Moje trzy grosze
W 34. numerze „Gońca” ukazał się artykuł pana Antoniego Koniuszewskiego zatytułowany „Właściwie dlaczego?”, w którym autor prezentuje ideę budowania słowiańskiego sojuszu pod egidą Rosji. Koncepcja autora jest następująca: zawsze należy trzymać ze zwycięzcą. Spór istniejący między mocarstwami morskimi a lądowymi zostanie rozstrzygnięty na korzyść tych drugich. Bo ziemia to bogactwa, a ocean to „coś ulotnego, jakby złudnego”.
Prawda. Ocean jest tak samo złudny jak nasza przyjaźń z morskim mocarstwem. Wychodziliśmy na tej przyjaźni z Ameryką jak Zabłocki na mydle. I zanim dojdzie do rozbratu (kiedyś dojdzie), puści nas, nasz egzotyczny przyjaciel, w skarpetkach. Więc nie na wodzie trzeba budować nasze sojusze. Trzeba mieć pod stopami ziemię. Naszą ziemię. Ale czy ona będzie nasza w sojuszu z Rosją? Przecież Rosja nas wchłonie. Od początku naszej państwowości, w całej polskiej historii nie mieliśmy z naszym wschodnim sąsiadem suwerennych relacji. Nasz sąsiad jest ponadto naszym bratem (Rus). Wszystkim wiadomo, że zbyt bliskie pokrewieństwo skutkuje konfliktem serologicznym. Czyli Rosję, która miała, ma i będzie mieć imperialne zapędy, trzeba sobie odpuścić.
Z ciekawą propozycją występuje Pan Nikt, analityk polityczny, wielokrotny gość na łamach „Gońca”, autor doskonałej książki, z której korzystałam „Aion – szkice u końca czasów”. Zacznę od status quo. Autor prezentuje wizję Polski bez złudzeń i upiększeń. Mając niesuwerenne państwo i kompradorskie elity, mamy, co mamy. Sytuacje i wydarzenia dziejące się na świecie nie wynikają same z siebie. To nie ewolucja, w procesie której następuje przeobrażenie zastanej sytuacji w bardziej lub mniej przewidywalną. To rewolucja. Nagłe zmiany społeczno-ekonomiczno-polityczne są wynikiem gry o interesy, w której każdy z graczy stara się ugrać jak najwięcej korzyści dla państwa, które reprezentuje. Nasi „gracze” się nie liczą, nie są do gry dopuszczani. Jesteśmy przedmiotem targów. To nas przehandlowują za naszymi plecami, oni nami płacą, naszą krwią i wszystkim, co posiadamy. Jesteśmy ofiarą brutalnego geszeftu.
Oto co proponuje Autor: skoro sojusze z państwami naszego regionu w wymiarze horyzontalnym nie zdają egzaminu, musimy przeorientować kierunek ich zawierania na północ – południe. Cytuję Autora: „(...) projekt: Szwecja-Polska-Turcja, o dużym potencjale i walorze atrakcyjności, wokół którego, jak opiłki biegnące do magnesu – skupiałyby się kraje od Skandynawii po Kaukaz Południowy”. „Cat-Mackiewicz w tekście »Przestrogi dla Polski«, opublikowanym w 1925 r., pisał: »Położenie Polski wymaga polityki aktywnej, polityki ofensywnej, nie jesteśmy twierdzą, której bronić można, jesteśmy polem otwartym, gdzie napad odpierać należy atakiem, nie biernością. Stąd czynnikiem okcydującym może być ściślejszy sojusz z obcym, narodowo samodzielnym państwem (...)«” – koniec cytatu.
Ze Szwecją jesteśmy w podobnych stosunkach, mniemam, jeśli w ogóle zachodzą między nami jakiekolwiek stosunki poza dzieleniem się Bałtykiem. Należy wszak pamiętać, że Szwedzi to germańskie plemię. Sojusz z nimi byłby transplantem dwóch genetycznie niekompatybilnych materiałów, co prawdopodobnie organizm odrzuci. Oni zawsze będą przeć do sojuszu z Niemcami i resztą germańskiej braci. Obym się myliła. Więc nam pozostaje tworzyć z naszymi braćmi, Słowianami. To nasza krew. Zjednoczeni, będziemy siłą, z którą po raz pierwszy będą się liczyć.
