Listy z nr. 25/2017
Panie Andrzeju,
Po tych rewelacjach na temat tych agentów tu, w Polonii, zastanawiam się, czy nie byłoby słuszne zakończyć współpracę pana pisma z panem Aleksandrem Pruszyńskim. Jeżeli jakieś creditibility „Goniec” ma zachować wobec Polonii, wydaje mi się, że to jest chyba jedyne wyjście w takiej sytuacji, chyba że pan coś napisze i uzasadni kontynuację tej współpracy. Ja sobie jednak nie wyobrażam tej sytuacji.
Do widzenia, przez szacunek dla pana to mówię.
nagrane z automatycznej sekretarki
Odpowiedź redakcji: Szanowny Panie, przykro mi, że nie czyta Pan „Gońca”, ponieważ o sprawie tej poinformowaliśmy po raz pierwszy w 2013 roku, a następnie kilka razy do niej się ustosunkowywałem – ostatni raz w numerze z ub. tygodnia. Andrzej Kumor
***
Proszę pana,
Wy go tak wychwalacie w „Gońcu”, a tutaj w „Głosie” jest napisane, że w Urzędzie Bezpieczeństwa, pracował z Urzędem Bezpieczeństwa Publicznego w Polsce. I proszę tę gazetę sobie kupić – „Głos”, i tam jest jego nazwisko, Aleksander Pruszyński.
Tak samo i ta z „Gazety”, Bonikowska. Jak to się wydaje wszystko, a tak zachwalacie.
Dziękuję.
nagrane z automatycznej sekretarki
Odpowiedź redakcji: Patrz wyżej.
***
Po publikacji oświadczenia naukowców w sprawie działalności Jana Grabowskiego pojawiło się kilka ciekawych komentarzy. Naszą uwagę zwróciła odpowiedź Centrum Badań nad Zagładą Żydów oraz komentarz Rafała Zakrzewskiego w „Gazecie Wyborczej”. O stanowisku napisała też prasa zagraniczna, m.in. „Times Of Israel”.
W związku z powyższymi tekstami przygotowaliśmy odpowiedź, którą przesłaliśmy do „Gazety Wyborczej” oraz Centrum Badań nad Zagładą Żydów.
Wersję angielską wyślemy do mediów, które opublikowały oświadczenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów.
W obronie polskich naukowców
Celem listu nie była debata na temat badań Jana Grabowskiego. W odróżnieniu od Jana Tomasza Grossa czy Barbary Engelking wykładowca Uniwersytetu w Ottawie jest historykiem, dysponującym stosownym warsztatem i bogatym dorobkiem naukowym. Nie było zamiarem autorów listu naukowców podważanie ani jego badań, ani dorobku. Intencją listu był apel w sprawie tego, co Jan Grabowski w swojej działalności publicystycznej, nie naukowej, z tymi wynikami badań robi. Oto na łamach gazet i pism, takich jak „El Pais”, „The Washington Post”, „Haaretz”, „Times of Israel”, zaprzęga swój autorytet badacza, aby wspierać narrację nie tylko nieprzyjazną Polsce, ale przede wszystkim głęboko krzywdzącą i niesprawiedliwą.
Głównym jej filarem, tak intensywnie eksponowanym w liberalno-lewicowych mediach, jest ukazanie Polaków jako osobników kierujących się instynktami, prymitywów, dyszących nienawiścią do swoich żydowskich sąsiadów. I tylko ten prymitywizm, zdziczenie był ograniczeniem przed popełnieniem zbrodni większych od tych, jakich dokonali dobrze zorganizowani, poukładani „Naziści”, po prostu zainfekowani wirusem obłąkańczej ideologii.
Reduta Dobrego Imienia na podstawie prowadzonych działań dokumentacyjnych posiada szeroką egzemplifikację tak prowadzonej narracji na temat Holokaustu.
Forsuje ten mit nie tylko J.T. Gross, którego wiarygodność jako badacza została podważona przez historyków polskich i zagranicznych, ale także sygnatariuszka listu w obronie J. Grabowskiego, prof. Barbara Engelking, która swój stosunek wobec Polaków wyraziła w rasistowskiej wypowiedzi:
śmierć (…) dla Polaków to była po prostu kwestia biologiczna, naturalna – śmierć jak śmierć, a dla Żydów to była tragedia, to było dramatyczne doświadczenie, to była metafizyka, to było spotkanie z najwyższym, czy nie wiem, w jaki sposób oni przeżywali tę śmierć.
Ta narracja, której osią jest oczywisty antypolonizm, jest obecnie niepisanym, obowiązującym kanonem, modnym salonowym „abc” dyskusji o Holokauście. Z trudem przebija się odmienna, nudna, znana i udokumentowana, mniej spektakularna wizja historii. Przykłady? Słabe „Pokłosie” jest szeroko znane, tymczasem nie gorszy film „Azyl”, z gwiazdorską obsadą, niekoniecznie. Dowodem jest choćby blokada emisji filmu „Azyl” we Francji i Niemczech – jego przesłanie nie pasuje do obrazu zezwierzęconego Polaka, który czyha na życie i majątek swego żydowskiego sąsiada.
Rozwinięciem tej interpretacji jest forsowanie wizerunku dzisiejszych patriotów jako prymitywów, ksenofobów i antysemitów, którzy niczym swego czasu na Żydów, dziś czyhają na „uchodźców”.
List naukowców, przedstawicieli nauk humanistycznych i ścisłych, filozofów, etyków, fizyków i medyków, nie miał na celu podważania metodologii badań nad Holokaustem. Mało tego, dobrze się stało, że wśród nich nie znaleźli się badacze Holokaustu – nie było celem antagonizowanie środowiska „badaczy zagłady Żydów”, wchodzenie w meandry warsztatowe, gdyż w ten sposób ucieklibyśmy od głównego problemu, jakim jest działalność J. Grabowskiego, działalność pozanaukowa, która polega na angażowaniu autorytetu polskiego naukowca do publicystycznych krucjat, których celem jest zepchnięcie Polaków do narożnika, postawienie na równi z kolaborantami i sprawcami z Francji, Włoch, Niemiec, obarczenie ich winą za Holokaust.
Dochowanie standardów popularyzacji wyników badań i odpowiedzialność za ich interpretację obowiązują każdego naukowca niezależnie od dziedziny, jaką reprezentuje; jest to część etosu zawodowego, której podstawą jest dążenie do prawdy motywowane względami przekraczającymi bieżącą koniunkturę, osobiste kalkulacje, społeczne nastroje i naciski.
W liście przytoczono parę historycznych faktów, o których nie dowie się raczej czytelnik „El Pais”, „The Washington Post”, „Haaretz” czy „Times of Israel”. Możemy powiedzieć śmiało – uważamy, że polski profesor fizyki jądrowej ma większą orientację w polskiej historii niż makler w Ottawie, czytający podczas lunchu wynurzenia Grabowskiego. I jako przedstawiciel elity, ma moralny obowiązek zareagować, kiedy atakowana jest wspólnota, której jest członkiem i której elitę intelektualną reprezentuje.
„Gazeta Wyborcza”, która wzięła w obronę Jana Grabowskiego, należy do nurtu, który chętnie przeciwstawia „prymitywnych, łysych narodowców”, „mentalne podkarpacie”, i „słuchaczy toruńskiej rozgłośni” subtelnym myślicielom, światłym naukowcom, wrażliwym artystom i medialnym światowcom. List RDI pokazał, że rzeczywistość nie jest tak czarno-biała, jak chciałby tego dziennik z Czerskiej.
Redaktorowi Zakrzewskiemu list naukowców przypomina akcje organizowane przez PZPR. W okresie PRL trzeba było mieć odwagę przeciwstawić się dominującej władzy, dziś trzeba mieć nie mniejszą odwagę przeciwstawić się dominującej narracji, wspieranej przez wielkie ośrodki medialne i finansowe. Naukowcy, którzy podpisali się pod listem RDI, taką odwagą się wykazali.
Tezy o własnej winie, nieoczywistej prawdzie, dobrze się sprzedają. W epoce tzw. postprawdy są modne i pożądane. Ich dystrybutorzy w publicystyce, kulturze, a nawet nauce, z łatwością znajdują wsparcie patronów z krajów mających na sumieniu rzeczywistą (nie metafizyczną) winę za Holokaust, pragnących rozmyć odpowiedzialność, zatrzeć różnicę między katem i ofiarą, zamydlić obraz przeszłości. Niezgoda na takie postawienie sprawy nie jest w żadnym wypadku niezgodą na rozliczenie się ze swoją przeszłością czy wypieraniem swoich win. Okazuje się, że w kontrze do działalności J. Grabowskiego, podkreślmy: działalności, wypowiedzieli się przedstawiciele polskiej elity, ludzie którym po prostu bliskie są ideały nie tylko patriotyczne, ale i kanony zawodowej i ludzkiej przyzwoitości.
Reduta Dobrego Imienia – Polska Liga przeciw Zniesławieniom
Listy z nr. 24/2017
Szanowny Panie Redaktorze!
Jestem czasowo w Montrealu i pragnę podzielić się z Panem moją konsternacją po przeczytaniu „refleksji’ zamieszczonych w czerwcowym numerze „Biuletynu Polnijnego” (nr 263, Montreal i Ottawa) pt. „Nie opłaca się, ale warto!”. Nie mam najmniejszych zastrzeżeń do samego tytułu czy treści tego tytułu. Zastanawia mnie wybór „bohatera” tego tekstu przez autora podpisującego się o. Andrzej Guryn. Artykuł ten jest też dostępny w Internecie na stronie http://biulpol.net/guryn.htm.
Temat refleksji jest bardzo trafny: „Warto być uczciwym, choć nie zawsze się to opłaca”. Jest to hasło przewodnie, ale wybranym przez autora bohaterem jest Władysław Bartoszewski. Jeszcze bardziej zaskakujący jest wniosek tej refleksji: „Wielki człowiek. Do podziwiania i do naśladowania”. Autor podkreśla słuszność wypowiedzi Bartoszewskiego, natomiast nie widzi, że jego bohater absolutnie nie stosował tych pouczeń w swoim życiu. Mam żal do autora za podziwianie i gloryfikowanie osoby, która publicznie wyznawała, że „w czasie wojny bałem się bardziej Polaków niż Niemców”. Piastując wysokie stanowiska państwowe, Władysław Bartoszewski miał nieskończoną ilość okazji, aby wystąpić w obronie Polski i Polaków podczas publicznych szkalowań przez Niemców i przedstawicieli Izraela. Nie dość, że nie bronił, to sam jeszcze w swoich wspomnieniowych książkach na tematy okupacyjne, nie zapomniał oczywiście pisać szerzej o polskim antysemityzmie i szmalcownictwie. Czy to ma być wzór dla Polonii? Czy takich ludzi mamy uważać za swoich bohaterów?
Napisałem do redakcji „Biuletynu Polonijnego” dwa tygodnie temu, ale mój list pozostał bez odpowiedzi. Zaskakuje mnie również treść reklamy KOD-u we wspomnianym „Biuletynie Polonijnym”: „KOD łączy nie dzieli – Twoja przestrzeń wolności i rzetelnej informacji”. O ironio! Pisząc do Pana, chcę ostrzec czytelników wspomnianego miesięcznika – jakie wartości są przedstawiane Polonii jako wzór do podziwiania i do naśladowania.
Z poważaniem,
Stanisław Skonieczny
Od redakcji: No rzeczywiście smutne...
***
To jest list z zapytaniem wysłanym z http://www.goniec.net/ przez:
Zawiedziony <Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.">Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.>
Aleksander Pruszyński – działacz, dziennikarz, wydawca polonijny w Kanadzie (w Toronto), dziś współpracownik drugiego dużego pisma polonijnego w Kanadzie „GONIEC”, jako TW SB „RAWICZ” donosił m.in. na: swojego rodzonego brata Stanisława Pruszyńskiego, Edwarda Govana, dziennikarza amerykańskiego Rozenbauma, Włocha Piera Poli, Brytyjczyka Antoniego Polanskiego, konsula USA Scandlana.
Od redakcji: Szanowny Panie/Pani. Dziękuję. Informowaliśmy o tym na pierwszej stronie pisma w 2013 roku. Ja zaś jestem zawiedziony, jeśli wolny – domniemuję, człowiek boi się podpisać pod przysyłaną opinią.
