Zjazd pro-liferów w Halifaksie
W dniach od czwartku, 23 sierpnia, do soboty, 25 sierpnia, uczestniczyłam jako delegat w krajowym zebraniu konwencyjnym kanadyjskiej Partii Konserwatywnej (Conservative Party of Canada National Convention) w Halifaksie w Nowej Szkocji. Delegatem zostałam podczas zebrania partyjnego okręgu Mississauga East – Cooksville w marcu. Jako członek partii, dostałam zaproszenie na zebranie, gdzie miało być wybranych 10 delegatów plus jeden delegat reprezentujący młodzież na konwencję w Halifaksie. Na spotkanie nie przyszło wiele osób. Wszyscy zostaliśmy delegatami.
Jeszcze przed lokalnym zebraniem okręgowym do zostania delegatem zachęciła mnie w swoich biuletynach kanadyjska organizacja Campaign Life Coalition, troszcząca się o sprawy pro-life i prorodzinne. Organizacja ta zachęcała osoby o poglądach pro-life i prorodzinnych do uzyskania stanowiska delegata, które na CPC National Convention uprawniało do głosowania na temat 43 propozycji zmian w konstytucji partyjnej i 75 uchwał „National Policy”. Był to zjazd typu „Policy Convention”, odbywający się co dwa lata w różnych miejscach w Kanadzie (poprzedni był w Vancouverze, następny w Toronto), gdzie poruszane miały być różne tematy i głosowania za lub przeciw, kształtujące stanowiska i poglądy partii.
http://www.goniec24.com/goniec-reportaze/itemlist/tag/Partia%20post%c4%99powokonserwatywna#sigProId8c3b1b6d12
foto: Paul Lauzon/Campaign Life Coalition
Właśnie delegaci byli uprawnieni do brania udziału w głosowaniach. Rzeczywiście, wiele tematów dotyczyło spraw pro-life i prorodzinnych. A na zjazd przyjechały masy, o różnych poglądach i ambicjach. Było bardzo ważne, aby pro-liferzy jako delegaci wzięli udział w tej „National Convention”. To dzięki nam, którzy zebraliśmy się tam z różnych zakątków Kanady, zostały przyjęte takie uchwały, jak „Born Alive Infant Protection Act” (dzieci urodzone żywe, nawet podczas różnych „zabiegów”, mają mieć takie same prawa jak każdy inny człowiek) – uchwała przyjęta 63 proc. głosów delegatów, i „Opposition to extension of euthanasia to minors, people who are not competent and people who live with psychological suffering” (bycie przeciwnym stosowaniu eutanazji wobec osób niepełnoletnich, niekompetentnych, cierpiących psychicznie) – uchwala przyjęta 67 proc. głosów delegatów. Głosowanie nad uchwałą „Delete article 65” (usunięcie stanowiska, gdzie partia nie będzie popierać żadnych ustaw odnoszących się do aborcji, i przyjęcie stanowiska neutralnego) było zaciętą walką. Głos przeciwko przyjęciu tej uchwały zabrała sama Lisa Raitt, posłanka na bardzo wysokim stanowisku, chcąc omijać ten temat. Został on obalony przez 53 proc. delegatów. Jak później stwierdziła Cathay Wagantall, posłanka z okręgu Yorkton-Melville w Saskatchewan, która opowiadała się na rzecz pro-life i przeciwko swojej koleżance partyjnej podczas głosowania, osoby pro-life dały znać elicie partyjnej o sobie, bo 47 proc. delegatów chciało przyjąć stanowisko „Delete article 65”.
Gdyby na „National Convention” było mniej delegatów pro-life i pro-rodzinnych, myślę, że wiele uchwał na te tematy nie byłoby przyjętych, a inne byłyby obalone większą proporcją głosów. Jak widać, Kanadyjska Partia Konserwatywna nie jest partią jednomyślną. Wiele osób, szczególnie młodych, zapisuje się do niej, aby ją zliberalizować. Jest to jednak jedyna z głównych federalnych partii kanadyjskich, gdzie osoby o poglądach pro-life i prorodzinnych mogą dojść do głosu i wyrażać się na te tematy. Można powiedzieć, że wewnątrz zjazdu w Halifaksie był zjazd pro-liferów. Bardzo mocnym i pięknym doświadczeniem było to zrzeszenie Kanadyjczyków z różnych zakątków kraju. Prawie nie mogło się uwierzyć, że tacy ludzie mieszkają w Kanadzie!