Idea panslawizmu zrodziła się w XIX w., i do dziś pozostaje w sferze życzeń. Jakoś nikomu się nie spieszy do jej realizacji, a to leży w naszym żywotnym, wspólnym interesie. To polski rząd powinien wystąpić do rządów bratnich krajów z propozycją utworzenia sojuszu (jego rodzaj do uzgodnienia) krajów słowiańskich. Nie wykluczam adhezji państw niesłowiańskich. Wręcz przeciwnie. Wszystkie państwa, które mają z nami wspólny interes i widzą swoją przyszłość w ramach naszej słowiańskiej wspólnoty, przyłączą się do nas, np. już teraz Węgry dokooptowane z puli wyszehradzkiej (nasze „bratanki” proponują nam przywódczą rolę), i inne, bowiem formowanie naszej unii będzie się odbywać na zasadzie dobrowolności.
Na początek trzeba wyjść z UE, odzyskując suwerenność, i oddalić od Polski groźbę „bratniej pomocy”. I trzeba się zbroić. Oczywiście tym wszystkim zajmą się nasi mężowie stanu. A kiedy to wszystko ma się stać? Czasu nie staje. Przecież święty Malachiasz zapowiedział zburzenie Rzymu i Sąd Ostateczny w 2031 lub 2032 roku. Ale pomarzyć można.
Z poważaniem
Ewa Pietras
Montreal, 27 września 2016
PS Słyszałam, że emeryci w Polsce mogą przechodzić przez ulicę na czerwonych światłach (?).
Od redakcji: Żeby prowadzić jakąkolwiek politykę, musimy mieć jej suwerenny podmiot, dopiero wówczas można zacząć mówić „trzeba”.
***
Gdańsk, 2.10.2016 r.
Jak banderowcy niszczyli Ukrainę
Już w 1943 roku, tj. po konferencji teherańskiej z udziałem: J.W. Stalina, F.D. Roosevelta i W. Churchilla, wiadomo było, że Wołyń i inne tereny wschodniej Polski (po rzekę Bug) należeć będą do ZSRS, czyli Ukraińskiej Republiki Sowieckiej. Można zatem zapytać – dlaczego zorganizowane bandy UPA pod wodzą S. Bandery i innych rzezimieszków przystąpiły nie tylko do zbrodniczej SS „Galizien”, ale także masowych mordów Polaków, paląc ich domy, kościoły i wszystko, co uważano za polskie. Było to, moim zdaniem, niszczenie w samej rzeczy Ukrainy w imię czystek etnicznych.
Mordy na Wołyniu i innych terenach wschodniej Polski były tak duże i okrutne, że Sejm RP słusznie nazwał je ludobójstwem, z czym nie mogą pogodzić się wielbiciele Bandery, którzy obecnie są posłami Dumy (parlamentu) Ukrainy. Odwetowe i obronne poczynania Polaków oraz AK próbuje się porównać z planowanymi działaniami zbrodniczej UPA.
Gdy do władzy na Ukrainie doszli wielbiciele S. Bandery, to rozpoczęli stawianie mu licznych pomników i domaganie się używania w urzędach tylko języka ukraińskiego, chociaż wiadomo było, że na terenach wschodniej Ukrainy (Donbas) od niepamiętnych czasów mówi się głównie po rosyjsku. Te poczynania i starcia na kijowskim Majdanie wykorzystał sprytny i podstępny W. Putin. Bez większych trudności zajął Krym i Donbas, a wszystko w imię obrony rosyjskojęzycznej społeczności przed banderowcami.