Powtórzę stanowisko redakcji sformułowane w odpowiedzi panu Ostojanowi – Według naszej wiedzy, w tutejszym środowisku polonijnym wokół nas żyje wielu byłych członków PZPR, wysokich rangą wojskowych LWP, pracowników aparatu bezpieczeństwa PRL i byłych tajnych współpracowników. Niestety, archiwa pozwalające ustalić tych ostatnich były przez długie lata zamknięte, w miarę naszych skromnych możliwości będziemy je ujawniać, m.in. po to, by każdy mógł sobie wyrobić zdanie, by ukrócić możliwość szantażu. Jednym z agentów SB był Pana kolega, a nasz współpracownik Aleksander Pruszyński, co dawno temu ujawniliśmy na pierwszej stronie „Gońca”. Niestety, Aleksander Pruszyński nie przedstawił publicznie swych interesujących kontaktów, zwłaszcza w dziedzinie rozpracowywania Prymasa Wyszyńskiego. Wśród TW były płotki – jak wspomniana przez Pana TW „Maria” czy nasz kolega Jacek Szczepiński z „Życia”, ale byli i są ludzie, od których zależało dużo. Ich działalność powinna zostać wyświetlona. Używanie archiwów IPN do prywatnych wycieczek pod adresem osób, których się nie lubi, a zamiatanie pod dywan informacji o tych, których lubimy, jest „grą teczkami” na mikropoziomie naszego własnego podwórka i nie zamierzamy w takich gierkach uczestniczyć. Andrzej Kumor.
***
Szanowni Państwo,
Uprzejmie informuję, że ruszyła rekrutacja na IX Szkołę Liderów Polonijnych, która w dniach 24 sierpnia - 6 września 2017 odbędzie się w Polsce i będzie skierowana do Polonii z USA i Kanady. Szkołę finansuje Senat Rzeczypospolitej Polskiej. Mam nadzieję, że zechcą Państwo włączyć się w promocję tej inicjatywy i zachęcić do zgłoszenia się swoich znajomych, znanych Wam działaczy i lokalnych liderów, o polskich korzeniach, dobrze posługujących się językiem polskim. Podobnie jak w ubiegłych latach szkoła ma za zadanie wspierać osoby z liderskim doświadczeniem i potencjałem, dzięki czemu będą w stanie działać jeszcze lepiej!
Rekrutacja potrwa do 24 czerwca br.
Przesyłam ogłoszenie rekrutacyjne wraz z zasadami udziału. Formularz należy wypełniać online https://goo.gl/forms/e4tY9AdeahXmtVlX2. Będę wdzięczna, jeśli zechcecie Państwo udostępnić tę informację wszystkim tym, którzy mogą być zainteresowani. Informacja o programie znajduje się również na stronie Fundacji.
W przypadku pytań zapraszam do kontaktu.
Z serdecznymi pozdrowieniami,
Klaudia Wojciechowska
Fundacja Szkoła Liderów
ul. Wiejska 12 A
00-490 Warszawa
tel. + 48 22 556 82 67, +48 691022426
OGŁOSZENIE REKRUTACYJNE
IX Szkoła Liderów Polonijnych
Ameryki Północnej
24 sierpnia – 6 września 2017
Rekrutacja do Szkoły Liderów Polonijnych Ameryki Północnej jest już otwarta – osoby działające na rzecz Polski i polskich społeczności za granicą zapraszamy do aplikowania do 24 czerwca 2017 roku!
Jeśli chcesz:
wzmocnić swoje kompetencje liderskie, rozwinąć swoją wiedzę z zakresu możliwych form promocji Polski oraz angażowania lokalnej społeczności, nawiązać kontakty z liderami polonijnymi z innych krajów oraz przedstawicielami polskich organizacji i instytucji współpracujących z Polonią, nawiązać współpracę z liderami i organizacjami w Polsce, zajmującymi się podobnymi co Ty, rzeczami,
a ponadto:
masz od 20 do 40 lat, mieszkasz na stałe na terenie Kanady lub Stanów Zjednoczonych masz polskie pochodzenie lub angażujesz się w działania na rzecz środowisk polskich
w miejscu zamieszkania lub promocję Polski,
znasz język polski w stopniu umożliwiającym aktywne uczestnictwo w zajęciach prowadzonych
w tym języku, od co najmniej 2 lat angażujesz się społecznie, kulturalnie lub politycznie, co oznacza, że jesteś działaczem organizacji polonijnych, związków profesjonalistów, klubów studenckich i nieformalnych zrzeszeń, dziennikarzem, osobą aktywną politycznie, działasz na rzecz konkretnych grup społecznych (mniejszości narodowe, kobiety, związki wyznaniowe, itp.), a także/lub jesteś związany z edukacją, nauką, sportem i kulturą, jesteś liderem/liderką w swoim środowisku, serdecznie zachęcamy do udziału w IX Szkole Liderów Polonijnych Ameryki Północnej, odbywającej się w dniach 24 sierpnia - 6 września 2017 roku.
Na zgłoszenia czekamy do 24 czerwca!
Czym jest Szkoła Liderów Polonijnych?
Szkoła Liderów Polonijnych jest to cykl warsztatów, wykładów, spotkań oraz wizyt studyjnych, adresowany do aktywnych społecznie przedstawicieli środowisk polonijnych. Celem projektu jest rozwój kompetencji liderskich uczestników, przygotowanie ich do aktywnego i świadomego działania w swoich środowiskach polonijnych oraz lokalnych w kraju zamieszkania. Program będzie również prowadził do wzmocnienia stopnia identyfikacji narodowej uczestników z Polską i polską kulturą oraz przybliżenia im polskiej rzeczywistości, obecnej sytuacji społecznej i gospodarczej w kraju, a także kierunków jego rozwoju. Projekt realizowany jest od 2009 roku, i swoim zasięgiem objął już ponad 400 osób z 36 krajów świata.
Co w programie?
Program Szkoły Liderów Polonijnych Ameryki Północnej składać się będzie z: warsztatów rozwijających umiejętności liderskie, m.in. przywództwo, budowanie zespołu, debatowanie; wykładów oraz spotkań z politykami, artystami, przedsiębiorcami, działaczami społecznymi, etc.,
wizyt studyjnych w różnych miastach Polski, w ramach których uczestnicy będą spotykać się
z przedstawicielami instytucji państwowych i lokalnymi liderami oraz poznawać przykłady rozwijających się w Polsce inicjatyw społecznych i gospodarczych.
Program każdej ze szkół jest przygotowywany w oparciu o potrzeby i oczekiwania zbierane na etapie rekrutacji. W poprzednich latach uczestnicy brali udział m.in. w warsztatach z zakresu przywództwa prowadzonych metodą outdoor, szkoleniach na temat wystąpień publicznych, grach symulacyjnych oraz interaktywnych sesjach networkingowych. Spotykali się również z takimi osobami, jak prezydent Lech Wałęsa, kardynał Stanisław Dziwisz czy Henryk Wujec. Byli gośćmi Kancelarii Prezydenta RP, Sejmu i Senatu RP i Ministerstwa Spraw Zagranicznych, a także różne aspekty współczesnej działalności społecznej, kulturalnej i samorządowej
w Toruniu, Łodzi, Gdańsku, Lublinie, Poznaniu czy Krakowie.
Po ukończeniu fzkoły uczestnicy zapraszani są do Programu dla Absolwentów Szkoły Liderów Polonijnych, dzięki któremu uzyskują dostęp do różnych narzędzi umożliwiających kontakt i współpracę z liderami z ponad 30 krajów świata.
Organizatorzy pokrywają koszty udziału w Szkole, w tym koszty zakwaterowania, wyżywienia, materiałów szkoleniowych, biletów wstępu podczas wizyt studyjnych, oraz, w uzasadnionych przypadkach, zwracają część kosztów podróży.
Jak aplikować?
Zgłoszenia proszę wysłać przy pomocy aktywnego formularza zgłoszeniowego online, CV, dwa listy rekomendacyjne lub inne materiały dokumentujące i potwierdzające informacje zawarte w formularzu, a także zasady uczestnictwa proszę wysyłać do dnia 24 czerwca 2017 roku na adres Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.">Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Wyniki rekrutacji ogłoszone zostaną na naszej stronie do 2 lipca 2017 roku. W trakcie procesu rekrutacyjnego Fundacja Szkoła Liderów może zasięgać opinii polskich placówek dyplomatycznych działających na terenie krajów, które obejmuje projekt.
Kontakt:
Klaudia Wojciechowska (Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.) | tel: 22 556 82 67, +48 691 022 426)
Zasady uczestnictwa w IX Szkole Liderów Polonijnych
§1
Fundacja Szkoła Liderów zobowiązuje się do:
1. umieszczenia na stronie internetowej www.szkola-liderow.pl w terminie najpóźniej do 2 lipca 2017 roku informacji o zakwalifikowaniu kandydata do udziału w IX SLP,
2. zagwarantowania udziału w zajęciach IX SLP zakwalifikowanym Kandydatom,
3. opłacenia kosztów zakwaterowania, wyżywienia zakwalifikowanych Kandydatów oraz kosztów materiałów szkoleniowych podczas IX SLP,
4. pokrycia kosztów podróży międzynarodowej do/z Polski – jeśli dotyczy,
5. opłacenia biletów wstępu zakwalifikowanych Kandydatów podczas wizyt studyjnych.
Listy z nr. 23/2017
Dla Redakcji Gońca i Czytelników gorące pozdrowienia ze słonecznego Kołobrzegu zasyła Zbigniew Szczesnowicz.
http://www.goniec24.com/lektura/itemlist/tag/Listy%20do%20redakcji?start=80#sigProId1926e2837c
Od Redakcji: Dziękujemy!
***
Czerwiec 7, 2017
Reduta Dobrego Imienia – Polska Liga przeciw Zniesławieniom i współpracujący z nią naukowcy wobec konieczności obrony dobrego imienia Polaków często bezimiennych, zamordowanych za pomoc Żydom, stanowczo sprzeciwiamy się działalności i wypowiedziom Jana Grabowskiego, historyka wykładającego na uniwersytecie w Ottawie. W swoich licznych publikacjach i wypowiedziach publicznych fałszuje historię Polski, głosząc tezy sugerujące, że Polacy są współwinni zagłady Żydów.
(...)
Wnioski wysnuwane przez Jana Grabowskiego, mimo że nieprawdziwe, są powielane na świecie. Jego teksty, bądź teksty powołujące się na jego prace można znaleźć wśród gazet takich jak izraelskie: Haaretz i Times of Israel, amerykańskiWashington Post czy hiszpański El Pais. Jego publikacje są materiałem źródłowym dla wielu dużych domów wydawniczych jak MacMillan czy wydawnictw akademickich Oxfordu czy Harvardu. Dodatkowo niepokojące jest, że książka Jana Grabowskiego Polowanie na Żydów. Zdrada i morderstwo w okupowanej przez Niemcy Polsce została uhonorowana w 2014 roku nagrodą instytutu Yad Vashem, z którym autor pozostaje w zażyłych stosunkach.
W związku z powyższym, Reduta Dobrego Imienia opracowała dokument wyrażający sprzeciw wobec działalności Jana Grabowskiego i wzywający go do zachowania rzetelności naukowej. Pod listem podpisało się ponad 130 naukowców, którzy także widzą szkodliwość wypowiedzi historyka z Ottawy. Stanowisko zostało przetłumaczone na język angielski. Dokument otrzyma Uniwersytet w Ottawie, uczelnie na których Grabowski miał prelekcje i wystąpienia, wydawnictwa w których publikował artykuły i książki. Treść pisma otrzymają także media, które powołują się na Grabowskiego i jego publikacje, w wypowiedziach na temat Polski, Polaków i historii naszego kraju.
—
Jan Grabowski ukończył studia historyczne na Uniwersytecie Warszawskim, doktoryzował się na Wydziale Historii Uniwersytetu Montrealskiego. Pracuje na Wydziale Historii Uniwersytetu w Ottawie jako profesor. Jest członkiem Centrum Badań nad Zagładą Żydów PAN. Jego Ojciec był Żydem ocalałym z Holocaustu. Autor lub współautor książek m.in “Ja tego Żyda znam! Szantażowanie Żydów w Warszawie 1939-1943”, “Judenjagd. Polowanie na Żydów 1942-1945. Studium dziejów pewnego powiatu”, “Klucze i kasa. O mieniu żydowskim w Polsce pod okupacją niemiecką i we wczesnych latach powojennych 1939-1950”, “Zarys Krajobrazu. Wieś polska wobec zagłady Żydów, 1942-1945”, “Hunt for the Jews. Betrayal and murder in German-occupied Poland”.
