farolwebad1

A+ A A-
Andrzej Kumor

Andrzej Kumor

Widziane od końca.

URL strony: http://www.goniec.net/

Nasza minisonda z nr. 32

poniedziałek, 13 sierpień 2012 22:27 Opublikowano w Życie polonijne

 

sonda32-1 2Ula Gulbinowicz - Co jest do szczęścia najbardziej potrzebne, gdyby tak miała Pani wymienić jedną rzecz? - Miłość i zdrowie. - Pieniądze się nie liczą? - Absolutnie nie. - Kariera? - No, nie tak bardzo. - Miłość, plus zdrowie, równa się szczęście? - Oczywiście.


Natalia - Co, Pani zdaniem, jest najbardziej potrzebne do szczęścia, co się najbardziej liczy? - Chyba sukces. - Kariera? - Nauka, wyniki w szkole. - A pieniądze? - Nie tak bardzo. - Rodzina? - Też! - Czyli sukces i rodzina? - Tak. -To daje szczęście? - Tak!


sonda32-2Bożena - Dzisiaj bardzo proste pytanie, co do szczęścia jest najbardziej potrzebne? - Pieniądze! - Myśli Pani, że pieniądze dają szczęście, wbrew temu, co ludzie mówią? - Tak, bo to jest nieprawda, że biedny człowiek będzie szczęśliwy. Nie będzie! Będzie miał za dużo trosk. - Nie sądzi, Pani, że jak ktoś ma pieniądze, to i tak ma te wszystkie troski, że boi się o zdrowie, o to, o tamto, że ci bogaci też jednak mogą być nieszczęśliwi? - Bo są głupi. To niech nie korzystają ze wszystkich pieniędzy tylko tyle, ile im potrzeba, niech pomagają wtedy innym, żeby też mieli pieniądze. - Rozumiem, czyli gdy człowiek ma pieniądze, wszystko inne jest zapewnione? - Ale musi być mądry. Jak będzie głupi, to zaraz nie będzie miał pieniędzy i znowu będzie nieszczęśliwy.



sonda32-3Helena - Co przynosi szczęście? - Myślę, że zdrowie. - Tylko zdrowie? - Zdrowie i zgoda w rodzinie. - Pieniądze niepotrzebne? - Są pomocne. - Ale jak zdrowie jest i rodzina silna, to jest szczęście, człowiek chodzi uśmiechnięty? - Oczywiście!

 

 

 

sonda32-4Piotr Michna - Co potrzebne najbardziej do szczęścia? - Pieniądze. - Na pewno? - Tak. - A mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają... - A tam, oczywiście, że zdrowie. Też. - Zdrowie i pieniądze? - Tak.

Ochota na Polskę i wola zwycięstwa

piątek, 10 sierpień 2012 10:21 Opublikowano w Andrzej Kumor

kumorAAlbo uznajemy prawowitość istniejącego państwa i usiłujemy robić politykę w ramach funkcjonujących mechanizmów demokracji; albo uważamy, że te mechanizmy demokracji są niewystarczające, i zabiegamy w ramach instytucji państwa o jego odnowienie – nawołujemy do referendów, masowych wieców, które pozwolą doprowadzić do reformy agend państwa; albo uważamy, że to nie jest nasze państwo, i chcemy obalenia jego władz i systemu politycznego wszelkimi dostępnymi metodami – jak mówi wieszcz – "zemsta, zemsta na wroga z Bogiem, lub choćby mimo Boga"...

Uznanie każdego z wymienionych wariantów pociąga za sobą odmienną taktykę działania i dyktuje inne metody. Niektóre – np. polityczne i bojówkarskie – czasem mogą się uzupełniać, jak to miało miejsce w czasach Republiki Weimarskiej w Niemczech.


Polski kontekst polityczny, a co ważniejsze mentalność Polaków, którzy zajmują się polityką, wyrasta z doświadczeń antypaństwowych lub w najlepszym wypadku "okołopaństwowych". Brak państwowości polskiej przez okres życia kilku pokoleń, ukształtował polską psychikę, zracjonalizował antypaństwowe postawy i wprowadził nadrzędność interesu grupowego – różnie formułowanego, najczęściej tak by było jak najwygodniej dla samych zainteresowanych. Jest to sytuacja łatwa do zaobserwowania we wszystkich społecznościach okupowanych. I co ciekawe, polskie doświadczenia są w tej mierze podobne do, na przykład, palestyńskich. Państwo jako twór nie do końca nasz, państwo jako coś przed czym musimy się organizować do obrony, państwo jako organizm, który poprzez rodzinną czy grupową solidarność musimy wykiwać.