Najgorsze jest to, że trwające od dłuższego czasu starcia zbrojne (na wschodzie Ukrainy) powodują ogromne zniszczenia i śmierć wielu niewinnych ludzi. Trudno przewidzieć, kiedy i jak zakończy się ta wojna, która pogłębia na Ukrainie kryzys odpowiadający Rosji. W tej trudnej sytuacji liczni Ukraińcy szukają schronienia i pomocy między innymi w Polsce, która mimo własnej biedy przychylnie patrzy na uchodźców. Szkoda, że nie wszyscy pracodawcy w Polsce uczciwie traktują pożytecznych i dobrych pracowników ukraińskich. Obecny rząd coraz skuteczniej walczy z tą patologią, ale nie jest to łatwa sprawa.
Dobrze się stało, że na ekrany wchodzi film pt. „Wołyń”, który przypomina okrutne czasy i w jakimś stopniu oddaje cześć ludziom, którzy często pomordowani byli w sposób bestialski.
Z poważaniem i pozdrowieniami W. Łęcki
Od redakcji: Banderyzm wyklucza polsko-ukraińskie braterstwo.
***
DEMOKRACJA!?
Oglądam różne programy publicystyczne i słucham wypowiedzi dziennikarzy, publicystów i polityków. Dziwię się, że do tej pory nikt nie zapytał tzw. opozycji, czyli tych obrońców demokracji, o definicję demokracji. Powszechnie wiadomo, że demokracja to prawo większości. Jeśli ktoś nie rozumie lub nie uznaje praw większości, a jest zwolennikiem tego systemu, to powinien poprosić o azyl polityczny w Korei Północnej. Jeśli sportowiec nie potrafi przegrywać, to fauluje, a za nieczystą grę dostaje żółtą lub czerwoną kartkę i jest usuwany z boiska, a czasem dyskwalifikowany na dłuższy czas. Myślę, że należałoby to przenieść do polityki, bo brutalni gracze nie powinni być na tej samej arenie z tymi, co przestrzegają ogólnie przyjętych zasad. Oglądając programy telewizyjne, dziwię się, dlaczego w studiach telewizyjnych nie ma dyżurnego psychiatry. Po wypowiedziach wielu tzw. polityków widać, że poddani zostali aborcji umysłowej, gdyż poza bezsensowną krytyką i hipokryzją nie mają nic do powiedzenia, obrażając lub nagminnie przerywając wypowiedzi innych uczestników dyskusji. Tzw. opozycjo! Jeśli nie wiecie, jak się zachować w Sejmie, w studiu TV czy na ulicy, to zachowajcie się tak jak Inka, czyli z honorem i godnością „tak jak trzeba”. Polacy wyraźnie określili w ostatnich wyborach, że nie chcą tzw. poprawności politycznej i lewicowych wartości, lecz szacunku do prawa, również w UE. Odwiedzając w tym roku Polskę, na przełomie maja i czerwca byłem w Warszawie i przy placu Zamkowym natknąłem się na stoisko (namiot) KOD-u, głównie z balonikami. Tłumu nie widziałem (3 – 4 osoby), natomiast próbowałem z tymi aktywistkami rozmawiać o powodach ich działań. Sensownej odpowiedzi nie otrzymałem, za to na ich twarzach widać było „wielką tęsknotę za rozumem w twarzy”, jak to kiedyś określił znany satyryk J. Kaczmarek. Nie wiem, co robią na czele tych pochodów liderzy partii opozycyjnych oraz byli prezydenci RP. Czyżby nie rozumieli sensu i zasad demokracji? Ich czas już minął. Nie skorzystali z szansy, aby sobie i Polakom zaszczepić zasady demokracji. Są niewolnikami własnej przeszłości i tęsknota za pełnym i utraconym korytem pcha ich w pierwsze szeregi tego marszu w obronie pokrzywdzonych przez nich samych. Koryto wysycha i się oddala, a sprawiedliwość powoli nadchodzi, więc marszów przybywa, tylko pod inną nazwą. Kobiety są również w Sejmie i w Senacie i tam mogą wyrażać swoje poglądy i propozycje, które będą brane pod uwagę przy pracach nad projektem ustawy. Aborcji domagają się ci, którzy już się urodzili, bo ich rodzice mieli inne zdanie w tej kwestii. Natomiast zwolennicy eutanazji powinni dać przykład Polakom i się jej poddać na ochotnika lub się domagać na ulicy, aby w nowej ustawie eutanazja była obowiązkowa dla lewicy. Eutanazja