farolwebad1

A+ A A-

Przegląd tygodnia, piątek 29 maja 2015

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Transseksualni uczniowie w katolickich szkołach

Edmonton

Jakiś czas temu głośno było o przypadku siedmioletniego chłopca, który chciał uczęszczać do szkoły (katolickiej) jako dziewczynka. W końcu kuratorium zgodziło się, by chłopiec nosił dziewczęce ubrania i korzystał z łazienki dla dziewcząt. Jednak matka chłopca, która wniosła skargę do komisji praw człowieka w Albercie, nie zamierza się wycofać. Nie satysfakcjonuje jej ogólna odpowiedź kuratorium i uważa, że szkoły katolickie powinny przedstawić odpowiednie wytyczne postępowania w przypadkach uczniów transseksualnych. Kuratorium stwierdziło, że rozwiązało sprawę najlepiej jak mogło w danej szkole i będzie się konsultować z archidiecezją, specjalistami z zakresu medycyny i edukacji oraz z rodzicami.

Matka mówi, że jej dziecko uznało się za dziewczynkę w wieku 18 miesięcy. Niedawno jeszcze mówiło, że ma serce dziewczynki, mózg dziewczynki, ale jest uwięzione w ciele chłopca. Psychiatra zdiagnozował u niego zaburzenia identyfikacji płciowej.

Zdania członków kuratorium są podzielone. Patricia Grell twierdzi, że należy zrobić wszystko, by dziecko czuło się akceptowane. Dodaje, że kuratorium nie powinno zachować się jak faryzeusze, ale raczej jak Jezus, który przypominał, by nie osądzać. Dla niej chodzi o otwarcie na osoby marginalizowane. Zaznacza jednak, że nie oznacza to, iż kuratorium potępia transseksualizm.

Archidiecezja Edmonton nie wypowiada się. Podobno wpłynęły skargi od rodziców, którzy nie chcieli, by ich dzieci korzystały z łazienek razem z dziećmi transseksualnymi. Inni, których dzieci chodzą do tej samej klasy co transseksualny chłopiec, mówią, że dzieciom to nie przeszkadza.

Podobny przypadek miał miejsce w Vancouverze. Wówczas prowincyjny Trybunał Praw Człowieka orzekł, że szkoła ma zapłacić odszkodowanie oraz opracować indywidualne wytyczne postępowania w przypadku uczniów transseksualnych wymagające konsultacji z rodzicami, księżmi, personelem szkoły i innymi ekspertami. Do tego w razie potrzeby mają być budowane neutralne łazienki.

Transseksualni uczniowie powinni nosić ubrania neutralne płciowo. Rzecznik prasowy archidiecezji stwierdził, że system akceptuje uczniów transseksualnych, co jednak nie oznacza akceptacji transseksualizmu. Dodał, że od zeszłego roku tylko jeden uczeń chciał być traktowany jako osoba transseksualna. Na to jednak nie wyrazili zgody jego rodzice.

 

 

Dzieci mają pomysły

Vancouver

Dwoje uczniów z Vancouveru otrzymało dwie z trzech głównych nagród w tegorocznym Intel International Science and Engineering Fair. W konkursie wzięło udział 1700 młodych naukowców z całego świata.

16-letnia Nicole Sabina Ticea opracowała tani i łatwy w użyciu tester na HIV. Urządzenie wykorzystuje jednorazowe wkłady, których produkcja kosztuje mniej niż 5 dolarów za sztukę. Do badania potrzeba tylko jednej kropli krwi. Dostała nagrodę w wysokości 50 000 dol.

Raymond Wang, 17 l., na rozwój swojej innowacji otrzymał 75 000 dol. Epidemia gorączki krwotocznej Ebola zainspirowała go do stworzenia systemu kierującego krążeniem powietrza w kabinie pasażerskiej samolotu. Przeczytał, że na pokładzie Boeinga 737 jedna chora osoba mogłaby zarazić 17 innych. Przygotował 32 symulacje, w których pokazał, jak krąży powietrze w kabinie boeinga i jak wobec tego przemieszczają się wirusy. Wymyślił, jak zmienić przepływ, aby zwiększyć dostęp świeżego powietrza o 190 proc., a przy tym zmniejszyć stężenie czynników patogennych 55 razy (w porównaniu z klasycznymi modelami krążenia powietrza). Opracował urządzenie, które będzie tworzyło jakby kurtyny świeżego powietrza.

 

 

Pan Bóg musi płakać nad Corenem

Muenster, Sask.

"The Prairie Messenger", uznawany za oficjalną katolicką gazetę zachodniej Kanady, broni zeszłotygodniowej publikacji artykułu, którego autor Michael Coren (były katolik) opowiada się za prawem do aborcji w przypadkach, gdy dziecko zostało poczęte podczas gwałtu.

Coren odszedł od Kościoła katolickiego i przeszedł do anglikańskiego. Powodem było nauczanie o homoseksualizmie. Przez lata był jednym z czołowych propagatorów ruchu pro-life, często za pieniądze przemawiał podczas różnych wydarzeń. Mówił o sobie, że jest dziennikarzem dla życia. Teraz po raz pierwszy publicznie zmienił zdanie w sprawie aborcji.

Coren pisze o 10-letniej dziewczynce z Paragwaju, która została zgwałcona i zaszła w ciążę. Otwarcie stwierdza, że powinna mieć prawo do aborcji. Uważa, że to niesprawiedliwe, by przerażona dziewczynka była zmuszana przez rząd do wydania na świat dziecka swojego gwałciciela. Bóg musi płakać, pisze Coren.

Jego zdaniem, uznanie aborcji za przestępstwo otwiera drogę do dyskryminacji i w dalszym rozumowaniu do narzucania określonej nauki czy wiary. W świetle nauki Kościoła katolickiego każde życie jest święte. Poczęcie w następstwie gwałtu nie stanowi żadnego wyjątku.

"Praire Messenger" pisze, że "żyjemy w zróżnicowanym społeczeństwie, w którym ludzie są poddawani codziennym wyzwaniom i nie zawsze wszystko jest czarne lub białe". Rzecznik prasowy gazety odpowiada, że wiele można się nauczyć, słuchając głosów drugiej strony. Nie można tylko powtarzać twierdzeń z katechizmu. A czytelnicy są dorosłymi myślącymi osobami, potrafią więc odnieść się do innego punktu widzenia i nie przyjmować bez zastanowienia tego, co przeczytali.

