Szanowny Panie Redaktorze,
Z wielką radością czytałem reportaż z obozu harcerek „Las Palmas” i cieszę się, że młodzież ta, choć urodzona w Kanadzie, mówi po polsku, zachowuje polskie tradycje, kocha Boga i każdego człowieka. Swego czasu jeździłem na Kaszuby (do ks. Grządziela).
Łucjan Królikowski, hm.
PS Piszę przez lupę. Mam jedno oko czynne, ale i ono gaśnie.
Homilia podczas ostatniego zjazdu sierot z Tengeru, Tanzania, w Enfield, Ct.
Wdzięczność
Ze wszystkich cnót największy urok, czar ma cnota wdzięczności. Wyraz ten pochodzi od słowa „dziękować”. W domu katolickim słowo „dziękuję” winno być na porządku dziennym, bo wiąże się z Bogiem, Ojcem naszym, od którego wszystko otrzymujemy. Pośrednio: oczy, serce, mózg, lecz również ubranie, trzewiki, dom, auto, ziemniaki, chleb... Dziwi nas to? Pomyślmy, a przekonamy się, że to są tylko przetwory, które Bóg stworzył, abyśmy i my mieli jakiś udział.
Najlepiej o tym zaświadczy matka. Podczas ciąży powinna unikać gwałtownych ruchów, nie wolno jej używać narkotyków, napojów alkoholowych. Wszystko daje Bóg: serce, oczy, mózg, nerwy i inne cudowne narządy... Nie nazywamy ich cudami, bo Stwórca i Ojciec daje je każdemu. Cuda te trafnie ocenił genialny pianista polski Artur Rubinstein, Żyd. Gdy ktoś pochwalił jego talent, wykrzyknął: „Panie, największym talentem jest życie. Bez życia nie ma talentu”. Bez życia nie ma talentu. Rubinstein miał na myśli aborcję, której chciała się dopuścić jego matka. Miała bowiem już sześcioro dzieci. Sądziła, że jedno więcej będzie dla niej ciężarem.
Wdzięcznością Bogu i ludziom odznaczały się moje sieroty. Przykład. Geniek R. pracował w Montrealu przez długie lata w tym samym budynku, gdzie pewna Kanadyjka francuskiego pochodzenia mieszkała w jego sąsiedztwie. Żeby dojechać do miejsca pracy, brała trzy autobusy, co w zimie podczas śnieżyc było kłopotliwe. Zaproponował jej podwózkę, bo posiadał auto. Chciała go wynagrodzić. Odmówił. Nalegała. Mówił: „Nigdy się nie wypłacę za dobro w życiu otrzymane”. Po dłuższym czasie, gdy wygrała na loterii pokaźną sumę pieniędzy, rzekła: „Teraz mi pan nie odmówi. Podzielimy się”. Odmówił. Zgodził się tylko na przesłanie pieniędzy sierotom w Polsce.
Geniek, jak wiele innych sierot, miał rzeczywiście wiele do zawdzięczenia, przede wszystkim gen. Wł. Andersowi, twórcy armii polskiej w ZSRS. Po uwolnieniu z więzienia w Moskwie (Łubianka) polecił mężom zaufania odnaleźć polskie sieroty, które żołnierze z kolei fikcyjnie zaadoptowali, co pozwoliło dzieciom opuścić „nieludzką ziemię”. Jednym z nich mógł być wspomniany Geniek. Po przejeździe węglarką przez Morze Kaspijskie, Genia skierowano do Afryki Wschodniej, do obozu Tengeru w Tanganice, a tam do sierocińca.
Polskie dzieci, uratowane z ziemi niewoli, spędziły niemal dziewięć lat w Afryce tropikalnej, w naturalnym zwierzyńcu, mając za sąsiedztwo lwy, żyrafy, słonie, gazele, małpy, krokodyle, tukany i inne kolorowe ptactwo.
Po dziewięciu latach obóz poczęto likwidować. Na pierwszy ogień poszedł sierociniec. Komitet Opiekuńczy zamierzał wysłać je do Kanady samolotami. Lecz oparła się temu komunistyczna Warszawa. Chytrze usiłowała sprowadzić je do Europy, aby nie spotkać się w obozie Tengeru z sybirakami. Kiedy sieroty znalazły się w Salerno pod Neapolem, delegacja ambasady reżimowej zjawiła się i powitała dzieci słowami: „Dzieci, jedziemy do Polski”. „Do Polski?” – odpowiedziały. „My nie mamy gdzie wracać. Polskę Wschodnią, z której nas wywieziono, Stalin wcielił do Związku Sowieckiego. Nie mamy zatem gdzie wracać.” Reżym warszawski, na mocy postanowień jałtańskich, mógł przemocą zabrać dzieci, ale obawiał się skandalu międzynarodowego, jako że dzieci te już raz ucierpiały przez zsyłkę na Sybir.
Alianci po wojnie nie zaprosili do udziału w paradzie zwycięzców delegacji II Korpusu spod Monte Cassino. Ich miejsce zajęli polscy komuniści. Podobnie też sierot reżym warszawski podstępnie zabrać nie mógł. Wysłał tylko notę do rządu włoskiego z żądaniem, by sieroty przesłano do Polski, ale gwałtu bał się wywrzeć. Wobec naszej ucieczki osobnym pociągiem z Włoch do Niemiec, swoją niemoc ograniczył tylko do oskarżenia w Polsce, że dzieci zostały porwane do Kanady. Lud polski nie wiedział nic o deportacji ludności polskiej do ZSRS.
Sieroty polskie w Kanadzie, po nauce, swą wdzięczność okazały różnie. Niewidomy Staszek swe kilkuletnie oszczędności wysyłał na pomoc sierotom w Polsce. Kazik M. w założonej stacji radiowej był duszą i sercem Polonii w stanie Massachusetts niemal przez pół wieku. Staszek, Alfons i Jędruś służyli kolegom i koleżankom radą i pomocą. Wszystkich zaś cechowała pokora, pracowitość. Szukając odpowiednich słów na określenie ich wdzięczności, uważam słowa czeskiej pisarki za najtrafniejsze: „Wdzięk jest promieniowaniem wewnętrznej harmonii”, czyli promieniowaniem ducha (bar. von Ebner-Eschenbach +1916). Innymi słowy, mają swe źródło w Bogu.
Od redakcji: Bardzo dziękujemy! Wielki to dla nas honor i zaszczyt.