Aby zostać delegatem, trzeba być członkiem partii (koszt wynosi 30 dol. rocznie), być wybranym podczas lokalnego zebrania okręgu (czasami nie ma konkurencji), lub zgłosić się jako delegat, jeżeli są wolne miejsca. Później, aby móc głosować, trzeba udać się na „National Convention”. Koszt jest pokaźny (w tym roku wstęp na „National Convention” wynosił 635 dol. „Early Bird”), często z własnej kieszeni. Jednak przeżycie jest niesamowite i niecodzienne. Było to konkretne wpisanie się w historie polityki tego państwa.
Jack Fonseca z Campaign Life Coalition stwierdził już po zjeździe w Halifaksie, że Kanadyjska Partia Konserwatywna jest teraz bardziej pro-life niż była przed „National Convention”. Posłanka Cathay Wagantall podsumowała dzień sobotniego głosowania jako bardzo dobry dzień. Mówiła z radością, że momentum podąża w stronę pro-life i że wydarzenia w Halifaksie to nie jest wierzchołek sukcesu. Jednak przeciwnicy nie śpią. Zachęcam wszystkich ludzi dobrej woli do większej aktywności politycznej i do poważnego rozważenia zostania delegatem za dwa lata, szczególnie że z pewnością wiele osób o poglądach anti-life będzie ubiegać się o stanowisko delegata. Wpływ delegata jako jednostki jest mały, ale konkretny, a gdy wielu z nich się zrzeszy, prawie niewiarygodny. Poczucie, że dało się o sobie znać, że wpisało się w historię kraju, nawet w małym, lecz konkretnym wymiarze, i spotkanie tylu osób o podobnych poglądach, jest niesamowicie radosne.
Monika Kulacz
Ford, dotrzymaj słowa - odwołaj sex-ed!
Campaign Life Coalition uruchomiła internetową petycję adresowaną do premiera-elekta Douga Forda z prośbą o wstrzymanie nauczania według liberalnego programu edukacji seksualnej. Autorzy petycji chcą, by program był zniesiony w przyszłym roku szkolnym, który rozpocznie isę 4 września.
Petycja budzi zainteresowanie rodziców we wszystkich częściach Ontario. CLC chce ją osobiście wręczyć Fordowi. Przewodniczący organizacji Jim Hughes przypomina, że podczas kampanii konserwatyści obiecywali odwołanie programu i zdobyli zaufanie wyborców. Teraz czas na spełnienie obietnicy, zwłaszcza że Doug Ford nazywał zmianę programu jednym ze swoich pierwszych priorytetów. Dzień po wyborach powtórzył obietnicę, ale nie zobowiązał się, że na sto procent spełni ją w nowym roku szkolnym.
W lasach politycznej poprawności
Żyjemy w czasach upadku dziennikarstwa. Niektórzy powiedzą, że wręcz przeciwnie, bo przecież mamy blogosferę; mamy wielu ludzi piszących i komentujących. Niby tak, ale w Internecie. A to, co się komu pokazuje w sieci na Facebooku czy Twitterze, jest kontrolowane; o tym decydują wielkie korporacje, o tym decydują ludzie piszący algorytmy i kontrolujący przekaz głównego nurtu i marginaliów. Tradycyjne dziennikarstwo upadło z płatnymi gazetami, bo redakcje nie mają pieniędzy na to, żeby płacić za dziennikarzy śledczych czy korespondentów wojennych. Po co dzisiaj wysyłać straceńców do stref wojny, kiedy strony konfliktu tweetują ciekawe zdjęcia i swoją własną narrację. Problem tylko w tym, że jest to ich narracja i nikt nie jest w stanie zweryfikować tego na miejscu.
