Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...Mnie akurat tak wyszło - Rozmowa z Andrzejem Sadeckim właścicielem Coverbridge Park nieopodal Killaloe na Kanadyjskich Kaszubach
Napisał Andrzej KumorGONIEC: Andrzej, spotykamy się po raz kolejny; jesteś już gospodarzem pełną gęba, a pamiętam, jak kilkanaście lat temu była inna sytuacja. Dzisiaj, po tych wszystkich przejściach, powodziach, różnych doświadczeniach życiowych chyba już wrośliście w tę ziemię? Jesteś zadowolony z decyzji, że rzuciłeś wszystko w Toronto, regularną pracę i przeniosłeś się tutaj z rodziną?
Andrzej Sadecki - No na pewno, czasami to trudno się nad tym nie zastanawiać, bo dużo ludzi o to pyta. Mieszkamy już tutaj 11 lat i to jest najdłużej gdziekolwiek mieszkaliśmy na stałe w Kanadzie. Mieszkaliśmy w Toronto w wielu miejscach i przenosiliśmy się z miejsca na miejsce, a tutaj to już tak osiedliśmy. Wydaje się, że to było tak niedawno, a jednak w 2007 roku.
- Dużo pracy?
- Na pewno, jej nie brakuje.
- A jaka tutaj społeczność, jaka jest Polonia w Killaloe?
- Polonię tak naprawdę, ludzi, którzy mówią po polsku, to widuje się w kościele w Wilnie. W sumie, ludzi mieszkających na stałe w naszym wieku z dziećmi nie ma raczej; to znaczy, nasze młodsze dzieci Emilia i Julia nie mają rówieśników w swoim wieku; dzieci, które by - powiedzmy - były dziećmi emigrantów, tak jak my jesteśmy. W okolicy nie znam drugiej takiej rodziny. Oczywiście, są ludzie w naszym wieku i dziewczynki mają koleżanki w klasie, ale to są tutejsi, wielu z nich ma jakieś korzenie polskie.
- A czy sprowadzają się tutaj ludzie z Toronto na emeryturę?
- Tak, i w Wilnie spotyka się dużo takich ludzi. Raz, dwa razy do roku spotykam ludzi, którzy coś kupili i przeprowadzają się właśnie tutaj, w okolicę Berrys Bay, Wilna.
***
W sumie nasz biznes to dwie główne rzeczy, tzw. Trailer Park, gdzie mamy klientów sezonowych; ludzie przyprowadzają swoje przyczepy kempingowe i taką przyczepę parkują na sezon. A druga cześć to właśnie domki kempingowe, jurty, gdzie można przyjechać na weekend. Jeśli chodzi o tę drugą część to mamy dosyć dużo 30% - 40% Polaków z Toronto, z Ottawy. Czasami przyjeżdżają pod namiot, na pewno, ten polski element jest, ale w większości nasi klienci są anglojęzyczni.
- Wyjeżdżacie gdzieś na wakacje?
- Czasami, myślę, że masz na myśli wyjazdy do ciepłych krajów zimą, byliśmy kilka lat temu, ale ostatnio wakacje zawsze nam się jakoś tak kończyły w Polsce; ja mam ciągle mamę w Polsce i moja żona ma ciągle rodziców, tak że jak mamy jakiś czas zimą, czy poza tym naszym sezonem, to latamy do Polski.
- Lubisz to, co robisz odnalazłeś się?
- No tak, oczywiście.
- Dzieci już wyrosły?
- Mamy dwoje starszych, córka jest w Ottawie studiuje a syn jest ciągle z nami, a dwie młodsze, jedna jest w szkole średniej, a druga ciągle w szkole podstawowej.
- Czy lepiej tutaj wychowuje się dzieci, niż w mieście?
- Myślę że ciągle tak, mimo wszystko, ale jest dużo takich rzeczy, których nam brakuje, na przykład, często oglądamy z Toronto dzieci znajomych biorą udział w tańcach, polskich zespołach, a my nie mamy dostępu do takich rzeczy i gdziekolwiek żeby się ruszyć to wszędzie trzeba jechać i w sumie nie ma tego życia polonijnego. Życie towarzyskie też jest tutaj na pewno bardziej ubogie, szczególnie zimą.
- Co tutaj można robić w tej okolicy?
- Na miejscu jest natura, przede wszystkim piękna rzeka, jest jezioro, a więc sporty wodne, wędkowanie.
- Można tutaj wszystko wynająć od was?
- Mamy kilka kanu, kajaków na potrzeby naszych klientów, mamy sprzęt wodny, który można wynająć, ale ludzie też przywożą własne, bo jest dobry dostęp do wody; jest bardzo bezpiecznie, woda jest bardzo spokojna, można powiosłować na jezioro - mamy półtora kilometra do jeziora.
- No cóż, gratulacje! Gratuluję, że kiedyś zdecydowałeś się na coś, co Ci przyniosło satysfakcję.
- Wiesz co, ja nie patrzę pod takim kątem, że mnie się w jakiś specjalny sposób udało, jakoś tak wyszło. Wychodzę z założenia że każdy w życiu robi to, co chce i mnie akurat tak wyszło...
