Aby potrafić układać klocki faktów, aby porządkować informacje, trzeba mniej więcej wiedzieć, kto jest kim, kto skąd przychodzi i jakie są konteksty tego, co widać. Kłopot polski często polega na tym, że mamy do czynienia ze zderzeniem wrażliwości.
Tak się składa, że poglądy i zachowania zależą od doświadczeń rodzinnych i grupowych. Ujął to już dawno temu stary Marks w nieśmiertelnym sloganie "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia". Stąd wywodzą się "wrażliwości" zakorzenione w wypadkach minionych stu lat.
Jeśli zapytamy Rosjanina, będzie nam opowiadał o tym, jak to Zachód wykończył matiuszkę Rassiję, jak Ameryka i Anglia finansowały żydowskich buntowników chcących obalić cara, jak masoni wspierali bolszewików, po to by zniszczyć Rosję, a potem tuczyć się na jej trupie i kosztem ponad 20 milionów Rosjan rozbić Europę, wygrywając wojnę z Niemcami.
Oczywiście, każdy Rosjanin wie, że II wojna światowa, a raczej Wielka Ojczyźniana, zaczęła się w 1941 roku...
Wrażliwość żydowska sprowadza wszystkie konflikty XX wieku do antysemityzmu i holokaustu. Druga wojna światowa była wojną nazistów przeciwko Żydom, była niemalże wojną reszty świata przeciwko narodowi wybranemu, z której naród wybrany wyszedł zwycięsko mimo ogromu ofiar, tworząc własne państwo. Historia II wojny światowej sprowadza się więc do pogromów, gett, wywózek, wrogości świata i bierności politycznych przywódców oraz zwykłych ludzi wobec cierpienia i hekatomby Żydów.
Wrażliwość polska jest dla nas oczywista. Byliśmy honorowi, jako pierwsi powiedzieliśmy "nie" Hitlerowi i "niemieckiemu szaleństwu", zostaliśmy zdradzeni, walczyliśmy do ostatniego naboju, nigdy nie poddaliśmy się, cierpieliśmy, jak mało kto. Mimo naszych dramatycznych gestów jak powstanie warszawskie niewdzięczni sojusznicy rzucili nas na pastwę. Stalin wbił nam nóż w plecy, a następnie chwycił krwawą ręką za gardło, montując okupacyjny aparat z obcego elementu, głównie żydowskich komunistów i wszelkiej innej swołoczy.
To tak w skrócie. Wszystkie te wątki mają przecież olbrzymią literaturę. Nie ma w nich nic złego, potoczna wersja historii stanowi kanwę tożsamości każdego silnego narodu – po żydowsku mówiąc – hagadę, w której faktyczność odgrywa drugorzędną rolę. Nie ma nic złego, że naród domaga się poszanowania własnej wrażliwości. Silny naród i silne państwo powinno z własnej wrażliwości uczynić podstawę patriotycznego wychowania. Zrozumieli to Rosjanie, broniąc zaciekle własnej zakłamanej sowiecko-rosyjskiej wersji wypadków, rozumieją to Żydzi.
My, Polacy, mamy jednak problem. Polega on na tym, że na terenie Polski zderza się wrażliwość żydowska i polska. Jak to kiedyś eufemistycznie określono, dzieci i wnuki AK ścierają się z dziećmi i wnukami KPP i UB. Stalin, kreując polską marionetkę, oparł się, prócz polskich zdrajców, na polskich i niepolskich Żydach komunistach. Z oczywistych powodów.
To dzieci tego środowiska rozparły się później w warszawskich gabinetach i ich wnuki odcinają dzisiaj "transformacyjne" kupony. Mimo deklarowanej przez Adama Michnika miłości do Mickiewicza, trudno oczekiwać, by ludzie ci mieli "polską duszę". Naszą duszę to mogli mieć spolonizowani do imentu przedwojenni inteligenci żydowscy w rodzaju Hemara, ale tych Hitler wysłał na tamten świat, a nie potomkowie bolszewickich siepaczy. Oni nami gardzą i nas nienawidzą, jak potomek rabinów prof. UJ Jan Hartman w przypływie wścieku tolerancyjnie wygrażający polskim chłopom: "Miliony was, chamy, miliony. I co my mamy z wami zrobić? Ale przyjdzie na was czas. – A jak nie na was, to na wasze dzieci...".
Oni mówią po polsku, podają się za Polaków i za takich są powszechnie uważani, ale Polacy, ci zwykli, im śmierdzą, nie czują z nimi związku losów, mają po prostu inną wrażliwość, stąd pedagogika wstydu, stąd donosy do różnych międzynarodówek, wysyłane "etnicznymi" kanałami.