Przekaz w gazetach coraz bardziej jest opanowany przez tych, którzy płacą: korporacje, lobby, organizacje non profit, reklamodawców. Dawniej płacił za przekaz czytelnik, kupując egzemplarz gazety, dzisiaj jest to już coraz rzadszy przypadek. I nie jest tutaj rozwiązaniem pomoc państwa, bo znów wiąże się to z pewnymi – jeśli nie wyraźnie określonymi – to jednak zobowiązaniami. Tak więc, dobrze jest sobie to uświadomić. Wolna prasa była ważnym filarem życia publicznego, demokracji, kontrolowania władzy. Dzisiaj władza ma własną prasę i własnych dziennikarzy, świetnie ilustruje to kampania Douga Forda. Propaganda prowadzona przez jego ugrupowanie odwołuje się do zabiegu użytego przez Donalda Trumpa, a mianowicie jedna z pań asystentek przedzierzgnęła się w dziennikarkę i dziarsko z mikrofonem z napisem Ford Nation dopytuje Forda o różne rzeczy, oczywiście żadnego niewygodnego pytania mu nie zada; niewygodne pytania zadają mu inni „pracownicy mediów” nasyłani przez konkurencyjne środowisko polityczne. W świecie pozorów, fałszywek fake news trudno się rozeznać… Wszyscy pieją z jednego klucza. Niedawno zresztą krążył w Internecie filmik – zestawienie wypowiedzi zebranych z kilkudziesięciu amerykańskich lokalnych kanałów telewizyjnych, gdzie prowadzący mówili dokładnie ten sam tekst unisono wpompowany przez wielkie korporacyjne tuby. Wracając do przykładu z Fordem, to nie jest wina Douga Forda, że usiłuje w ten sposób walczyć ze zmontowanym i manipulowanym przekazem mediów, lecz efekt tego, co stało się z tymi mediami. Niezależni dziennikarze to dzisiaj ostatni Mohikanie i na dodatek zwierzyna łowna w lasach politycznej poprawności.
Andrzej Kumor
Więcej pieniędzy w kieszeniach klasy średniej
Doug Ford obiecuje, że po dojściu do władzy konserwatyści obniżą prowincyjny podatek dochodowy płacony przez klasę średnią. Stawka w drugim progu podatkowym zostanie obniżona o 20%. Osoby zarabiające od 42 690 do 85 923 dolarów rocznie zaoszczędzą nawet 786 dol. Za upusty dla klasy średniej zapłacą najlepiej zarabiający.
Tanya Granic Allen odpiera zarzuty
Tanya Granic Allen oświadczyła, że oskarżenia kierowane pod jej adresem przez partię liberalną i prasę oraz zarzucanie jej braku szacunku dla osób LGBT+ to kłamstwa. Jej słowa były wyjmowane z kontekstu i na tej podstawie formułowano oszczerstwa. Granic Allen mówi, że chciała wyjaśnić swoje stanowisko już kilka tygodni temu, ale ekipa Douga Forda ostro jej to odradzała i twierdziła, że sama się tym zajmie. Więc ona nie rozmawiała z mediami. Teraz mówi, że to był błąd. Ludzie Forda nie pomogli jej, tylko zaszkodzili.
Na początku swojego oświadczenia Granic Allen przypomniała, że jest córką imigrantów. Jej matka pochodzi z Malty, a ojciec - z Chorwacji, która przez lata była rządzona przez komunistów, a osoby wierzące były prześladowane. Jak we wszystkich reżimach marksistowskich władza atakowała tradycyjną rodzinę i starała się rozrywać więzy między rodzicami i dziećmi. Zmiany nastąpiły w latach 90., po wojnie domowej.
W 2014 roku Granic Allen, będąc w ósmym miesiącu ciąży i przyjmując leki na chorobę związaną z ciążą, przemawiał podczas konferencji chorwackiej młodzieży katolickiej. Powiedziała, że była w szoku, gdy dowiedziała się, iż rząd Chorwacji - kraju niedawno wyzwolonego - wprowadza przymusową edukację seksualną i promuje "małżeństwa" homoseksualne wśród dzieci. Użyła przy tym emocjonalnego sformułowania, że z niedowierzania zbiera jej się na wymioty. Nie chodziło jej jednak o "małżeństwa" homoseksualne, ale o to, że tak wiele osób straciło życie, by w Chorwacji zapanowała wolność religijna, a teraz, po 20 latach, przychodzą nowi prześladowcy.
