farolwebad1

A+ A A-

Opowieści z aresztu deportacyjnego: Dwie aresztantki

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

        Czy ktoś kiedyś zastanawiał się, skąd przybyli legendarni założyciele Warszawy? Ona miała mieć na imię Sawa, a on Wars. A wszak te imiona nigdy nie występowały na terenach polskich, nawet w pradziejach. Mogli więc to być przybysze z dalekiego południa lub południowego wschodu. Swoje przypuszczenia uściślę. Mogły to być tereny dzisiejszej Rumunii. Dlaczego? 

        Na przełomie starej i nowej ery tereny dzisiejszej Rumunii stanowiły najdalsze rubieże północno-wschodnie Imperium Rzymskiego. Rzymianie najpierw walczyli z mieszkającymi tam Dakami, a następnie ich ucywilizowali. Był to też teren zsyłek kryminalistów z Rzymu. Tam, w trudnych warunkach klimatycznych i w ogniu ciągłych walk, mieli płacić za swoje przewinienia. 

        To wszystko przyszło mi na myśl, kiedy w areszcie imigracyjnym pojawiła się Sava Livia, młoda, około 23-letnia Rumunka. Piękna jak bóstwo, za którym skręcały się automatycznie głowy nie tylko męskiej części personelu, ale również kobiety komentowały z nutą zazdrości: „to musi być modelka”. Rzeczywiście, poruszała się z gracją modelki lub zdeklasowanej księżniczki. Mimo swojego wysokiego wzrostu (około 178 cm) szła wyprostowana jak struna, ale jednocześnie nie sztywno, a wręcz miękko, naturalnie. Długie nogi i zgrabny tułów utrzymał kształtną główkę, z rozjaśnionymi na blond włosami. Imię Sava skojarzyło mi się z protoplastką Warszawy, a nazwisko z pierwszą cesarzową rzymską, żoną Augusta Oktawiana. Ta młoda Rumunka nosiła takie samo nazwisko jak imię tej cesarzowej „poza wszelkimi podejrzeniami”. Skąd wzięła się ta piękność w tak ponurym miejscu jak areszt imigracyjny?

        Była córką notabla partyjnego z czasów Ceausescu. Kiedy ten rumuński satrapa został zamordowany przez swoich rodaków, jego adiutanci albo połapali nowe stanowiska, albo sprywatyzowali dla siebie firmy państwowe, a część zwiała za granicę. Rodzina Savy podzieliła się na prawie dwie równe części. Jedni wyjechali za granicę, zabierając ze sobą, co się dało jeszcze wyszabrować ze stojącego na skraju bankructwa kraju, a część pozostała, obławiając się, jak się dało. Ojciec Savy pozostał, dostrzegając dla siebie możliwości robienia dalszej kariery w nowej rzeczywistości. Był jakby w drugim szeregu notabli, a więc nie dotknęły go czystki. Wręcz odwrotnie, zajął eksponowane stanowisko w nowej administracji, a później zaczął robić interesy. 

        W ogarniętym nędzą kraju jego ukochanej córeczce niczego nie brakowało. Wyrastała na piękność. Od najmłodszych lat uczęszczała do szkoły baletowej, a później do szkoły dla modelek. Pobierała dodatkowe nauki języków obcych, w tym angielskiego. Ukończyła szkołę średnią i trzeba było zdecydować, co dalej robić. Kraj nadal nie wydobywał się z zapaści. 

        Krewni z Kanady słali listy, opisując swoje sukcesy. Okazało się, że na fali akceptacji tych, którzy byli prześladowani w Rumunii w czasach komunistycznych i oni zdołali przekonać kanadyjskich oficerów imigracyjnych, że też cierpieli w tym nieludzkim ustroju, mimo że stanowili jego elitę. Po kilku latach mieli już to wszystko za sobą i stali się pełnoprawnymi obywatelami Kanady. Zaprosili do siebie Savę. 

        Ta, kiedy przyleciała do Toronto w wieku 18 lat, już wzbudzała zachwyt środowiska, w którym obracali się jej krewni. Ci postanowili wykreować ją na modelkę. Dawała sobie dobrze radę z językiem. Posłali ją na kurs modelek, nawiązali kontakty z agencją kreującą modelki i się udało. Stała się wschodzącą gwiazdą w tym zawodzie w Kanadzie. To pięcie się w górę trwało pięć lat.

        Radal, która miała dodatkowe imiona-nazwiska Mohamed Hussain (trudno było rozwikłać, co jest co), przybyła do aresztu tydzień wcześniej. Też wzbudziła zachwyt, szczególnie wśród blisko- i dalekowschodnich pracowników aresztu, jak również aresztantów pochodzących z tego regionu. Uśmiech nie znikał z jej twarz, kiedy tylko zobaczyła mężczyznę. Ale i w stosunku do kobiet była miła. Pochodziła z Iranu, a konkretnie z Teheranu. Miała piękne, ale lekko zaokrąglone kształty, z obfitymi, pięknymi piersiami. Nie była wysoka, raczej średniego wzrostu. Twarz miała charakterystyczną dla Iranek lub Arabek: lekko śniada, piękne, czarne oczy, kruczoczarne włosy. 