Przykładem zderzenia tychże wrażliwości jest stanowisko polskiej loży żydowskiej organizacji masońskiej B'nai B'rith, która protestuje przeciwko postawieniu przy Muzeum Żydów Polskich pomnika upamiętniającego polskich Sprawiedliwych. W liście podpisanym przez prezesa nazwiskiem nomen omen Kowalski, Żydzi piszą: Saviors of Survivors/Righteous Among the Nations, and its location. The Jewish B'nai B'rith in Poland think this monument, especially if it is to be erected beside first the: Uprising Monument of Ghetto Heroes and second: The History Museum of Polish Jews, will be exposed to manipulation – that the actions of the heroes will be presented as the norm in Poland. To prevent this from happening, the monument should express unambiguously that the Saviors were few, they risked rejection and ostracism from their environment, they were not the rule, but the exception.
No OK, nie od dzisiaj wiadomo, że nie ma co spodziewać się wdzięczności. Takie są fakty. Problemem polskim jest to, że członkiem "Jewish B'nai B'rith in Poland" jest nie tylko wspomniany krewny rabina Kramsztyka, ale na przykład obecny ambasador RP w Waszyngtonie Ryszard Schnepf… Problem w tym, że żydowską, a nie polską wrażliwość mają setki osób zajmujących wysokie pozycje w polskiej administracji, w mediach, w dyplomacji...
I to trzeba wiedzieć. Bo stanowiska trzeba uzgadniać, wrażliwości trzeba szanować, ale to Polacy powinni dialogować z Żydami, a nie Żydzi mieszkający w Polsce; pewnych rzeczy się nie zmieni, bo są głęboko w sercach. Musimy domagać się poszanowania naszej polskiej wrażliwości. Bez niej nie będzie polskiej duszy i nie będzie Polaków. Jest też oczywiste, że tak jak optyka rosyjska zderza się z polską, w jeszcze większym stopniu zderza się i żydowska. Stąd co rusz mamy kwiatki w postaci polskich obozów koncentracyjnych czy ostatnio "polskiego SS". Akurat ta ostatnia rzecz wyłuskana i nagłośniona przez czytelników "Gońca" (p. Kossowska alarmowała konsulat i ambasadę, podając nasze strony www), dała podstawę do szybkiej akcji dyplomatycznej i medialnej, przez co była skuteczna.
Nie zmienia to faktu, że takich antypolskich drzazg jest na tym kontynencie całe mnóstwo; nie zmienia to faktu, że za sprawą ludzi podających się za Polaków i ich środowisk powszechnie przyjmuje się dzisiaj liczbę 1600 ofiar "polskiego pogromu" w Jedwabnem, a państwu polskiemu brakuje ikry, by tę sprawę wyjaśnić. No ale to przecież p. Kaczyński wstrzymał ekshumację... Jak widać polska wrażliwość często przysiada pod zewnętrznym butem. Dlatego musimy mieć silne państwo. Koniec, kropka.
Andrzej Kumor
Kurs z historii Polski w ramach Canterbury ElderCollege University of Windsor
Szanowni Państwo,
Pamiętając o tegorocznym jubileuszu 1050. rocznicy Chrztu Polski i rozpoczynających się w tym roku obchodach 100-lecia polskiej parafii św. Trójcy w Windsor, a także przypadającej w 2018 roku 100. rocznicy odzyskania przez Polskę swej państwowości po 123 latach zaborów, postanowiłem, w miarę moich możliwości, wnieść pewien wkład do upamiętnienia tych obchodów.
Gdy media drukowane, radio, TV i filmy produkowane nie tylko tutaj, ale, o zgrozo, i w Polsce, jak również inspirujący te haniebne działania politycy z dwóch partii: Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej, żebrzący na "dworze Unii Europejskiej" o interwencję i ukaranie Polski, jak kiedyś targowiczanie w XVIII wieku na dworze carycy i podżegający do niepokojów ulicznych pod fałszywymi sloganami tzw. Komitetów Obrony Demokracji, prezentują Polskę i Polaków w skrzywionym i upokarzającym świetle, obowiązkiem każdego Polaka, tak myślę, jest udział w aktywny sposób w obronie honoru Polski i Polaków.
Ponieważ społeczeństwa Kanady, a sądzę, że i Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, nie są dostatecznie zorientowane co do historii swoich krajów, a co za tym idzie, nie znają w jeszcze większym stopniu historii Polski, są więc przez to obiektem łatwych do przeprowadzenia manipulacji przez ludzi nam nieprzychylnych.
