Uczniowie ontaryjskich szkół średnich, którzy po dostaniu się na studia myślą, że ostatecznie zakończyli pewien rozdział życia, są w błędzie. Okazuje się, że na uniwersytecie wcale nie zaczynają z czystą kartą, bo uczelnie pilnie śledzą, skąd przyszli i doskonale wiedzą, czy ich oceny były zawyżane, czy nie. Uniwersytety tworzą na swoje potrzeby listy szkół średnich, z których dokładnie wynika, które i o ile procent zawyżają oceny. Uczelnie, wśród nich University of Waterloo, zaczęły zauważać, że studenci, którzy kończyli szkoły średnie ze znakomitymi wynikami, ledwo dają sobie radę na wybranych programach. Twierdzą, że wiedząc, o ile ich oceny były zawyżone, mogą lepiej pomóc studentom w przystosowaniu się do nowej akademickiej rzeczywistości.
University of Waterloo w latach 2016, 2017 i 2018 posługiwał się listą 74 prywatnych i publicznych szkół średnich w Ontario. Szczególną uwagę zwracano na 28 szkół, które najbardziej zawyżały oceny uczniów. W skrajnych przypadkach wyniki z testów na uniwersytecie były nawet o 27,5 proc. gorsze niż uzyskiwane w szkole średniej. Pod lupę brano nie tylko uczniów z Ontario. 26-procentowe spadki obserwowano np. wśród studentów z Nowego Brunszwiku. Do tego znacznie gorsze od deklarowanych ocen otrzymywali studenci z Egiptu, Arabii Saudyjskiej i Bangladeszu.
University of Waterloo przed dwa lata bronił się przed publikacją listy zasłaniając się ochroną prywatności. Ujawnił ją dopiero po wyroku sądowym.
Kontrowersje może budzić jeszcze fakt, że uniwersytety po cichu monitorują szkoły średnie, ale w żaden sposób ich o tym nie informują. W efekcie szkoły średnie nie wprowadzają żadnych działa korekcyjnych, za to ich absolwenci są odrzucani przez uniwersytety, i to bez podawania wyraźnego powodu.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!