Wiedziałam, że to był dzień Super Bowl, nie dlatego, że jakoś specjalnie się interesuję futbolem amerykańskim, wiedziałam tylko dlatego, że rano przejrzałam aktualności na Facebooku. Wielu moich znajomych umieściło informacje o meczu i planach imprez. Nie było więc takie zaskakujące, że miejsce, które się nazywa Yaletown Burgers and Bar, też robiło imprezę. Oczywiście nie weszłam oglądać z nimi, tylko poszłam dalej, do szkoły, gdzie zapomniałam o Stanach kompletnie i koncentrowałam się na skomplikowanym języku, którym jest koreański.
Ale na szczęście dla mnie, Facebook nigdy nie śpi i kiedy w czasie przerwy sprawdziłam, co się dzieje na świecie, to już przynajmniej trzy osoby zamieściły obecny wynik meczu, a następne dwadzieścia skomentowało reklamy. Trzy przerwy w lekcji później i byłam całkiem na bieżąco. I tak spędziłam dzień, na Facebooku śledząc mecz, który mnie za dużo nie obchodził, ale o którym muszę mieć jakąś rudymentarną wiedzę, żeby brać udział w życiu społeczeństwa północnoamerykańskiego.
Jak się jest w Kanadzie, to może się to wydawać głupie, przecież wiele osób nie ogląda Super Bowl. To prawda, ale gwarantuję, że moi rodzice nie obejrzeli, mój brat na pewno też nie, a jakoś sobie radzą w Kanadzie. Ale gdybym w tamtym tygodniu zapytała moją Mamę, to jest duża szansa, że Mama wiedziałaby, że jest Super Bowl, może by nawet gdzieś tam coś w radiu albo w telewizji usłyszała o Seattle Seahawks. Można się nie interesować, ale nie można uciec od dużych kulturalnych czy sportowych wydarzeń. Może to być wspomnienie w radiu, plakat w barze reklamujący imprezę na Super Bowl, albo reklama w telewizji, ale wszędzie jesteśmy bombardowani tą informacją. W Kanadzie.
Łatwo nie zauważyć, ile znaczą takie małe momenty, do czasu aż ich zabraknie. Później w tym samym tygodniu co Super Bowl, zaczęła się olimpiada. Olimpiada jest ważna w wielu krajach, w tym w Korei, więc w porównaniu do Super Bowl słyszałam o niej dużo. Też byłam bombardowana informacjami, chociaż brak rozumienia języka powodował, że efekty są trochę złagodzone. Mimo to wiem, że Kim Yuna będzie znów walczyła o złoty medal w jeździe figurowej, wiem, że Lee Seung Hoon był dla Korei pierwszą szansą na zdobycie medalu w tej olimpiadzie, i wiem, że to jest największy zespół koreański w historii igrzysk zimowych.
Wiem też, że chociaż nie należy jej źle życzyć, powinnam mieć nadzieję, że Mao Asada źle wykona swój program w jeździe figurowej.
Wiem, że mam trzymać kciuki za Koreę, żeby zespół zdobył pięć złotych medali, aby mieli dobry nastrój na następną olimpiadę, która się właśnie tu odbędzie, w Phenianie, w 2018 r.
A co z Kanadą? No, znam paru bardzo znanych hokeistów i znam paru łyżwiarzy figurowych, ale to tylko dlatego, że się interesuję tym sportem i trochę go śledzę. To nie to, że jestem złą Kanadyjką, mam tyle samo wiedzy co przed każdą olimpiadą, różnica jest w tym, że nie siedzę wieczorem i nie oglądam CBC albo CTV i nie widzę tych krótkich reklam o naszych sportowcach. Nie widzę ich reklamujących jakieś płatki lub telefony. Nie oglądam olimpiady, która jest tak komentowana, żeby najwięcej informować o Kanadyjczykach. Szczerze mówiąc, nie oglądam olimpiady.
Oprócz tego, że jest zła różnica czasu z Rosją, to moje możliwości są bardzo limitowane. Mogę oglądać w telewizji po koreańsku albo mogę też oglądać w Internecie, niestety często filmy są wolne i nie działają dobrze. No i nie są kanadyjskie. Nie znam kanadyjskiego kontekstu tej olimpiady.
Ale mam Facebook
Oglądam olimpiadę przez Facebook. Nie oglądam sportów, które mnie interesują, nie śledzę finałów sportów, które mnie nie interesują, ale są ważne, nie oglądam wywiadów z sportowcami, ale słyszę o każdym polskim i o każdym kanadyjskim medalu. Moi znajomi oraz różne organizacje, które śledzę, wszyscy publikują na Facebooku i ja to widzę. Oczywiście że mogę sama pójść na stronę CBC i poczytać o olimpiadzie albo obejrzeć krótkie wideo z podsumowaniem bieżących wydarzeń, ale to jest bardzo specyficzne, ukierunkowane. Facebook mi daje w innej formie to, co jest dostępne w Kanadzie, te szczątki informacji, które się później pamięta, nawet jeśli się ich nie zauważyło w pierwszym miejscu.
Teraz się często słyszy o tym, że młodzi ludzie już nie lubią Facebooka, że nie ma prywatności, że trzeba zlikwidować.
Sama chciałam wiele razy moje konto zlikwidować, ale gdybym go nie miała, tobym się całkiem rozstała z życiem codziennym w Kanadzie. Nie ma mnie w Kanadzie już rok i pół i niestety coraz częściej widzę, że nie wiem, o czym znajomi rozmawiają. Facebook jest moją nicią łączącą z Zachodem. Jak kogoś stać na więcej kanałów w telewizji lub częste wyjazdy do domu, to nie traci kontaktu, ale większość obcokrajowców w Korei to są młodzi ludzie, studenci lub nauczyciele angielskiego, bez dużych sum pieniędzy. Dla nas Kanada istnieje, kiedy jest w Internecie. My oglądamy programy sportowe, polityczne i kulturalne tylko przez Facebook. Więc kiedy Kanada zdobędzie złoty medal w hokeju, ja też będę się cieszyła... przez Facebook.