Covered Bridge Park - (613) 757-3368
Mili Państwo, jakże często bywa, iż piękno otaczającego nas świata, satysfakcję ze wspaniałej rodziny i wypracowanego wieloletnią harówką dorobku przyćmiewa i zakłóca dolegliwość, która w taki, czy inny sposób dotyka nas wszystkich…
Od pięciu lat produkuję maści, oleje, żele i kremy na wszelkie dolegliwości skóry, paznokci i włosów, na bazie ziołowych ekstraktów całkowicie naturalnych.
Moja przygoda z ziołami zaczęła się od poszukiwania remedium na łuszczycę, co doprowadziło do znalezienia innowacyjnej metody ekstrakcji z ziół nie tylko dobrze znanych substancji leczniczych, jak na przykład, substancji przeciwzapalnych dezynfekujących, poprawiających krążenie krwi, ale także zawartości komórek macierzystych ziół - skarbnicy wszystkich substancji odżywczych dla skóry powodujących jej odmłodzenie i samoleczenie.
Uzyskałem zdumiewające wręcz rezultaty, potwierdzane przez opinie tych, którzy mieli okazję spróbować wytwarzanych przeze mnie produktów.
W tym czasie rozgorzała dyskusja na temat legalizacji marihuany, która ma właściwości lecznicze z jednej strony, a odurzające, prowadzące do uzależnień, z drugiej.
Osobiście jestem przeciwnikiem takiej dostępności, bo chociaż nie wszyscy palący marihuanę są uzależnieni, to prawie wszyscy narkomani zaczynali od tego typu „miękkich”, łagodnych środków.
Ja, ze swojej strony, wykorzystuję to dobro zawarte w marihuanie, jej właściwości przeciwbólowe w moich maściach i żelach, w połączeniu z właściwościami innego składnika a mianowicie calenduli (nagietka) dają niespotykane rezultaty.
Innowacyjna metoda ekstrakcji, która nie niszczy najcenniejszych składników, wzbogacając substancje czynne kremów w zasoby witamin, aminokwasów i kinetyny z ziołowych komórek macierzystych, dzięki czemu mój najnowszy Body Balm Cannabis występujący również pod nazwą Elma Cannabis posiada właściwości nie tylko przeciwbólowe, ale również lecznicze w olbrzymiej liczbie różnych przypadłości skórnych.
Produkt ten uzyskał już NPN NUMER i jest już dostępny w sprzedaży.
Mili Państwo, jakże często bywa, iż piękno otaczającego nas świata, satysfakcję ze wspaniałej rodziny i wypracowanego wieloletnią harówką dorobku przyćmiewa i zakłóca dolegliwość, która w taki, czy inny sposób dotyka nas wszystkich.
Ból, Ból, który potrafi zarówno dzień jak i noc zamienić w koszmar. Świdrujący, ćmiący, szarpiący, tępy lub ostry, nie dający o sobie zapomnieć, ból do którego nie da się, ot tak po prostu przyzwyczaić. Walczymy z nim chemicznymi środkami powodującymi inne dolegliwości takie jak na przykład zgagi, biegunki, zatwardzenia, zawroty głowy, bezsenność i wiele innych.
Błędne koło z którego nie ma wyjścia???? Mili Państwo, pragnę przedstawić Państwu nowość - maść Elma Cannabis - wyciąg z komórek macierzystych cannabis w połączeniu z dobroczynnym dla wszystkich dolegliwości skórnych wyciągiem z komórek macierzystych nagietka.
W stu procentach naturalna, bez absolutnie żadnych domieszek chemicznych ELMA CANNABIS. Właściwości lecznicze Cannabis to coś, o czym od dawna jest już głośno w świecie. Innowacyjna metoda ekstrakcji substancji odżywczych z komórek macierzystych Cannabis powoduje, iż otrzymujemy coś, co pomoże nam w walce, z bólami - uwaga! - pleców, barków, szyi, głowy, łokci, dłoni, bioder, kolan, stóp; bóli stawów, bóli mięśni, bóli ścięgien, nerwobóli, bóli powierzchownych związanych z urazami, stłuczeniami, skaleczeniami, czy bóli przewlekłych, związanych z artretyzmem czy przewlekłymi stanami zapalnymi.
Mówię o tym z entuzjazmem ponieważ zarówno ja, jak i członkowie mojej rodziny, a także wielu przyjaciół przetestowaliśmy działanie tego produktu na sobie i jest to naprawdę rewelacja! Nasmarowanie bolącego miejsca pomaga usunąć ból na wiele godzin, działanie jest szybkie i nie powiązane z jakimikolwiek efektami ubocznymi.
Elma Cannabis Product dostępny jest już dzisiaj we wszystkich lokalizacjach sklepów Euromax Foods w Brampton, Milton i Mississaudze.
Mili Państwo nasz rodzimy rynek zasypany jest różnego rodzaju, reklamowanymi, jako przysłowiowe cuda na kiju, produktami, które okazują się później być cudami tylko w reklamie. Powoduje to, i słusznie, raczej sceptyczne i podejrzliwe podejście do nich przez potencjalnych nabywców. Dlatego właśnie, w przypadku Elmy Cannabis w sklepach Euromax można za jedyne 5 dolarów nabyć tester, wystarczający na kilka aplikacji. Ci, którzy go kupią i zdecydują się potem na nabycie regularnego opakowania, zwracając zużyte opakowanie testera otrzymają rabat w wysokości 5 dolarów. Tak więc, za bardzo niewielkie pieniądze (a realnie w przypadku decyzji późniejszego nabycia pełnego opakowania, to za darmo) można produktu spróbować, sprawdzając na przysłowiowej własnej skórze czy naprawdę pracuje.Obiecuję będziecie Państwo bardzo pozytywnie zaskoczeni.