Granic Allen podkreśliła, że jest praktykująca katoliczką i popiera nauczenie Kościoła Katolickiego, również to dotyczące tradycyjnej definicji małżeństwa. Wierzy też w godność człowieka. Jednocześnie jako Kanadyjka przestrzega kanadyjskiego prawa, nawet tego, z którym się nie zgadza. Przypomniała, że podczas kampanii przed wyborami na lidera partii ani razu nie komentowała sprawy "małżeństw" homoseksulanych. To jest sprawa federalna, a nie prowincyjna.
Granic Allen dobitnie oświadczyła, że zarzucanie jej braku poszanowania godności i praw człowieka osób należących do społeczności LGBT+ oraz nazywanie jej homofobem to kłamstwo. Co więcej, to obelga pod adresem katolicyzmu i osób wierzących wyznających różne religie, dla których przekonania religijne są naprawdę ważne i które są odpowiedzialnymi obywatelami wolnej, demokratycznej i tolerancyjnej Kanady. Granic Allen przypomniała, że w 2013 roku krytykowała Quebec, który wprowadzał Kartę Wartości mającą ograniczać świadczenie o religii w miejscach publicznych. Prowincyjne prawo miało zakazywać noszenia turbanów, krzyży, jarmułek, hidżabów, a także zasłon twarzy takich jak nikab i burka. Pisała o tym na blogu i starała się pokazać, na czym polega dyskryminowanie i ograniczanie wolności religijnej. Wspominała o nikabie i burce. Jednak jeśli kobieta w Kanadzie z własnej woli chce je nosić, to jej wybór i ma do tego prawo, podkreśliła Granic Allen. Tymczasem liberałowie i Toronto Star zrobiły z niej islamofoba.
Granic Allen odniosła się też do edukacji seksualnej. Stwierdziła, że nie jest jej przeciwna, ale nie popiera radykalnej, antyrodzinnej i antyreligijnej wersji narzucanej przez Kathleen Wynne. W 2016 roku stanęła na czele organizacji broniącej praw rodziców Parents As First Educators (PAFE), której celem było doprowadzenie do wycofania ze szkół nowego programu edukacji seksualnej. Była głosem rodziców z całej prowincji - również rodziców żydowskich, muzułmańskich, ateistów, chrześcijańskich, sikhijskich, hinduskich i LGBTQ+. Za to oskarżano ją o narzucanie ontaryjczykom swoich przekonań religijnych. To także zakłamanie. Granic Allen zaznacza, że jest za rozdzieleniem państwa i kościoła, ale to musi działać w obie strony. Państwo nie powinno ingerować w wolność religijną obywateli. Ontaryjscy rodzice doświadczyli takiej ingerencji ze strony premier Wynne, której dni są już policzone.
Na koniec Granic Allen stwierdziła, że nie zamierza się wycofywać. Gdy 7 czerwca konserwatyści wygrają wybory i stworzą rząd, PAFE dalej będzie walczyć o ontaryjskie rodziny.
Natalia Kusendova kandydatką PC w Mississauga Centre
Tanya Granic Allen nie jest już kandydatką partii postępowo konserwatywnej w okręgu Mississauga Center poinformował lider partii Doug Ford w sobotę wieczorem na Twitterze. Stwierdził że jej "charakteryzacja niektórych zagadnień i ludzi jest nieodpowiedzialna"; jesteśmy partią, która składa się z ludzi o różnych poglądach, które - jeśli wyrażane w sposób odpowiedzialny - wymagają poszanowania, jednak jej określenie pewnych spraw i ludzi jest nieodpowiedzialne" - stwierdza oświadczenie Forda. - Nasza partia pozostaje skoncentrowana na zwycięstwie z Kathleen Wynne i ulżeniu rodzinom w prowincji.
Problemem sporu są wypowiedzi Allen na temat małżeństw homoseksualnych i aborcji. Komunikat Forda nastąpił w tym samym dniu, w którym Liberałowie wzięli na cel wideo z 2013. roku, w którym - jak twierdzą - Granic Allen "szerzy nienawiść i homofobię w trakcie dyskutowania edukacji seksualnej w Chorwacji".
Tanya Granic Allen wygrała w wyborach o nominację partii w okręgu Mississauga Center z Polką Natalią Kusendovą. I to ona będzie reprezentowała okręg z ramienia partii konserwatywnej w wyborach 7 czerwca.