Stanowisko naukowców polskich skupionych wokół Reduty Dobrego Imienia – Polskiej Ligi przeciw Zniesławieniom wobec działalności Jana Grabowskiego
My, niżej podpisani naukowcy polscy, pracujący zarówno w Polsce, jak i poza jej granicami, stanowczo sprzeciwiamy się tworzeniu i rozpowszechnianiu przez Jana Grabowskiego fałszywego i krzywdzącego obrazu Polski i Polaków podczas II wojny światowej oraz obarczaniu Narodu Polskiego winą za zbrodnię Holocaustu.
Trzeba zwrócić uwagę na różnicę między sytuacją w innych krajach – takich jak Francja, Belgia, Holandia, Norwegia, Węgry – a sytuacją, w jakiej znaleźli się ludzie w Polsce, gdzie skala terroru ze strony niemieckiego okupanta była bez porównania większa. Mimo to nie znalazła się żadna instytucja reprezentująca społeczeństwo i Naród Polski, która poparła by politykę okupanta – jak to miało miejsce w pozostałych krajach europejskich, gdzie funkcjonowały kolaboracyjne rządy i formacje, w tym wojskowe (np. dywizje SS „Wiking”, „Nordland”, „Galizien”, „Nederland”, „Wallonien”, „Charlemagne”, „La División Azul”). Co więcej Polacy czynnie przeciwstawiali się procesowi niemieckiego ludobójstwa poprzez aktywne działanie w instytucjonalnych formach prawnych i organizacyjnych powołanych w podziemiu wyłącznie w celu ratowania Żydów (Rada Ochrony Żydów – Żegota).
Jesteśmy świadomi, że podczas działań wojennych nie wszyscy ludzie prezentują postawę heroiczną, wielu za najważniejsze uznaje ochronę życia własnego i najbliższych, a niektórzy dopuszczają się niegodziwości dla własnej korzyści. W czasie II wojny światowej, pod wpływem demoralizujących okoliczności i działań niemieckich, jednostki zachowujące się niegodnie znajdowały się zarówno wśród Polaków, jak i Żydów (szczególnie w gettach). Trzeba przy tym pamiętać, że celem Niemców było również „wytępienie narodu polskiego” i „zniszczenie Polski bez reszty”, co zapowiadał Hitler jeszcze przed wybuchem wojny, a realizował poprzez eksterminację Polaków m.in. w obozach na terenie okupowanej Polski i Niemiec, w więzieniach i podczas publicznych egzekucji.
Największa liczba wśród Sprawiedliwych odznaczonych przez Instytut Yad Vashem to Polacy. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza że jedynie w okupowanej Polsce za pomoc Żydom groziła kara śmierci nawet dla całej rodziny ukrywającego. Dla uratowania jednego Żyda potrzeba było zaangażowania kilku, a czasem nawet kilkudziesięciu osób. Rząd Rzeczpospolitej na uchodźstwie w Londynie, ani żadne podległe mu instytucje, nigdy nie zgadzał się z niemiecką polityką eksterminacji wobec Polaków, Żydów czy innych obywateli polskich:
Rząd Polski staje w obronie wszystkich swych obywateli, bez względu na wyznanie i na narodowość, i czyni to w imię tak interesów państwowych, jak w imię uczuć ludzkich i zasad chrześcijańskich. Łączą się z nim Polacy w Kraju i na obczyźnie. Na zjeździe Rady Polonii w Buffalo w Ameryce na wniosek ks. Szubińskiego uchwalono protest przeciw ghettom i bestialskim prześladowaniom Żydów w Polsce. Takie jest stanowisko Polaków!
Przemówienie wicepremiera Stanisława Mikołajczyka podczas posiedzenia Rady Narodowej RP [fragment] – Londyn, 27 listopada 1942
Obok powyższej wypowiedzi do wiadomości publicznej zostały podane inne podobne wezwania, między innymi:
1. wydana 17 kwietnia 1940 roku przez rządy Polski, Wielkiej Brytanii i Francji wspólna deklaracja przeciw „okrutnemu prześladowaniu Żydów”;
2. Uchwała Rady Narodowej RP w sprawie masowych niemieckich mordów ludności żydowskiej w okupowanej Polsce – Londyn, 27 listopada 1942;
3. nota ambasadora RP w Londynie Edwarda Raczyńskiego do Rządów Narodów Zjednoczonych z 10 grudnia 1942 roku.
Przypisywanie Polakom współudziału w Zagładzie ze względu na istnienie tzw. „granatowej policji” jest całkowitym nieporozumieniem. Powołanie takich służb jak „granatowa policja” i obsadzenie jej członkami społeczeństwa podbitego kraju nie jest fenomenem polskim i wynika z logiki okupacji – żadna siła okupacyjna nie jest w stanie samodzielnie zabezpieczyć funkcjonowania wszystkich usług sektora publicznego okupowanego przez siebie kraju, realizowanych przez straż pożarną, inspekcje sanitarne, urzędy pocztowe. Wysnuwanie w oparciu o to zarzutu kolaboracji, a ściślej współudziału w odbywającej się w tym czasie zagładzie Żydów, prowadzić może do absurdalnych i kuriozalnych wniosków, wszak analogiczne służby i instytucje funkcjonowały w obrębie społeczności żydowskiej w utworzonych przez Niemców gettach.
Grabowski nie przestrzega podstawowych zasad rzetelności badacza, używając obrazowych i zdecydowanie przerysowanych określeń bardziej w celu budowania konstrukcji propagandowych niż pokazania rzetelnego obrazu. I tak nazywa „morzem zła” liczbę 1015 udokumentowanych żydowskich ofiar zamordowanych przez jednostki zdemoralizowane okrutną i nieludzką okupacją, a jednocześnie pomija wiele tysięcy osób ocalonych z Zagłady przez najczęściej bezimiennych bohaterów. Warto przypomnieć, że 6706 Polaków uhonorowanych zostało tytułem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Przy tym możliwości skutecznego pomagania Żydom były ograniczone także tym, że 85 % przedwojennej ludności żydowskiej nie władało językiem polskim, występowała więc bariera komunikacyjna. Żydzi ortodoksyjni nie zawsze godzili się na oddanie swych dzieci pod opiekę „gojom”. Z kolei obopólna nieufność to skutek sowieckiej okupacji, której często orędownikami i beneficjentami była ludność żydowska. Stanowisko Jana Grabowskiego wobec wydarzeń w Jedwabnem oraz tzw. pogromu kieleckiego pozbawione jest kontekstu historycznego i w takiej formie wprowadzane do światowej opinii publicznej. Eliminacja z życiorysu diaspory żydowskiej kluczowych faktów, które rzuciłyby cień na postawę wielu ofiar, nie pozwala przedstawić rzeczywistego obrazu relacji polsko-żydowskich.
Nie można na podstawie dywagacji obliczonych na wywołanie sensacji i rozgłosu, żonglując sformułowaniami „liczni”, „rzesze”, „wielu”, grać na nastrojach światowej opinii publicznej, deformując przy tym obraz Polski. Nie ma to nic wspólnego z nauką, której celem jest służba prawdzie. Musimy pogodzić się z faktem, że nie poznamy szczegółów życia i śmierci wielu z pomordowanych Żydów oraz licznych Polaków, którzy razem z ukrywanymi Żydami zapłacili najwyższą cenę, a ze względu na restrykcyjne warunki przyznawania tytułu „Sprawiedliwego” i niebranie pod uwagę polskich świadków – nigdy zasłużonej sprawiedliwości świat im nie oddał.
O postawie społeczeństwa polskiego wobec Żydów najlepiej świadczą sami Żydzi:
Panuje u nas pogląd, że antysemityzm znacznie się wzmógł w okresie wojny, że Polacy w swej większości są zadowoleni z nieszczęścia, które spotkało Żydów w miastach i miasteczkach Polski itp. Uważny czytelnik naszych materiałów znajdzie setki dokumentów świadczących o czymś wręcz przeciwnym. W niejednym sprawozdaniu z miasteczka przeczyta on, jak serdecznie odnosiła się ludność polska do żydowskich uchodźców. Dowiecie się o setkach wypadków, kiedy chłopi w ciągu długich miesięcy ukrywali i dobrze karmili żydowskich uchodźców z okolicznych miasteczek
„Notatki z getta” Emanuel Ringelblum Warszawa 1943
Wzywamy Jana Grabowskiego do zaprzestania szkalowania Narodu Polskiego i do przyjęcia postawy godnej pracownika naukowego, która polega na służbie prawdzie. Działalność Jana Grabowskiego nie tylko nie przyczynia się do poznania prawdy, ale jest też rozsadnikiem kłamstwa w międzynarodowym życiu publicznym i naukowym, a więc jest sprzeczna z powołaniem naukowca.
PODPISALI:
(...)
(...)
Podpisy 130 polskich profesorów
Listy z nr. 22/2017
Drodzy przyjaciele Życia
Są wyniki wyborów na przywódcę Partii Konserwatywnej. Dają iskrę nadziei na potrzebne zmiany w Kanadzie. Partia musi przyznać, że wyborcy pro-life i pro-rodzinni dużą rolę odegrali w zwycięstwie lidera i mogą tak samo być na wyborach państwowych w 2019. Brad Trost i Pierre Lemieux, którzy odważnie promowali „pro-life” i politykę prorodzinną otrzymali 4. i 6. miejsca na 13 kandydatów w wyborach.
Nowy przywódca, Andrew Scheer, w przeszłości, głosował przeciwko ustawie „o ochronie praw osób transpłciowych”, jak i przeciwko ustawie o islamofobii.
Naszym obowiązkiem będzie modlić się za nowego lidera, za zmiany które polepszą Kanadę, a także musimy dalej być zaangażowani, aby głos Bożej prawdy był wysłuchany.
Druga iskra nadziei, którą widziałam była na March for Life. Zostałam na drugi dzień, bo było spotkanie organizatorów 40 Days for Life z wielu miast Kanady z przedstawicielem 40 Days for Life USA. Byli nawet ludzie z dalekiej Kolumbii Brytyjskiej i Manitoby. Ale największe wrażenie to było spotkać, zobaczyć i porozmawiać z młodzieżą, która też została. Mieli zorganizowane warsztaty, spotkania, mówców, itd. Rano o godzinie 7:30 około 300 młodych ludzi uczestniczyło w spotkaniu i było to tzw optional ... czyli z własnego wyboru.
Kochani, to jest ta iskra nadziei dla pro-life w Kanadzie. Wracając w autobusie pełnym młodych widziałam ich modlących się na różańcu, odmawiających koronkę, śpiewających Maryjne pieśni bez zachęcania ze strony starszych. W sumie to nas „starszych” było tylko troje! Więcej opowiem na naszych spotkaniach.
Drodzy, Bogu dziękujemy za ich obecność i świadectwo. Módlmy się za naszą młodzież.
Z Panem Bogiem
Jola Gałązka
Od redakcji: święte słowa.
***
Wielka dezinformacja skutkuje wielką emigracją
Podawanie w polskich mediach absurdalnie przeliczonych informacji ,że lekarze na zachodzie zarabiają około 25- 40 tyś PLN w przeliczeniu 1 euro =4,34 PLN a pielęgniarki “tylko” około 16 tys. PLN powoduje masowe wyjazdy białego personelu (i młodych Polaków też) z Polski, i kosztuje to nas miliardy strat , a równocześnie dezinformuje wyjeżdzających w niedopuszczalny sposób. Często takie brednie wygłaszają lub firmują w TV ludzie mający tytuły profesorów i doktorów ekonomii.!!! To wyliczenie byłoby prawdą pod jednym warunkiem, że tam zarobione euro byłoby przywożone do Polski i tu wydawane, ale zazwyczaj tak nie jest. Wiadomo, że siła nabywcza euro na Zachodzie to nie siła nabywcza 4,34 PLN w Polsce i od dawna wiadomo, jak to można dokładnie przeliczyć. Otóż, w światowych rocznikach statystycznych używany jest od wielu lat tzw. wskaźnik PPP (Purchasing Power Parity) - parytet siły nabywczej danej waluty i w wypadku złotego wynosi to około 2,2 raza tzn. o tyle jest zawyżony w Polsce kurs USD i Euro w stosunku do ich siły nabywczej na Zachodzie. Dla zobrazowania na konkretnym przykładzie; otóż GDP (Gros Domestic Product per capita) dochód roczny na Polaka w przeliczniku bankowym wynosi 12,4 tyś USD, a w realnej sile nabywczej na Zachodzie wynosi 27,6 tys. USD !!!! Stąd te 2,2 raza zawyżenia
To samo jest z euro i to oznacza, że te wspaniałe zarobki na Zachodzie należy dzielić przez 2,2 i wtedy nam wyjdzie zarobek lekarza nie 25 tys. PLN, tylko około 11,4 tys. PLN, a więc lekarz w Polsce wyciągający taki dochód (a jest ich wcale niemało), nie ma po co emigrować, bo niewiele skorzysta na stopie życiowej.