To jest pokłosie lat zaborów, to jest efekt okupacji niemieckiej i w o wiele większym stopniu polskiej kolaboracji prosowieckiej przez 40 lat istnienia PRL-u. Stąd dzisiaj pochodzą rozliczne schizofrenie polskiego życia publicznego; stąd tak łatwa racjonalizacja nepotyzmu, korupcji i sobiepaństwa u – zdawałoby się – całkiem przyzwoitych i szanowanych osób. Stąd wreszcie tendencja do obchodzenia prawa, różnymi zakosami i objazdami, brak szacunku do litery prawa i traktowanie instytucji państwowych jak prywatnych folwarków. W naszym polskim społeczeństwie nie zagnieździło się przekonanie o trwałości instytucji jako takich i ich fundamentalnym znaczeniu dla porządku prawnego i politycznego, ponieważ porządki te zmieniały się często jak w kalejdoskopie, i to w ciągu życia jednego pokolenia. Trwałe było "to co nasze". Państwo? – rzecz nabyta – raz jest, raz go nie ma, raz jest austriackie, raz polskie, raz sowieckie.


Tymczasem to państwo właśnie daje najskuteczniejszą metodę obrony interesu narodowego. To państwo ze swoim wojskiem, policją, polityką zagraniczną i dobrym urządzeniem życia wewnętrznego pozwala nam chronić interes rodzin przed obcymi najeźdźcami, grabieżcami i oszustami rodzimego chowu. Nikt lepszej metody nie wymyślił, dlatego narody w sposób naturalny do posiadania własnego państwa dążą. Dlatego Kurdowie chcą mieć niepodległość, a Żydzi odbudowali własną po tysiącach lat rozproszenia.
Państwo to rzecz święta – co wielu polskim politykom, którym młodość upłynęła na "działalności antypaństwowej", trudno traktować poważnie. Jest to jedna z mentalnych przyczyn dzisiejszej słabości Polski; tego, że pokolenie całkiem inteligentnych, wykształconych Polaków nie potrafiło odbudować silnego kraju i zadowoliło się "terytorium zależnym".


Jest to również przyczyna, dla której wiele form działań antypaństwowych uchodzi płazem; patrzy się na nie przez palce.
Dlatego rad bym dowiedzieć się od polskich polityków, zwłaszcza tych opozycyjnych, co sądzą o obecnym państwie polskim? Jest rzeczą zupełnie normalną, że ktoś dzisiejszą polską państwowość zaneguje – ale wówczas nie powinien w niej uczestniczyć, a raczej zejść do podziemia. Jeśli ktoś uznaje dzisiejszą państwowość polską za wystarczającą lub możliwą do zreformowania, nie powinien jej podważać quasi-legalnymi metodami, lecz wziąć władzę. I tu znów mamy podział, bo albo ktoś uważa, że polska jest demokracją i takie "wzięcie" odbyć się może normalną drogą, albo sądzi się, że Polską rządzi w sposób autorytarny układ sił, który do takiego przejęcia nie dopuści za Chiny ludowe. Z jednego i drugiego wynikają różne metody walki.


Wygląda na to, że w Polsce można nadal działać politycznie i to działanie może być skuteczne – trzeba tylko zacząć od fundamentów, a nie od pustosłowia – fundamentem zaś są: wpływ na opinię publiczną i uruchomienie polskich pieniędzy w polityce. I tu znów nie trzeba wyważać otwartych drzwi – wiadomo, jak to się robi, jest wiele przykładów nawet w starej Europie. Jedno jest tylko potrzebne, ochota na Polskę i wola zwycięstwa.


Andrzej Kumor
Mississauga

Romney, Żydzi i Polacy

piątek, 03 sierpień 2012 19:31 Opublikowano w Andrzej Kumor

kumorAJednym z "białych słoni", na które niewiele w mediach głównego nurtu zwraca się uwagi, jest kwestia interesów żydowskich w Polsce. 

Można się tylko domyślać, że są rozległe.
Co ciekawe, sprawę pomijają również najprężniejsze środowiska opozycyjne, jak np. środowisko "Gazety Polskiej". Analiz, nie mówiąc już o krytyce polityki Izraela, w publikacjach tego grona nie uświadczysz.

Tymczasem z polskiego punktu widzenia są to zagadnienia ciekawe i istotne. Nie tylko zresztą z polskiego – o czym świadczyć może zainteresowanie wizytą kandydata na prezydent USA, Mitta Romneya, w Izraelu. Romney, który jest wyznania proizraelskiego (jak wszyscy mormoni), stwierdził m.in., że zacofanie gospodarcze terenów palestyńskich "to kwestia kulturowa". Jeśli na taką wypowiedź pozwala sobie niewykształcony amerykański turysta z Cincinati, to można ręce załamać, ale jeśli tak mówi ewentualny prezydent USA, to muszą się włączać dzwonki alarmowe.
Inną rzeczą ciekawą w kontekście stosunków żydowskich jest jednoznaczne wspieranie w publikacjach wspomnianego środowiska prawicowego prezydenta Gruzji Saakaszwilego w tamtejszych wyborach. Owszem, Gruzini wielkiego wyboru nie mają, a kontrkandydat obecnego szefa państwa jest ekscentrycznym miliarderem, pewnikiem powiązanym z służbami postsowieckimi, ale... Nie jest to takie proste.
Czy Saakaszwili jest powiązany z służbami (którego państwa?), czy nie, nie wiadomo, ale wiadomo, że Gruzja pod jego rządami znacznie zacieśniła stosunki z Izraelem, zaś opisywana przez publicystów prawicy z GP agresja rosyjska na Gruzję wywołana została w następstwie ataku Gruzinów na sporne terytorium – enklawę rosyjską. Nawet jeśli jesteśmy murem po czyjejś stronie, warto przytaczać fakty; ich pomijanie zawsze ma skutki przeciwne do zamierzonych.


