Opisując Państwu prowincyjny park French River i park narodowy Georgian Bay Islands, pominęłam bardzo piękne miejsce położone między nimi, jakim jest Massasauga Provincial Park o powierzchni ponad 13 tys. ha, oprócz charakterystycznych dla zatoki jez. Huron - Georgian Bay - granitowych wysp, obejmujący śródlądowe jeziora o zalesionych brzegach
Canoe, a ze względu na zmienną pogodę i duże fale bezpieczniej kajakiem, zwiedzić go można, startując z dwóch punktów, południowego, od razu prowadzącego w otwarte wody Georgian Bay do granitowego krajobrazu Tarczy Kanadyjskiej, i z północnego, który do wód Georgian Bay wiedzie przez malownicze śródlądowe jeziora o dziesiątkach zatok i odnóg. Ten krajobraz wykreowany został przez lodowiec tak jak całe wybrzeże Georgian Bay. Na terenie parku znaleziono ślady działalności różnych indiańskich kultur z okresu 1000 lat przed Chrystusem. Po dotarciu w te rejony białego człowieka, stał się miejscem pierwszego osadnictwa związanego z przemysłem drzewnym i turystyką oraz miejscem działalności kopalń miedzi i złota (te pojawiły się tu na krótko na przełomie XIX i XX w., ślady jednej z nich można zobaczyć na Anthony Island na Spider Lake).
Wymienione wyżej parki powstały wiele lat temu, Massasauga Park utworzono stosunkowo niedawno, bo ok. 20 lat temu. W jego powstaniu mam malusieńki udział, bo pływałam tu w czasach, kiedy te tereny były jeszcze ziemiami Korony. Nie było tu parku, nie było kempingów, nie było rezerwacji, nie było regulacji, namiot stawiało się, gdzie człowiekowi przyszła ochota, a wolność czuło się każdą komórką. Brałam udział w rządowym projekcie tworzenia parku, zaznaczając na mapie najpiękniejsze miejsca do kempingowania w jego zachodniej części, tej najbardziej wysuniętej w zatokę.
Nad naszymi wyprawami do Massasauga Park ciąży jakieś niewytłumaczalne fatum. Dwa lata temu z Andrzejem zorganizowaliśmy wyjazd dla dużej grupy osób. Nic z tego nie wyszło – porywisty wiatr. Rok temu kolejną, już mieliśmy załadowane canoe na samochody, gdy przyszedł ranger i obwieścił, że niestety, wejście do parku zamknięto z powodu sztormu. W tym roku organizatorem był Tomek, mieliśmy nadzieję, że będzie miał szczęśliwszą rękę.
Startujemy z północnego wejścia do parku. Jesteśmy umówieni w osiem osób (w tym dwóch ok. 10-letnich chłopaków) plus dwa koty, o 9 rano w White Squall Paddling Centre, wypożyczalni na Carling Bay Rd., która odchodzi od drogi 559, tej prowadzącej do Killbear Park. Mimo że położona trochę za Massasauga Park, jest bardzo wygodna. Poprzednio wypożyczaliśmy canoe w Oastler Provincial Park, ale tam trzeba je oddać do godz. 14.00 – urzędnicy ontaryjscy myślą. Wypożyczamy canoe, jak wiele razy przedtem, ale tym razem zaczyna się źle. Młody facet informuje nas, że to jest "very, very expensive canoes" i mamy dbać o nie z największą starannością. Informuje nas też, że kosztowało 3,5 tys. dol. Facet gada jak robot, słowa "very, very expensive" powtarzają się z sześć razy, za ostatnim wymieniona cena wzrasta do 4 tysięcy. Facet, myślę w duchu, bierzecie ponad 40 dol. za dzień, w wypożyczalni samochodów biorą tyle samo, a auto kosztuje min. 30 tys. Nie pozwala nam samym zainstalować canoe. Już widzę, że robi to źle. Zwraca Edycie uwagę, żeby nie opierała wiosła o ziemię, bo to "very, very expensive paddle". Facet ogląda canoe i wpisuje ich stan w dokumenty. Wiedzeni jakimś samozachowawczym instynktem, wypatrujemy dwie ryski na nowej łodzi. Wpisuje to do papierów, co – jak się później okaże – nas uratuje. Na koniec jeszcze jedna niespodzianka, dostajemy dużą torbę, w niej gąbki i drewniane belki. Wyjaśnia, że gąbki służą do mycia canoe, jak nie, to zapłacimy 10 dol. ekstra, a belki do wciągania canoe na brzeg, żeby się nie porysowało. Czy on sądzi, że będziemy te belki taszczyć przez przenoski? Z trudem powstrzymujemy się od śmiechu.