Mili Państwo tego naprawdę warto spróbować: Elma Cannabis dostępna we wszystkich lokalizacjach sklepów Euromax Foods w Milton Brampton i Mississauga.
Ból Ból Ból
Ty nie przejmuj się nim wcale
dziś już pokaż jemu palec
EUROMAX ELMACANABIS
I PO BÓLU
Andrzej Witowski
Planując zakup nieruchomości warto wiedzieć jakie będą typowe koszty związane z tym procesem. Podzielę je na koszty jednorazowe i koszty stałe.
KOSZTY JEDNORAZOWE PRZY ZAKUPIE NIERUCHOMOŚCI
Legal Fees - Czyli koszt usługi prawnika odpowiedzialnego za dokończenie transakcji. Zwykle opłata za samo honorarium w typowej transakcji wynosi około $800 do $1100 dolarów (w zależności od kancelarii). Dodatkowo prawnik dolicza cały szereg opłat związanych, na przykład, z rejestracją pożyczki, sprawdzeniem rejestrów w „Land Registry”, listami, które wysyła do różnych miejskich departamentów, kosztami przesyłek kurierskich, itd. Te dodatkowe opłaty zwykle zamykają się w granicach $300-$500. Tak więc należy być przygotowanym na koszt usług prawnika w wysokości około $1,500 plus HST.
Provincial Land Transfer Tax - podatek pobierany przez prowincję Ontario. Podatek ten naliczany jest w zależności od ceny zakupu. Formuła jest dość skomplikowana, ale można powiedzieć, że w przybliżeniu podatek wynosi 1.25% od ceny zakupu (do ceny zakupu $500,000). Prowincyjny LTT od jednego milliona ceny zakupu wynosi $16,475. Kupujący po raz pierwszy są zwolnieni z pierwszych $2,000 należnej opłaty.
Toronto Land Transfer Tax - W Metro Toronto, dodatkowo naliczany jest „Toronto Transfer Tax” podobny podatek z tym, że kupujący po raz pierwszy też mają specjalną ulgę w wysokości $3,725. Torontoński Land Transfer Tax od milliona dolarów wynosi $15,725. Czyli kupujący dom w obrębie Metro Toronto za million dolarów – muszą zapłacić przy zamknięciu podatek w wysokości $32,200 – Ta bardzo dużo i nic dziwnego, że wiele osób wynosi się z Metro z tego powodu!
High Ratio Mortgage Insurance - Jeśli, kupujemy nieruchomość z 20% downpayment lub większym, to nie potrzebne jest specjalne ubezpieczenie pożyczki. Jeśli natomiast mamy mniej niż 20% wpłaty to wymagane jest specjalne ubezpieczenie, bez którego banki, nie podejmą ryzyka udzielenie pożyczki hipotecznej. Jest kilka instytucji, które takie pożyczki ubezpieczają, ale najbardziej znana jest Canada Mortgage & Housing Corportation (CMHC). Warto wiedzieć, że samo ubezpieczenie jest zwykle doliczane do pożyczki hipotecznej, natomiast podatek prowincyjny naliczany na składkach ubezpieczenia musi być zapłacony w chwili “zamykania” transakcji. Jeśli ktoś ma tylko 5% na wpłatę to składka wynosi 4% od pożyczanej sumy! To bardzo wysoko i nic dziwnego, że wielu młodych ludzi wycofało się z kupowania.
Home Inspection - nie jest to wymagana usługa, ale obecnie jest bardzo popularna. Typowa inspekcja kosztuje około $300-$600 plus HST.
Title Insurance - jest nieobowiązkowe, ale moim zdaniem, jest bardzo ważne. Jednorazowy koszt zależy od ceny zakupu i dla nieruchomości około $500,000 - wynosi około $500. To ubezpieczenie jest bardzo przydatne i chroni nas w wielu sytuacjach. Na przykład, gdyby się okazało, że poprzedni właściciele nie zapłacili podatku od nieruchomości i miasto dopomina się go od nowych właścicieli. To ubezpieczenie nas ochroni. Jest bardzo wiele benefitów i bardzo zachęcam, by tutaj nie oszczędzać!
New Condo and New Houses – Kupując nowe condo z planów czy nowy dom z planów należy dodatkowo liczyć się z tak zwanymi „builder closing cost”. To może być nawet spora suma. W tych kosztach developerzy zwykle naliczają tak zwane „levies”, czyli podatek narzucany przez miasto na rozwój infrastruktury, koszty ubezpieczenia TARION (czyli gwarancja na nowe domy), koszty podłączenia wody, prądu itd. Koszt ten może iść w tysiące dolarów i zwykle przy zakupie nowego condo sięga $10,000 i więcej.
KOSZTY STAŁE PRZY UTRZYMANIU NIERUCHOMOŚCI.