ma w przyszłości służyć do eliminowania przeciwników politycznych, a nie służyć nieuleczalnie chorym. Jeśli będzie prawo, to każdego przeciwnika będzie można uznać za nieuleczalnego i go wyeliminować na zawsze, bo np. ma inne poglądy i ich nie chce zmienić. Czyli raz zdobytej władzy już się nigdy nie odda. KOR to Komitet Obrony Robotników z 1976 r., a KOD to Komitet Obrony Rzeplińskiego z 2016 r. Na koniec krótka uwaga dla tzw. liderów opozycji wywodząca się z natury. Orły latają samotnie, a barany chodzą w stadach. Retoryka wypowiedzi tzw. liderów to jak bicie cepem o puste klepisko, efektów żadnych, a hałasu dużo. Na tych żałosnych marszach liczonych chyba na rondzie niektórzy noszą tabliczki z napisem cyt.: „Jestem drugiego sortu”, a chcą przejąć władzę w Polsce, nie powinni się z tym obnosić, chyba że oczekują współczucia. Ciekaw jestem, czy w tych marszach uczestniczą spece od reprywatyzacji. Przed następnym marszem ci reformowalni powinni przeanalizować sens trzech bardzo ważnych słów BóG, HONOR, OJCZYZNA. A ci co się sami nazywają ludźmi „drugiego sortu”, wybierzcie eutanazję lub emigrację, dając szansę powrotu do kraju tym, którzy wyjechali z waszego powodu. Jeśli nawet
obalicie ten rząd, to na ulicach będziecie mieli o wiele więcej prawdziwych obrońców demokracji.
Stanisław Pietras
Kanada
Od redakcji: Nie wszyscy mieszkańcy Polski rozumieją Pana słowa.
A tymczasem w „ziemi Polin zamieszkiwanej razem przez nasze narody”...
piątek, 07 październik 2016 00:10 Opublikowano w Andrzej KumorTak trochę miałem nadzieję, że słowa eksministra Sienkiewicza (kamieni kupa) to jednak była przesada i obecne władze mimo różnych uwarunkowań będą w stanie nieco się wyemancypować; że mimo podmianki stronnictwa pruskiego na amerykańsko-żydowskie, gdzieś tam pojawi się rozwarcie i Warszawa nie będzie wszystkiego robiła pod dyktando.
Nadzieja umiera ostatnia, moja umarła po tym, jak szef Stratforu bezczelnie stwierdził, że Polska tanim kosztem pilnuje amerykańskich interesów w regionie. Dopełnieniem tej koncepcji darmowego robienia wiadomo czego jest nominacja p. Roberta Ethana Greya na stanowisko wiceministra SZ odpowiedzialnego za jednym zamachem za kierunek amerykański i chiński.
Wielu polityków w Europie Wschodniej ma podwójne obywatelstwo, wielu, również w Polsce, ma drugie, amerykańskie.
Problem w tym jest taki, że naturalizowani obywatele USA składają przysięgę dość wyjątkową, w której zobowiązują się, że dla nowej ojczyzny zrobią wszystko. Stany Zjednoczone nie uznają bowiem podwójnego obywatelstwa (mimo że Amerykanie mają po domach całe naręcza obcych paszportów). Jeśli ktoś ma więc wątpliwości, po której stronie stać będzie p. Robert Ethan Grey w momencie, gdy natknie się na zderzenie interesów polskich z amerykańskimi, to warto wiedzieć, że:
po pierwsze, pod przysięgą wyzbył się wszelkich zobowiązań wynikających z poprzednich obywatelstw (I hereby declare, on oath, that I absolutely and entirely renounce and abjure all allegiance and fidelity to any foreign prince, potentate, state, or sovereignty, of whom or which I have heretofore been a subject or citizen), a także zobowiązał się wobec Pana Boga do walki o interesy USA tak na sposób militarny, jak i cywilny: that I will bear true faith and allegiance to the same; that I will bear arms on behalf of the United States when required by the law; that I will perform noncombatant service in the Armed Forces of the United States when required by the law; that I will perform work of national importance under civilian direction when required by the law; and that I take this obligation freely, without any mental reservation or purpose of evasion; so help me God.
