W Toronto Star pojawiła się dyskusja, na temat torontońskich pokazów lotniczych - atrakcji końca lata. Co prawda pokazy nie należą do najszczęśliwszych -rozbiło się w ich trakcie kilka samolotów, w tym potężny odrzutowiec do wykrywania łodzi podwodnych. Mimo to jakoś nikomu do głowy nie przyszło, by je skasować, tym bardziej, że samoloty latają nad jeziorem, z dala od ludzi…
Tymczasem, nasza ulubiona socjalistyczna gazeta uznała, że latanie nad głowami sprzętu wojskowego można uznać za "gloryfikację narzędzi wojny" i z szacunku dla uchodźców, zwłaszcza tych syryjskich, powinniśmy The Canadian International Air Show schować do szafy. Nasi uchodźcy mają podobno traumatyzować się słysząc grzmot odrzutowców…
Tu mi się przypomniała sonda uliczna, którą dobrych kilka lat temu robiłem na plazie "Wisła". pytając o to jak obchodzimy Canada Day. Pewien pan w średnim wieku odparł, że nie lubi tego święta, bo mu psa zepsuli. Na moje wielkie oczy wyjaśnił, że z pies będąc szczeniakiem przestraszył się ogni sztucznych i od tego czasu na każdy większy hałas wchodzi pod łóżko.
Podrzucam temat redakcji "Toronto Star", bo zwierzęta są bliskie nam wszystkim. Fajerwerki to i tak jest wyrzucanie pieniędzy w błoto (czy też w powietrze). Na co to komu?!
A jeśli chodzi o ludzi, no to można nad jezioro nie chodzić, a gdy się tam mieszka wziąć rodzinę na spacer na północ miasta. Z pewnością trauma będzie mniejsza… Można też włożyć sobie korki do uszu.
Schizofrenia – tak można w skrócie określić nasze podejście do historii. Akurat minęły nam dwie wielkie rocznice, września 39 roku i sierpnia 80 roku. Obie znaczone tytanicznym wysiłkiem i ofiarą zwykłych ludzi, a jednocześnie obciążone zdradą, dezynwolturą i błędami polskich elit.
Podczas obchodów Sierpnia, Prezydent RP przed Mszą św. podał rękę Lechowi Wałęsie – agentowi SB. W Gdańsku Wałęsa, w Szczecinie Jurczyk i w Jastrzębiu...
Transformacja.
Spontaniczny zryw przygotowany przez peerelowską wojskówkę. Nie, nie odmawiam bohaterstwa ludziom wciągniętym w wir tamtych wydarzeń, jednak za sznurki pociągali pułkownicy. Owszem, procesów społecznych nie da się zaplanować od początku do końca; niosą ze sobą wiele niewiadomych, jednak nie uciekajmy przed prawdą. Po to płaciliśmy frycowe za te wypadki, by wyciągać wnioski i nie powtarzać błędów. Nie dajmy się nabierać. Proces „polskiej rewolucji” nie był całkowicie kontrolowany, ale sterująca ręka nieźle w nim mieszała. Agentura wśród doradców, agentura wśród robotniczych przywódców strajków...
Najlepsze jest to – na co zwrócił uwagę Grzegorz Braun, że końcowe sceny „Człowieka z marmuru”, filmu skręconego w 1976, miały miejsce przed gdańską stocznią – agent wpływu Andrzej Wajda wiedział, w którym miejscu skończyć, żeby móc później wygodnie zacząć.
Polska transformacja została w licznych przetargach przygotowana przez środowisko wywiadu wojskowego, jedyną grupę, która posiadała do tego możliwości dysponującą wiedzą i kontaktami zagranicznymi.
Z tego trzeba wyciągnąć wnioski, z tego trzeba się uczyć, bo przecież jesteśmy narodem w odbudowie. Dźwigającym się po straszliwej katastrofie zapoczątkowanej we wrześniu 1939 roku; narodem, któremu doszyto obcą głowę.
Aby nowa odrosła, potrzebny jest pokój, potrzebna jest praca, potrzebne jest obudzenie polskich ambicji.
Nasz problem wynika bowiem z rozdwojenia jaźni. Kilka tygodni temu Krzysztof Budziakowski z Fundacji im. Zygmunta Starego zaprosił mnie do udziału w ankiecie pt. „Co my, polscy obywatele, możemy zrobić dla pojednania narodowego i zbudowania zgody społecznej?”. – Celem ankiety jest zainicjowanie dyskusji dotyczącej pozytywnych i konstruktywnych działań obywatelskich na rzecz przezwyciężenia istniejącego podziału. Działań pozapartyjnych, które mają być prowadzone nie przeciwko komuś, lecz na rzecz integracji i dobra wspólnego.
Moja odpowiedź jest krótka i prosta: Polska dla Polaków. A Polakiem jest każdy, kto przyjmuje i akceptuje szeroko pojętą polskość... Odpisałem: Szanowny Panie, Okupanci ścięli Polsce głowę i na jej miejsce przyszyli inną, niepolską, dzisiaj Polska głowa zaczyna odrastać. Dwóch głów być nie może, jedna musi odpaść i odpadnie – potrzeba jeszcze pokolenia. Pojednanie narodowe, zgoda społeczna – to fikcja. Nigdy czegoś takiego nie ma i nie było – nawet w obliczu najeźdźcy bolszewickiego w 20 roku. Jest walka i poszukiwanie równowagi interesów. Raz pokojowo, przy pomocy kartki wyborczej, raz na ulicy, przy pomocy strajków i kastetów, raz w okopach, przy pomocy karabinów maszynowych. Ta równowaga jest chwilowa.