Mortgage Payment - czyli spłata pożyczki hipotecznej. Wysokość spłat miesięcznych będzie zależała od wysokości pożyczki, od aktualnego oprocentowania oraz długości spłaty pożyczki (amortyzacji). Typowa amortyzacja to 25 lat. Istnieją specjalne tabele umożliwiające w łatwy sposób obliczenie wysokość spłat. Obrazują one, jaki jest koszt pożyczenia $1000 miesięcznie biorąc pod uwagę różne okresy amortyzacji oraz różne oprocentowania pożyczki. Wiedząc, jakie jest aktualne oprocentowanie za mortgage oraz w ciągu ilu lat chcieliby Państwo spłacić pożyczkę (amortization), należy współczynnik wzięty z tabeli pomnożyć poprzez ilość tysięcy które planują Państwo pożyczyć. Krótsza amortyzacja wpływa znacznie na oszczędności finansowe ale jednocześnie powoduje, że spłaty będą wyższe. Na mojej stronie www.czaplinski.ca jest prosty i znakomity kalkulator do obliczania spłat. Zapraszam do spróbowania jak to działa.
Property Tax - podatek miejski od nieruchomości. Wysokość podatku wyznaczany jest na podstawie tak zwanych asessment rolls, które bazują na aktualnej wartości rynkowej nieruchomości. W rejonie Peel podatek wynosi około 1% wartości rynkowej domu. Poszczególne regiony prowadzą własną politykę podatkową. W zależności od potrzeb budżetu miejskiego podatek może być podnoszony, zwykle o minimalną wartość 2-3% w skali roku. W Mississaudze na przykład, przeciętny podatek miejski dla domów w cenie $450,000-$550,000 może kształtować się od około $4500 do około $5500. Płacenie podatku miejskiego jest tak samo ważne jak spłacanie pożyczki hipotecznej. Nie płacone podatki miejskie mogą doprowadzić do sytuacji, w której miasto będzie próbowało doprowadzić do przymusowej sprzedaży nieruchomości, by odzyskać zaległe podatki. W zależności od miasta, może to zająć nawet do 3 lat w zaległych podatkach. Opłaty za podatek miejski są zwykle podzielone na spłaty kwartalne. Bardzo wygodną form płacenia za podatek miejski jest upoważnienie banku, w którym umieszczony jest mortgage do pobierania z Państwa konta sumy w wysokości 1/12 wartości podatku miejskiego razem z opłatami za pożyczkę. Z podatków miejskich utrzymywane jest „Miasto”, transport, szkoły, biblioteki, policja – praktycznie wszystko co utrzymuje Miasto w ruchu.
Utilities - czyli koszty opłat za wodę, światło, ogrzewanie, itd. Będą one głównie zależały od osobistych przyzwyczajeń i sposobu używania tych elementów. Koszt zużycia wody i światła jest łatwy do kontroli i można mieć na niego duży wpływ. Koszt ogrzewania zależy w dużym stopniu od wielkości domu, odporności cieplnej i konstrukcji ścian, typu okien oraz od systemu ogrzewczego. Jednym z najbardziej efektywnych systemów jest system ogrzewania gazowego, gdzie nośnikiem ciepła jest nadmuchiwane gorące powietrze (forced air). Planując wydatki powinni Państwo liczyć się z kosztem około $300-$400 miesięcznie na pokrycie opłat za ulilities.
Condominium Fee - dotyczy wyłącznie nieruchomości takich jak apartamenty czy townhouses i określane jest również jako maintanance. Są to miesięczne opłaty pokrywające koszty związane z utrzymaniem kompleksu i poszczególnych unitów. Wysokość condominium fee zależy od kompleksu i od tego jakie elementy są w nim zawarte. Logiczne jest, że jeśli zawiera ono koszt ogrzewania, wody i światła, to opłaty będą wyższe. Jeśli condominium fee zawiera tylko management fee, koszt utrzymania czystości w kompleksie, to opłaty będą niższe. Koszt ten może wahać się od $80 do $1000 i więcej. Najczęściej kształtuje się w granicach $170-$600. Condominium fee dotyczy tylko tych form zamieszkania, które są objęte tak zwanym condominium act.
Home Insurance - ubezpieczenie domu jest obowiązkowe tak długo, jak długo będą Państwo mieć pożyczkę hipoteczną, ale nawet i po jej spłaceniu wskazane jest trzymać nadal ubezpieczenie domu od kradzieży, pożaru, odpowiedzialności cywilnej, itd. Koszt ubezpieczenia przeciętnego domu powinien kształtować się w granicach $40-$100 miesięcznie i będzie się różnił w zależności od wielkości domu, zawartości polisy ubezpieczeniowej i wielu innych czynników. W przypadku kondominiów podstawowe ubezpieczenie zawarte jest w maintenance, ale ciągle warto wykupić jest ubezpieczenie od włamania oraz odpowiedzialności cywilnej (content insurance), które nie jest wcale drogie.
Mortgage Insurance - to nic innego niż ubezpieczenie na wypadek śmierci (life insurance). Nie jest one obowiązkowe, ale moim zdaniem, jest ono konieczne, szczególnie jeśli mamy rodzinę, na której nam zależy.
Są różne formy ubezpieczeń i o tym pisałem innym razem, natomiast warto wiedzieć, że oferowane ubezpieczenie przez banki jest zwykle tańsze, ale mniej korzystne dla posiadacza polisy czy jego beneficjentów.
Osoby – stali rezydenci – podróżujący poza Kanadę powinni wiedzieć, co zrobić w sytuacji zagubienia lub kradzieży dokumentu imigracyjnego.
Jeżeli karta stałego rezydenta została zgubiona lub skradziona, należy natychmiast skontaktować się z najbliższą placówką kanadyjską (ambasada, konsulat) i zgłosić stratę dokumentu. Podobnie, jeśli chodzi o kanadyjski paszport.