Dlatego też, pod koniec ubiegłego roku, opracowałem program wykładów dla ludzi "after 50 and better" i zgłosiłem propozycję takiego kursu do kierownictwa ElderCollege w Canterbury College Uniwersytetu w Windsor.
http://www1.uwindsor.ca/canterbury/welcome-department
Propozycja została przyjęta i wykłady, dwa razy po dwie godziny, będą miały miejsce 5 i 12 maja br. od godz. 13.30 do 15.30 w sali parafialnej kościoła św. Trójcy w Windsor, Ont., 1035 Ellist Street East.
Proszę o zapoznanie się z krótkim opisem tego kursu na stronie 71-72 "Course Listing".
http://www1.uwindsor.ca/canterbury/system/files/Course%20Listing%20Jan%2013%20FINAL(1).pdf
W części początkowej tej publikacji można uzyskać informacje co do metod rejestracji na kurs i związanej z tym opłaty.
Zapisy trwają już od 3 lutego. Liczba miejsc na kursie ograniczona tylko do 30 osób.
Tytuł kursu: "Poland: The Country of Freedom Fighters, Artists and Saints". Mam nadzieję, iż tytuł w miarę dokładnie opisuje treść wykładów. Skrót zawartości kursu dodaje jeszcze parę słów na ten temat. A reszta, no to już zależy, kto będzie miał ochotę dowiedzieć się więcej.
Proszę o rozpropagowanie tego wśród znajomych i sąsiadów, Kanadyjczyków.
Pozdrawiam serdecznie
Ryszard A. Kusmierczyk
– Windsor, Ontario, Kanada
PS Bardziej dociekliwych – informuję, iż robię to sam, bez niczyjej inspiracji i bez porozumienia z kimkolwiek, z wyjątkiem kierownictwa College'u i CAŁKOWICIE w czynie społecznym, BEZ żadnego wynagrodzenia, z wyjątkiem tego przekonania, że robię coś dla mojej ukochanej Ojczyzny.
Odpowiedź redakcji: Propagujemy z wielką chęcią i wdzięcznością.
•••
Nie wiem, czy te parę zdań przebije się przez "Gońca". Ale w końcu nie zależy mi na tym. Parę zdań na temat wielkiego red. Michalkiewicza, wzorca "Gońca". Ostatnio napisał artykuł "Prezenty z worka judaszowego". Odnosi się do ustawy PiS-u 500 plus, a szczególnie premier Szydło. W końcu nie wiadomo, kim jest Pan Michalkiewicz, jakiego rządu by chciał w Polsce. Jest tak, że z dwóch rzeczy złych trzeba wybrać jedną lepszą. On trzyma się zasady Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek. Siedzi na płocie i raz patrzy na prawo, drugi raz na lewo. Lepiej niech Pan zejdzie z tego płotu (...). Niech Pan się nie martwi o worek pani Szydło i 500 zł na dziecko jak Petru. Niech Pan też nie wrzuca do tego samego worka Najświętszego Sakramentu, że pani Szydło pokazywała projekt, w ten sposób porównując ją z Krzywonos.
Panie redaktorze, trochę uczciwości, szczególnie do Najświętszego Sakramentu. Wiadomo, kto jest idolem Pana. To jest komunista Korwin. Dobrze, że PAN NACZELNY "Gońca" kibicuje PiS-owi. Dobrze, że Pan Ostoja jeszcze się przebija w "Gońcu", jego listy lub artykuły (w zależności) oddają prawdę, a nie fałsz polityczny i moralny.
S. Wójtowicz
Mississauga
Odpowiedź redakcji: Szanowny Panie, z tego co nam wiadomo, p. Michalkiewicz wielokrotnie pisał, jakiego rządu chciałby w Polsce, zaś nazwanie p. Korwina komunistą jest po prostu postawieniem świata na głowie...
•••
Dziś, w piątek, wynagradzajmy za książkę dla dzieci z instruktażem, "jak sprofanować Najświętszy Sakrament"
Chodzi o książkę "Mała Nina" autorstwa Sophie Scherrer wydawnictwa Wilga. Jeden z jej rozdziałów jest dokładnym opisem profanacji Najświętszego Sakramentu, stanowiąc jednocześnie instrukcję, jak można wynieść konsekrowaną hostię z kościoła, tak by nikt tego nie zauważył.
(…) Małej Ninie udaje się pierwsza część planu, potem jednak hostia upada jej na ziemię, więc następuje na nią, aby ukryć opłatek pod butem. Okoliczności sprawiają, że w pobliżu wciąż się ktoś kręci, więc idzie, ciągnąc nogą po chodniku. Wreszcie zdrapuje resztki hostii z podeszwy i wyrzuca je do śmietnika.