http://www.goniec24.com/goniec-turystyka/item/978-szlakami-bobra-massasauga-park#sigProIdc9f4501150
Po straconej godzinie wreszcie ruszamy, na autostradzie zatrzymujemy się dwa razy, Marcie wypadają gąbki, dobrze że to zauważyła, a Tomkowi przesuwa się źle przymocowane canoe. W Oastler Provincial Park bierzemy zezwolenia i na start do Three Legged Lake Access Point, przenoska 365 m, stąd do punktu docelowego na Spider Lake. Płynąć mamy tylko dwie godziny, Tomek przezornie zamówił miejsce kempingowe na śródlądowym jeziorze na wypadek wiatru, żebyśmy mogli wrócić. Na przenosce umawiamy się z sympatycznymi Polakami na odwiedziny, kempingują niedaleko nas, a mają chłopaków w podobnym wieku, chcą się spotkać, żeby dzieciaki miały towarzystwo.
Po wielu latach znowu mijam znane miejsca. Znane, a jednak się tu sporo zmieniło. Dawniej bardziej skaliste, brzegi zarosły teraz, zieleń wciska się w każde możliwe miejsce, w każdą szparkę w skale. Spider Lake rzeczywiście zasługuje na swą nazwę, rozgałęzia się we wszystkie strony jak nogi pająka. Kiedyś na jego północnym brzegu wytyczono piękny szlak, teraz go zlikwidowano. Dlaczego, nie wiem.
Wyciągamy canoe ostrożnie jak zgniłe jajka na brzeg. Tylko Janek wkurzony ciągnie swoje po skale, robiąc głębokie rysy. Miejsca na namioty niewielkie i krzywe, ale rekompensują to widoki. Od razu szukamy odpowiedniego drzewa do zawieszenia plecaków, obok niedźwiedzia kupa. Jest tak potwornie gorąco, że prawie nie wychodzimy z wody, ale i ona nie przynosi ochłody. Jesteśmy zadowoleni, że pech się skończył, jutro wyprawa na otwarte wody Georgian Bay... Nagle Edyta krzyczy, że ją coś ugryzło w rękę, nie wie, co to jest. Ręka puchnie coraz bardziej, puchnie też i reszta Edyty, na skórze pojawiają się czerwone plamy i bąble, Mimo że wzięła tabletkę na alergię, robi się jej słabo. Decydują z Tomkiem, że płyną do chatki rangersów, która jest parę kilometrów stąd. Andrzej zabiera się z nimi.
Mija godzina, czekamy zdenerwowani, tym bardziej że Andrzej w pośpiechu nie wziął GPS-u i latarki, a nie wiemy, czy Tomek wziął. Zbliża się wieczór. Szykujemy plecaki z jedzeniem do powieszenia.
Wreszcie widać canoe. Z Edytą lepiej. Rangersi zajęli się nią troskliwie, dali jej nawet prywatny numer telefonu do siebie. Dobrze wiedzieć, że w razie czego trzeba najpierw do nich dzwonić, to skraca czas oczekiwania, bo z pogotowia i tak się będą z nimi najpierw kontaktować, a wezwana pomoc przyszłaby dopiero po mniej więcej 50 minutach. Uczulenie przeszło. Rangersi przypływają do nas na kemping sprawdzić, jak Edyta się czuje. Jeden dostrzega Pimpka, zdumiony upewnia się, czy to kot (więcej o kotach nie będzie, bo były głosy, że za dużo o nich w moich tekstach).