W sytuacji nieposiadania karty stałego rezydenta (zagubienie, kradzież, wygaśnięcie ważności) można ubiegać się o nową kartę tylko po powrocie na terytorium Kanady. Akceptowane są jedynie wnioski złożone na terenie Kanady. Możemy opuścić teren Kanady po złożeniu wniosku na odnowienie karty, ale nie będzie możliwy powrót bez posiadania odpowiednich dokumentów imigracyjnych, zezwalających na powrót.
A zatem jeśli znajdziemy się w sytuacji nieposiadania ważnej karty rezydenckiej, przebywając poza Kanadą, musimy uzyskać specjalny dokument zezwalający na powrót, czyli tzw. dokument podróży dla stałego rezydenta (Permanent Resident Travel Document - PRTD).
Dokument ten jednorazowo pozwoli bezpiecznie powrócić do Kanady. Należy się także przygotować do testu granicznego, ponieważ niektórzy urzędnicy mogą sprawdzać legalny status osoby w Kanadzie, upewniając się, że przybywający nie stracił prawa do stałego zamieszkania w Kanadzie. Tylko obywatele Kanadyjscy mają możliwość przebywania poza Kanadą bezterminowo. Status stałego rezydenta pozwala stale zamieszkiwać w Kanadzie, ale tylko pod warunkiem, że zostaje przestrzegany określony limit czasu spędzonego poza Kanadą.
Status stałego rezydenta można utracić jeśli opuściło się Kanadę na dłużej, jak 3 lata (są odstępstwa od tej reguły), lub na przykład, jeśli osoba popełniła wykroczenie karne, kwalifikujące na anulowanie stałej rezydencji i deportację. Pobyt stały może zostać także odebrane, jeśli osoba uzyskała statusu imigracyjny na podstawie nieprawdziwych informacji.
Jeżeli złożyliście Państwo podanie o odnowienie karty rezydenckiej, a zmuszeni jesteście opuścić kraj, proszę pamiętać, że nie ma możliwości powrotu posiadając jedynie polski paszport biometryczny i dlatego, że oprócz ważnego paszportu obywateli polskich obowiązuje jeszcze posiadanie elektronicznego zezwolenia na podróżowanie eTA (Electronic Travel Authorization). Stałym rezydentom Kanady, również obywatelom nie przysługuje eTA.
A zatem, jeśli posiadamy stały pobyt lub obywatelstwo nie możemy wystąpić z elektronicznym wnioskiem o eTA.
Prawnie, eTA przysługuje jedynie osobom przylatujących turystycznie, do pracy czasowej, lub na studia. Poniżej informacji rządowy dotyczący uzyskania dokumentu podróży:
Izabela Embalo
licencjonowany doradca
tel. 416-515-2022
www.emigracjakanada.net
I gdy jadąc nuciłem sobie pod nosem te stare szlagiery, moja Krysia przypomniała mi o trochę późniejszym zdarzeniu, które wydarzyło się dokładnie na drodze, którą teraz jechaliśmy, a które jeszcze dziś wywołuje u mnie czasem dreszcz, ale częściej poczucie winy.
Otóż w 1978 roku jechaliśmy właśnie tędy, z tym tylko, że w drugą stronę, a Krysia była w super zaawansowanej ciąży.
Droga była półpieklem, bo roiła się od dziur i wertepów. Żadnego asfaltu! Na długich odcinkach nie było jednego metra płaskiej nawierzchni. Mieliśmy wówczas małego fiacika, który podskakiwał na tych diabelskich wybojach, jęczał w spojeniach i płakał ludzkim głosem.
Wybierając tę drogę nie wiedziałem, że będzie aż tak źle. Najpierw było jeszcze-jeszcze, ale potem zaczął się horror i im dalej tym droga stawała się gorsza.
Wracać, nie wracać , jak jechać - byłem niezdecydowany i niepewny. Postanowiliśmy jechać dalej, ale warunki były tak okropne, że w którymś momencie oboje zaczęliśmy się bać. Ostatecznie to był przedostatni etap ciąży!
Paraliżujący strach ogarnął mnie jak nagły przypływ gorączki!
Co będzie jeśli to, a co jeśli tamto i w ogóle - Matko Przenajświętsza - co ja wyprawiam, na co narażam Żonę i nienarodzone dziecko! Co za głupota kazała mi jechać tą trasą - zresztą co to w ogóle za “trasa” - toż to zdeklarowana dziadownia!
Panika nie jest dobrym doradcą, ale Krysia wyciszyła mnie trochę mówiąc:
-Wysiądę i pójdę spacerkiem wzdłuż drogi... tak będzie bezpieczniej!
I rzeczywiście wysiadła i szła energicznym krokiem po trawie, a ja tuż obok tłukłem się po “drodze” jadąc jak żółw. Cały czas bałem się, że lada moment urwie mi się silnik.
Szliśmy-jechali równo, głowa w głowę, noga w nogę, bo nasze tempa były takie same.
Potem, przez następne czterdzieści lat też szliśmy głowa w głowę i nasze tempa w większości przypadków były takie same lub podobne, ale wtedy - w 1978 - byliśmy na początku wspólnej drogi i wszystko było świeże i nowe.
W dwa i pół miesiąca po tej katorżniczej drodze urodził się nasz pierworodny, który na całe szczęście nie odziedziczył ojcowskiej głupoty, która wtedy na łańcuckiej drodze mogła się dla nas trojga źle skończyć.