To samo dotyczy pielęgniarek i innych marzących o fortunie zarabianej na Zachodzie i w USA. Odwracając to chore przeliczenie, to polski lekarz emigrant, żeby osiągnąć siłę nabywczą 25 tys. PLN w Polsce musiałby dostać pensję 12,6 tys. euro.Albo inaczej: lekarz wysokiego stopnia specjalista z Polski z kontraktem 10 tys. euro ma rzeczywistą siłę nabywczą około 20 tys. PLN w Polsce. Jest to naprawdę dużo, ale daleko do 43 tys. z przelicznika kursowego PLN. Każdy, kto mieszkał na Zachodzie wie, że ceny towarów, a szczególnie usług, podatków, składek i czynszów są dużo wyższe niż w Polsce i stąd wynika to przeliczenie.
Dla podsumowania: 1 euro na Zachodzie ma siłę nabywczą 1,99 PLN w Polsce, a w wypadku 1 USD to jest 1,70 PLN i to dopiero daje realne zarobki i wtedy te ich super-zarobki zdecydowanie bledną.
Warto w mediach zacząć poważną dyskusję na ten temat bo taka dezinformacja powoduje wielkie straty dla Polski i powoduje rozczarowanie emigrujących rodaków. Utrzymywanie w przestrzeni publicznej tej dezinformacji jest na rękę krajom do których masowo emigrują młodzi Polacy, a też jest zgodne z propagandą polskojęzycznych mediów reprezentujących niepolskie interesy.
Dlatego jest też podobny problem z dopłatami rolnymi, gdzie polscy rolnicy krzyczą o wielkiej niesprawiedliwości, bo niemiecki rolnik dostaje 346 euro do hektara, a polski rolnik tylko 197 euro. (licząc po kursie bankowym) Ale siła nabywcza w Polsce owych 346 euro w Niemczech ma wartość 157 euro w Polsce i stąd widac, że eksperci z UE doskonale wiedzą o zupełnie innej sile nabywczej euro w Polsce i w Niemczech. Niemiecki rolnik może mniej kupić za swoje 346 euro w Niemczech niż polski rolnik za swoje 197 euro w Polsce!!!
W polskich mediach coraz częściej podają sensację, że Anglicy na starość osiedlają się w Polsce!!! A dawno to robią też polscy emigranci z Niemiec, po przejściu na emeryturę, bo mnożą realnie swoją emeryturę razy 2,2 i da się wtedy żyć na dużo wyższej stopie.
mgr J. Suchocki tel. 508 157 381
Od redakcji: poprawne wyliczenie, pełna zgoda
***
Tomasz Lis jako żywo
Przypadkiem trafił mi do rąk numer Newsweek’a (Nr 22/17 z 22.05.17) i już pierwszy felieton, podpisany przez naczelnego redaktora poruszył mnie do tego stopnia, że natychmiast usiadłem do klawiatury i piszę poniższe słowa.
Na wstępie zaznaczam, że nie jestem żadnym fanatykiem obecnego układu rządzącego i nie identyfikuję się ślepo z PiS. Potrafię jednak logicznie myśleć, obserwować, ocenić i docenić to co obecna władza czyni dla polskiej gospodarki, polskiego interesu narodowego i dla społeczeństwa. Obiektywne fakty i dane statystyczne mówią same za siebie więc nie ma sensu ich tu przytaczać.
Felieton Tomasza Lisa „Chrystus umywa ręce” jawi się jakby autor przebywał obecnie w kosmosie lub przynajmniej ze trzydzieści lat przebywał w odosobnieniu i nie widzi faktów i problemów obecnie nękających świat. Jego felieton to gotowiec nadający się do analiz studentów dziennikarstwa, to klasyczny przykład nierzetelności dziennikarskiej i zakłamania. Felieton miał dotyczyć problemu relokacji uchodźców, jednakże 80% jego treści to niemal w całości dawka jadu i poniżania kraju, z którego ręki Autor je chleb.
Już w pierwszym zdaniu Lis oświadcza, że „Polska… demonstruje światu swój egoizm i małość”. I nawet wcześniej, historycznie patrząc, polskie zrywy narodowe, to z czego Polacy są dumni, dla Lisa to był tylko mus działania dla zachowania twarzy i honoru chociaż bez żadnych szans na sukces. Tak oceniony jest opór Polaków w kampanii wrześniowej, powstanie warszawskie i antykomunistyczne powstanie w latach 1945-56. Żołnierze wyklęci są „drodzy sercu dzisiejszych władców”. Tu od razu stawiam pytanie: dlaczego są drodzy sercu tylko obecnej władzy? Dlaczego Autor nie wspomina reszty Polaków. Nie mam tu na myśli potomków tych który zaakceptowali utratę 52% wschodnich terytoriów Polski po 17 września 1939 i narzuconą, sowiecką władzę w Polsce „utrwalali” i ze zrozumiałych względów nie będą to ich bohaterowie?
To, co jest oczywistą powinnością obywatelską każdego narodu w felietonie Lisa podszyte jest złośliwością i ironią. Patriotyczne postawy Polaków Lis przedstawia m.in. tak „Można przegrać ale nie wolno się poddawać. Można ponosić klęski ale nie wolno ulegać. Można stracić wolność ale nie wolno stracić twarzy” i tak dalej. Czy na pewno te wartości są także cenne dla p. Lisa, czy tylko sobie kpi z tych wartości? Bo przecież te wartości to właśnie był zarówno opór przeciwko narzuconemu Polsce ustrojowi a obecnie to jest opór przeciwko niszczeniu polskiej tożsamości. Ten właśnie opór Lis nazywa tak: „Dziś Polska pokazuje twarz brzydką […] Polska karleje”. Oto inne epitety w tym kuble pomyj wylewanych na obecny rząd: „… nihilizm egzystencjalny, brak celu, sensu i znaczenia”. A jeśli już jakiś cel Lis znajduje to taki aby „poszczuć, napuścić, nastraszyć, wskazać wroga”.
Z lekcji historii także należy się Tomkowi L. dwójka. Pisze on, że „Zaolzie było dla Polski czasem hańby”. Skąd w felietonie o problemie z uchodźcami akurat Zaolzie? OK. Może Autor chciał błysnąć wszechstronną wiedzą więc i to zdanie wstawił. Ale niestety strzelił kulą w płot, nie doczytał. Bo po Traktacie Wersalskim, gdy po 123 latach życia pod trzema zaborami Polska odzyskała niepodległość to Zaolzie, podobnie jak południowo-zachodnia część obecnej Ukrainy, znaczna część obecnej Białorusi i Litwy, weszło w obręb wyznaczonych granic terytorium Polski. Gdy w latach 1918-20 Polska walczyła z nawałą bolszewicką w obronie wschodnich granic, nasi południowi sąsiedzi, korzystając z chaosu i braku dostatecznej obrony – podstępnie zajęli te tereny, przyłączając je do ówczesnej Czechosłowacji. Czy rzeczywiście słowo „hańba” jest właściwe dla przywrócenia w roku 1938 stanu prawnego granic polskich zgodnie z postanowieniami Traktatu Wersalskiego?
Tomasz Lis objawia się też jako patriota i katolik bo ubolewa, że dziś „zapominamy (a więc i Lis) i o Bogu i o honorze”. Ciekawe od kiedy ten obłudnik zalicza się do tych, którzy pamiętali i pamiętają o tych najwyższych wartościach?
Pomimo, że felieton miał dotyczyć problemu uchodźców to Autor porusza ten problem dopiero w ostatnim akapicie. Podejrzewam z dużą dozą pewności, że był to zabieg celowy aby zabrakło miejsca na opisanie doświadczeń z kolorowymi uchodźcami krajów, które są dla nich „otwarte” i „gościnne” już od ponad trzydziestu lat. Polskie stanowisko na temat nieprzyjmowania uchodźców Autor kwituje jednym określeniem – „pilnowanie własnych interesów”. Nie bardzo rozumiem co jest nagannego w pilnowaniu w pierwszej kolejności własnych interesów? Czy Niemcy i Francja główni rozgrywający w UE nie pilnują w pierwszym rzędzie własnych interesów? To były pytania retoryczne.
Ale zajmijmy się wreszcie problemem muzułmańskich uchodźców. Gdyby p. Lis napisał ten swój felieton 30-40 lat temu to, nie znając przyszłych zjawisk z tym związanych, można by było uznać ten felieton za racjonalny. Wtedy empatia, polska gościnność, miłosierdzie i tym podobne słowa miały by swój racjonalny sens. Jednakże obecnie, gdy „gościnne” i „otwarte” kraje przedstawiają światu swoje kilkudziesięcioletnie doświadczenia jak na przykład:
- w jednym ze szwajcarskich kantonów (ta historia była opisywana) przyjęto w latach 80. kilkanaście rodzin muzułmańskich. Po kilkunastu latach, w ramach „łączenia rodzin” itp. praw społeczność muzułmańska przekroczyła liczbowo populacje rodowitych mieszkańców kantonu, zabrakło dalszych środków finansowych na utrzymywanie imigrantów i kanton zbankrutował a dalsze koszty utrzymania przejęło państwo
- Francja, Dania, Szwecja i inne kraje skandynawskie w swoich ludnościowych strukturach mają już od 20-40% a w niektórych skupiskach nawet 60% ludności kolorowej. W tych krajach, jeszcze z nazwy „europejskich” są skupiska muzułmańskie, gdzie nie wchodzą przedstawiciele władzy (wojsko, policja),
- religia muzułmańska opanowuje wcześniej katolickie a następnie „neutralne światopoglądowo” kraje europejskie. Tzw. poprawność zakazuje publicznego eksponowania wizerunku chrześcijańskiego symbolu – krzyża. W wielu miastach we władzach przeważają przybysze z Azji i Afryki. (np. w Londynie burmistrzem został muzułmanin)
- w internecie publikowane są wystąpienia muzułmańskich przywódców wieszczących bliski koniec chrześcijańskiego świata. Według nich Europejczycy tracą zdolność rozmnażania się i to Muzułmanie w krótkim czasie zaleją biologicznie Europę.
- wszystkie kraje mające powyższe doświadczenia z imigrantami skarżą się, że imigranci nie chcą podejmować pracy, wolą żyć z zasiłków, które, szczególnie na dzieci, są bardzo wysokie. Opłaca się więc mieć dużo dzieci i w ten sposób „gościnne” kraje same wiążą sobie pętlę na szyję.
Powyższe przykłady podaję z pamięci, mogą więc w szczegółach się różnić, ale wymowa tych faktów jest porażająca. A więc pytam się czy pan Tomasz Lis jest tak głupi, że tego nie widzi i nie słyszy, czy też plecie trzy po trzy aby tylko „dowalić” znienawidzonym rządzącym?
Tak zwaną bezgraniczną, „ślepą miłość” może okazywać tylko matka (niekoniecznie mądra), która wybaczy najgorsze czyny własnemu dziecku. Jednak rządy nie mogą szermować słowem „miłość”, okazywać empatii i otwartości wobec innych - bezkrytycznie i bezgranicznie. Tutaj miłość musi być okazywana rozumem a nie bardzo mglistym i niejednoznacznym „sercem”. Polska, pomimo że ma jeszcze wiele długów do spłacenia wobec własnych rodaków, reaguje empatią na problemy krajów, gdzie są wojny, głód czy zamieszki. Rząd Polski uznał, że można też pomagać krajom w rozwiązywaniu ich problemów na miejscu. I to robi. A i tak nikt nie jest w stanie uratować, uzdrowić i uszczęśliwić wszystkich i rozwiązać wszystkich problemów na świecie. To jest po prostu niemożliwe.
Bogusław Homicki
Listy z nr. 20/2017
Pod szczęśliwą gwiazdą
Z zainteresowaniem – i na pewno nie tylko ja – czytałem w „Gońcu” wspomnienia pana Stanisława Zaborowskiego pod powyższym tytułem. Tą szczęśliwą gwiazdą, która patronowała mu przez całe długie życie, musiała być pewno najbliższa nam (oprócz Słońca) Alfa Centauri. Bo zawsze zwycięsko wychodził z licznych facecji.
