Dzisiaj znowu trochę o naprawach, o tym, aby postarać się rozpoznać usterkę w samochodzie, zanim pojedziemy do mechanika. Oczywiście, mówię o naprawach drobnych, takich, które możemy zrobić u siebie w domu bez podnośnika czy specjalnych narzędzi. Kiedyś już mówiłem, że warto zaopatrzyć się w komputer diagnostyczny do samochodu, co pozwoli ustalić obszar kłopotów.
Jeśli nas interesuje, żeby trochę zmniejszyć koszty posiadania auta poprzez własne drobne naprawy, warto zlokalizować kilka forów internetowych, na których dyskutują właściciele pojazdów naszego typu. Bardzo pomocne są też filmy instruktażowe na kanale YT i tam też można szukać porady, jak pewne rzeczy prosto wymienić.
Mnie w moim dziewiętnastoletnim BMW (E46) w najbliższym czasie czeka wymiana mechanizmu przekładni wycieraczek razem z silnikiem. BMW to niby drogi samochód w utrzymaniu, bo powszechna opinia jest taka, że skrót firmy można przetłumaczyć na „będziesz miał wydatki”. Jeśli się jednak wie, jak i co wymieniać oraz gdzie kupować części, wcale tak być nie musi.
Oczywiście, nowe części są niewspółmiernie drogie w porównaniu do wartości; wspomniany mechanizm nowy kosztuje w granicach 500 – 600 dol. kanadyjskich, co biorąc pod uwagę że samochód wart jest 2 – 3 tys., jest ceną zaporową. Można jednak znaleźć wiele firm oferujących części używane, no i właśnie przez taką firmę kupiłem używany komplet przekładni z silnikiem za 60 dol., co z wysyłką i różnymi opłatami (cło) wyniosło około 90 CAD. Jest to o tyle smutne, że płacimy tutaj cło nałożone na część, która pochodzi z samochodu, który został już dawno temu wimportowany, więc.... Ale wiadomo, biednemu zawsze wiatr w oczy. Tak czy owak, będę miał za niespełna 100 dol. całe urządzenie i nie omieszkam Państwa poinformować, jak mi się udała instalacja.
Wcześniej wyszło mi na jaw kilka mniejszych rzeczy. Okazało się, że mój samochód traci płyn do spryskiwacza i wyciek trwa 2 do 3 dni. Wymontowałem cały baniak, uszczelniłem; wydawało mi się, że jak jest wyciek, to pewnie na uszczelce, gdzie jest włożony na wcisk silniczek do spryskiwacza. Rzecz uszczelniłem gizmem kupionym w Canadian Tire i nic. Wycieku nie powinno być, a jest. Nie ma bardziej denerwujących rzeczy niż właśnie takie. Okazało się po sprawdzeniu na forach internetowych, że silnik do spryskiwacza ma małą dziurkę do odpowietrzania, i jest w stanie się tak zużyć, że właśnie przez ten dziurkę wycieka płyn, a całość normalnie działa. Wystarczyło zamówić nowy silnik i cała sprawa przeszła jak ręką odjął. Ponieważ wymontowanie i zamontowanie baniaka to banalna sprawa, więc zamówiłem przez Internet wspomniany silniczek (podrobiony chiński) za jedyne piętnaście dolarów, z darmową wysyłką. Część przyszła w ciągu 3 tygodni. Naprawa zajęła mniej niż 15 min. Do dzisiaj nie mam żadnych problemów.
Zapytacie Państwo, dlaczego kupiłem chińską podróbkę. Nie mam przed tym żadnych oporów; gdybym kupił markową część, to niestety ona dzisiaj również jest wyprodukowana w Chinach, i to pewnie w tej samej fabryce. Kiedyś myślałem, że oryginalny alternator Boscha do mojego volkswagena będzie lepszy od „generic”, jednak okazało się, że też jest wykonany w Chińskiej Republice Ludowej i nosi jedynie nabitą markę.
To była jedna naprawa, drugi problem był trochę bardziej tajemniczy; wiadomo, że w starych samochodach zaczynają się różne przygody elektryczne, izolacja przeciera się, dochodzi do lekkich zwarć...
Nagle zapaliły mi się na wskaźniku przed kierownicą lampki, że mam wypalone dwie żarówki z tyłu; sprawdziłem, wszystko się świeciło! Po jakimś czasie okazało się, że ten model tak ma, iż może to sygnalizować problem z uziemieniem tylnej lampy, ale na początku warto sprawdzić, czy palą się żarówki oświetlenia tablicy rejestracyjnej. Proszę sobie wyobrazić, że żarówki były ciemne.
Ich wymiana to żaden problem, wystarczy płaski śrubokręt, moje wyglądały na przepalone, założyłem nowe i... Nic, nie świecą się. Po peregrynacji internetowej ustaliłem, że to oczywiście przewody. W którym miejscu? No tam, gdzie najczęściej się ruszają, czyli w którym przechodzą do klapy bagażnika. Tam się to powycierało, jeden przewód wisiał na włosku, a drugi był urwany. Kupiłem trochę taśmy izolacyjnej i po skręceniu zaizolowałem i włożyłem w gumową osłonę. Przeszło.
Na dodatek, okazało się, że tam też należy szukać przyczyny, jeśli stracimy w bagażniku oświetlenie. Dlaczego? Bo tamtędy przechodzi przewód do zamka bagażnika, który to oświetlenie uruchamia, więc jeśli straciliśmy światło w bagażniku, to mogą nie być to wcale żarówki, tylko właśnie wytarty przewód, który idzie od zamka.
Tyle porad, postanowiłem się z Państwem nimi dzielić, bo czasem właśnie takie dyletanckie uwagi pozwalają przełamać strach przed grzebaniem we własnym samochodzie, a informacja najwięcej kosztuje. Im więcej informacji, tym lepiej,
o czym zapewnia
Wasz Sobiesław