Panowie życia, panowie śmierci
Toronto Lekarze ze szpitala Mount Sinai odmówili kobiecie, która była w ciąży z bliźniakami, dokonania aborcji jednego dziecka. Pacjentka z Ottawy po zapłodnieniu in vitro usłyszała od swojego lekarza, że ciąża bliźniacza w jej wieku ośmiokrotnie zwiększa ryzyko poronienia. W takiej sytuacji straciłaby dwoje dzieci. Została skierowana do Mount Sinai na „selektywną redukcję”.
Szpital odmówił wykonania usługi, tłumacząc, że dokonuje „redukcji” tylko w przypadkach co najmniej trojaczków, chyba że jedno z bliźniąt ma jakąś wadę. Kobiecie powiedziano, że takie usługi wykonuje się w USA (bez podania żadnych konkretów). Potem szpital dodał, że sumienia lekarzy nie pozwalają im zabić jednego z dwojga zdrowych dzieci. 45-letnia kobieta mówi, że poczuła się osądzona, odpowiedź szpitala była, jej zdaniem, pozbawiona szacunku i nieprzemyślana. Zwróciła się z prośbą o pomoc do Amira Attarana, profesora z University of Ottawa zajmującego się sprawami związanymi ze zdrowiem i opieką medyczną. Złożyła skargę do ontaryjskiego Trybunału Praw Człowieka. Uważała, że padła ofiarą dyskryminacji ze względu na płeć i status rodzinny.
Wtedy Mount Sinai skierował ją do torontońskiego Sunnybrook Health Sciences Centre. Tamtejszy lekarz dokonał „redukcji ciąży” bez sprzeciwu.
Członek Trybunału Prac Człowieka Brian Cook wydał decyzję w sprawie pod koniec lipca. Stwierdził, że działania szpitala były oparte na ocenie lekarskiej i w świetle prowincyjnego kodeksu praw człowieka nie miały nic wspólnego z dyskryminacją. Cook zauważył, że szpital mógłby w tym wypadku uwzględnić prośbę o pełną aborcję.
Kobiecie decyzja się nie spodobała i skierowała sprawę do ponownego rozpatrzenia.
Okazuje się jednak, że szpital w międzyczasie zmienił swoje wytyczne. Dopisano, że „selektywna redukcja” jest praktyką skomplikowaną z etycznego punktu widzenia i budzi wiele kontrowersji, ale należy przede wszystkim uznawać autonomiczną decyzję pacjentki. Jeśli lekarz z przyczyn moralnych nie chce zabić jednego ze zdrowych dzieci, powinien skierować kobietę do innego.
Pacjentka z Ottawy poprosiła o zamieszczenie nowych wytycznych na stronie internetowej szpitala lub ogłoszenie ich w innej formie. Jej prawnik mówi, że prawnicy szpitala wytłumaczyli, że Mount Sinai nie chce być znany jako szpital, w którym dokonuje się aborcji. Kobieta z kolei odrzuciła ofertę ugody i przyjęcia 55 000 dol. zadośćuczynienia.
Rodzice zabierają dzieci ze szkół
Toronto 12-letnia Manahil Arshad Khalil, jej 10-letnia siostra i 7-letni brat uczą się w domu. Codziennie Manahil uczy się przez 6 godzin i ma 45 minut przerwy. Jej nauczycielka mieszka w Pakistanie, rozmawiają przez Skype’a.
Do zeszłego roku rodzeństwo chodziło do szkoły publicznej Thorncliffe Park, teraz są wśród 2000 uczniów na stałe wypisanych ze szkoły publicznej. Rodzice zrezygnowali z posyłania ich do szkoły po wprowadzeniu nowego programu edukacji seksualnej.
Ojciec rodzeństwa Arshad Khan uważa, że nowy program jest niedostosowany do wieku. W Pakistanie skończył studia pedagogiczne, więc edukacja dzieci jest dla niego szczególnie ważna. Po zabraniu dzieci ze szkoły publicznej mógł posłać je do prywatnej szkoły islamskiej, ale mówi, że tam jest niski poziom. W tej sytuacji woli zatrudniać dwoje nauczycieli przez Skype’a.
W prywatnych szkołach religijnych w Ontario trafiają się bardzo dobrzy nauczyciele, ale małe szkoły islamskie często zatrudniają osoby niewykwalifikowane. Kilka powstało na początku tego roku, ponieważ pojawiło się zapotrzebowanie. Noor-ud-Din Ghauri, dyrektor Ummati Elementary School w Oshawie, mówi, że zatrudnianie nauczyciela z kwalifikacjami to ekstrawagancja. Koszt nauki w jego szkole wynosi od 50 do 150 dol. miesięcznie.
W Ontario nauczanie domowe i szkoły prywatne na poziomie podstawowym są praktycznie nienadzorowane. Nie muszą realizować zatwierdzonego programu. Liczy się tylko, żeby miały dyrektora, sprawdzały obecność i jakieś standardy sprawdzania wiedzy. Rodzice, którzy chcą uczyć dziecko w domu, muszą jedynie powiadomić prowincję. Upłynie kilka lat, zanim Ontario odczuje skutki zabierania dzieci ze szkół publicznych.
Toronto District School Board już wcześniej tracił uczniów. Jednak to, co wydarzyło się w tym roku, nie pasuje do wcześniejszego trendu. Kuratorium co roku na podstawie danych demograficznych i imigracyjnych z dokładnością do 1 proc. (czyli 1700 osób) prognozuje, ilu uczniów będzie chodzić do szkół w nadchodzącym roku szkolnym. Według prognoz, w obecnym roku szkolnym liczba uczniów miała wzrosnąć o 300, tymczasem spadła o 2083 (była o 2373 niższa niż przewidywana), czyli o 1,4 proc. Na terenie TDSB najwięcej uczniów straciły szkoły, które znalazły się w centrum protestów. Thorncliffe Park straciła dwie pełne klasy 1.
W regionie Peel jesienią 2015 roku liczba uczniów zmniejszyła się o 728 (prognozowano wzrost o 900). Udało się jednak zwerbować jeszcze 1000.
Manahil Arshad Khalil mówi, że chciałaby wrócić do szkoły publicznej w 9. klasie. Przyznaje, że więcej zapamiętuje podczas domowych lekcji, ale brakuje jej zabaw z koleżankami, przerw i sportu. Lubiła też lekcje francuskiego, których teraz nie ma. Ale rozumie, dlaczego rodzice przestali posyłać ją do szkoły. Jej mama Makka Haram rozmawia z dziećmi o dojrzewaniu, gdy mają 10 lat. Rozmowy o współżyciu następują później.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!