Redakcja widzi aborcję jako zjawisko złożone i przedstawia różne aspekty ochrony życia. Pismo jest wydawane przez zakon benedyktynów St. Peter's Abbey w Muenster. Gazetę polecają archidiecezje Saint Boniface, Reginy i diecezja Saskatoon.

Dolores Castellanos, lekarka, która sprawuje pieczę nad zgwałconą dziewczynką, mówi, że ciąża rozwija się prawidłowo i nie ma zagrożenia ani dla matki, ani dla dziecka.

Międzynarodowe lobby aborcyjne wykorzystuje jednak przypadek do swojej polityki. Naciska na rząd Paragwaju, by zmienił konstytucję, która obecnie chroni życie od momentu poczęcia.

 

 

Domy drenują portfele

Montreal

Louise Edgerton, jej partner John Camus i ich 10-letnia córka są jedną z wielu rodzin, która żyje w pięknym domu, ale liczy się z każdym groszem. Spłata kredytu pochłania jakieś 43 proc. rocznego dochodu. Edgerton i Camus drżą na myśl o nieprzewidzianych wydatkach. Gdy zapłacą raty i rachunki, wystarcza na jedzenie. Mieszkają w Lachute, Que., godzinę drogi od Montrealu. Wzięli 418 000 dol. kredytu.

Edgerton czuje, że w czasach rekordowo wysokich cen nieruchomości i superniskiego oprocentowania kredytów wiele par tonie w długach i nie widzi światła w tunelu. Nikt jednak o tym nie mówi, nawet w rodzinach. Ludzie jakoś żyją, ale problem może pojawić się np. w momencie utraty pracy czy podwyższenia oprocentowania kredytu. Edgerton i Camus są tego przykładem – tydzień po podpisaniu umowy o budowie domu Camus stracił posadę, a potem, dzień przed wprowadzeniem się, wykonawca robót przedstawił dodatkowy rachunek na 27 000 dol. Para musiała wówczas skorzystać z linii kredytowej.

Doradcy kredytowi zwracają uwagę, że gdy zmieni się sytuacja ekonomiczna, tego rodzaju rodziny będą zmuszone do sprzedaży domów. Zobaczymy wtedy wzrost podaży na rynku nieruchomości.

Według Statistics Canada w czwartym kwartale 2014 roku poziom zadłużenia do dochodu osiągnął rekordowy poziom 163 proc.

 

 

Obligacje mogą nam dać popalić

Londyn

Od dawna za pewny sposób oszczędzania uznawana była inwestycja w obligacje. Tymczasem londyński "Financial Times" opublikował artykuł, którego autorzy prognozują załamanie na rynku obligacji, które potencjalnie zachwieje gospodarką światową. Mówią, że już dawno nie było widać takiego napięcia. W świecie finansowym o obligacjach mówi się, że to inwestycja z pewnym zyskiem. Nie ma jednak na świecie takiej inwestycji, która byłaby pozbawiona ryzyka. Jest kilka czynników, na których analitycy opierają pesymistyczne prognozy.

Jednym z nich jest wielkość rynku obligacji. Bank Rozrachunków Międzynarodowych ocenia, że światowe zadłużenie związane z obligacjami sięga stu bilionów dolarów (obligacje są papierami wartościowymi potwierdzającymi udzielenie pożyczki, są to tzw. dłużne instrumenty finansowe). Poza tym wbrew pozorom rynek obligacji jest dość wrażliwy. Należy zauważyć, że wartość obligacji rośnie, gdy maleją stopy procentowe. Przez wiele lat, gdy stopy procentowe szły w dół, kupowanie obligacji wydawało się dobrą inwestycją. Sytuacja może się odwrócić, gdy stopy procentowe zaczną rosnąć. Wtedy miliony posiadaczy obligacji zaczną liczyć straty. A największymi posiadaczami obligacji są rządy. Gdy przestaną je kupować, podaż znacznie przewyższy popyt.

 

 

Blair France z Calgary zorganizowała w sobotę grilla dla lokalnej społeczności, chcąc w ten sposób przeciwstawić się dyskryminacji rasowej, z którą spotkała się jej rodzina. Rodzina jest biała, a mieszka w okolicy zamieszkanej głównie przez ciemnoskórych, w dzielnicy Calgary, gdzie mieszkania są tanie i wiele jest lokali socjalnych. Wprowadzili się tu w listopadzie. France mówi, że jej córki – 7- i 12-letnia – były wyzywane. Ciemnoskórzy koledzy nazywali je "marshmallows", "white crackers", dzieci krzyczały przed ich domem i rzucały kamieniami. France ma się spotkać z Calgary Housing. Póki co na grilla przyszły dziesiątki dzieci. Imprezę obserwowała policja.

•••

W Big Island Lake Cree Nation niedaleko North Battleford, Sask. rodzi się nadzwyczaj dużo bliźniaków. Uczniowie 8 klasy tamtejszej szkoły mieli przygotować projekt pokazujący, co w ich rezerwacie jest najbardziej niezwykłe. Prace nadzorowała nauczycielka Elizabeth Heathen, która sama ma identyczną siostrę. Jej siostra bliźniaczka urodziła bliźnięta, tak samo córka siostry. Jeden z jej braci ma bliźnięta i dwie pary wnuków-bliźniąt. Drugi także ma bliźnięta. Wychodzi 7 par bliźniąt w trzech pokoleniach. Uczniowie sięgnęli do danych statystycznych. Okazało się, że jeszcze przed 1913 rokiem miały miejsce 34 porody bliźniacze. W latach 90. rozpoczęły się doroczne tańce z udziałem bliźniąt. Gdy imprezy się zaczęły, w tańcu brało udział 12 par bliźniąt. W ciągu ostatnich 18 lat przybyło ich 22.

•••

W Nanaimo, B.C. na Island Highway w ostatni piątek w godzinach porannego szczytu doszło do karambolu, ponieważ jeden z kierowców chciał pozwolić wiewiórce przejść przez ulicę. Gwałtownie wcisnął hamulec. W samochód 53-latka wjechała ciężarówka z jedzeniem i dwa pick-upy. Jeden z samochodów musiał być odholowany. Nikt nie odniósł obrażeń. Autostrada musiała być na jakiś czas zamknięta.

