Członkowie kanadyjskiej armii biorą udział w operacji odbicia Mosulu, bastionu Państwa Islamskiego. Miasto jest okupowane przez dżihadystów od czerwca 2014 roku, obecnie pozostaje w nim 4000-8000 bojowników islamskich. To jak niebezpieczna okaże się misja Kanadyjczyków, zależy od dwóch czynników: od tego, czy żołnierze, którym doradzają, zostaną skierowani do walk oraz czy Ottawa zgodzi się na wejście kanadyjskich żołnierzy do Mosulu.
Kurdyjskich bojowników peshmerga szkoli do 210 Kanadyjczyków. Współpracują z irackim wojskiem rządowym, bojownikami sunnickimi i Shia. Premier Trudeau, który podczas kampanii wyborczej mówił o wycofaniu wojsk z Iraku, twierdzi, że zadania naszych żołnierzy nie polegają na zaangażowaniu w walkę – mimo że Kanadyjczycy prowadzą bojowników walczących niekiedy na pierwszej linii ognia. Obecnie kanadyjscy doradcy militarni są dowódcami kurdyjskimi w okolicy Erbil, stolicy irackiego Kurdystanu, 85 km od Mosulu. W zeszłym tygodniu nasi generałowie mówili, że sytuacja robi się coraz bardziej niebezpieczna, bo doradzanie Kurdom odbywa się na polu walki, a nie gdzieś z dala od konfliktu.
Kanadyjskie samoloty szpiegowskie CP-140 Aurora mają być użyte przez koalicję do wyznaczenia celów bombardowań. Wykorzystywany jest też nasz samolot-cysterna Polaris. W pobliżu, ale nie w bezpośrednim sąsiedztwie linii ognia, działa też szpital polowy, w którym pracuje 60 Kanadyjczyków. Minister obrony Harjit Sajjan nie chce podawać szczegółów kanadyjskiej misji zasłaniając się bezpieczeństwem operacji.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!