Na czym polega nowoczesna, współczesna polskość? Gdzie jest polski interes?
Przede wszystkim w tym, byśmy odzyskali polską majętność, by polskie domy były zasobne, bogate, silne polskie przedsiębiorstwa wysokodochodowe, produkujące w oparciu o najbardziej zaawansowane technologie, polskie instytucje, sprawne, odbiurokratyzowane i dające wszystkim równe szanse, polską armię – co najmniej taką jak turecka i nowoczesną, by polskie rodziny były wielodzietne.
W takiej sytuacji będzie nas stać na dokonywanie regionalnej projekcji siły. Od września 1939 roku obcy urządzają nam życie. Polskie transformacje były częścią planów globalnych, ścierały się nad naszymi głowami interesy wielkich graczy. Mimo że nie wierzę w teorie spiskowe, nie da się nie zauważać „spisków”; ustawek, gier operacyjnych. Polska w rezultacie września straciła suwerenność i została poddana dekapitacji. Sierpień bezpośrednio z tej sytuacji wynikał, był próbą „upodmiotowienia się” Polaków, ale polskiej głowy jeszcze nie było. Każdy chce, aby coś od niego zależało. Stworzono nam takie wrażenie. Dzisiaj chodzi o to, by to wrażenie przekuć w rzeczywistość, by zacząć się samodzielnie rządzić we własnym domu. Jest to rzecz trudna, bo przyszyta głowa łatwo nie odpada.
Po to, byśmy mogli to robić, musimy patrzeć przeszłości prosto w oczy. Nie taplajmy się łzawo wyziewami biało-czerwonego sentymentalizmu, nie róbmy z klęsk sukcesów, a pomni ofiar – także tych daremnych – róbmy sobie codziennie rachunek sumienia z pracy dla Polski. Czasu może być mało, każda minuta życia się liczy. Liczy się konkret, liczą się fakty dokonane, liczy się nasza wspólna przyszłość.
Nie zbudujemy jej, jeśli nie nauczymy się myśleć, wyciągać wnioski i działać z podniesioną głową. Omijajmy szerokim łukiem malkontentów, fantastów, wiecznych narzekaczy i różne lafiryndy, dla których „liczy się tylko kasa”. Patrzmy, co można uzyskać już dzisiaj i do roboty!
Andrzej Kumor
Barbara <Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.;
Dzisiaj Polska oddaje hołd swoim bohaterom zamordowanym przez komunistycznych zbrodniarzy z UB na rozkaz sowieckiego okupanta. A GONIEC nic na ten temat nie napisał! Dlaczego?!
http://niezalezna.pl/85268-uroczystosci-pogrzebowe-inki-i-zagonczyka-transmisja
Od redakcji: Szanowna Pani, robimy, co możemy, ale nie jesteśmy telewizją – uroczystości nie transmitowaliśmy, o żołnierzach wiernych Polsce pisaliśmy wielokrotnie i obszernie.
***
Szanowny Panie Andrzeju,
Witam po kilkuletniej przerwie, od ponad trzech lat wraz z żoną pracujemy nad książkową reporterską biografią ojca Mieczysława A. Krąpca, wybitnego filozofa i długoletniego rektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Okres jego rektorowania to czas walki o utrzymanie KUL i zapobieżenie jego likwidacji przez władze PRL. W tym celu ojciec Krąpiec oraz jego współpracownik – ks. Tadeusz Zasępa szukali pomocy dla tej sprawy w środowiskach polonijnych. Udało się to m.in. w Kanadzie, gdzie pomocą zajmował się m.in. pan Henryk Słaby przy politycznym wsparciu ministra Stanleya Haidasza, był również książę Piotr Czartoryski z Edmonton, pomagał także rząd kanadyjski. Chcieliśmy się dowiedzieć czegoś więcej o tej pomocy (mamy relacje ks. Zasępy) od kogoś ze środowisk polonijnych (KPK), pisaliśmy do organizacji polonijnych, ale nie otrzymaliśmy nawet odpowiedzi. Czy nie mógłby Pan pomóc nam w jakiś sposób? Wiemy, że „Goniec” istnieje od 2003 roku, ale może w archiwum są jakieś teksty traktujące o tamtych wydarzeniach (np. omówienia działań Polonii czy wywiady z ojcem ks. Zasępą już po 2003), może dysponuje Pan kontaktem mailowym do kogoś z Polonii, kto tamte czasy pamięta i zajmował się pomocą dla KUL. Byłoby to bardzo pomocne…
Chodzi o lata 70., gdy KUL był poddawany różnorakim szykanom, jak również o przełom lat 70. i 80. (wsparcie dla budowy Collegium Jana Pawła II na KUL, która to inicjatywa narodziła się prawie na drugi dzień po konklawe 1978, pomoc materialna i rzeczowa dla KUL w czasie pierwszej „Solidarności” i w stanie wojennym, gdy do Lublina szły transporty m.in. żywności).
Serdecznie Pana pozdrawiam
Piotr Jakucki
Od redakcji: Szanowny Panie Piotrze, tak, tutejsza Polonia pomagała bardzo ofiarnie. Może w odpowiedzi na list znajdą się osoby, które mają szczegółowe dane o tych wysiłkach. Z drugiej strony, o wszystkim też z pewnością wiedzą władze KUL-u, w końcu to oni dostawali pieniądze, więc musieli wiedzieć od kogo.