•••

Canada Mortgage and Housing Corp. prognozuje, że w tym i w przyszłym roku będzie wolniej przybywać nowych domów na rynku. Przyczyną takiego stanu rzeczy są przede wszystkim niskie ceny ropy i utrzymanie stóp procentowych na niskim poziomie. Rynek nieruchomości staje się niepewny. Agencja przewiduje, że w tym roku na rynek trafi od 166 540 do 188 580 nowych domów, a w 2016 – od 162 840 do 190 930. Według wcześniejszej prognozy, opublikowanej w pierwszym kwartale tego roku, analitycy spodziewali się od 154 000 do 201 000 nowych nieruchomości w 2015 i od 148 000 do 203 000 w 2016 roku. Jeśli chodzi o sprzedaż w ramach MLS, to liczba dostępnych domów i mieszkań w tym roku ma sięgnąć od 437 100 do 494 500, a średnia cena wyniesie od 402 139 do 439 589 dol. W 2016 roku właścicieli ma zmienić od 424 500 do 491 300 domów za średnią cenę od 398 191 do 457 200 dol.

•••

12-letni chłopiec został przypadkowo postrzelony w nogę. Trafił do szpitala. W niedzielę około 2 po południu dziecko czekało na autobus przy Wilmont Dr., niedaleko budynków mieszkalnych przy 25 San Romanoway. Po zajściu policja przez kilka godzin szukała dowodów i rozmawiała z mieszkańcami osiedla. Funkcjonariusze przesłuchiwali też chłopca. Nie trafili jednak na żaden konkretny trop. Niektórzy świadkowie twierdzili, że słyszeli odgłosy strzelaniny i pisk opon odjeżdżającego samochodu. Część osób bała się rozmawiać z policją. Jedna z mieszkanek osiedla powiedziała, że w tej okolicy nikt już nie zwraca uwagi na strzały. Podobne wypadki nie są bowiem rzadkością.

 

 

Radni Ottawy chcą schować nasz pomnik

Ottawa

W środę radni z Ottawy zagłosowali za wnioskiem o przeniesienie pomnika Ofiar Komunizmu w inne miejsce. Miasto wystosuje teraz formalną prośbę do rządu federalnego, by monument stanął gdzie indziej. Był planowany na reprezentacyjnej działce między Sądem Najwyższym a budynkiem biblioteki i archiwów, przy Wellington Street. 18 radnych głosowało za zmianą, 6 opowiedziało się przeciw. Według wizji miasta, działka powinna być raczej przeznaczona pod budowę sądu federalnego. Burmistrz Jim Watson stwierdził, że miasto ma pełne prawo do interwencji, jako że wcześniej zabrakło konsultacji. Chodzi o szanowanie planów miasta, które powstawały zgodnie z krajowymi założeniami. Co istotne, mowa jest o lokalizacji przy głównej ulicy Ottawy.

Wśród radnych słychać było też inne głosy. Allan Hubley uzasadniał, że akurat ta sprawa nie leży w gestii miasta, jako że działka jest własnością federalną i zarządza nią National Capital Commission.

Sprawa pomnika Ofiar Komunizmu od początku miała zwolenników i przeciwników. Zastrzeżenia co do lokalizacji zgłaszał Royal Architecture Institute of Canada. Również w środę, już po głosowaniu w ratuszu, kwestia pomnika została poruszona podczas sesji pytań w Izbie Gmin. Poseł NDP Paul Dewar wezwał rząd do zmiany decyzji. Powiedział, że demokracja opiera się na konsultacjach. Zapytał, czy ministrowie zachowają się honorowo i jednak posłuchają tego, co mają do powiedzenia wybrani przez naród reprezentanci. Minister dziedzictwa narodowego Shelly Glover w odpowiedzi stwierdziła, że lokalizacja nie jest sprawą miasta, a pomnik powinien powstać tam, gdzie pierwotnie postanowiono. Pierre Poilievre, minister odpowiedzialny za National Capital Commission, powiedział później, że działka jest jak najbardziej odpowiednia i powinien się na niej znaleźć pomnik, a nie budynek proponowany przez miasto, który rządowi nie jest potrzebny.

Ludwik Klimkowski, przewodniczący Tribute to Liberty, grupy zajmującej się budową pomnika, stwierdził, że jest rozczarowany postawą nie tylko miasta, ale też innych ważnych osób, które nie od dziś wiedzą, gdzie ma stanąć monument. Jego zdaniem, wybrane miejsce ma znaczenie symboliczne.

 

 

Idą zmiany w systemie emerytalnym

Ottawa

Minister finansów Joe Olivier ogłosił we wtorek w Izbie Gmin, że rząd jest gotowy do rozpoczęcia konsultacji w sprawie rozszerzenia planów emerytalnych. Chodzi o to, by Kanadyjczycy mogli dobrowolnie płacić wyższe składki na Canada Pension Plan. Minister dodał, że będzie to kolejna opcja oszczędzania wprowadzona przez konserwatystów – po wcześniejszych zmianach w systemie emerytalnym i zwiększeniu możliwości gromadzenia pieniędzy na nieopodatkowanych kontach oszczędnościowych. Na koniec stwierdził, że kanadyjski system emerytalny należy do najlepszych na świecie.

Póki co o nowych planach nie wiadomo nic konkretnego – ani na jakich zasadach miałyby funkcjonować, ani jakie byłyby ich ograniczenia. Olivier przypominał stanowisko rządu w sprawie podnoszenia podstawowych składek.

Otóż jego zdaniem, takie posunięcie, "porównywalne z nałożeniem dodatkowego podatku na pracowników i pracodawców, byłoby zabójcze dla rynku pracy i destabilizujące dla gospodarki". Zaznaczył, że w tym kierunku idą liberałowie i NDP.

Pracownicy i pracodawcy muszą płacić roczne składki w wysokości do 2480 dolarów rocznie. W tym roku maksymalne wypłaty z CPP wynoszą 12 780 dol.

 

 

Mówi się trudno...

Quebec City

Audytor generalny Quebecu Guylaine Leclerc skrytykowała Hydro-Quebec za sprzedaż nieużywanego wyposażenia elektrowni atomowych na złom. Sprzęt był kupiony w 2011 roku za 79 milionów dolarów. Teraz trafił na złom za 75 000. Zdaniem pani audytor, przedsiębiorstwo energetyczne źle oceniło wartość rynkową sprzętu i nie ogłosiło oficjalnego przetargu otwartego. Zamiast tego odbył się przetarg ograniczony, tak by sprzedać wyposażenie elektrowni jako złom. Firmy, które zaproszono do składania ofert, wyznaczono, nie bacząc na kryteria i procedury. Leclerc stwierdziła, że trudno było jej ocenić słuszność decyzji Hydro-Quebec, jako że widać braki w dokumentacji.