No bo nie bez znaczenia jest fakt, że lansujemy kandydata, który z kolegami Izraelitami (i ich kuzynami z USA) trzyma sztamę.
Po co Izraelowi Gruzja? – ponoć jako przyczółek do nalotów na Iran, ewentualnie jako lotnisko zapasowe dla samolotów po nalocie...
Chodzi więc o to, że polskim interesom narodowym raz może być z izraelskimi po drodze, a raz nie bardzo, i trzeba potrafić nasze własne interesy odnieść do cudzych. Żeby się nie okazało, że polski rząd (przyszły czy obecny) znów coś tam zrobi za friko w ramach "za naszą i waszą". Cudze interesy muszą być rozpoznane. Tymczasem debata o interesach żydowskich w Polsce praktycznie nie istnieje.
Jedni coś tam emocjonalnie krzyczą przeciw Żydom, inni wstydzą się nawet oczy na Żyda podnieść...
Tymczasem jest o czym rozmawiać i powinno się to robić otwartym tekstem, publicznie, bez zahamowań, a nie pod stołem.
Jednym słowem, rad bym wiedzieć, co Polska ma za dobre stosunki z Izraelem, poznać, ile wynoszą żydowskie inwestycje w Polsce.
Niezadeklarowana nigdzie doktryna bezpieczeństwa Polski realizowana przez część tzw. prawicy polskiej – wedle wszelkich oznak zewnętrznych, polegała na mirażu oparcia się na Izraelu.


Koncepcja idzie tak, że jedynie amerykańskie gwarancje i ewentualne stacjonowanie w Polsce wojsk USA może nas wyrwać z odradzającego się historycznego szczękościsku rosyjsko-niemieckiego.
Druga przesłanka zakłada, że z oczywistych powodów, pomimo licznych animozji i niechęci do Polaków zwłaszcza żydostwa amerykańskiego, wielu Żydów izraelskich ma do Polski sentyment. A przecież – i tu przesłanka trzecia – Żydzi mają przemożny wpływ na kształtowanie polityki zagranicznej (i nie tylko) w USA.


Zatem – że "zamkniemy" sylogizm – skoro zainteresujemy bezpieczeństwem Polski Izrael – damy Żydom co tam w Polsce chcieliby mieć – to oni załatwią nam gwarancje Waszyngtonu, co pozwoli podstemplować zaciskające się szczęki euroazjatyckiego układu.
W podświadomości elit rosyjskich i niemieckich Polska jako niezależny ośrodek polityczny jest całkowicie zbędna – a podświadomość ta ukształtowana została jeszcze w czasach przedrozbiorowych i pokutuje do dzisiaj z krótką przerwą na "bękarta układu wersalskiego".
Tak więc dzisiejsze uwielbienie zdecydowanie proizraelskiego (politycy amerykańscy mogą być jedynie mniej lub bardziej proizraelscy) Romneya to efekt odgrzania przez środowiska, głównie PiS-owe, tejże właśnie koncepcji, popsutej nieco przebywaniem Obamy w Białym Domu.
Może jest to jakieś rozwiązanie, ale ma ono kilka słabych punktów. I o tym właśnie trzeba głośno mówić.
Jednym z nich jest to, że Żydzi są w stanie zabezpieczyć interesy na terenie Polski nie tylko "via Warszawa", ale również "via Berlin" czy Moskwa. Wcale nie jest powiedziane, że w interesie żydowskim leży odrodzenie Polski jako silnego ośrodka politycznego w Europie Środkowo-wschodniej. Owszem, można Polskę wykorzystać do wielu gier i gierek, ale nie po to, by Warszawa miała coś ugrać wobec Rosji czy Niemiec. Tym bardziej, że żydostwo aszkenazyjskie Rosję zna, wywodzi się z niej i ma do niej o wiele mniej pretensji niż do Polski. "Wdzięczności za wyzwolenie" nie wspominając.


A więc polskie strategie geopolityczne są bardzo ograniczone. Mimo to należy o nich mówić głośno i otwarcie, aby polskie dzieci wiedziały, z czym mają do czynienia.
Słoń jest. Stoi. I nie można go ignorować, nawet jeśli nie pasuje do naszej bajki
Andrzej Kumor
Mississauga

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.