle okres niespokojny w tym kraju. Udało im się dotrzeć do Turcji, a stamtąd przylecieć do Kanady.
W Toronto zaopiekowała się nimi rodzina kuzynki zmarłego męża, która wraz z mężem i gromadką dzieci już wcześniej uzyskała prawo stałego pobytu w Kanadzie. Matka Adama i jego rodzeństwo już na lotnisku torontońskim wyrazili wobec oficera imigracyjnego, który ich przesłuchiwał, zamiar pozostania tutaj na stałe, w charakterze uciekinierów z kraju ogarniętego wojną domową.
Fakt, że byli mniejszością etniczną i wyznawcami religii ledwo tolerowanej przez obie zwalczające się muzułmańskie grupy religijne, chyba pomógł im w uzyskaniu dość szybko pozytywnej decyzji i prawa stałego pobytu, a w konsekwencji, po kilku latach, obywatelstwa Kanady. Rodzeństwo Adama szybko się adaptowało, w czym pomogła im dość dobra znajomość języka angielskiego. Dokształcali się i dość szybko uzyskali dość dobre stanowiska pracy.


Matce Adama marzyła się jednak możliwość prowadzenia własnego biznesu. Namówiła do tego najmłodszą córkę i wspólnie z nią i z jej mężem prowadzą w Toronto orientalny sklep spożywczy. Brat i druga siostra Adama też pozakładali rodziny i mają potomstwo. Tylko Adam był sam, jakby na wygnaniu w kraju dobrobytu, gdzie niczego mu nie brakowało, tylko ciepła rodzinnego.
Adam kilkakrotnie odwiedzał matkę i rodzeństwo w Toronto w czasie swoich urlopów. Każdy powrót do Stanów był dla niego trudny. W końcu postanowił zmienić tę swoją samotność w radość życia rodzinnego. Zwolnił się z pracy, zlikwidował mieszkanie i przybył z dwoma walizkami i dość pokaźnym kontem bankowym do Toronto, najpierw jako turysta. Po dwóch miesiącach postanowił załatwić wszystko legalnie. Wynajął adwokata, który miał kompleksowo poprowadzić jego sprawę, za dość sowitą opłatą.


Najpierw były sukcesy. Adam dostał czasowe prawo pobytu w Kanadzie i prawo do pracy. Skorzystał z tego skwapliwie i już po dwóch tygodniach dostał dość dobrą pracę w swoim zawodzie. Amerykańskie doświadczenie okazało się korzystne dla niego i firmy, która go zatrudniła.
Adam zamieszkał w domu młodszej siostry, gdzie również mieszkała ich matka. Dom był obszerny, stanowił ich własność. Adam, po pracy, często służył pomocą przy prowadzeniu sklepu, tak więc siostra i szwagier odmówili pobierania od niego jakiejkolwiek opłaty za mieszkanie u nich. Adam jednak robił dość często zakupy produktów żywnościowych dla całej rodziny. Rozpieszczał też sześcioro dzieci swojego rodzeństwa, kupując im upragnione zabawki i sprzęt sportowy. Kupił też vana i często zabierał dzieci na wypady za miasto. Czuł, że żyje.
Problemem był tylko jego status w Kanadzie. Użył w swoim podaniu o prawo stałego tutaj pobytu podobnych argumentów jak jego matka i rodzeństwo, kiedy oni przybyli do Kanady. Ale to co stanowiło dobre uzasadnienie dla nich, w ich sytuacji, kiedy szukali schronienia po ucieczce z kraju targanego wojną domową, w sytuacji Adama już nie przemawiało. On wszak już uzyskał takie schronienie w Stanach. Nic mu tam nie groziło. A tęsknota za rodziną? To nie znalazło uznania w oczach decydentów w jego sprawie.


Po pierwszej odmowie Adam się odwołał, tym razem kładąc większy nacisk na względy humanitarne. Wszak cała jego najbliższa rodzina zamieszkiwała w Kanadzie, a on mieszkał i żył w osamotnieniu. To też nie trafiło do przekonania decydentów. Uzyskał odmowę i poproszono go o opuszczenie jak najszybciej Kanady. Adam postanowił nie zadzierać. Sam kupił bilet do swego stałego miejsca zamieszkania na południu Stanów. Wcześniej odtworzył najem mieszkania w domu, w którym wcześniej mieszkał. Uzyskał też zapewnienie od właściciela firmy, w której wcześniej pracował, że ponownie go zatrudni na poprzednich warunkach.


Ale dość dobry humor Adama przy wylocie z Kanady był związany jeszcze z czymś innym. Otóż właściciel kanadyjskiej firmy, w której Adam pracował, wszczął postępowanie zmierzające do uznania Adama za niezbędnego dla tej firmy i o tak wyjątkowych kwalifikacjach, że nikt inny jego zakresu zadań, a mający stały pobyt w Kanadzie, tego nie potrafi wykonywać. Świadczy to o tym, że Adam był naprawdę dobrym pracownikiem, dającym firmie dobre dochody, tak że opłacało się właścicielowi tej firmy zaangażować w dość skomplikowany proces pracowniczo-imigracyjny.
Potomek asyryjskich wojowników walczył więc o swoje współczesnymi metodami. Zawierał też, tak jak oni, sojusze, kiedy to było korzystne dla jego sprawy. Znał swoją wartość i dziwił się, że jest niedoceniany w Kanadzie. Porównywał siebie do rzeszy akceptowanych przybyszy, którzy przybywają tu bez znajomości języka angielskiego, bez przydatnych dla tutejszego rynku zawodów. Wierzył, że w końcu osiągnie to, czego pragnął najbardziej, czyli życie rodzinne.


Aleksander Łoś
Toronto

Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.