Sprzęt był zamówiony do reaktora Gentilly-2, znajdującego się na południowym brzegu Rzeki Św. Wawrzyńca w Becancour, Que., 100 km na północny wschód od Montrealu. Kupiono go rok przed tym, jak rząd Parti Quebecois zdecydował o zamknięciu elektrowni. Elektrownia oświadczyła, że podjęła starania, by go sprzedać, ale był projektowany do konkretnego zastosowania i nie znalazł nabywców. Minister energetyki Pierre Arcand stanął po stronie Hydro-Quebec.

 

 

Granica otwarta dla przestępców

Toronto

Każdego miesiąca miliony osób przekraczają kanadyjską granicę. Okazuje się, że dane większości z nich nie są dokładnie sprawdzane w policyjnej bazie. Kontrola podróżnych trwa zwykle około minuty i jest prowadzona przez strażników, którzy nie mają dostępu do bazy Canadian Police Information Centre (CPIC). Baza zawiera m.in. informacje o osobach notowanych czy tych, wobec których wystawiono nakaz aresztowania. Zadziwiający jest fakt, że z kanadyjskiej bazy powszechnie korzystają amerykańscy strażnicy graniczni.

Przewodniczący Customs and Immigration Union Jean-Pierre Fortin mówi, że nasi strażnicy mogą korzystać z bazy, ale nie rutynowo. To znaczy, że podróżny najpierw musi się wydać podejrzany. Wtedy odsyła się go do innego strażnika, by został sprawdzony. Dlaczego tak jest? Podobno chodzi o czas odprawy. Rządowi zależy na tym, by odprawa szła szybko, tłumaczy Fortin.

Canada Border Services Agency (CBSA) nie wypowiada się na temat dostępu do bazy CPIC strażników kontroli wstępnej. Stwierdza tylko, że tacy strażnicy prowadzą kontrolę w oparciu o wewnętrzne wytyczne, zawierające np. sprawdzenie, czy dana osoba nie jest poszukiwana przez urząd imigracyjny lub czy posługuje się fałszywymi/poszukiwanymi dokumentami.

Z tego wynika, że wielu kryminalistów może niepostrzeżenie wjechać do Kanady. Wystarczy, że nie są notowani w bazie CBSA. Na początku roku CBC News przeprowadziło śledztwo w sprawie nigeryjskiego księdza oskarżonego w Kanadzie o przemoc seksualną, który bez problemu przekroczył granicę, mimo że był poszukiwany. Policja obiecywała, że zatrzyma księdza, jeśli będzie próbował wrócić do Kanady. Tymczasem po 10 latach jego ofiara, jedna z parafianek, stwierdziła, że oskarżony ksiądz znów tu jest. Podobno ma na to dowody. Co więcej, gdy ksiądz chciał wrócić do Kanady, musiał się starać o wizę. Najwyraźniej ją dostał. CBSA nie komentuje sprawy.

 

 

Szansa dla kichających

Toronto

Dla milionów alergików w Kanadzie wiosna oznacza początek kichania i kataru. W rejonach północnych, do których należy Kanada, stężenie pyłków w powietrzu utrzymuje się dłużej niż na innych terenach. Poza tym wiosenne pylenie zaczyna się obecnie wcześniej niż 15 –20 lat temu. Zmorą dla kanadyjskich alergików jest ambrozja (ang. ragweed). Szacuje się, że w Ameryce Północnej prawie połowa przypadków alergicznego nieżytu nosa jest wywołana przez jej pyłki. Ambrozja pyli jeszcze jesienią.

Alergicy mogą sobie próbować pomóc. Pewną opcją jest dla nich immunoterapia polegająca na stopniowym kontakcie z małymi dawkami alergenu (dotyczy na razie tylko pyłków). Przed okresem pylenia i w jego czasie alergicy przyjmują tabletki pod język, codziennie albo kilka razy w tygodniu. Ma to być sposób na odczulanie. Podobno działa podobnie jak zastrzyki, ale terapia może być prowadzona w domu. Po trzech latach codziennego brania leków 40-60 proc. chorych jest odczulona. Można też przyjmować zastrzyki z przeciwciałami blokującymi odpowiednie połączenia nerwowe i przeciwdziałająca w ten sposób podrażnieniom.

Leczenie stosuje się przy astmie. Zawsze jest to jednak zastrzyk. Poza tym terapia jest droga. Na przykład lek Xolair powinien być przyjmowany co 2 – 4 tygodnie. Dawka 150 mg kosztuje 750 dolarów, roczna terapia zastrzykami to koszt rzędu 20 000 dol. Z kolei naukowcy z Uniwersytetu McGill w Montrealu pracują nad szczepionką, która ma nauczyć organizm reagowania na kontakt z różnymi substancjami. Obecnie trwają badania na myszach. Wyniki są obiecujące.

Szczepionkę podawano nowo narodzonym myszom, które nie miały żadnych skłonności alergicznych. Gdy potem wystawiono zwierzę na działanie alergenu, reakcja nie następowała. Zwykle alergicy przede wszystkim starają się unikać czynnika, który wywołuje u nich reakcję alergiczną lub stosują leczenie objawowe. Zamykają okna, nie palą papierosów w domu. Biorą leki przeciwhistaminowe lub stosują sterydowe aerozole do nosa.

 

 

Przyjdź na piknikowy protest

Toronto

Nowa grupa Canadian Families Alliance organizuje 7 czerwca protest pod Queen's Park przeciwko nowemu programowi edukacji seksualnej. W marszu i pikniku rodzinnym ma wziąć udział od 7000 do 10 000 osób.

CFA domaga się wycofania programu i przeprowadzenia konsultacji, jeśli rząd chciałby jeszcze kiedykolwiek go zmieniać.

Wydarzenie rozpocznie się o 2 po południu na Queen's Park. Mają być przemówienia i piknik. Po tym uczestnicy przejdą na południe University Avenue, skręcą na wschód w Dundas, dojdą do Bay, ulicą Bay na północ do College i dalej z powrotem na Queen's Park. Wszystko ma potrwać 4 godziny.