Całe życie autora zamknęło się w „najciekawszym” jak dotychczas dla ludzkości wieku XX. Życzenie – obyś żył właśnie w ciekawych czasach – jest co najmniej dwuznaczne. No, chyba że pod szczęśliwą gwiazdą. W minionym wieku ludzie mordowali się w liczbach nigdy poprzednio niespotykanych. Owszem, były poprzednio wojny i zarazy, ale te ostatnie zdarzały się z woli łaskawej Opatrzności i „złego powietrza”. Do czasu kiedy Pasteur nakrył na gorącym uczynku małe, ale śmiałe zabójcze mikroby. Pamiętam ciekawą szkolną lekturę „Wróg pod mikroskopem”, która być może spowodowała, że zainteresowałem się biologią. Bo inaczej zostałbym prawnikiem. Lepiej?
Ciekawe czasy ubiegłego wieku zaczęły się tradycyjnie wojną. To i przedtem bywało. Ale nowym akcentem na początek była na przykład rzeź chrześcijańskich Ormian przez tureckich muzułmanów. To teraz nie nowość. Ale czym nowym była wtedy skala i okrucieństwo tych igraszek. Wymordowano co najmniej 1,5 mln Ormian. Tak zaczęła się era ludobójstwa. Potem wojna, pierwsza światowa, i szacowana strata ok. 10 milionów żołnierzy i cywilów. To się wydawało współczesnym tak straszne, że założono Ligę Narodów, która miała załatwiać sprzeczne interesy różnych krajów przy stole dyplomatycznym. Niestety, tak jak to dzieje się obecnie w Unii Europejskiej, pod szczytnymi hasłami – kto silniejszy, przepychał swoje interesy. Nihil novi sub sole, że posłużę się łaciną, którą wraz z greką, jako przyszły filolog klasyczny, studiował autor.
Starożytność jednak przegrała ze współczesnością i po krótkiej pracy nauczycielskiej, pan Zaborowski, młody i energiczny, porzucił swój wymarzony zawód. Zdążył jednak na tyle oczarować jedną ze swoich uczennic (z czego się sumituje), że została jego żoną. Ten figiel powtórzył teraz nowy prezydent Francji (choć z drugiej strony), który nawiązał jako 17-letni uczeń romans ze swoją 30-letnią nauczycielką, mężatką i matką dzieciom, która dla niego porzuciła męża. Niewątpliwie cwaniak potrafi być skuteczny! Na razie okazał się antypolski na forum UE (patrz Liga Narodów).
Ale wracając do fachu autora wspomnień, wtrącę zdanie zaczerpnięte z humoru zeszytów szkolnych: „W starożytności jeńcy stawali się niewolnikami wykonującymi najcięższe prace. Niektórzy nawet zostawali nauczycielami”. Ot i katorga!
Ciekawe czasy upomniały się o pana Zaborowskiego i nie pozwoliły mu pozostać długo przy tablicy z kredą w ręku. Powstania Wielkopolskie, obrona Warszawy w roku 1920 spowodowały, że przekwalifikował się na żołnierza, a potem urzędnika finansowego i poznaniak został warszawiakiem. O starożytności zapomniał. To czytałem z zainteresowaniem, bo mój Ojciec, choć krakus, karierę prawniczą zaczynał w Poznaniu, gdzie brakowało na skutek pruskiej dyskryminacji wykształconych kadr. Obaj walczyli w 20 roku. Ojciec jako ułan zapędził się aż pod Kijów. W 20-leciu międzywojennym rodzina autora i moja mieszkała w Warszawie. Może nasze drogi się kiedyś przecięły? My opuściliśmy stolicę dla bezpieczniejszej wsi podkrakowskiej. Szczęśliwie, gdyż autor, pełniący dowództwo plutonu artylerii przeciwlotniczej, strącił samolot Luftwaffe, który akurat spadł na kamienicę, w której my poprzednio mieszkaliśmy, poważnie ją uszkadzając. Akurat na nas strącać?!
Po unicestwieniu Warszawy w 1944 roku, pustą, odgruzowaną działkę zakupiła Kanada i zbudowała tam swoją ambasadę, w której rozpocząłem w roku 1981 swoją emigrację za ocean.
Przedtem autor w ramach swojej finansowo-gospodarczej działalności budował Nową Hutę na terenach, gdzie ja z kolei spędziłem jako dziecko całą okupację.
Potem pan Zaborowski wrócił do Warszawy, a my już nie. Przenieśliśmy się do Wrocławia. Ja wróciłem do stolicy dopiero w 1976 roku, tylko na pięć lat.
Jak napisałem we wstępie, z zainteresowaniem czytałem wspomnienia autora m.in. dlatego, że drogi nasze się przecinały. Jednak ja pamiętam okupację niemiecką nieco inaczej. Jest między nami różnica pokolenia. Pan Zaborowski działał w burzliwej Warszawie. Ja byłem statystą – wsi spokojna, wsi wesoła! Byłem jednak „informowany” na bieżąco, co się dzieje, bo w majątku przebywało wielu członków mojej licznej rodziny. Do stołu siadało ca 30 osób. Pomieszczeń i wiktu dla wszystkich starczało. A i czasowy azyl był w miarę bezpieczny dla tych, którzy mieszkali w Krakowie, a zwłaszcza w Warszawie. Łapanki, rozstrzeliwanie, wywózki. Długie rodaków rozmowy, którym się przysłuchiwałem, malowały mi nieco inny obraz okupacyjnej ponurej miejskiej rzeczywistości.
Na przykład o żadnej współpracy, „brataniu się” z okupantem nie mogło być mowy. Pan Zaborowski natomiast brał udział w obiadach, przyjęciach z dygnitarzami niemieckimi. Takie postępowanie mogło się skończyć i często kończyło fizyczną likwidacją „kolaboranta”. Chyba że była to działalność na zlecenie podziemia. Ale tego autor jasno nie przedstawia. Wyrastał i wychowywał się wśród Niemców. Być może to miało wpływ na jego postępowanie. Tak jak nasz Papież wychowywał się wśród Żydów.
Inną sprawą jest sama technika sporządzania, spisywania wspomnień. Są one bardzo miejscami szczegółowe. Cytowane są wypowiedzi, zachowania ludzi sprzed pół wieku. Tak przeszłość spisywać można tylko robiąc np, codzienne, cotygodniowe notatki. Jak inaczej tłumaczyć zdania – „17 października 1937 zastrzeliłem na Polesiu 3 kuropatwy”? Autor chyba musiał chodzić z brulionem i ołówkiem (długopisów jeszcze nie było) w tylnej kieszeni. Ale o tym nie wspomina.
Sukcesy pana Zaborowskiego na wszelkich polach są zadziwiające. Co nie świadczy, że niemożliwe. Życie autora upływało w bardzo politycznych czasach. Pruskie wynaradawianie, sanacja (sam był narodowcem przeciwnikiem Piłsudskiego), okrutny okres stalinizmu, przewroty 1956, 1968, 1970 właściwie we wspomnieniach nie istnieją. Nieco jest o wypadkach marcowych 1968, bo wpływały one na pracę dyrektora administracyjnego politechniki. Był w środku.
Pan Zaborowski kończy wspomnienia, podkreślając, że je przeznacza dla swoich potomków. Jednak rodzinne historie są bardzo skrótowe. Jest trochę o ojcu. Między wierszami pojawia się w całej historii raz czy dwa brat i siostra. Krótko też, że matka zmarła. Więcej jest o koniach niż rodzinie. Autor deklaruje przywiązanie do żony i dzieci, ale czytelnicy prawie nic się o nich nie dowiadują. Może to dlatego, że bez wspomnień rodzica wiedzą one doskonale, co się z nimi działo. Jednocześnie uderzające są szczegóły m.in. z pracy na politechnice. Nazwiska, zachowania, co kto powiedział. Te fakty łatwe były do sprawdzenia – ale kiedyś. Kiedy wspomnienia się ukazały w „Gońcu” – podobno nigdy przedtem niepublikowane – ludzie wymienieni od dawna już nie żyją. Ja w tym czasie studiowałem w Warszawie, choć nie na politechnice, więc znam te czasy z autopsji, a nie z pieśni i z powieści, i odbieram je inaczej. Trudno.
Ciekawe byłoby, gdyby pan redaktor Kumor wypełnił pamiętnik wspomnieniem, jak wszedł w jego posiadanie, czy od któregoś z dzieci? Notabene one teraz mają po ca 80 lat, a w ostatnim odcinku jest ich zdjęcie jako kilkuletnich maluchów. Raczej nie a propos – czemu?
Autor, urodzony w 1903 roku, mógł dożyć odzyskania niepodległości w 1989 roku. Ale może nie, boby chyba o tym wspomniał. Czy jego dzieci żyją, co robią? Może nie chcą (jeśli żyją) ujawniać się publicznie?
Choć odniesień politycznych unikał, wspomnienia, niewątpliwie ciekawe, nasuwają jednak pewne wątpliwości co do tego, jak powstały i dlaczego dopiero teraz zostały wydane. Czy celowo?
Ostojan
Toronto, 6 maja 2017
Od redakcji: Szanowny Panie wspomnienia zostały nam przekazane przez mieszkającego w Ottawie syna ich autora. I druga rzecz ich autor był w AK. Wspomnienia pana Zaborowskiego dostarczają unikatowych informacji zwłaszcza z czasów okupacji i powstania warszawskiego i naszym zdaniem powinny zostać wydane w formie książkowej.
Andrzej Kumor
Listy z nr. 19/2017
„Ponieważ sytuacja gospodarcza jest względnie dobra i nikt nie głoduje – a wręcz przeciwnie – przeciwnicy PiS-u muszą robić politykę na czym innym – oczywiście można wywołać wrażenie kryzysu, ale to wymaga posiadania przynajmniej quasi-monopolu propagandowego, a dziś PiS ma TVP.“
Inflacja CPI r/r (%) 2,0 2017, 2018 tzn. 2% = 25 051 mln zł. Jest to więcej niż wynosi koszt programu 500+.
Inflacja nie anihiluje pieniędzy – inflacja tworzy nowe potrzeby pożyczkowe. Tych pieniędzy nie ma, trzeba pójść po nie do banksterów.
aa
Odpowiedź redakcji: Szanowny Panie, żyje Pan złudzeniami, nie ma innych pieniędzy niż te od banksterów. Pieniądz jest emitowany jak dług.
Listy z nr. 18/2017
Szanowny Panie Redaktorze,
Przeczytałem Pański wywiad z Ojcem Rydzykiem i w związku z tym chciałbym zapytać, dlaczego rządząca obecnie partia PiS, którą przecież popierał i chyba nadal popiera Ojciec Rydzyk, toleruje obcą własność mediów w Polsce?
Nie wiem, czy mój tekst ktoś z tej partii przeczyta, ale mimo to chciałbym zapytać, dlaczego mając większość w parlamencie, nie przegłosują ustawy o mediach, w myśl której przecież można przywrócić Polsce media, odkupując ustawowo 50+ procent ich własności, a w przypadku niewywiązania się właścicieli zwyczajnie cofnąć koncesje? Wiemy doskonale, że media dzielą od lat Polaków, czyżby PiS nie był zainteresowany przywróceniem Polsce mediów?
Skąd wziąć pieniądze? Stąd co zawsze, przecież oni pożyczają już od 1989 roku, żadna nowość. Tylko że aby to robić, trzeba mieć mądrych ludzi w rządzie. Z przykrością stwierdzam, że takich tam nie widzę. Te ciągłe naprawy wpadek z Misiewiczami, czy generalnie wpadki ministra Waszczykowskiego jak chociażby z Komisją Wenecką, nie świadczą dobrze o skuteczności najważniejszych osób w państwie. Natomiast tolerowanie przedstawienia „Klątwa” przez samego wicepremiera Glińskiego mówi samo za siebie, że przecież w Polsce uchodzi nawet obrażanie narodowych świętości.
Nie pozwoliliby sobie na to w republikach islamskich. Polska niestety stacza się. Skoro takie bluźniercze spektakle odbywają się w majestacie prawa w Polsce, znaczy to, że nadal jest „ch..., d...pa i kamieni kupa”.
Panie Kaczyński, gdzie Pan jest?
Ateiści się śmieją, że pan się schował pod „spódnicę” Ojca Rydzyka”.
Pozdrawiam
SC
Odpowiedź redakcji: Szanowny Panie, nie znam odpowiedzi na Pana pytania, niech Pan zapyta p. Jarosława Kaczyńskiego.
Listy z nr. 16/2017
Szanowny panie Kumor.
Byłem uczestnikiem wycieczki do Chin organizowanej przez POLAMEX z Hamilton. Organizacja tej wycieczki była naprawdę wspaniała, hotele 5-gwiazdkowe i wyżywienie bardzo dobre. Jedyne zastrzeżenia to mam nie do POLAMEX, ale do chińskiej agencji turystycznej, która zajmowała się organizacją wycieczek i hotelami. Przewodnicy byli dobrzy, ale to że żerowali na naiwności Polaków, to już była przesada.