Z perspektywy lat widzi się rzeczy bez emocji, napięć i nerwów, ale z drugiej strony zachodzę w głowę jak można było być tak nierozsądnym i nawet teraz o niektórych moich decyzjach i “przygodach” nie mogę myśleć spokojnie.
Jeszcze raz muszę zrobić małą dygresję, ale obiecuję, że nie zgubię wątku i dojedziemy do Łańcuta!
Rzecz w tym, że zapomniałem powiedzieć o czymś ogromnie ważnym, co w dużej mierze regulowało tamtym rytmem pracy, odpoczynku i życia w ogóle. Mówię o kościele. Jasne, że ten wpływ - szczególnie w moich stronach - pozostał i trwa, bo tamte regiony /jak każde “Południe”/ są wyjątkowo zachowawcze - ale z całą pewnością nie jest już taki jak przed kilkudziesięciu czy więcej laty.
Chcę o tym powiedzieć, bo religia przenikała i przenika prawie wszystkie polskie wspomnienia. Szczególnie te moje “podkarpackie”, gdzie liturgiczny rok wyjątkowo silnie oplatał codzienne życie.
Kościelne dzwony przypominały o prymarii wczesnym rankiem, o Aniele Pańskim w południe, o czasie na odpoczynek wieczorem... Życie kołysało się od świąt do świąt! Od wigilijnego opłatka poprzez zapusty, Gromniczną, sypanie głów popiołem, post, Wielkanoc, a potem ustrajanie stacji procesji Bożego Ciała i dalej przez cały korowód świąt maryjnych aż do Wszystkich Świętych, palenia świeczek na grobach, świętego Huberta, Marcina, Andrzeja, Mikołaja i w końcu po adwent żeby znowu wrócić do wigilijnego stołu, choinki, kolęd i pasterki.
Msze święte, procesje, nieszpory, gorzkie żale, drogi krzyżowe, adoracje i tyle innych wspaniałych chwil, dla bardzo wielu były wspaniałym oderwaniem się od kołowrotu codzienności, okazją do wyprostowania zgiętego grzbietu, ubrania czystej koszuli i przyczesania skołtunionej czupryny.
Gdybym się nawet bardzo starał, to nie potrafiłbym opisać tego jak bardzo byliśmy - i w wielu przypadkach - ciągle jeszcze jesteśmy nasiąknięci religijną tradycją. Powinienem może powiedzieć polską tradycją!
Kobiety śpiewały przy domowych pracach godzinki, ludzie powszechnie żegnali się przed posiłkami, zjedzenie mięsa w piątek było nie do pomyślenia, a przed wielkanocną spowiedzią przepraszano się i godzono.
Modlono się o deszcz, o pogodę, o możliwość zwiezienia użątku z pól i w ogóle o wszystko.
Każdy wierzył tak jak umiał i jak czuł - często gęsto niekoniecznie tak jak mu kazano czy od niego wymagano, bo każdy swoją więź z Bogiem rozumiał trochę inaczej.
Ten temat jest niewyczerpany, ale dotykam go w kontekście moich wspomnień i doświadczeń, które zachowałem w pamięci.
Dlatego też opowiem tu w paru słowach historię, która przez pewien czas zelektryzowała opinię mojego miasteczka, a która dobrze ilustruje tamte dawne, powojenne stosunki, a w szczególności wzajemne relacje pomiędzy tak zwanymi “pasterzami i trzódką”.
Otóż, gdzieś w połowie lat pięćdziesiątych, ksiądz proboszcz zamówił dla naszego kościoła nowe dzwony. Nazwano je Maria, Wawrzyniec i Antoni. Na ich zewnętrznych ścianach, czy jak to się fachowo mówi na płaszczach, odlane były ich imiona oraz - co najważniejsze - imiona i nazwiska darczyńców, ofiarodawców i dobrodziei naszej parafii. Dzwony miały bogate ornamenty, lśniły nowością. Zaraz po ich przywiezieniu zawieszono je tymczasowo w obrębie murów kościelnych na ogromnej belce zawieszonej pomiędzy dwoma lipami. Dzwony miały czekać na poświęcenie, a potem na wciągnięcie na wieżę.
Następnego ranka po ich przywiezieniu i zawieszeniu koło kościoła zgroza ogarnęła wszystkich przybyłych na uroczystość poświęcenia!
Nazwiska dobroczyńców i darczyńców odlane na dzwonach zostały brutalnie skute i odrąbane. Potwornie pokiereszowane powierzchnie dzwonów mogły być nieodwracalnym zniszczeniem. Mogły uszkodzić dźwięk dzwonów i odjąć im głos na zawsze. Wiadomą jest przecież rzeczą, że czasami nawet mała rysa na dzwonie może go okaleczyć do tego stopnia, że stanie się nic niewartym złomem.
Ludzka zawiść? Stare porachunki? Złość?
A że to się działo u nas, na Podkarpaciu to znowu nikt nic nie powiedział. I nawet żadnego śledztwo nie podejmowano, bo wiadomo, że w tej społeczności cały czas panowała stara zasada, że “ten kto nie był ten nie wie, a kto był ten nie powie”.
Ksiądz proboszcz popatrzył, pokiwał głową i nic nie powiedział. To był mądry człowiek, który w naszej parafii przepracował pięćdziesiąt lat i znał ludzi i ich serca, ale tego ranka nauczył się czegoś jeszcze i zrozumiał, że chcąc podkreślić zasługi wybranych popełnił niewybaczalny błąd.
