U generała Hallera i jego żołnierzy
niedziela, 12 czerwiec 2016 16:44 Opublikowano w Życie polonijneW niedzielę 12 czerwca odbyła się kolejna pielgrzymka Polonii amerykańskiej i kanadyjskiej na polski cmentarz wojskowy w Niagara on the Lake.
W obozie Kościuszko, jaki dzięki staraniom Ignacego Paderewskiego u prezydenta USA Woodrowa Wilsona utworzono pod koniec I wojny światowej w Niagara-on-the-Lake przeszkolono ponad 20 tys. Polskich ochotników, którzy utworzyli Błękitną Armię gen. Hallera. Siłę, która później wydatnie przyczyniła się do polskiego zwycięstwa nad bolszewikami w wojnie 1920 roku.
Co roku Polonia Amerykańska i Kanadyjska zbierają się na cmentarzu w Niagara-on-the-Lake przy grobach 25 ochotników, którzy zmarli podczas szkolenia na epidemię grypy.
W tegorocznej uroczystości udział wzięli kombatanci z obu stron granicy, działacze polonijni w tym prezes KPK Teresa Berezowska i Prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej, Western New York Jim Lawicki, przedstawiciele lokalnych władz i politycy - Jim Bradley, poseł do legislatury torontońskiej z St.Catharines, burmistrz St. Catharines Walter Sendzik, a także członkowie polskiego korpusu dyplomatycznego, konsul generalny w Toronto Grzegorz Morawski, attache obrony przy ambasadzie RP w Ottawie Cezary Kiszkowiak oraz gość specjalny z Polski kapitan Ivo Listewnik z 12. Brygady Zmechanizowanej w Szczecinie.
Po przemówieniach, złożeniu wieńców, odegraniu Last Post oraz trzykrotnej salwie honorowej w wykonaniu kanadyjskich żołnierzy,. Zebrani przedefilowali przed pomnik nieznanego żołnierza w historycznej części miasta, kombatanci przejechali tam w historycznych pojazdach kanadyjskiej i amerykańskiej armii.
Wieńce złożyli przedstawiciele 36 organizacji polonijnych.
Więcej o armii ochotniczej w Kanadzie piszemy tutaj.
.
http://www.goniec24.com/goniec-automania/itemlist/user/64-andrzejkumor?start=1269#sigProIdb08d8a184f
Nowojorski magazyn żydowski "Forward" informuje, że nowe przepisy rosyjskie pozbawią obywatelstwa Rosji tysięcy Żydów, którzy po 1991 roku wyemigrowali do Izraela i nadal posługiwałi się rosyjskimi paszportami, które przedłużali w konsulacie. Obecnie paszporty nie będą przedłużane osobom, które nie mieszkają w Rosji.
Sekretarz prasowy ambasady rosyjskiej w Waszyngtonie wyjaśnił, że jest to jedynie zastosowanie obowiązujących przepisów, dlatego nie ogłaszano żadnej zmiany prawa. Nasze prawo nie zmieniło się, lecz jest lepiej interpretowane - dodał.
Zmiana ta kontrastuje z polityką Polski, która Żydom mieszkającym w Izraelu i nie tylko, którzy mogą wykazać się jakimikolwiek związkami rodzinnymi z Polską wydaje polskie paszporty "z automatu". Czytaj: "Rozdajemy izraelskim Żydom obywatelstwa jak ulotki"
l
Jednym z podstawowych elementów odróżniających wolne społeczeństwo od dyktatury i zamordyzmu jest wolność słowa. Ojcowie założyciele obecnego postmonarchicznego „świeckiego” porządku uznali, że ludziom trzeba dać mówić.
Debata jest najlepszym sposobem na rozwiązywanie problemów między wolnymi (i wówczas zazwyczaj uzbrojonymi) ludźmi, po to by nie skakali sobie do gardeł i nie prali po pysku. Człowiek wolny winien móc wyłożyć, co mu leży na sercu.
Ten ideał jeszcze do niedawna kształtował życie publiczne „wolnego świata”. Przypisywane Wolterowi słowa „nie zgadzam się z tym, co mówisz, ale oddam życie, abyś miał prawo to powiedzieć” ponoć są autorstwa angielskiej pisarki Evelyn Beatrice Hall sumującej poglądy Encyklopedysty na temat wolności wypowiedzi.
To właśnie ta teza była mieczem, którym szermowali wszelkiej maści liberałowie, libertyni i libertarianie, by rozwalać tradycję, niszczyć kulturowe tabu, wprowadzić do głównego nurtu wszelkie bezeceństwa, które ponoć musimy tolerować w imię wolności wypowiedzi.
To w imię swobody ekspresji – mówiono nam – musimy tolerować nawet najbardziej idiotyczne czy odrażające poglądy. No bo nie powinniśmy zakazywać, tylko dyskutować i przekonywać...