***
Drażni mnie przesadne dopatrywanie się wpływów złego w literaturze dziecięcej, w tym jednak wypadku uważam, że sprawa jest na tyle poważna, że nie mogę nad nią przejść do porządku dziennego.
Chodzi o książkę "Mała Nina" autorstwa Sophie Scherrer wydawnictwa Wilga. Jeden z jej rozdziałów jest dokładnym opisem profanacji Najświętszego Sakramentu, stanowiąc jednocześnie instrukcję, jak można wynieść konsekrowaną hostię z kościoła, tak by nikt tego nie zauważył. Dokonuje tego dziewczynka, która postanawia zabrać sobie Pana Jezusa do domu i umieścić w zakładce do książki, by w ten sposób uzyskać coś na kształt talizmanu. Namawia do tego koleżankę, jednocześnie pouczając, jak można to przeprowadzić – wystarczy po przyjęciu komunii złożyć dłonie jak do modlitwy, przybliżyć je do ust i dyskretnie wypluć hostię, potem wsunąć ją do kieszeni i zanieść do domu do dalszej "obróbki". Małej Ninie udaje się pierwsza część planu, potem jednak hostia upada jej na ziemię, więc następuje na nią, aby ukryć opłatek pod butem. Okoliczności sprawiają, że w pobliżu wciąż się ktoś kręci, więc idzie, ciągnąc nogą po chodniku. Wreszcie zdrapuje resztki hostii z podeszwy i wyrzuca je do śmietnika. Wszystko to zostało opisane lekko i sympatycznie, ukazując niewinność małej Niny i brak złych zamiarów. Rozdział nie kończy się żadnym wyjaśnieniem wagi tego czynu, pozostawiając czytelnika w przekonaniu, że istotnie nic takiego się nie stało, ot, dziecięce fantazje.
Na pozycję tę trafiłam w bibliotece miejskiej. Jest starannie wydana i reklamowana jako dziewczęcy odpowiednik ukochanej przez dzieci serii o Mikołajku. Po pobieżnym przekartkowaniu bardzo mnie zainteresowała, gdyż pojawiają się w niej rozdziały poświęcone ważnym elementom życia chrześcijańskiego, jak chrzest czy pierwsza komunia, widzianymi z perspektywy małej dziewczynki. Rozdział o pierwszej komunii miał bodaj tytuł "Najpiękniejszy dzień w moim życiu". Wprawdzie sakramenty przedstawione są bardziej jak wydarzenia obyczajowe niż duchowe, ale to mogłoby być celowym i trafnym zamiarem autorki, chcącej oddać zeświecczenie naszych czasów. Niestety rozdział, który opisałam w pierwszym akapicie, zmienia moje spojrzenie na tę pozycję.
"Mała Nina" została wydana w maju 2015 roku i pewnie niejedna osoba ją kupiła, jako pierwszokomunijny prezent. Aktualnie znajduje się na 3. miejscu bestsellerów Empiku za okres 04-14.01.2016!
Z poważaniem
Ewa Kuczkowska
http://gosc.pl/doc/2959038.Ksiazka-dla-dzieci-z-instruktazem-profanacji
Odpowiedź redakcji: To celowa robota.
•••
Proszę o informacje w dość skomplikowanej do przekazania sprawie. Moja Mama została wymieniona w testamencie wujka, obywatela Kanady, jako jedna z osób dziedziczących jego majątek. W międzyczasie zmarła z powodu bardzo poważnej choroby. Jestem jej jedynym dzieckiem i jedyną osobą dziedziczącą po niej. Jaka jest moja sytuacja? Serdecznie dziękuję za odpowiedź.
Odpowiedź redakcji: Może ktoś pomoże!
Starzy żołnierze nie umierają, oni znikają w cieniu...
czwartek, 11 luty 2016 23:08 Opublikowano w Życie polonijneW minioną niedzielę, w kaplicy domu pogrzebowego Porter and Turner w Toronto odbyło się pożegnanie Stanisława Milczyńskiego, żołnierza przedwojennego Wojska Polskiego, konspiratora AK, uczestnika Powstania Warszawskiego i żołnierza II Korpusu gen. Andersa.
Prochy zmarłego spoczną na Powązkach w Warszawie, a tu, w Toronto, żegnali go przyjaciele i rodzina.
W ciepłych słowach rodzinną sylwetkę Stanisława przedstawił zięć, wspominali go przyjaciele...
http://www.goniec24.com/goniec-reportaze/itemlist/user/64-andrzejkumor?start=1368#sigProIdd16cbcb8e9