Zmówił więc cichą modlitwę, a potem kazał wezwać ludwisarza i ponaprawiać co mogło być do naprawienia.
I dzięki Bogu naprawione dzwony zadzwoniły czystym głosem i myślę, że dzwonią do dzisiaj.
A życie miasteczka wróciło do zwykłego rytmu, w którym wiara, miłość i przebaczenie jakoś dziwnie współgrały z dawnymi urazami, zawiścią i złością.
Drogę przez Łańcut wybraliśmy żeby ominąć Rzeszów i jechać raczej na Sokołów, a potem w kierunku Sandomierza. Zresztą nie tylko to. Chciałem tu przyjechać, bo pomijając wspaniały zamek Potockich, ogromny park i unikalną wozownię - w Łańcucie mieszkała kiedyś przyrodnia siostra mojego dziadzia - słynna ciocia Ela!
Odsunięcie zamku i wozowni na drugi plan nie jest przypadkowe. Dla mnie ciocia Ela była ważniejsza! A może nawet dużo ważniejsza! Zaraz to wyjaśnię.
Z drugiej jednak strony chciałem mojej Krysi pokazać wspaniałe muzeum zamkowe. Byłem tam parę razy. W różnych okresach mojego życia. Do Łańcuta jeździłem z mamą, potem parę razy sam, także z wycieczką ze szkoły podstawowej, z liceum i jeszcze przy paru innych okazjach.
Kompleks zamkowo-parkowy jest faktycznie imponujący, ale osobiście nie lubię muzeów.
W zamku łańcuckim cały czas panuje stary obowiązek zakładania kapci. Te kapcie leżą całymi stosami w przebieralni i każdy kto przychodzi - a mówię tu o setkach zwiedzających - musi znaleźć choć trochę pasujące dla siebie kapcie i dopiero po ich założeniu może wejść „na pokoje”. Szukanie kapci w stosach innych, przepychanie się przez ludzi, a potem zakładanie i paradowanie w nich wydaje mi się jakieś upokarzające. Kapcie są zresztą bardzo nieświeże i widać, że przeszły przez tysiące różnych stóp. Rzadko kiedy udaje się znaleźć parę kapci tego samego numeru i trzeba chodzić w jednym małym, a drugim dużo większym, a to potęguje tylko poczucie niedostosowania do pałacowych wnętrz. Mniejsza z tym, bo rzecz nie jest aż tak ważna.
W każdym razie poszliśmy zwiedzać i szczerze powiem nie rozczarowaliśmy się, jakkolwiek moje wrażenia ze szkolnych wycieczek były bez porównania silniejsze.
Chodziliśmy po parku, zwiedzali powozownię, storczykarnię i oranżerię i „dobrze się nam działo”, ale w głowie cały czas siedziała mi myśl żeby podjechać pod dom cioci Eli. Oczywiście o ile jeszcze istniał.
Z tą ciocią bowiem wiązał się bardzo ważny epizod mojego życia, a mianowicie z moimi kotami.
Impreza 2018 - auto w sam raz. Napęd 4x4 w samochodzie już od 20 tys. dol.
Napisane przez Sobiesław KwaśnickiSubaru to firma kultowa; silniki typu bokser, obniżające środek ciężkości, a co za tym zwiększające przyczepność oraz standardowy, zawsze aktywny napęd na 4 koła sprawiły że jest to marka wyjątkowa.
Liczne grono zwolenników ma również sztandarowy, bardzo dobrze sprzedający się model - impreza.
Impreza na rok 2018 różni się niewiele od modelu 2017, który wówczas był pierwszym budowanym na nowej, globalnej platformie, poprawiającej bezpieczeństwo w czasie wypadku i charakterystykę jazdy.
Impreza jest dostępna w wersjach sedan oraz pięciodrzwiowy hatchback. Auto napędza silnik czterocylindrowy, dwulitrowy współpracując albo z pięciobiegową ręczną skrzynią biegów albo (to już jest opcja) przekładnią CVT Lineartronic, czyli przekładnią bezbiegową, choć z „motylkami” przy kierownicy pozwalającymi symulować manualny tryb siedmiobiegowy.
Standardowe wyposażenie to również elektroniczne wspomaganie przyczepności i oczywiście symetryczny, działające cały czas napęd na 4 koła. Wszystkie modele mają standardowo klimatyzację, cruise control, ledowe światła tylne oraz nowy system infotainment, który pozwala na podłączenie Apple Car Play i Android Auto - czyli pełną synchronizację z telefonem komórkowym.
Samochód ma 152 konie mocy i 135 stopo funtów momentu zamachowego. Subaru podaje, że zużycie paliwa w mieście wynosi 10 litrów na sto, a na highwayu 7,5 l, najtańsza wersja zaczyna się już od 20 000 dol. w przypadku sedana i 20852 dol. w przypadku hatchback.
Jako zwolennik standardowych skrzyń biegów radziłbym Subaru imprezę kupować właśnie z taką skrzynią, bo przyjemność prowadzenia samochodu dobrze trzymającego się drogi z ręczną zmianą biegów i dozowaniem gazu nie da się porównać z automatem, tym bardziej, że impreza nadmiaru mocy nie posiada. Sprzęgło to jest jednak sprzęgło i można się nim posługiwać z dużą wprawą, co w przypadku silnika o mocy 152 KM umożliwia dynamiczną jazdę. Jak już wspomniałem jest to drugi rocznik przeprojektowanej imprezy z 2017 roku dłuższej, szerszej i niżej zawieszonej od poprzedniczki.
