Stolicą takiej roponośnej prowincji jest miasto o nazwie Biafra. Już od lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku trwają tam konflikty między władzami centralnymi, a grupą plemion, które walczą o niezależność prowincji. Walki wybuchają z dużą gwałtownością i przygasają.
W jednym z miasteczek „powiatowych” tej prowincji urodzili się bohaterowie tego opowiadania. Napoleon był jednym z synów robotnika budowlanego. Była to rodzina chrześcijańska. Był to efekt pracy misyjnej jednego z wyznań protestanckich. Napoleon ukończył szkołę średnią i podjął pracę jako sprzedawca pamiątek i zabawek elektronicznych dla dzieci. Żył skromnie, ale bez większych problemów.
Któregoś dnia pojechał do miasta stołecznego swojej prowincji. Spotkał tam kolegę szkolnego, który opowiedział mu o swoim zaangażowaniu w organizacji opozycyjnej do władz centralnych, która za cel miała oderwanie tej prowincji i utworzenie samodzielnego, niezależnego państwa. Zabrał następnie Napoleona do siedziby władz centralnych nazywanej Pałacem Wolności. Tam Napoleon został przedstawiony jednemu z liderów organizacji. Po dłuższej rozmowie oświadczył, że chciałby przystąpić do ruchu. Dano mu do wypełnienia kwestionariusz, zrobiono zdjęcie i za dwa tygodnie otrzymał pocztą legitymację przynależności.
Zaczął działać. Głównie zajmował się rekrutacją nowych członków, agitacją, rozprowadzaniem materiałów propagandowych, czyli sferą polityczną. Ale inni członkowie organizacji, w tym wielu namówionych przez niego młodych ludzi, wstąpiło do milicji tej organizacji. Organizowali zamachy na lokale państwowe, na „oficjeli” rządowych i partyjnych. Policja deptała im ciągle po piętach. Gmach władz centralnych organizacji był miejscem ciągłych przeszukań przez policję, która raz nawet podpaliła ten budynek. Został on jednak po kilku miesiącach odbudowany. Zebrania, te najbardziej tajne, odbywały się zresztą nie w tym budynku, który był pod ciągłą obserwacją policji. Napoleon przyjeżdżał kilkakrotnie na takie zebrania, szczególnie, kiedy po roku aktywnej działalności został liderem w swoim regionie.
Przez dwa lata udawało mu się uniknąć wpadki, bądź zainteresowania swoją osobą przez policję. Sytuacja się jednak zmieniła po serii ataków militarnego skrzydła jego organizacji na „oficjeli” rządowych. Policja wzmogła pracę inwigilacyjną. Wykryto, jaką funkcję pełni ten spokojny, w zachowaniu podobny do zakonnika, 25-letni Napoleon. Został kilkakrotnie zatrzymany przez policję, pobity, w jego domu robiono systematycznie rewizje. Sytuacja stawała się co raz groźniejsza.
W tej atmosferze szukał schronienia w domach swoich kolegów. Kiedy przebywał u jednego z nich, na zorganizowane przez młodzież przyjęcie przybyła Józefina. Była to około 18-letnia dziewczyna, Murzynka, o średniej urodzie. Od razu przypadli sobie do gustu. Przerodziło się to w romans trwający kilka miesięcy. Pewnego dnia Józefina powiedziała Napoleonowi, że jest z nim w ciąży. Miał to być pierwszy miesiąc. Uzgodnili, że pobiorą się za kilka miesięcy, tuż po urodzeniu się dziecka. Problemem było to, że ojciec Józefiny był szefem kadr miejscowych pól wydobycia ropy naftowej, a więc szychą, a w dodatku radykalnym muzułmaninem.
Tuż po rozmowie z Józefiną Napoleon dostał „cynk”, że policja go szuka, aby go aresztować. Zwierzchnicy partyjni doradzili mu, aby zwiewał. Pomogli mu uzyskać „lewy” paszport, kupili bilet lotniczy i Napoleon wylądował w torontońskim porcie lotniczym. Tutaj od razu opowiedział oficerowi imigracyjnemu o swoich przejściach i poprosił o przyznanie mu statusu uciekiniera politycznego. Napoleon jednak nie miał dokumentów potwierdzających jego tożsamość. Nadto w tym czasie kanadyjskie władze imigracyjne miały sporo kłopotów z zalewem młodych Nigeryjczyków podających się za uciekinierów politycznych, gdy tymczasem wielu z nich było zwykłymi przestępcami, umykającymi przez sprawiedliwością w rodzinnym kraju. Na wszelki wypadek wiec zamknięto Napoleona w areszcie imigracyjnym.