Idziemy spać wcześnie, bo z powodu suszy w całym południowym Ontario obowiązuje zakaz palenia ognisk. Noc tak gorąca, że nie można spać. Zasłaniają nas tylko siatki. Burze przechodzą jedna za drugą. Zrywa się silny wiatr. Nie taka była prognoza pogody. Liczymy, że do rana przejdzie. Rano, niestety, wiatr coraz silniejszy. Dopływamy do drugiego miejsca kempingowego, jeszcze bardziej urokliwe niż pierwsze. Na niewielkiej zatoczce tworzą się białe bałwanki. Wyobrażam sobie, co się dzieje na otwartych wodach Georgian Bay.
Pech nas nie opuszcza. Plan przepłynięcia Spider Lake, krótkiej 100-metrowej przenoski i penetrowania granitowych skałek na Georgian Bay stoi pod znakiem zapytania. Podejmujemy pierwszą próbę, udaje nam się wypłynąć z zatoczki, ale po kilkuset metrach zawracamy, robi się naprawdę niebezpiecznie. Po paru godzinach kolejna próba, tak samo nieudana.
Wiemy też, że Polacy poznani na przenosce z wizytą nie przypłyną, z dziećmi nie będą ryzykować. Nie ma wyjścia, dzień spędzamy na kempingu, bardzo rozczarowani, że planu nie udało się zrealizować, z nadzieją, że jutro wiatr ucichnie i uda się wrócić. Pozostaje nam pływanie w osłoniętej od wiatru zatoczce w bajecznie ciepłej wodzie i kontemplowanie pięknych widoków w miłym towarzystwie. Czy to mało? To i tak wiele, ale czujemy jakiś niedosyt. Następnego dnia wiatr powoli ucicha i woda staje się gładka, Massasauga kolejny raz robi nam na złość. Oddajemy łodzie, w wypożyczalni starsza kopia młodego robota wodzi palcami po rysach na canoe Janka, ale w końcu akceptuje, w dokumenty wpisane dwie rysy, ale nie wiadomo, które są nowe, a które stare. Tomek z kamienną twarzą informuje, że nigdy więcej od nich nic nie wypożyczymy. Robot starszy powtarza jak mantrę, że przeprasza, ale to "very, very expensive canoe". Bobra nie widzieliśmy.
O pływaniu z południowej strony parku mam nadzieję opowiedzieć Państwu niebawem.
Joanna Wasilewska
Zdjęcia: Joanna Wasilewska/Andrzej Jasiński
Dojazd z Toronto do Massasauga Park, wejścia północnego: Hwy 400 na północ w stronę Parry Sound ok. 220 km, ok. 3 godzin, zjeżdżamy za znakami na Oastler Provincial Park, tam w biurze rejestrujemy się, z parku w lewo w Oastler Drive Park, w prawo w James Bay Junction South ok. 1,5 km, skręcamy w lewo w Blue Lake Rd., jedziemy ok. 5 km do Three Legged Lake Rd., nią do punktu startu na plaży. Wyładowujemy rzeczy, a samochód odstawiamy na parking powyżej, parking przy jeziorze tylko dla właścicieli cottage'ów. Rezerwacja miejsc w interiorze tylko przez telefon w Ontario Parks pod nr 1-888-668-7275, rezerwacja canoe w Oastler Park pod nr 705-378-2401. Na mapie parku z tyłu zaznaczone są koordynaty każdego campsite i przenoski do GPS-u. Z północnego wejścia nie można zwiedzać parku w jeden dzień, trzeba mieć wykupiony campsite przynajmniej na jedną noc. Radzę rezerwację z dużym wyprzedzeniem, park jest ostatnio bardzo oblegany.