W Pekinie była z nami przewodniczka o imieniu Lila. Zaprowadziła całą grupę 30 osób do Zakazanego Miasta, aby poznać tajniki medycyny chińskiej. „Tong Ren Tang” sponsorowana przez Uniwersytet Chiński w Pekinie. Posadzili na krzesłach i przed każdym ustawili naczynie na moczenie nóg oraz masaż. Prelegent, twierdząc, że jest profesorem Uniwersytetu Chińskiego, w pięknych słowach opowiedział nam o pozytywnych właściwościach ich produktów. Następnie weszli następni profesorowie i skierowali się w stronę starszych ludzi oraz ludzi z nadwagą. Niby-profesor położył rękę na nadgarstku każdego i z badania pulsu wyczytywał wszystkie dolegliwości, jakie ta osoba miała. Wszyscy badani mieli nadciśnienie, problemy z zatrutą wątrobą oraz z nerkami. Następnie zasugerował, jakie naturalne leki należy stosować, aby się wyleczyć. 50 procent uczestników dało się zrobić w konia i wykupiło pastylki na jeden miesiąc minimum za 248,00 dolarów amerykańskich. Ja, mając problemy sercowe, też wpadłem w ich sidła i wykupiłem leki za tę sumę, ale to moja wina, że dałem się tak otumanić. Dałem im moją kartę kredytową i oni ściągnęli z mojego konta tę sumę w czasie 15 min. Po zakończeniu sesji porównywaliśmy te lekarstwa i wszyscy mieli te same. Wspaniały scam.
Jest w tym oszustwie nasza przewodniczka Lili, która ma z tego procent. Po powrocie do domu przez Skype zadzwoniłem do Chin, do Uniwersytetu Chińskiego w Pekinie, i pytałem się, czy ich instytut badawczy wysyła profesorów i lekarzy pod ten adres, i powiedzieli mi, że oni nie mają nic z tym wspólnego i nie sprzedają żadnych lekarstw.
Również w Kalifornii dałem jedną pastylkę do znajomego laboranta i ten mi powiedział, że to jest nieszkodliwa zielona herbata. Mój list jest tylko ostrzeżeniem przed oszustwem, z jakim się mogą spotkać moi rodacy, a jakiego mogą uniknąć, w czasie wojaży do Chin. Jeśli pan jest zainteresowany dalszymi przygodami w Chinach, to proszę dzwonić do mnie, najlepiej w weekend, i opowiem panu, jak było w wytwórni jedwabiu oraz pereł.
Z uszanowaniem Adam Burkot z Kalifornii.
Od redakcji: Trzeba uważać.
***
Szanowna Redakcjo.
Pragnę przekazać kilka swoich uwag dotyczących wydarzeń związanych z wyborem szefa RE.
Partia „miłości” pokazała swoje oblicze, a UE stan demokracji panujący w eurokołchozie. Używam słowa eurokołchoz, bo UE jest odbiciem ZSRS. Nie wyciągnięto wniosków z historii. ZSRS i Jugosławia się rozpadły. UE też się rozpadnie, bo zagraża jej dyktatura silniejszych.
Ten zachwyt przy wyborze D. Tuska przy braku choćby pozorów demokracji, u normalnego człowieka budzi przerażenie. 27:1 – tak oceniono tzw. wybór D. Tuska na szefa RE. D. Tuska nikt nie zgłosił jako kandydata, więc przy „wyborze” zapytano tylko, kto jest przeciw, nie pytając, kto jest za lub kto się wstrzymał.
Polska zgłosiła swojego kandydata, a był nim J. Saryusz-Wolski. Pan J. Saryusz-Wolski przy nieudaczniku D. Tusku wgląda na wielkiego i kompetentnego fachowca, który pochodzi z PO, a nie z PiS-u, jest Polakiem w przeciwieństwie do D. Tuska, który przy każdej okazji odżegnuje się od polskości. A więc z braku innych kandydatów to pan J. Saryusz-Wolski powinien zostać wybrany przez aklamację. Dziwne były te „wybory”, skoro kandydat na tak ważne stanowisko nie może zabrać głosu, przedstawić swoich zamierzeń i odpowiedzieć na ewentualne pytania. Wyboru najważniejszych osób w UE nie dokonują wyborcy państw członkowskich, lecz szefowie rządów. Ich łatwiej szantażować niż całe narody. Pani A. Merkel pół godziny przed „wyborem” podziękowała za wybór D. Tuska. Ciekaw jestem, czy tym „demokratycznym” wyborem zajmie się Komisja Wenecka i zarekomenduje debatę nt. braku demokracji w UE i łamania procedur wyborczych.
Dalej, zarzut, że Polska nie poparła Polaka, jest nieprawdziwy i śmieszny, bo ten, który ucieka od polskości, nie poprosił Polaków o poparcie, a ten, który uzyskał poparcie i mimo że jest Polakiem, został wyrzucony z partii „miłości” (PO), a także z EPL, za to że mógłby zagrozić niekompetentnemu Tuskowi. Pan Saryusz-Wolski jako tzw. ostatni Mohikanin w partii „miłości”, nie kierował się nienawiścią i, jak sam mówi, wysiadł z pociągu jadącego donikąd na stacji – POLSKA. Szkoda, że wyskoczył w ostatniej chwili, bo został przy tym poturbowany.
UE i PO bardzo pilnie potrzebują kapciowego dla pani Merkel. To proste, jeśli D. Tusk zostanie w Brukseli, G. Schetyna będzie miał spokojną głowę, że Tusk nie będzie dla niego zagrożeniem w kraju, a będzie pomagał totalnej opozycji w walce z PiS-em o władzę w Polsce. I jeszcze jedno. Brak poparcia dla polskiej kandydatury ze strony Grupy Wyszehradzkiej to nie tylko naciski Niemiec, lecz rewanż za dezercję E. Kopacz. Obecny stan PO ma swój początek w grupie założycielskiej. Kto, za czyje pieniądze i jakie były cele, to fundament dzisiejszej PO. Będąc w opozycji, niczego się nie nauczyła, potem, gdy przejęła władzę, zgodnie z zasadą TKM, obsadziła wszystkie stołki od sprzątaczki po premiera i prezydenta. Stworzyła państwo teoretyczne, czyli imperium, które obalone zostało przez dwóch kelnerów. PO była pewna, że zdobyła władzę już na zawsze, i niespodziewanie dla niej przegrała wszystko, choć ponoć nie miała z kim przegrać, a zwłaszcza z wyśmiewanymi „moherowymi beretami”. Mimo tej klęski nie pozbyła się buty i arogancji. Rządzić nie potrafiła, więc zajęła się tworzeniem afer, wyprzedażą majątku narodowego, demoralizacją narodu oraz niszczeniem państwa polskiego.
Teraz jest wielki lament w mediach, na ulicach i w Sejmie, że PiS odsuwa ich od pełnego i głębokiego koryta, że społeczeństwo nie pozwala na wpychanie Polski w lewicową uliczkę, że społeczeństwo nie chce europejskich srebrników w postaci euro, a im trudno wyżyć za 10 tys. zł. Za 6 tys. pracuje tylko głupi. Taki pułap wyznaczyła pani Bieńkowska w restauracji „Sowa i Przyjaciele”, lecz jako wicepremier nie podniosła płac do tej granicy, zadbała natomiast o swoje zarobki, uciekając do Brukseli.
Jakie wnioski nasuwają się po bliższej ocenie PO? PO nie nadaje się do rządzenia krajem i nie nadaje się na konstruktywną opozycję, bo się nie uczy i nie wyciąga wniosków z przeszłości. Jedynie nadaje się na donosicieli, kapciowych i do niszczenia Polski na wszelkie sposoby. Im więcej destrukcji, tym więcej kosztów, tym samym mniej pieniędzy na likwidację biedy, mniej czasu na reformy i naprawę zdewastowanej Polski (sądownictwo, służba zdrowia itd.). Im więcej kłód pod nogi, tym mniej możliwości na zrealizowanie obietnic wyborczych przez rządzących. Jeden dzień pracy Sejmu to ponad milion złotych. To cena za jałowe dyskusje nad bezzasadnymi wnioskami totalnej opozycji.
Podziwiam cierpliwość i miłosierdzie polskiego narodu. Przyszedł czas, aby zacząć się uczyć szacunku dla wyborców, aby zrozumieć, co to obietnica wyborcza, i to że hipokryzja to nie zaleta, lecz wada. Teraz jest czas, aby się przygotować, na wypadek gdyby naród się pomylił przy wyborach i przypadkowo otrzymali ponowną szansę rządzenia krajem. Czas najwyższy, aby przeprosić naród za pogardę, afery i inne niegodziwości. Zamiast pluć na J. Kaczyńskiego, poprosić go, aby w tak jaskrawy sposób nie odkrywał ich wad i słabości.
Zakończę swoje wywody cytatem z pamięci, który był kiedyś wypowiedziany pod adresem innego człowieka, lecz pasuje do obecnej sytuacji. „Człowiek idący do przodu nie zważa na insekty gnieżdżące się w szparach chodnika.” Wielkanoc to czas skruchy i pokuty. Zachęcam rządzących i opozycję totalną do rozważań nad stanem państwa polskiego. Wesołych i błogosławionych Świąt Wielkanocnych życzy
Stanisław Pietras,
Burlington
Odpowiedź redakcji: Niestety: Daremne żale, próżny trud, bezsilne złorzeczenia...
***
Jan Saski Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
W sprawie ciekawego wywiadu z prof. Tadeuszem Piotrowskim z USA, autorem książek „Poland’s Holocaust” i „Genocide and Rescue in Wołyń”. Profesor pochodzi z polskiej, chłopskiej rodziny, mieszkającej przed wojną na Wołyniu. Pan Profesor obiektywnie ocenia stosunki polsko-żydowsko-ukraińskie w czasie wojny. Stara się nawet tłumaczyć kolaborację Żydów z Sowietami i Ukraińców z Niemcami bez jednostronnego uogólniania. Niestety, ale na Zachodzie brak jest opracowań w języku angielskim, traktujących o tych trudnych tematach. Dlatego m.in. pewne wrogo do nas nastawione ośrodki mają ułatwione zadanie w sianiu antypolskiej propagandy.
http://www.goniec.net/goniec/inne-dzialy/wywiady/polacy-i-%C5%BCydzi-w-czasie-wojny.html
Osobiście zaintrygowała mnie podana przez Profesora informacja, którą polecam jako uzupełnienie gorącej dyskusji, jaką wywołały moje opinie na temat różnic pomiędzy postępowaniem Niemców a Ukraińców pod artykułem na http://www.prawica.net/comment/90773#comment-90773
Według informacji Profesora, w czasie etnicznych czystek na Wołyniu około pół miliona Polaków uciekło przed rzezią do miast. Uratowali się m.in. dlatego, że zostali wywiezieni na roboty do Niemiec.
Od redakcji: Szanowny Panie, sianie antypolskiej propagandy, jest możliwe za sprawą cielęcego nastawienia większości Polaków i braku możliwości finansowych oraz medialnych głoszenia prawdy.
Listy z nr. 14/2017
Redakcja „Goniec”
W związku z artykułem z dn. 13-19 stycznia 2017 (nr 2) w „Gońcu” na pierwszej stronie pt. „Uwaga na oszustów żerujących na polonijnych emerytach”, chciałam opisać, jaka podobna sytuacja zdarzyła się nam (mąż i ja).
11 stycznia 2017 ok. 11 rano zadzwonił telefon i osoba przedstawiła się jako mojej siostry (która mieszka w Kanadzie) synowa Basia Karbowiak, mieszkająca w Polsce na dolnośląskiej wsi. Mówi: Ciociu – mówi Basia Karbowiak. Jutro o 11.30 przylatuję do Kanady i potrzebuję do jutra pożyczyć 20 tys. dolarów, po prostu założyć, bo mamy bardzo drogą rzecz do odebrania w Toronto, a załatwił to mój ojciec. Te pieniądze mam już w kopercie i oddam wam, jak się jutro spotkamy. Ja pytam: Dlaczego nie dzwonisz do mamy – teściowej? A ona mówi (głos rozpoznałam jako Basi), że dzwoniła, ale teściowa Helena kazała dzwonić do nas.