Nie miał nikogo, kto by wystąpił przez sędzią imigracyjnym z propozycją zapłacenia za niego kaucji tak, aby mógł być zwolniony z aresztu. Z kolei, po kilku miesiącach, odmówiono Napoleonowi przyznania statusu uciekiniera politycznego. Uzyskał jednak pomoc prawną. Jego pełnomocnik wystąpił o zmianę decyzji do IRB (Immigration Refugee Board). Pierwsze przesłuchanie trwało trzy godziny. Wyglądało na to, że Napoleon jest na dobrej drodze do osiągnięcia swojego celu. Zdołał, za poradą swojego doradcy prawnego, uzyskać paszport, metrykę urodzenia, dokument potwierdzający jego przynależność do ruchu narodowo-wyzwoleńczego. I nagle pojawiła się nowa, nieoczekiwana okoliczność.
Okazało się, że w Kanadzie przebywa Nigeryjka z małą córeczką, która stara się o status uciekiniera politycznego podając, że jej narzeczonym jest Napoleon, który nadto jest ojcem jej dziecka. Kiedy sędzia IRB uzyskała tę wiadomość zarządziła połączenie dwóch spraw. Wówczas doradca Napoleona zrezygnował z reprezentowania go twierdząc, że wystąpił konflikt interesów. Okazało się, że sam pochodząc z Nigerii, prowadził również sprawę Józefiny, nie informując wzajemnie obojga ich o tym, że druga strona przebywa na terytorium Kanady.
W kłopotliwej sytuacji znalazł się też Napoleon. Twierdził bowiem wcześniej przed organami imigracyjnymi, że nie ma potomstwa. Nie wspominał o swoich związkach z Józefiną. Ona natomiast w swoim wniosku o przyznanie jej (i w konsekwencji dziecku) statusu uciekiniera nic nie wspomniała o zaangażowaniu Napoleona w działalność polityczną. Sama, jako motyw ucieczki i obawy przed powrotem podała obawę o życie, wobec gróźb jej ojca, że ją i jej córeczkę zabije, bo nie tylko, że dziecko pochodzi z nieprawego łoża, to nadto ojcem tej dziewczynki (też niefart, lepiej aby był to chłopiec) jest jakiś biedak, wywodzący się z innego niż ona plemienia, a nadto chrześcijanin.
Napoleon, który znosił z godnością trudy pobytu w areszcie imigracyjnym zrozumiał, że mogą wystąpić kłopoty z uzyskaniem przez niego statusu uciekiniera. Wprawdzie przez ostatnie miesiące czytał systematycznie Biblię, prasę angielskojęzyczną, oglądał telewizję, rozmawiał ze współtowarzyszami niedoli. Ale czekał z niecierpliwością na spotkanie ze swoją narzeczoną. Zrozumiał, że ona podążyła za nim do Kanady.
Spotkanie nastąpiło w trybunale imigracyjnym (IRB). On przywieziony z aresztu w kajdankach. Ona przyjechała z Hamilton do Toronto, pozostawiając po raz pierwszy swoją córeczkę pod opieką koleżanki. Mieszkała w mieszkaniu subsydiowanym przez rząd kanadyjski i otrzymywała kilkaset dolarów miesięcznie na swoje, i swojej córeczki utrzymanie.
Dla Napoleona to przesłuchanie było trudniejsze niż pierwsze. Wyczuwał, że sędzia jakby z większym krytycyzmem odnosiła się do jego zeznań. Poddawała w wątpliwość to co mówił. Wątpiła w prawdziwość przedłożonych przez niego dokumentów. Sprawdzała ze skrupulatnością wszystkie szczegóły.
Podobnie, szczegółowo przesłuchana została Józefina. Szczerze wyznała to co przeszła na skutek swojego związku z Napoleonem. Powiedziała, że nie mówiła o sprawach politycznych swojego narzeczonego bo prawdę mówiąc, nie znała szczegółów. W jej kraju, mimo wyraźnego postępu, ale nadal kobieta, a szczególnie wychowana w kulturze muzułmańskiej, nie bardzo wtrąca się do spraw mężczyzn. Wprawdzie jej religijność nie była głęboka, tak, że w Kanadzie zupełnie przestała nosić ubiory typowe dla muzułmanek.
Oboje oświadczyli, że chcieliby się pobrać i żyć jak normalna rodzina, z dala od konfliktów plemiennych, religijnych i kulturowych, jakie występują w ich rodzinnym kraju. Twierdzili, że gdyby zostali wysłani z powrotem do Nigerii, to groziłyby im prześladowania, więzienie, a być może śmierć. Prosili o umożliwienie im pozostania w Kanadzie.