Inicjatywa założenia ruchu wyszła od rodziców. Jak dotąd jego członkami jest kilka organizacji zrzeszających rodziców, organizacji kulturalnych i grup powstałych w mediach społecznościowych – łącznie około 200 000 ontaryjskich rodziców z różnych środowisk, których jednoczy wspólna sprawa. Członkowie CFA to katolicy, Żydzi, muzułmanie, hindusi, sikhowie, ewangelicy; osoby pochodzenia chińskiego, rosyjskiego czy afrykańskiego.

Organizacje rodziców należące do CFA: Parents Alliance of Ontario, Thorncliffe Parents Assocation, Howa Voice of Parents, Parents as First Educators, The Well Informed Parents, Coalition of Concerned Parents, Muslim Moms Empowerment Network, Scarborough Parents, United Front Canada i Campaign Life Coalition.

Organizacje kulturowe: United Hindu Congress of Canada, Russian Congress of Canada, Russian Orthodox Metropolis of Canada, Greek-Orthodox Christians of Canada, Islamic Center of Toronto, Georgian Association of Canada.

Organizacje wywodzące się z mediów społecznościowych: We say No!!!, My Child My Choice, Stop the Dangerous Sex Ed in Ontario and Alberta, Parents and Students on Strike, Boycott EQAO Testing, Parents Against Ontario Sex-Ed Curriculum, Parents Without Borders Against Radical Sex-Ed.

 

 

Iqbal Hessan posądzony o atak na kościół

Mississauga

26 maja policja regionu Peel dokonała aresztowania w związku z trzema aktami wandalizmu, do których doszło w ciągu tygodnia w kościele p.w. św. Katarzyny ze Sieny w Mississaudze. Ostatni miał miejsce 19 maja. Pisaliśmy o nim w poprzednim numerze "Gońca". Śledczy badający sprawę mają rozstrzygnąć, czy doszło do zbrodni nienawiści.

Na razie zatrzymany nie usłyszał zarzutów z tego tytułu.

Ściany kościoła i figura Jezusa zostały pomazane czarną farbą w sprayu, figurze utrącono też dłonie. Na kościele wypisano antysemickie hasła. Ponadto podejrzani ukradli około 2000 dol. datków.

Osoba, która włamała się do kościoła, podarła mszał i zbezcześciła tabernakulum.

Zniszczeń dokonano też 25 maja w szkole podstawowej św. Katarzyny ze Sieny. Na ścianie budynku pojawiło się graffiti. Wypisane słowa i namalowane rysunki nie stanowiły gróźb, podała policja.

Aresztowany to 22-letni Iqbal Hessan z Mississaugi. Na nagraniu z monitoringu widać jeszcze trzy lub cztery inne osoby, prawdopodobnie kobiety.
Hessan został oskarżony o włamanie, popełnienie czynów karalnych i oszustwo na kwotę powyżej 5000 dol.

Policja zwraca się z prośbą o natychmiastowe zgłaszanie podobnych przypadków wandalizmu.

W zeszłym miesiącu regionalna policja opublikowała 2014 Annual Hate/Bias Motivated Crime Report. W zeszłym roku doszło do 52 incydentów, rok wcześniej – do 57 (spadek o 9 proc.). W 2011 było ich 52, a w 2012 – 47. Większość z nich stanowią przypadki malowania graffiti – w 2014 było to 30 z 52 incydentów. Jeśli chodzi o podłoże ataków, to 29 dotyczyło rasy lub pochodzenia, 18 – religii (w tym 12 religii żydowskiej, dwa razy więcej niż w 2013 roku; pozostałe 6 dotyczyło chrześcijaństwa i islamu), 3 – orientacji seksualnej, a 2 – wielu kwestii jednocześnie.

W poprzednim numerze "Gońca" błędnie podaliśmy, że zniszczono figurę Matki Boskiej. Za pomyłkę przepraszamy – redakcja.

 

 

Zdelegalizowano strajk w szkołach

Toronto

W czwartek ontaryjska legislatura uchwaliła ustawę nakazującą strajkującym nauczycielom szkół średnich powrót do pracy. Wcześniej, we wtorek, ontaryjska rada stosunków pracy orzekła, że strajki podjęte przez nauczycieli szkół średnich w Durham, Rainbow (w Sudbury) i Peel są nielegalne. Odbywają się wbrew postanowieniom School Boards Collective Bargaining Act. Rada wprowadziła dwutygodniowy zakaz podejmowania akcji strajkowych. W tym czasie rząd ma przygotować odpowiednią ustawę nakazującą powrót do pracy. Zwróciła się z prośbą do Ontario Secondary School Teachers' Federation – związku reprezentującego protestujących nauczycieli – o natychmiastowe zaprzestanie akcji.

Po tym kuratoria wszystkich trzech regionów ogłosiły, że w środę zostaną przywrócone normalne zajęcia. Z powodu strajków 70 000 uczniów szkół średnich nie miało lekcji przez sześć tygodni. Janet McDougald, przewodnicząca Peel District School Board, stwierdziła, że decyzja rady stosunków pracy jest precedensowa. Jest zadowolona z takiego obrotu sprawy.

Ministerstwo Edukacji zapoznaje się z decyzją i niebawem podejmie kolejne kroki. Póki co minister Liz Sandals napisała listy do kuratoriów i zachęcała nauczycieli, by starali się jak najlepiej wykorzystać czas pozostały do końca semestru. Stwierdziła, że oceny końcowe powinny być wystawione bez egzaminów, oraz zniosła wymaganie zaliczenia 110 godzin ćwiczeń potrzebnych do uzyskania kredytu. W szkołach objętych strajkiem uczniowie klas 9 nie będą pisać standaryzowanego testu z matematyki. Rok szkolny nie będzie wydłużony ze względu na plany uczniów, którzy chcieli podjąć latem pracę.

 

 

W środę OPP postawiła zarzuty 16-latkowi z Tecumseh, Ont. w związku z fałszywymi wezwaniami policji. Pierwsze incydenty miały miejsce w lutym. Przedstawiciele OPP nie powiedzieli jednak, czy chłopak jest odpowiedzialny za zgłoszenia z Richmond Hill i Brampton. Stwierdzili tylko, że współpracują z funkcjonariuszami z regionów York i Peel, by ustalić ewentualne powiązania. Przypomnieli, że nieuzasadnione wzywanie służb ratunkowych jest przestępstwem. Policja miała nakaz przeszukania domu nastolatka. Zabezpieczyła kilka urządzeń elektronicznych. Chłopakowi postawiono cztery zarzuty, m.in. oszustwa publicznego i wysyłania fałszywych wiadomości. OPP mówi, że śledztwo trwa i prosi, by każdy, kto może w jakikolwiek sposób pomóc, zgłosił się na policję lub do Crime Stoppers.