Więc pomyślałam, że nie mam takiej sumy. Ponieważ finansami zajmuje się mój mąż, więc dałam mu słuchawkę z zaakceptowaniem, że to dzwoni Basia. Dalej z nią pertraktował mąż i mówi, że to, co przedstawiła, wydało mu się realne, o tej drogiej rzeczy. Umówił się z nią, że nie ma tych 20 tysięcy, tylko 15 tysięcy odłożone na używanego forda do wożenia narzędzi do pracy. Mąż pojechał do banku, a w międzyczasie ta niby Basia dzwoniła dwa razy i popędzała, czy wróci do pół godzinie, bo sprawa jest bardzo pilna i to musi być odebrane do 12.00.
W tym czasie powinnam była natychmiast dzwonić do siostry Heleny, ale też mnie to zmyliło, bo 7 – 8 minut przed telefonem tej Basi dzwoniła do mnie siostra Helena i nic nie mówiła, że Basia przyjeżdża i będzie dzwonić do nas o pieniądze. Nie spróbowałam dzwonić na ten telefon, z którego dzwoniła ta osoba – dopiero po fakcie: 519-705-6897 i okazało się, że nie ma takiego numeru. Miałam domowy telefon Basi, ale numeru komórki nie. Myślałam, że to jej komórka. Nie sprawdziłam tego, byłam przekonana po głosie, że to ona.
Wrócił mąż, przywiózł pieniądze. Zadzwoniła znów ta niby Basia i mówi, że zaraz będzie u nas posłaniec. Znał adres – choć go nie podawaliśmy. Przyszedł młody Cygan – dzisiaj poznałabym go z daleka. Mąż dał mu 15 tysięcy dolarów bez wylegitymowania. Chociaż i tak by miał fałszywe ID. Wyszedł – był bez samochodu. Chyba na następnej ulicy ktoś na niego czekał.
Boże, dziwię się teraz, jacy my, 70-letni ludzie, naiwni strasznie. A to z powodu dobroci i chęci pomocy innym. Jak pracowałam, to rocznie wysyłałam po osiem paczek do domów dziecka, sierocińców w Polsce. Ciągle coś komuś załatwialiśmy, pomagaliśmy. Obdzwoniłam wszystkich znajomych, żeby uprzedzić, co nas spotkało. Okazało się, że co trzeci miał do czynienia z prośbą o pożyczenie, założenie pieniędzy – kuzyni, siostrzeńcy. Kuzynowi (niby) znajomej w Anglii bankomat połknął kartę i dzwonił do niej z prośbą o przysłanie 4 tysięcy do Anglii. Ona nie uwierzyła, dzwoni do tego kuzyna, a on mówi: Coś ty, ciociu, mam pracę i nie potrzebuję nic. W Polsce takie przypadki też zdarzały się naszym znajomym, ale nikt nie dał się nabrać – tylko my. Nie wchodzi tu w rachubę jakieś matactwo ze strony siostry czy jej syna i synowej w Polsce. Po prostu chęć pomocy rodzinie zgubiła nas.
Proszę redakcję, aby zrobić z tego mały artykuł ku przestrodze innym. Boże, wasz artykuł o oszustwach na emerytach ukazał się trzy dni po fakcie, jak nas okradli. Może gdybym wcześniej przeczytała, toby się nic nie stało. Mąż kupił używanego forda na karty kredytowe. Wrócił po zimie do pracy i odrabia naszą naiwność i chęć pomocy rodzinie. Dobre serce – a hieny ludzkie to wykorzystały. Będę teraz ostrożna, nawet jak to będzie prawda i ktoś będzie bardzo potrzebował pomocy.
Dzisiaj ok. 10 rano był telefon i głos męski pyta, czy to familia Baranowski, i mówi, że rząd prowincji Ontario oferuje dla nas 12.532 dol. i czy to jest nasz adres – tu podał adres. Odłożyłam słuchawkę, bo już wiem, że to jest bujda. Teraz było już paru salesmenów z ofertą sprzedaży naszego domu za bajońską sumę. Też już nie otwieram drzwi.
Pozdrawiamy serdecznie Redakcję „Gońca” i życzymy dalszych wspaniałych numerów tego tygodnika. Z poważaniem
Wanda Baranowska
PS Bardzo piękne zdjęcia i artykuł o Julce-rozrabiaku – córeczce p. Redaktora Andrzeja Kumora.
Odpowiedź redakcji: Współczujemy nieszczęścia. Trzeba gonić tych złodziei jak hieny!
***
Przebadaj się na raka... uważaj na leki na tarczycę
W związku z listem ze str. 37 w ostatnim numerze „Gońca” zdecydowałam się, aby podzielić się swoim doświadczeniem. Mianowicie miałam tzw. cyrk z hormonem tarczycy, branym od lat w tabletkach. Od jakiegoś czasu, raz zmniejszano, a raz zwiększano mi dawkę, a taka huśtawka odbijała się na moim samopoczuciu, kondycji fizycznej, wyglądzie i stylu życia: objawami charakterystycznymi dla nieprawidłowości – niedobór/nadmiar. Porozmawiałam na ten temat, w czasie konsultacji, z kardiologiem, który powiedział mi, że lek ten apteka powinna dawać mi TYLKO z renomowanej I NADE WSZYSTKO z jednej i zawsze TEJ SAMEJ FIRMY, BO... RÓŻNICA zawartości tego hormonu MOŻE WYNIEŚĆ NAWET DO 20 proc.... tj. 10 proc. mniej lub więcej (!!!) w tabletce!!!
Lekarka rodzinna, kiedy przekazałam refleksję kardiologa, wypisała mi receptę, ze specjalną adnotacją na oryginalny lek... i do tego zmieniłam aptekę, gdyż nie mogłam ufać tej w downtown, w której ignorowano me pytania. Dostałam warunkowo szansę i... okazało się, że dobrze, iż czując się wiecznie zmęczona, broniłam się przed kolejną, huśtawkową zmianą dawki.
Czytelniczka z Toronto
Odpowiedź redakcji: Niestety, coraz więcej leków na naszym rynku jest produkowanych w krajach Trzeciego Świata i stąd te problemy.
***
Pan Edward Gil nadesłał swoją dyskusję z kolegą na temat zamieszczonego u nas tekstu o krymskiej Kalifornii – red.
– Ciekawe to, choć z potężnymi brakami. To, że autor pisze, że „W listopadzie 1923 roku Bragin przygotował projekt dokumentu, który w dziesiątą rocznicę rewolucji październikowej powoływał do życia na terenach północnego Krymu oraz stepach południowej Ukrainy żydowski region autonomiczny”, można jeszcze wybaczyć pomyłką. Jednak, że nawet nie zająknął się o tym, że w latach 1942–43 Krym okupowali Niemcy i „zajmowali się” Żydami, to już nie do przebaczenia. Ani słowa, jaki to miało wpływ na liczebność Żydów, istnienie okręgów autonomicznych itp.
Dalej, artykuł poza bardzo ogólnikowym stwierdzeniem o oddaleniu odpowiedzialności za zapłatę obligacji nie przedstawia żadnych bliższych lub dalszych konkretów, dla których akurat to miałoby być podstawą decyzji Chruszczowa.
Dalej, sprawa lekarzy kremlowskich i „późnego” antysemityzmu Stalina jest powszechnie znana i badana na różne sposoby, podobnie jak kwestia jego śmierci. Czytałem na ten temat wiele i raczej dominuje pogląd, że Stalina zabili członkowie Biura Politycznego na czele z Berią, a nie rzekomi żydowscy lekarze. Mimo to artykuł ciekawy, i trochę rozjaśniający meandry narodowościowe na Krymie w latach 20. i 30.
Pozdrawiam C.
Od redakcji: xxx
Listy z numeru 12/2017
Pochwała optymizmu
Lepiej być wesołym i zdrowym niż smutnym i chorym, bo cóż przyjdzie smutnemu z jego choroby?
Popularne jest powiedzenie, że przecież nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Podobno. Ale to takie niby pocieszenie. Trafniej zdefiniował sprawę nasz supermąż stanu, co to kiedyś przeskoczył co trzeba i obalił opresyjny socjalizm – na wyrost komunizmem zwany. Rewolucjonizując przy tym nieco matematykę. Ujął sprawę dobrego i złego krótko i celnie. Jak to on potrafi. Po prostu są w życiu – stwierdził – plusy dodatnie i ujemne. Sam jest tego najlepszym przykładem. Mimo pozytywnych cnót rozlicznych wieńca, posypało mu się na głowę przy okazji nieco plusów zdecydowanie ujemnych.
Według mnie jednak, te dodatnie przeważają. Faktem jest, że dzięki jego charyzmie, którą na pewno ma, reżim się szybciej i bezkrwawo rozsypał. To znaczy nie tak całkiem do końca rozsypał, ale jednak. Władzę przejęli ci „patrioci”, którzy oczywiście zawsze byli aktywni i przeciw. Gruba kreska. Co było a nie jest nie pisze się w rejestr. Tej zasady bronił rękami i nogami prezydent Wałęsa, póki mógł. Ale nie obronił. IPN zajrzał wreszcie (!) w rejestr. Z punktu widzenia Bolka, to zdecydowanie plus ujemny. A tymczasem chyba wcale nie. To dla niego zdecydowanie właśnie plus dodatni. Bo aż włosy stają na głowach (tym, którzy je mają), kiedy przekonujemy się, ilu rodaków „zeświniło się”, podpisując dla kariery, choć nie musiało, kapusiowe cyrografy. Tak wielu (shame), że w praktyce trudno jest dalej „grać teczkami”, bo okazuje się, iż donosicieli odkrywa się po obu stronach sceny politycznej. Plus dodatni, że jednak więcej po stronie opozycji. Czto z etom diełać? Nie wiem. Niech może TW uderzą się w piersi i złożą samokrytykę. Wielki Post to dobra do tego okazja. Plus ujemny, że tylu ich (płci obojga) było. Plus dodatni, że są ujawniani. Czas leczy rany, bo na scenę wchodzi pokolenie, które w czasach, gdy bezpieka rekrutowała TW-ów, lepili jeszcze babki w piaskownicach.
„Ciekawym” aspektem, plusem zdecydowanie ujemnym, jest fakt, że gdy kapusiom obecnie pod rządami prawicy łamią się kariery, to tych, co ich rekrutowali, nikt nie rusza! Żyją dostatnio z mundurowymi emeryturami. Prawa przecież nie łamali. Formalnie wszystko w porządku, choć etycznie niestety na pewno nie. Moja nieoficjalna rada dla krzepkich TW, jak np. nasz ambasador w Berlinie – to odszukać swego oficera prowadzącego por. Romana Karpińskiego, dziś poczciwego zapewne emeryta, łowiącego (tym razem tylko) ryby lub wypoczywającego na działce – odszukać i sprawić mu taki łomot za złamanie obiecującej kariery, żeby resztę życia spędził na fotelu na kółkach. Ja tylko sugeruję, ale sam, gdybym miał powód, tobym tak zrobił. Uważam też, że UB to była w całości organizacja przestępcza, działająca bezlitośnie i niestety skutecznie na szkodę państwa polskiego. Wszyscy ubecy są winni, a zabawa w ich weryfikację ma tylko uzasadnienie, żeby ustalić, jak wielki jest stopień winy. Obecne władze idą w dobrym kierunku i to jest plus dodatni oraz powód do optymizmu. Brawo!
***
Ciekawie przedstawia się inna sprawa – przedłużenia mandatu w UE dla małego Donalda. Będzie dalej siedział na stolcu przewodniczącego Rady UE, tyle że jako przedstawiciel chyba rejonu Kaszuby (?), bo nie Polski. Sprzeciw naszych władz był słuszny, celowy i na pokaz. Na szczęście mały Donald do kraju nie wróci. Mógłby nad Wisłą próbować mieszać, to znaczy jest pewne, że by to robił, bo w tym ustępie zawsze wykazywał ponadprzeciętne talenty. Nasz torontoński TW-tygodnik zalśnił kolorową fotką rzeczonego na pierwszej stronie, ale czy w odpowiedniej wielkości (?) i technikolorze, piejąc zachwyty o tym, jak PiS sprawę przegrał! I jak zwykle się pomylił w swoim zacietrzewieniu, bo to dla PiS-u plus dodatni i powód do optymizmu.
Swoją drogą, czy nie należałoby zwrócić uwagi Bolkowi naszemu nobliście, że powinien spróbować opatentować swoją maksymę o plusach dodatnich i ujemnych? Nic tak dobrze nie określa wieloznacznych życiowych sytuacji. Już nasi przodkowie używali takich sentencji. „Bywa z węża dryjakiew (maść na rany), złe często dobremu okazyją daje” – pisał Dygasiński. Ale dopiero Lechu sprawę trafnie, krótko i treściwie ujął.