Powtórzmy: I WILL PERFORM NONCOMBATANT SERVICE IN THE ARMED FORCES... I WILL PERFORM WORK OF NATIONAL IMPORTANCE UNDER CIVILIAN DIRECTION…
A więc, jeśli zgłosi się do p. Greya oficer DIA lub CIA, to nasz wiceminister spraw zagranicznych zobowiązany jest udzielić mu („tak mi dopomóż Bóg”) wszelkiej pomocy. I w zasadzie to by było na tyle. Oczywiście, że każda sytuacja jest inna, ale ludzi, których obce służby mają na kontakcie (co można z dużym prawdopodobieństwem podejrzewać, czytając życiorys naszego wiceministra), powinni co najwyżej być konsultantami lub doradcami polskich władz, a nie dysponować całością resortowej wiedzy. Po prostu, nie róbmy z siebie bantustanu, Polska zasługuje na więcej.
I druga rzecz. Oto Pan Prezydent Andrzej Duda wystosował oficjalne życzenia dla społeczności żydowskiej w związku ze świętem Rosz Haszana, czyli Trąbek. Bardzo pięknie, życzenia wysłali też Obama i Trudeau – słowem, kurtuazja. Przytaczam za stroną oficjalną prezydenta: Szanowni Państwo! „Abyście byli zapisani na dobry rok!” – tak pozdrawiają się Żydzi w pierwszy dzień miesiąca tiszri. Od tysiąca lat słowa te rozbrzmiewają także na ziemi Polin, zamieszkiwanej razem przez nasze narody…”.
Hej, hej stop; polski prezydent pisze „ziemia Polin”?! Pierwszy raz widzę to przeformułowanie w oficjalnym dokumencie. Czyżbyśmy mieli nową rzeczpospolitą obojga narodów – ziemię Polin? Czy to jest już jakiś oficjalny pomysł, który zaczynamy ubierać w słowa, czy tylko niezręczność językowa?
***
Pierwszy Kongres Bożego Miłosierdzia w Brampton: Bądźmy ścieżkami Bożego Miłosierdzia
piątek, 07 październik 2016 00:04 Opublikowano w Życie polonijneLiczne grono dostojnych gości, znawcy przesłania św. siostry Faustyny, a także osoby, które odkryły dzięki Łasce Bożej prawdziwe znaczenie Bożego miłosierdzia zgromadziły się w miniony weekend na zorganizowanym przez byłego proboszcza parafii p.w. Eugeniusza de Mazenod w Brampton, o. Adama Filasa, Kongresie Miłosierdzia Bożego w Kanadzie. W niedzielę odbył się w Millenium Garden Centre w Brampton „Bankiet miłosierdzia”, z którego dochód przeznaczony był na wdowy i osierocone dzieci rybaków na Madagaskarze, gdzie pracują Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej.
O. Adam Filas tłumaczył: – Moi kochani, wielu ludzi pytało mnie, jaki jest cel organizowania „Bankietu miłosierdzia” przy okazji Kongresu Bożego Miłosierdzia. Sądzę, że można to łatwo wyjaśnić.
Nie można sobie wyobrazić misji Kościoła bez miłosierdzia Bożego, jak również miłosierdzia ludzi ochrzczonych, czyli nas wszystkich, których Chrystus wzywa, abyśmy stali się kanałami Jego miłosierdzia dla świata. Wyobraźmy sobie misjonarzy w krajach Trzeciego świata, którym nikt nie pomaga, nikt się o nich nie troszczy, nie dba, w jakich warunkach oni tam żyją itd.