W związku z polityką imigracyjną Stanów Zjednoczonych kilka kanadyjskich miast nadało sobie status sanktuariów dla nielegalnych imigrantów. Budzi to jednak szereg pytań dotyczących współpracy władz miast ze służbami policyjnymi i urzędami federalnymi zajmującymi się imigracją. Normalnie jest przyjęte, że policja miejska dzieli się informacjami ze służbami granicznymi. Oznacza to, że zatrzymanie kogoś w związku ze złamaniem przepisów ruchu drogowego może zakończyć się deportacją. Problemy może mieć też osoba, która była świadkiem lub ofiara przestępstwa.
W poniedziałek radni Montrealu jednogłośnie zdecydowali, że imigranci bez prawnego statusu będą mogli korzystać z usług socjalnych oferowanych przez miasto (prawo do lokali socjalnych, korzystania z bibliotek czy banków żywności) bez obawy przed deportacją. London, Ont., przyjęło podobną uchwałę w zeszłym miesiącu, kilka dni po wprowadzeniu przez prezydenta Trumpa zakazu wjazdu do USA dla obywateli określonych państw. W ślady tych dwóch miast mogą niedługo pójść Regina, Saskatoon i Winnipeg. Komisja miejska w Ottawie w przyszłym miesiącu rozpocznie konsultacje w tej sprawie.
Pierwszym miastem w Kanadzie, które uznało się za sanktuarium dla imigrantów, było Toronto. Rada miasta przyjęła odpowiednią uchwałę w 2013 roku. Niedawno w styczniu radni potwierdzili, że chcą pomagać nielegalnym imigrantom. Również od 2013 roku status sanktuarium ma Hamilton, a od 2016 – Vancouver. Policjanci w Toronto są szkoleni, by nie pytać świadków czy ofiar przestępstw o ich status imigracyjny.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!