•••

Canadian Cancer Society opublikowało w środę raport, w którym prognozuje, że liczba nowych przypadków raka do 2030 roku zwiększy się o 40 proc. Stowarzyszenie tłumaczy jednak, że wzrost liczby zachorowań będzie się wiązał przede wszystkim z rozwojem społeczeństwa, a nie z podwyższeniem ryzyka. Większość nowotworów wykrywana jest u osób w wieku od 50 do 79 lat. Powoli do tego przedziału zaczynają zaliczać się osoby z wyżu demograficznego. Poza tym ogólnie rośnie liczba ludności Kanady. Ludzie żyją dłużej. Ryzyko zachorowania oraz ryzyko śmierci z powodu nowotworu utrzymają się na tym samym poziomie co obecnie. Tutaj działa rozwój diagnostyki i leczenia. Niektóre rodzaje raka mogą być wykryte stosunkowo wcześnie, widać też stopniowy spadek śmiertelności. W 2015 roku liczba nowo wykrytych przypadków wzrośnie do 196 900. Połowę z nich będą stanowić zachorowania na raka prostaty, piersi, płuc i jelita grubego. W tym roku z powodu chorób nowotworowych umrze 78 000 Kanadyjczyków. 28 proc. nowych przypadków to osoby między 60. a 69. rokiem życia. Jedna trzecia zgonów – osoby po 80.
Raport powinien dać do myślenia kanadyjskiej służbie zdrowia. Pozostaje bowiem pytanie, czy poradzi sobie z taką liczbą nowych pacjentów. Prognozy zostały przygotowane we współpracy z Public Health Agency of Canada i Statistics Canada. Canadian Cancer Society zajmuje się kontrolą zachorowań od 75 lat.

•••

Właściciele winnic w południowym Ontario – Prince Edward County i regionie Niagary – liczą straty po ostatnim ochłodzeniu. W ostatni weekend było dużo chłodniej niż zwykle o tej porze roku. Niskie temperatury przyczyniły się do zniszczenia owoców. Farmerzy starali się jak mogli, by uchronić swoje zbiory. Włączali nawiewy powietrza czy nawet podpalali bale zboża. Znaleźli się tacy, którzy wynajmowali śmigłowiec i przez całą noc latali nad winnicą (ciepłe powietrze z układu wydechowego w czasie lotu jest spychane w dół). Efekty poznamy dokładnie za kilka tygodni. Ale już teraz w niektórych winnicach widać, że niewiele owoców udało się ocalić, niekiedy tylko kilka procent. Najbardziej narażone były krzewy rosnące w obniżeniach terenu, jako że chłodne powietrze dłużej tam zalegało. Jest jeszcze nadzieja, że część krzewów ponownie zakwitnie i wyda drugie owoce. Jeśli jednak nowe pąki się nie pojawią, wina w przyszłym roku może być znacznie mniej. Environment Canada podało, że w okolicy Trenton padły rekordy zimna. 22 maja temperatura spadła do -0,3 stopni Celsjusza, a 23 maja – do -2 stopni. W regionie Niagary 23 maja było -1,9 stopnia.

 

 

Dzierlatki chcą się pokazać

Toronto

Gdy robi się gorąco, powraca temat szkolnych przepisów dotyczących właściwego ubrania. W środę w London dyrekcja szkoły odesłała do domu uczennicę, która przyszła na lekcje w porozdzieranych dżinsach i koszulce bez rękawów. Dzień wcześniej w Etobicoke do domu została odesłana dziewczyna, która założyła do szkoły obcisłą koszulkę kończącą się powyżej pępka. Obie sprawy wywołały burzę w mediach społecznościowych. Na znak solidarności uczennice z innych szkół zakładały podobne ubrania i zamieszczały zdjęcia.

Niektórzy zwracają uwagę, że przepisy dotyczące stroju są wymierzone bardziej przeciwko dziewczynom niż chłopakom. Często jednak sprawa jest subiektywna, dlatego w części szkół wprowadzono mundurki. Rozwiązanie wydaje się dobre, ale uczniowie i rodzice nie zawsze zgadzają się z polityką szkoły.

W Kanadzie większość publicznych szkół posiada przepisy regulujące kwestie ubioru, niewiele nakłada jednak na uczniów obowiązek noszenia mundurka. Jednolite stroje wprowadzono w kończącym się roku szkolnym w Central Peel Secondary School w Brampton. Uczniowie mają do wyboru ubrania w kolorach białym i ciemnozielonym, mogą nosić koszulki z długim lub krótkim rękawem, bluzę lub sweter, czarne długie spodnie/legginsy, szorty z 20-centymetrową nogawką lub spódnice kończące się 2,5 cm poniżej kolana.

Były dyrektor szkoły mówi, że rodzice wiele razy prosili o mundurki. Wielu argumentowało, że bardziej formalny wygląd pozwoli uczniom skupić się na nauce. Nie ma wątpliwości, że od września jest znacznie mniej problemów z uczniami, którzy przychodzą niewłaściwie ubrani.

Wcześniej najwięcej kwestii spornych budzili uczniowie, którzy pokazywali za dużo ciała. Teraz chodzi raczej o to, że jakiś uczeń nie ma mundurka. Około 90 proc. uczniów od razu zgodziło się z nowymi wymaganiami. Niewielki odsetek próbował walczyć, jak się tylko dało. Ale dyrekcji jest łatwiej rozmawiać z uczniami, którzy nie noszą mundurka, niż udowadniać im, że ich ubranie odsłania za wiele. Zwłaszcza jeśli musi rozmawiać nauczyciel-mężczyzna z uczennicą.

Na razie mundurki w Brampton wprowadzono na próbę na rok. Po zakończeniu obecnego roku szkolnego będzie podjęta decyzja, co dalej. Jest jednak szansa, że zostaną.