Ale świat się zmienił. Dla kogoś pamiętającego lata 50. ubiegłego wieku, zmienił się nie do poznania. Czy jednak rzeczywiście w krajach Zachodu powiększyły się sfery wolności? Czy zniesiono wszelkie tabu i możemy pleść, co tam nam się przywidzi, a ślina na język przyniesie?
Proszę spróbować!
Obawiam się, że eksperyment może zakończyć się w „ośrodku deradykalizacyjnym” (jakoś nazwa ta blisko kojarzy się z obozami reedukacyjnymi, w których Wietkong leczył zakażonych Zachodem Wietnamczyków). Debatę publiczną zastąpiła orwellowska politycznie poprawna mantra.
Kto jej nie chce klepać, z automatu klasyfikowany jest jako wróg ludu, terrorysta i element niepewny. Kaganiec założono nam delikatnie i powoli. Dzisiaj dzieci wychowane po nowemu nie są już w stanie pomyśleć rzeczy obrazoburczych, kwestionować zasad systemu. Kulturowi bolszewicy zaatakowali wolność słowa na wszystkich poziomach, od programów przedszkolnych zaczynając.
W poniedziałek federalna minister zamówień publicznych Judy Foote zakazała poczcie dostarczania do domów gazety „Your Ward News”, którą kilka grup, m.in. Standing Together Against Mailing Prejudice, uznało za antysemicką. Pismo ponoć szerzy rasizm, homofobię, mizoginię i antysemityzm. W wiosennym numerze możemy przeczytać m.in. o tym, że „komunistyczni Żydzi zamordowali w Związku Sowieckim ponad 50 mln chrześcijan”, i zobaczyć na okładce rysunki satyryczne, jak Bernie Farber, działacz społeczny i były dyrektor Kanadyjskiego Kongresu Żydowskiego, sypie srebrniki miejscowemu posłowi do legislatury Ontario Arthurowi Pottsowi wykonującemu salut rzymski – rzeczywiście są to niesmaczne rzeczy. Wcześniej poczta wykazywała – o dziwo – zdroworozsądkowe podejście, twierdząc, że nie odpowiada za treść gazet, które roznoszą do domów listonosze, i jak komuś się coś nie podoba, to może iść do sądu. Minister, której podlega przedsiębiorstwo, wydała jednak administracyjny zakaz na znanej nam z „Misia” zasadzie „tych klientów nie obsługujemy”. Sądy nie orzekły po myśli, to załatwi się sprawę inaczej…
Jak się nazywa taki system? Otóż, Drogi Czytelniku, system taki nazywa się dyktatura. Kiedy prawo tworzy pozory, a administracyjni pałkarze leją po głowie „kogo trzeba”.
Gipsowanie ust odbywa się również w Internecie, gdzie najwyraźniej wolność słowa złapała na chwilę oddech. Właściciele głównych przedsiębiorstw „forumowych” twittera, fejsbuka i innych, zgodzili się z kierownikami systemu, że będą likwidować mowę nienawiści i inne bezeceństwa. Oczywiście, w imię wolności i bezpieczeństwa nas wszystkich. Problem jak zawsze tkwi w szczegółach, czyli w tym, kto i jak będzie definiował, co jest mową nienawiści, a co nie; co jest dozwoloną aluzją, a co nienawistną. Należę do pokolenia, które pamięta, jaki urząd mieścił się na Mysiej, ale w tamtych czasach zapisy były precyzyjne, choć tajne. W zamordyzmie komunistycznym nie wolno było, na przykład, informować o „utrzymującym się na rynku braku korków elektrycznych i żarówek”, ani pisać o „»cudzie« w miejscowości Piotrków w powiecie radziejowskim, gdzie zauważono jakoby »cudowny« odblask na wieży miejscowego kościoła”.
Było konkretnie i po nazwiskach, dzisiaj zaś człowiek sam nie wie, czym może się narazić. Tym bardziej że według jednego z orzeczeń sądowych, sam fakt, że dana informacja jest prawdziwa, wcale nie oznacza, że nie jest mową nienawiści!
Żyjemy więc w dyktaturze – na razie jeszcze „miękkiej”, ale to może się zmienić. Żyjemy w dyktaturze nazywanej demokracją, ale przecież czy my, „ludzie wschodu” (Siekiera), którzy demokrację socjalistyczną mają za paznokciami, powinniśmy się dziwić? My to już przerabialiśmy. Wiemy, że o pokój walczy się do ostatniego naboju; wiemy, że wybory to piknik, od którego niewiele zależy, a rządzący zazwyczaj są „oderwani od społeczeństwa”. Wiemy także, że o pewnych rzeczach można mówić jedynie w gronie przyjaciół, a o innych można jedynie wymieniać porozumiewawcze spojrzenia; wiemy, jak to jest, kiedy mimo doskonałych kwalifikacji, stanowisko, o które się staramy, dostaje idiota według klucza z układu...
Nasza przeszłość jest naszą przyszłością. I chyba nie jest to jedyne deja vu.
Andrzej Kumor