        Kobiety z tego regionu świata zwykle przybywały do aresztu imigracyjnego zakutane w jakieś burki. A nawet jeśli te bardziej wyzwolone m.in. z uwagi na dłuższy pobyt w krajach Zachodu zrzucały swoje tradycyjne stroje, to jednak zwykle nie zmieniały podstawowego obyczaju: trzymania się na dystans w stosunku do mężczyzn. Wychowanie religijne i obyczaje panujące w środowisku muzułmańskim każą kobietom czekać z nadzieją na tego jedynego, który zabierze je, jeśli nie do haremu, to w każdym razie za silnie strzeżone wrota czy dobrze zamknięte drzwi. I znowu, może to się obecnie zmienia w kolejnym pokoleniu muzułmanek już urodzonych w krajach Zachodu, ale te, które przybywają z krajów swojego urodzenia, są do wszystkiego, a szczególnie w stosunku do mężczyzn, na dystans. 

        Radal stanowiła jakby zaprzeczenie tego wszystkiego. Już na wstępie zapytała, czy w areszcie są mężczyźni pochodzący z Iranu, Iraku lub Afganistanu. Następnie otwarcie zwracała się do strażników mężczyzn z prośbą, czy mogliby jej pomóc w dostaniu się do jej bagażu (który był przechowywany w zamknięciu), gdyż potrzebuje drugiego biustonosza. To od razu kierowało wzrok zapytanych na jej obfity biust. Ona wyraźnie się tym delektowała. Miała świadomość swojej urody, pięknych kształtów. Wyzywająco poruszała lekko biodrami, chodząc nawet w prostych sandałach. Skąd wzięła się ta około 25-letnia kobieta, o tak odmiennym zachowaniu w stosunku do swoich rodaczek? 

        Opowiadał mi kiedyś znajomy, że kiedy leciał z Londynu do Teheranu, to był świadkiem pewnej metamorfozy. Do samolotu wsiadło kilkadziesiąt młodych Iranek ubranych w stroje europejskie, umalowanych, wesołych, rozbrykanych. Najprawdopodobniej studentki wracające do domu na stałe lub na wakacje. Z jednego artykułu, chyba zamieszczonego w „Timesie”, wyczytałem, że w Anglii dziewczęta te toczą dość swobodne życie erotyczne. Jakby odbijały sobie za uciemiężenie ich matek i babek. Jak opowiadał dalej mój znajomy, kiedy samolot zbliżał się do stolicy Iranu, wszystkie te dziewczęta ustawiły się w kolejce do ubikacji i po chwili wychodziły ubrane w burki. Stawały się niewidocznymi dla świata żywymi mumiami. 

        Radal była jedną z takich Persjanek. Wykształcona w Teheranie i na uniwersytecie londyńskim. Pochodziła z dość dobrze sytuowanej rodziny, którą było stać na wysłanie jej na studnia za granicę. Miało to się zakończyć dobrym wyjściem za mąż za równie dobrze wykształconego na zagranicznych uniwersytetach młodego muzułmanina. Radal jednak poszła trochę dalej niż jej wracające w pokorze do kraju rodaczki. Ona odmówiła powrotu do kraju. Zasmakowała w wolności. Postanowiła wykorzystać też swoją urodę. Faktycznie, dawała sobie jakoś radę, głównie zmieniając łóżka kolejnych partnerów. Zwykle te związki trwały po kilka miesięcy. Nie była to jeszcze prostytucja, ale coś na pograniczu tego. W końcu Radal postanowiła dokonać jakiejś zmiany w swoim życiu. Postanowiła spróbować nowego w Kanadzie. 

        Na lotnisku torontońskim oświadczyła, że chciałaby tutaj zostać na stałe. Została zatrzymana i odesłana do aresztu. Początkowo traktowała to bez urazy. Uważała, że jakoś zdoła rozwikłać ten problem. Jej twarz stawała się jednak coraz bardziej pociągła, kiedy wracała z kolejnych spotkań z oficerem imigracyjnym, czy też z rozpraw imigracyjnych. Nie miała nikogo, kto by zapłacił za nią kaucję, co by pozwoliło jej wyjść na wolność i oczekiwać na rozstrzygnięcie o swoim losie. Zalotność Radal do mężczyzn też jakby przygasła. Może początkowo myślała, że tą drogą zdoła załatwić swoje sprawy. Po trzech miesiącach pobytu w areszcie została w końcu odesłana do Iranu. 

        Krótko dzieliła ona los z Savą. Ta ostatnia bowiem miała cały wianek osób, które zaczęły bombardować władze imigracyjne. Intensywnie zaczął pracować wynajęty adwokat. Sava została zatrzymana w areszcie, bowiem odmówiła powrotu do swojego rodzinnego kraju. Upierała się, że musi jej być przyznany status uciekiniera, a w każdym razie po pięciu latach pobytu w Kanadzie i ustabilizowaniu się tutaj, ma prawo być zaakceptowaną na stałe. To nie przekonywało oficerów imigracyjnych. Na pierwszej rozprawie, w trzy dni po aresztowaniu, sędzia imigracyjny został tak przyduszony argumentami dobrego i drogiego adwokata, że zgodził się na wypuszczenie Savy na wolność za wysoką kaucją. Trudno przewidzieć jej dalszy los. Może zdecyduje się w końcu wyjść za mąż za jednego z licznych adoratorów? 

                                                        Aleksander Łoś

Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.