Subaru impreza to auto budowane w Stanach Zjednoczonych la Fayette w Indianie. A zatem dostajemy samochód, który jest ekonomiczny, nie pali dużo, nie ma olbrzymiego silnika o niewiadomo jakiej mocy, ale i tak pozwala na przyjemną dynamiczną jazdę z czułą pięciobiegową ręczną skrzynią biegów.
To w zestawieniu z napędem na 4 koła, bardzo dobrymi normami bezpieczeństwa, wspaniałym systemem infotainment naprawdę czyni z tego auta bardzo poważnego konkurenta w klasie subcompact.
Jedynym życzeniem mogłoby być dodanie szóstego biegu w skrzyni ręcznej. Konkurencja, jak Mazda 3, Honda Civic Coupe czy Chevrolet Cruz hatchback sprzedawana jest bowiem z 6-biegowymi skrzyniami ręcznymi. Oczywiście, konkurencja nie ma napędu na 4 koła...
Zapomniałem dodać, że wszystkie wersje imprezy mają standardową kamerę biegu wstecznego i całkiem spore wnętrze.
Tak więc, na kanadyjskie zimy, nasze zaśnieżone drogi, jest to naprawdę świetne auto w świetnej cenie; doskonale trzyma się drogi. Na naszym rynku jest to też najtańszy samochód z napędem na 4 koła. Sprzedawany w 4 wersjach, (zarówno jako sedan, jak i hatchback) najtańszej Convenience, następnie Touring, Sports i Sport-tech. W najwyższej dostaniemy podgrzewaną kierownicę, tapicerkę ze skóry, szyberdach, a także 18-calowe koła z aluminiowymi felgami i wiele elektronicznych udogodnień. (Między innymi system Eye Sight, który pomaga nam utrzymać auto w pasie ruchu, czy też robi to nawet za nas).
O czym donosi
Wasz Sobiesław
Arif Virani startuje ponownie w 2019 roku
Napisane przez Beata MożdżanowskaPoseł federalny Arif Virani z Partii Liberalnej uzyskał ponownie nominację w zamieszkiwanym w dużej mierze przez Polaków okręgu Parkdale-High Park. Virani po raz pierwszy był wybrany do Izby Gmin w wyborach 2015 roku. Pracował jako sekretarz parlamentarny ds wielokulturowości.
Wybory federalne odbędą się w 2019 roku.
Na zdjęciu, z byłym posłem polskiego pochodzenia Jesse Flisem oraz Krystyną Sroczyńską członkiem Rady Dyrektorów KPK oddział Toronto.
http://www.goniec24.com/fotogalerie/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=1302#sigProId6590664c3d
Jeżdżą pod wpływem
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-AugustyniakStatistics Canada opublikowało wyniki ankiety, z której wynika, że 1,4 miliona Kanadyjczyków jechało samochodem prowadzonym przez kogoś, kto dwie godziny wcześniej palił marihuanę. Co więcej jeden na siedmiu kierowców przyznających się do konsumpcji marihuany, potwierdził, że w ciągu ostatnich trzech miesięcy wsiadł za kółko w krótkim czasie (do 2 godzin) po użyciu narkotyku. Mężczyźni podejmują takie ryzyko prawie dwa razy częściej niż kobiety.
4,6 miliona osób, czyli prawie 16 proc. Kanadyjczyków, w wieku powyżej 15 lat powiedziało, że w ostatnim kwartale paliło marihuanę. 82 proc. stwierdziło, że legalizacja marihuany prawdopodobnie nie będzie miała wpływu na ich konsumpcję. Statystyki są podobne do tych sprzed 3 miesięcy.
Powaliła go jednym żądłem
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-Augustyniak43-letni Daniel Koch z Maple Grove, N.B. zmarł po użądleniu przez osę, mimo że zdaniem rodziny nigdy wcześniej nie wykazywał objawów alergii. Koch zaglądał pod stół chcąc zlokalizować gniazdo os, gdy jeden z owadów użądlił go w twarz. Szukał gniazda, ponieważ tydzień wcześniej osy użądliły jego matkę. Ojciec mężczyzny mówi, że Daniel w ciągu kilku minut stracił przytomność. Rodzina hoduje pszczoły, więc ma w domu EpiPeny, ale reakcja nastąpiła zbyt szybko. Ojciec wstrzyknął synowi epinefrynę i podjął próbę reanimacji, ale Koch zmarł w drodze do szpitala. Śledczy orzekł, że nastąpiła bardzo silna reakcja alergiczna, która doprowadziła do zamknięcia dróg oddechowych.
Specjaliści zajmujący się alergiami mówią, że śmierć z powodu reakcji alergicznej bez jakichkolwiek wcześniejszych objawów uczulenia należy do rzadkości, ale takie przypadki się zdarzają. Uczulenie może wystąpić na każdym etapie życia i według Canadian Society of Allergy and Clinical Immunology może pojawić się u około 1 proc. populacji. Ryzyko śmierci jest największe u osób po 40 roku życia, które mogą przyjmować leki nasercowe lub u których występuje zwężenie naczyń wieńcowych.