Razem ze znajomymi zarezerwowaliśmy dwa canoe we Free Spirit Tours, zdecydowaliśmy się na najdłuższy, 4-godzinny odcinek od okolic Edenvale do Wasagi (ok. 20 km, koszt 50 dol. od dorosłego). Muszę przyznać, że jeszcze tak czystego sprzętu nie dostałam – chociaż może nie mam wielkiego porównania. Pan Jim zawiózł nas w umówione miejsce, pomógł z rozładowaniem. Oferował też pomoc przy wodowaniu, ale podziękowaliśmy – nigdy nie wiadomo, ile czasu zajmie wpakowanie się do canoe dwóm rodzinom z małymi dziećmi.
Znajomi pierwsi spuścili swoje canoe na wodę, zostawiając przy tym crocsa w przybrzeżnym mule (but oczywiście został wyciągnięty). Korzystając z ich doświadczenia, wybraliśmy na wodowanie inne miejsce. Ku ich zazdrości udało nam się wejść do canoe suchą stopą.
Woda w rzece mętna, w pierwszej chwili zastanawialiśmy się w ogóle, w którym kierunku płynie i w którym my mamy płynąć. W końcu złapaliśmy orientację, ale prąd był tak słaby, że jeszcze kilka razy się upewnialiśmy, czy na pewno przesuwamy się w kierunku Georgian Bay. Na szczęście nie musieliśmy zawracać.
http://www.goniec24.com/goniec-turystyka/item/7403-nottawasaga-river-w-kt%c3%b3r%c4%85-stron%c4%99-p%c5%82ynie-rzeka#sigProId22f4491a45
Nottawasaga to właściwie rzeka dla każdego, więc jeśli ktoś ma dosyć leżenia na plaży lub po prostu chce spróbować czegoś innego, to nie ma się nad czym zastanawiać. Free Spirit Tours pisze na swojej stronie, że na naszym odcinku były bystrza, ale bez obaw – rzeka płynie wyjątkowo spokojnie, może w kilku miejscach lekko faluje, ale nie ma mowy o zawijających się bałwanach, wodzie rozpryskującej się o dziób canoe czy niebezpieczeństwie nagłego wbicia się na kamień.
Pewnym mankamentem może być brak dobrych miejsc do zrobienia przerwy, zwłaszcza w pierwszej połowie trasy. Brzeg jest błotnisty i aż nie chce się wychodzić (będąc z dziećmi, trzeba koniecznie zadbać o to, by przed wejściem do canoe skorzystały z toalety). Jeśli już wychodzić trzeba, to radzę robić to spokojnie i możliwie delikatnie, by nie wdepnąć w błoto po kostki. W sumie wyszliśmy raz, żeby dzieci trochę rozprostowały nogi i żeby zjeść kanapki. Podczas drugiej przerwy siedzieliśmy w canoe. Za Jack’s Lake, w drugiej połowie trasy, jest już trochę lepiej, jeśli chodzi o miejsca na postoje. Jezioro jest nieco zarośnięte, więc warto płynąć przez nie powoli i wypatrywać zwierząt. Nasze dzieci ciągle dopominały się, że chcą jeszcze raz zobaczyć czaple, uważnie obserwowały też wystające konary, czy przypadkiem nie siedzą na nich żółwie. Żółwie były, na jednym zwalonym drzewie siedziało ich aż pięć. Kiedy natomiast przepływaliśmy pod mostami, wypatrywaliśmy gniazd jaskółek.
Ostatni odcinek trochę się dłuży. Rzeka meandruje, a na obu brzegach jeden przy drugim domy. Na początku atrakcją są wysokie wydmy – będące częścią największej grupy wydm parabolicznych w Ontario, ale potem czujemy, że płyniemy przez miasteczko. Chyba jeszcze nigdy nie czekałam z takim utęsknieniem, żeby zobaczyć symbol McDonald’sa, co miało oznaczać, że zaraz będzie most i wypożyczalnia.
Nasza wycieczka trwała 6 godzin, samego płynięcia oczywiście mniej, należałoby bowiem odliczyć czas na postoje, zdjęcia itp. Warto jeszcze zaznaczyć, że na trasie jest sporo cienia, mogliśmy się więc chować przed słońcem, które dość mocno grzało, mimo że był to drugi tydzień września.
Ciekawie zapowiada się też odcinek Nottawasagi biegnący przez mokradła Minesing (Minesing Wetlands Conservation Area). Rozlewiska ze sterczącymi dziesiątkami drzew. Wyobrażam sobie, że to takie płynięcie przez podtopiony las. Różnorodnością krajobrazu rzeka zachęca do powrotu.
Katarzyna Nowosielska-Augustyniak