Prawie natomiast niezauważona została wypowiedź dużego Donalda Trumpa, który uważany jest za „kata” imigrantów, chwalącego kanadyjską politykę imigracyjną. Nasz system punktowy bowiem sprawia, że 63 procent tych przyjeżdżających tu to chętni do pracy, a w USA tacy stanowią tylko 13 procent przybyszów. Reszta to beneficjanci np. łączenia rodzin itp. Kiedy my w Kanadzie (bo w Polsce od początku to robimy) zaczniemy chwalić dużego Donalda? Kiedy kanadyjskie lewactwo i waginy odkryją, że w pukiel czesany też ma plusy dodatnie?
I jeszcze jeden tutejszy kwiatek. W Polsce jest komenda „baczność!”. W Rosji to samo oznacza „ruki po szwam!”. Dziewczynie skarżącej się, że została zgwałcona, sędzia (męski szowinista!) powiedział: „Trzymać kolana trzeba razem!”. Za takie uchybienie został od razu z posady zwolniony. Ile znacznie gorszych „uchybień” popełniali polscy sędziowie? Ale nad Wisłą ruszyć ich nie można, bo są „niezawiśli”. Dodać trzeba, że sędzia gwałciciela (?) uniewinnił. Poszkodowana się odwołała do wyższej instancji, która uniewinniający wyrok potwierdziła. Nie wiadomo więc teraz, jak to z tymi kolanami było. Ale jurysta poleciał. Dobrze mu tak! Odechce mu się komend – czy kolana razem, czy osobno.
Czy cel uświęca środki? To zależy. Cel musi być wzniosły, a środki, powiedzmy, cywilizowane. To, co od dwóch lat dzieje się między Bugiem a Odrą, napawa optymizmem. Obecne władze budują (odbudowują) niezależność polityczną Polski w Europie. Dobre stosunki gospodarcze na równorzędnych prawach wzbogacają i umacniają kraj. Skończył się lokajski serwilizm małego Donalda w stosunku do Niemiec. Germania staje się nieuchronnie hegemonem naszego wspólnego kontynentu. Dopóki żyją i rządzą jeszcze w Berlinie politycy pamiętający wojnę światową i niemieckie winy – to krygują się oni na superdemokratów, liberałów oczywiście, tych co zawsze byli przeciw Hitlerowi, a tak „w ogóle i w szczególe i pod każdym względem” do przesady – na politpoprawnych. Jedną z oznak tej przesady jest kwestia zaproszenia do siebie mas obcych kulturowo imigrantów afrykańsko-azjatyckich. Do siebie? Czy do całej Europy? Bo tak jakoś wyszło, że uważają UE za podległą im wspólnotę, która ma się niemieckim nieszczęsnym pomysłom bez szemrania podporządkować. Na razie tylko tak ogólnie. Ale jak nie daj Boże chadecką Merkel zastąpi Martin Schulz, to podporządkowywać się trzeba będzie też niemieckiemu socjalizmowi! Na to trzeba się przygotowywać. To jest nasz cel. A środki? Władza musi być silna i w miarę skoncentrowana. Wygłupy opozycji od Sasa do lasa muszą być ukrócone. Historia uczy, że Polska była silna siłą swoich przywódców i jako taka była przez sąsiadów szanowana i odpowiednio traktowana. A kiedy przychodziły czasy wewnętrznych sporów, przepychanek, np. niesławnych elekcji – to nasi sąsiedzi – a mamy najgorszych z możliwych – te słabości wykorzystywali z opłakanym skutkiem dla kraju. Trudna rada, władza dla dobra nas wszystkich musi więc być silna. Chrobry, Kazimierz Wielki, Jagiellonowie, Batory – trzymali w ordynku obywateli. Właśnie teraz jest pora na optymizm, bo mamy rządy silnej ręki, które się umacniają. Team Szydło, Duda, Kaczyński przydusza opozycyjnych warchołów. I tak trzeba!
Były ośmioletnie rządy małego Donalda i jego kamaryli. Co nam dały? Owszem – postęp gospodarczy, który prawem kaduka koalicja sobie przypisywała. A następował on raczej wbrew jej reformom, niedopiętym finansom i rozwarstwianiu społeczeństwa. Gospodarka i instytucje dostają teraz na przeczyszczenie. Opozycja krzyczy o obronie demokracji! Cóż to za demokracja z Trybunałem Kondemokracji! Cóż to za demokracja z Trybunałem Konstytucyjnym starannie wyselekcjonowanym jeszcze w stanie wojennym w PRL-u? Cóż to za niepodległość, gdy armią kierują generałowie szkoleni kiedyś w Moskwie? Cóż to za gospodarka, kiedy międzynarodowe przedsiębiorstwa, banki wyprowadzają z Polski miliony złotych (i zielonych!). Czego bronicie – bo nie demokracji – opozycjoniści? To musi być uporządkowana i trzymana w ryzach gospodarka. A zrobić to może właśnie tylko silna władza. Wszystko, co ją umacnia, jest dobre dla Polski. Wszystko, co usiłuje osłabić (ulica, zagranica) – jest złe. Wszystko też, jak dotąd, mimo sypania przez opozycję piasku w tryby, idzie pomyślnie.
Ale światowe kryzysy gospodarcze niezależnie od nas się zdarzają. Cieszmy się, że na razie chmur większych nie widać. Oby tak dalej! Mamy na południu kraju solidne góry, dobre dla sportów zimowych. A na północy fale Bałtyku, plaże (z wędzarniami ryb!). Ale na wschodzie nieobliczalny jest Putin, a na zachodzie... zobaczymy. Ujmując prosto i po naszemu – trzeba zdecydowanie brać za mordę niesforną opozycję! Trzeba mieć swoich ludzi (a nie sabotażystów) na kluczowych politycznych i gospodarczych pozycjach. Im szybciej, tym lepiej! A że kundelki skamlą? Trudno, trzeba było lepiej rządzić, tobyście byli „panami” dalej u władzy. Gdzie zresztą wasze programy, plany dla Polski? Nie było i dalej ich nie macie.
Jest taki trafny rysunek satyryczny: Przedstawiciele „Płaskiej Obywatelskiej”, „Niewczesnej” i paru innych partyjek stoją przed Belzebubem. A on do nich mówi: „Dobrze, mogę Polskę podpalić, ale kto ją ugasi, bo przecież nie wy?”. Ano właśnie.
Jeszcze parę słów – last but not least – jeśli się na łamach zmieszczą. Nie ma się co pieścić, to się musi zmieścić! „Nie chcem, ale muszem”, a może chcem – solidaryzując się z panem Stanisławem Pietrasem (list do „Gońca”) w temacie odkrywczej działalności IPN-u – poruszyć sprawę utkania naszej kanadyjskiej Polonii Kapusiami Parchatkami.
Nad rzeką Wisłą wychodzi szydło z worka, a nad jeziorem Ontario widocznie spotyka jakieś opory. Po ujawnieniu w „Gońcu”, kto to była donosicielka „Maria” – ze strony TW GAZETY (skrót – Tygodnik Wybiórczy), nie było i nie ma żadnej reakcji, Spłynęło jak woda po kaczce. Twarda sztuka ta „Maria”. Szkoda, że dopiero teraz, a nie kiedyś przed UB. Inne nasze czasopisma też tematu jakoś nie zauważyły (?). Chlubnym wyjątkiem jest tu „Merkuriusz”, w którym w temacie j.w. wypowiedziała się A. Farmus. O fałszywych TW przyjaciołach, którzy się wobec niej brzydko zachowywali. W domyśle kapusie? Kto! Wiem, ale nie powiem? Trudno zgadnąć. Zatrzymała się wpół słowa. (...)
Ostojan
Zimna połowa marca, Toronto
Od redakcji: Powtórzę stanowisko redakcji – Według naszej wiedzy, w tutejszym środowisku polonijnym wokół nas żyje wielu byłych członków PZPR, wysokich rangą wojskowych LWP, pracowników aparatu bezpieczeństwa PRL i byłych tajnych współpracowników. Niestety, archiwa pozwalające ustalić tych ostatnich były przez długie lata zamknięte, w miarę naszych skromnych możliwości będziemy je ujawniać, m.in. po to, by każdy mógł sobie wyrobić zdanie, by ukrócić możliwość szantażu. Jednym z agentów SB był Pana kolega, a nasz współpracownik Aleksander Pruszyński, co dawno temu ujawniliśmy na pierwszej stronie „Gońca”. Niestety, Aleksander Pruszyński nie przedstawił publicznie swych interesujących kontaktów, zwłaszcza w dziedzinie rozpracowywania Prymasa Wyszyńskiego. Wśród TW były płotki – jak wspomniana przez Pana TW „Maria” czy nasz kolega Jacek Szczepiński z „Życia”, ale byli i są ludzie, od których zależało dużo. Ich działalność powinna zostać wyświetlona. Używanie archiwów IPN do prywatnych wycieczek pod adresem osób, których się nie lubi, a zamiatanie pod dywan informacji o tych, których lubimy, jest „grą teczkami” na mikropoziomie naszego własnego podwórka i nie zamierzamy w takich gierkach uczestniczyć. Andrzej Kumor.
***
Jan Pietrzak śpiewał „Nielegalne kwiaty, Nielegalny krzyż, Zakazany Naród, zakazana Polska”. Te słowa dalej są aktualne.
Po wygranych wyborach prezydenta Dudy, PiS-u, w parlamencie i Senacie, wydawało się, że te słowa będą tylko już historią. Niestety, coś się zmienia, ale opozycja totalna atakuje niemiłosiernie. Oficjalnie mówią: będziemy walczyć, aż zniszczymy PiS. Robią to przy ogromnym wsparciu politycznym i finansowym Zachodu, i nie tylko. To jest bardzo niebezpieczne. Zapomnieli chyba, że wyboru dokonała większość narodu i dalej PiS ma ogromne poparcie. Władza sądownicza, tak jak powiedział ktoś w TV – to mafia w czarnych togach, przynajmniej połowa powinna być wyrzucona na zbity łeb. No ale ta władza jeszcze jest – niezawisła. Szkoda, że prezydent Duda nie docenił jeszcze wielkiego patrioty Polski, Jana Pietrzaka, i nie odznaczy Go jakimś orderem. On walczy od II wojny o wolną i demokratyczną Polskę. Prezydent odznacza takich, co nic dobrego nie zrobili dla Polski. Dzięki Pietrzakowi prezydent między innymi jest prezydentem i PiS wygrało wybory.
Przysłowie mówi – zapomniał wół, jak cielęciem był. J. Pietrzak więcej zrobił dla Polski niż Kaczyński i Duda.
S. Wójtowicz
Mississauga
Od redakcji: Wie Pan, nie mamy takiej wiedzy.
***
Gdańsk, 21.03.2017
Stale uśmiechnięci komedianci z totalnej opozycji w Polsce
Niesamowita wrzawa wokół Donalda Tuska i chęć polskiego rządu zamienienia niedouczonego i pechowego nieudacznika dobrze wykształconym i władającym kilkoma językami obywatelem Polski (wywodzącym się również z Platformy Obywatelskiej) daje dużo do myślenia. Wiadome jest, że Jacek Saryusz-Wolski wiele lat pracował w różnych ważnych organizacjach UE i zawsze się sprawdzał, czego nie można powiedzieć o Donaldzie Tusku.
Niemcom i Francuzom forsującym wybór D. Tuska na przewodniczącego Rady Europy nie chodzi o uzdrowienie i wzmocnienie UE, ale przedłużenie kadencji uległemu i posłusznemu człowiekowi. Przedstawiciele innych państw ulegli zmasowanej propagandzie medialnej, licząc na uspokojenie trudnej sytuacji w Europie.
Jacek Saryusz-Wolski zna jak mało kto potrzeby Unii Europejskiej i nie dziwi mnie jego zgoda na kandydowanie zaproponowane przez rząd Polski na przewodniczącego Rady Europy i zastąpienie Donalda Tuska, który ma na sumieniu Brexit oraz nieuzasadnioną rozbudowę biurokracji, którą wyraźnie potępili Brytyjczycy, głosując w referendum za wystąpieniem z Unii Europejskiej.
Piszę ten list, bo niepokoi mnie przyszłość Unii Europejskiej pod nieudolnymi rządami Donalda Tuska. Chciałbym się mylić, ale trudno liczyć na cudowne przemienienie obecnego przewodniczącego Rady Europy. Miałem okazję poznać rozumowanie tego liberała podczas prac na terenie Rafinerii Gdańsk zaraz po stanie wojennym.
Z poważaniem i pozdrowieniami
W. Łęcki
Od redakcji: Niech się Pan nie przejmuje, ludzie pokroju p. Tuska zmieniają poglądy zależnie od pory roku.