Barbara Cruz, profesor pedagogiki z University of South California, ma dzieci, które uczęszczały do różnych szkół. Jako matka, stwierdza, że mundurki są bardzo wygodne. Napisała też publikację "School Dress Codes: A Pro/Con Issue", w której, po rozmowach z nauczycielami i dyrektorami szkół, stwierdziła, że tam, gdzie wprowadzono mundurki, uczniowie są bardziej skupieni na nauce, mają mniej nieobecności i lepsze wyniki w nauce. Poza tym jest łatwiej zauważyć, gdy w szkole pojawi się ktoś z zewnątrz.

Cruz zdaje sobie sprawę, że jest wiele argumentów przeciwko mundurkom. Niektórzy rodzice mogą twierdzić, że ogranicza się ich autorytet. Inni uważają, że mundurki są droższe niż zwykłe ciuchy i nadwerężają budżet domowy, jako że normalne ubrania i tak trzeba kupować. Poza tym najczęściej zamawia się je na początku roku i nie można liczyć na jakąś wyprzedaż czy noszenie mundurka po kimś. A jeśli uczeń chce się wyróżniać, to założy np. drogie buty czy biżuterię.
W Brampton uczniowie mogą sobie sami kupować spodnie i spódnice, pod warunkiem, że będą spełniać wymogi koloru i długości. To był kompromis wypracowany podczas konsultacji.

 

 

Miasto chce się starać o przyznanie przez prowincję specjalnego statusu terenom stanowiącym własność publiczną położonym wzdłuż Credit River. W środę wieczorem w Living Arts Centre odbyło się spotkanie informacyjne w tej sprawie. Kilka lat temu prowincja ogłosiła, że rozszerza plan ochronny Greenbelt. W ramach przedsięwzięcia ochroną miały być objęte obszary znajdujące się w miastach, czyli poza tradycyjnie pojmowanym zielonym pasem ciągnącym się od Rice Lakes niedaleko Peterborough do Niagara River (325 km), położone wzdłuż rzek i strumieni. Mississauga wyszczególniła 87 działek o łącznej powierzchni 213 hektarów, którym mógłby być przyznany specjalny status ochronny. Stanowią one 75 proc. terenów należących do miasta znajdujących się przy Credit River i 25 proc. wszystkich działek przylegających do rzeki. Jeśli propozycja Mississaugi zostanie zaakceptowana, wszelkie plany budowy będą konfrontowane z założeniami programu Greenbelt. Dopuszczona będzie na nich jedynie rekreacja na wyznaczonych ścieżkach – czyli będzie można jeździć na rowerze lub spacerować.

•••

Deportowana romska rodzina wygrała w sądzie federalnym w Ottawie, który zlecił ministrowi imigracji Chrisowi Alexandrowi ponowne otwarcie sprawy. Jozsef Pusuma, zajmujący się badaniami w zakresie praw człowieka, jego żona Timea Daroczi i ich córka Viktoria w grudniu zostali deportowani. Przez trzy lata mieszkali w jednym z torontońskich kościołów. Ich prawnik prowadzący sprawę o udzielenie azylu został zawieszony w prawie do wykonywania zawodu za uchybienia. Dokumenty azylowe były składane dwukrotnie. Po tym jak prawnik w marcu przyznał się do błędów w prowadzeniu spraw, w tym sprawy rodziny Pusumy, aplikacja mogłaby być przygotowana ponownie. Urzędnicy jednak jej nie przyjęli. Teraz urzędnicy imigracyjni będą musieli jeszcze raz rozpatrzyć wniosek o status uchodźcy i ocenę ryzyka, na jakie wystawiona jest rodzina. Pusuma domagał się przyznania statusu stałego rezydenta z powodów humanitarnych. Sędzia wydający wyrok stwierdził, że urzędnik, który prowadził sprawę, popełnił szereg błędów i ostatecznie orzekł, że rodzinie nie grozi żadne niebezpieczeństwo w przypadku deportacji na Węgry. W wyroku nie ma mowy o sprowadzeniu rodziny do Kanady, decyzja jednak otwiera jej drzwi.

•••

Mimo osiągnięcia milionowych zysków Canada Post twierdzi, że nie może wycofać się z planu rezygnacji z codziennej dostawy listów do drzwi. W zeszły czwartek w Ottawie odbyło się doroczne spotkanie zarządu poczty. Szef Canada Post Deepak Chopra powiedział, że mamy czas "trzęsień ziemi" i w związku z tym czas na "trudne decyzje". Ogłoszono, że w pierwszym kwartale poczta zarobiła 24 miliony dolarów (bilans przed podatkiem). Zysk osiągnięto dzięki podwyższeniu cen oraz większej liczbie dostarczonych paczek. Widać, że Kanadyjczycy coraz chętniej robią zakupy przez Internet. Na paczkach Canada Post zarobiła w pierwszym kwartale 380 milionów dolarów, o 39 milionów więcej niż w 2014 roku. W dalszym ciągu widać jednak spadek liczby dostarczanych listów. W porównaniu z 2006 rokiem, w 2014 Kanadyjczycy wysłali o 1,4 miliarda listów mniej. W 2014 roku poczta zarobiła przed opodatkowaniem 194 miliony dolarów. Chopra powtarza, że dobre wyniki finansowe nie będą powodem zmiany decyzji o wprowadzaniu skrzynek zbiorczych. Mówi, że trzeba działać teraz, bo w przeciwnym razie za błędy zapłacą podatnicy. Nie zgadzają się z tym pracownicy zrzeszeni w Canadian Union of Postal Workers. Przewodniczący związku twierdzi, że Canada Post należy do obywateli i nie można pozbawiać ich prawa do otrzymywania korespondencji. NDP obiecuje, że jeśli dojdzie do władzy, zmieni decyzję poczty.

 

 

Dzieci systematycznie głupieją

Toronto

C.D. Howe Institute stwierdza, że od 10 lat systematycznie spada poziom wiedzy matematycznej kanadyjskich uczniów. Autorzy raportu twierdzą, że winna jest zmiana metodyki nauczania. Sugerują, że należy wrócić do tradycyjnych sposobów przekazywania wiedzy (uczenie na pamięć), bo w przypadku matematyki nie sprawdzają się metody oparte na odkrywaniu wiedzy (discovery-based methods).

Raport bazuje na wynikach testów prowincyjnych i krajowych oraz na ocenie umiejętności z zakresu stosowania wiedzy matematycznej i językowej 15-letnich uczniów, którą OECD wystawia co 3 lata ponad 60 krajom.

W 2012 roku Kanada wypadła z pierwszej 10 w zakresie matematyki. Ponadto prawie we wszystkich prowincjach widać znaczne obniżenie poziomu wiedzy w porównaniu z wynikami osiąganymi w 2003 roku. Najgorzej wypadły Alberta i Manitoba. Wcześniej to właśnie uczniowie z Alberty osiągali najlepsze wyniki. W Quebecu poziom wiedzy utrzymał się, w Saskatchewan spadł nieznacznie. Wszędzie jednak zwiększyła się liczba uczniów osiągających słabe wyniki, a zmniejszyła – tych najlepszych.

Anna Stokke, autorka raportu, profesor matematyki i statystki uniwersytetu w Winnipegu, podkreśla, że nawet w Szwecji w 2012 roku poziom wiedzy matematycznej nie spadł tak drastycznie jak w Manitobie i Albercie. Przypomina, że w Szwecji uczniowie zaczęli osiągać słabe wyniki ze wszystkich przedmiotów. OECD wydało ostrzeżenie dla kraju i zasugerowało wprowadzenie zmian w systemie nauczania.

Przyczyną niepowodzeń uczniów ma być przede wszystkim nowa metodyka nauczania – oparta na odkrywaniu wiedzy, eksperymentach i zachęcaniu do rozwiązywania problemów matematycznych różnymi sposobami. Tradycyjnie uczniowie mieli opanować standardowy algorytm rozwiązywania problemu. Teraz mogą tworzyć rysunki pomocnicze czy diagramy, co teoretycznie ma im pomagać w stosowaniu różnych podejść do problemów, z którymi zetkną się w przyszłości. Efekt jest taki, że wielu jest zdezorientowanych, ma za dużo rzeczy do zapamiętania, a nie potrafi szybko zastosować najprostszej metody. Przy tym odwleka się uczenie wykonywania tak podstawowych działań, jak dodawanie czy odejmowanie ułamków.

Raport sugeruje, że programy powinny być tak formułowane, by 80 proc. zajęć nauczyciele prowadzili tradycyjnymi metodami, a tylko 20 proc. – opartymi na odkrywaniu wiedzy. Ponadto proponuje, by nauczyciele ze szkół podstawowych musieli obowiązkowo zaliczyć dwusemestralne kursy z matematyki na uniwersytecie, żeby rozumieli to, czego mają uczyć. Prowincje powinny się też zastanowić nad wprowadzeniem testów z matematyki dla przyszłych nauczycieli podstawówek.

 

 

Toronto

W poniedziałek miał miejsce kolejny przypadek fałszywego wezwania policji. Na numer 911 zadzwoniła osoba, która powiedziała, że ma broń i idzie do szkoły publicznej Gordon Graydon Sr. w Brampton. Oddział policji, gdy tylko przybył na miejsce, nie miał wątpliwości, że wezwania dokonał oszust. Ale procedury wymagały sprawdzenia każdej sali lekcyjnej. Zamknięto łącznie 5 szkół.

Służby policyjne niewiele mówią o swattingu. Tłumaczą, że z jednej strony, nie chcą ujawniać stosowanych metod ścigania oszustów, a z drugiej – zachęcać innych do fałszywych telefonów. Rzecznik policji regionu York mówi, że gdy zgłoszenia dokonują profesjonalni hakerzy, którzy potrafią się maskować i udawać, trudno wykryć sprawcę. Odgłosy przez telefon są realistyczne, a wszystko wygląda, jakby dana osoba dzwoniła np. z domu, w którym zamknął się szaleniec.
Nasyłanie policji jest często stosowane przeciwko graczom, którzy prowadzą transmisję obrazu ze swojej kamery na żywo i grają w gry sieciowe poprzez stronę Twitch. Hakerzy lokalizują danego gracza, a gdy przychodzi do niego SWAT, tysiące innych może oglądać to na żywo.

Niebezpieczeństwo procederu polega na tym, że używa się Internetu, by zrobić spektakl medialny. Poszkodowana jest nie tylko ofiara, wykorzystywane są też siły policyjne. Wiadomo, że każda akcja niesie ze sobą olbrzymie koszty. Zdarzało się, że w drodze do wezwania dochodziło do wypadków samochodowych. Ofiary swattingu dostają ataków serca. Na szczęście jak dotąd nikt nie zginął.

Na zjawisko swattingu po raz pierwszy zwróciło uwagę FBI w 2008 roku. Biuro śledcze podało, że w latach 2002–2006 pięć osób dokonywało fałszywych zgłoszeń w ponad 60 miastach. Interwencje wiązały się z 250 000 dolarów strat.

W niedzielę rano gdy rodzina Vincenta Yana spała w najlepsze, ktoś zaczął głośno dobijać się do ich domu w Richmond Hill. Yan zszedł na dół, zerknął przez judasza i zobaczył, że u jego drzwi stoi policyjna jednostka specjalna SWAT w pełnej gotowości bojowej. Gdy otworzył, został bez słowa skuty. Także jego żonę wyprowadzono w kajdankach, a następnie dwójkę dzieci.

Nikt z rodziny nie wiedział, co się dzieje. W końcu stało się jasne, że rodzina Yana padła ofiarą okrutnego żartu znanego jako "swatting", oszustwa, które jest uznane za przestępstwo. Ktoś zadzwonił na policję i powiedział, że Yan zastrzelił swoją rodzinę i zabarykadował się w domu. Na miejscu zjawiła się jednostka SWAT i inne służby ratunkowe.

Okazuje się, że swatting nie jest niczym nowym. Tego rodzaju incydenty zdarzają się w całej Ameryce Północnej, nasyłanie policji na innych jest szczególnie popularne wśród osób grających w gry sieciowe. Niestety, zrobić komuś "żart" jest bardzo łatwo. Istnieją strony internetowe, dzięki którym łatwo podszyć się pod inny numer telefonu.

Na początku maja nastolatek z Coquitlam, B.C., został uznany za winnego 23 zarzutów związanych ze swattingiem. Nasyłał policję na swoich internetowych rywali ze Stanów. Z kolei w zeszłym roku 60 zarzutów usłyszał 16-latek z Ottawy. Dokonał co najmniej 30 fałszywych zgłoszeń.

Yan nie ma pojęcia, kto mógł wezwać policję pod jego adres.


Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!

Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.