Bogdan ukończył w Polsce informatykę i uzyskał stosunkowo dobrą pracę państwową. Dostał jednak zaproszenie od brata swojego dziadka osiadłego w Kanadzie od wielu lat, do odwiedzenia go. Spakował się więc i przyleciał do Toronto. Stąd został zabrany do London, gdzie mieszkał jego stryj-dziadek. Bogdan zamieszkał u niego i dość szybko dostał pracę w firmie remontowo-budowlanej.
Po roku harówki zaczął nawiązywać kontakty poprzez Internet. Była to dla niego forma rekreacji i zalążkowego wykorzystywania wiedzy, którą posiadał, a której nie mógł użyć w nowo wykonywanej w Kanadzie pracy. Po jakimś czasie zaczął często „plotkować” z młodą Polką zamieszkałą na stałe w Kitchener. Okazało się, że mają dużo wspólnych tematów, bo ona bardzo tęskniła za miastem, z którego on pochodził i skąd dość niedawno przyleciał. Po miesiącu spotkali się. Potem było jeszcze kilka spotkań.
Zakochali się w sobie. Bogdan dowiedział się, że Kasia ma jednorocznego synka z Kanadyjczykiem, który to związek rozpadł się przed pół roku. Bogdan, zauroczony dość ładną kobietą, młodszą od niego o kilka lat, oświadczył się jej i oświadczyny te zostały przyjęte. Został przedstawiony rodzicom Kasi, która była ich jedynaczką i oczkiem w głowie. Ubolewali oni nad tak fatalnym startem życiowym ich „perełki”. Po pewnych wahaniach zaakceptowali Bogdana jako męża ich córki.
Odbył się ślub i państwo młodzi zamieszkali w wynajętym i opłacanym przez Bogdana mieszkaniu w Kitchener. Kasia pracowała na pół etatu, a w czasie pracy opiekę nad jej synkiem sprawowała jej matka. Bogdan znalazł drugą pracę. Pracował na noc i na ranną zmianę. Wieczorami spał 4-5 godzin, a głównie odsypiał zaległości w weekendy.
Zwracał się kilkakrotnie do żony o pójście do urzędu imigracyjnego, celem wypełnienia dokumentów ws. sponsorowania go. Miał świadomość, że przebywając nielegalnie w Kanadzie, naraża się na aresztowanie i wydalenie. Każda taka rozmowa kończyła się awanturą. Kasia bowiem twierdziła, że celem ożenienia się Bogdana z nią była możliwość uzyskania przez niego stałego pobytu w Kanadzie. Nawet kiedy zaszła w ciążę, nie zmieniła zdania. Na miesiąc przed rozwiązaniem wyprowadziła się do swoich rodziców.
Kiedy urodziła synka, Bogdan przyniósł jej kwiaty i 3500 dolarów na wyprawkę i koszty utrzymania dziecka. Pieniądze zostały przyjęte, ale on został nieomal wypchnięty przez żonę za drzwi. Mieszkał sam. Pracował i ciągle liczył, że żona się opamięta i wróci do ich wspólnego mieszkania, które umeblowali razem, ale wyłożył na to pieniądze Bogdan, bo zarobki Kasie były dość marne. Nie doczekał się.
Po miesiącu po urodzeniu się synka spotkał przypadkowo żonę na spacerze z dzieckiem. Podszedł do niej i spytał, jak synek ma na imię. Nie odpowiedziała mu. Wtedy próbował zajrzeć do wózka, aby go zobaczyć. Została przez Kasię odepchnięty i zaczęła krzyczeć, że ją napastuje. Zwróciło to uwagę przechodniów. Bogdan poczuł się nieswojo. Wiedział, co mu może grozić, jeśli znajdzie się w pobliżu policjant. Powiedział tylko żonie, że idzie do urzędu miasta (który był w pobliżu), aby uzyskać wyciąg z aktu urodzenia dziecka i będzie walczył o uzyskanie prawa widywania go.
Nie oglądając się za siebie, szybko oddalił się z miejsca scysji z żoną. W urzędzie miasta udał się do właściwego pokoju. Kiedy oczekiwał na swoją kolejkę, został poproszony o wyjście przez dwóch policjantów. Kiedy wyszedł z nimi na zewnątrz, to spotkał tam Kasię, która w gwałtowny sposób tłumaczyła policjantom, że ten jej mąż, z którym jest w separacji, ją napastuje w miejscach publicznych, śledzi ją i grozi. Powiedziała też im, że jest on w Kanadzie nielegalnie i że powinien być jak najszybciej wydalony. Policjanci po dokonaniu czynności sprawdzających odwieźli Bogdana do miejscowego więzienia, skąd na drugi dzień został przewieziony do torontońskiego aresztu imigracyjnego.
Bogdan zaczął analizować swoją sytuację. Zorientował się, że walka o pozostanie w Kanadzie, przy tak negatywnym stosunku do niego żony, nie ma sensu. Dowiedział się wcześniej od ojca pierwszego dziecka Kasi, że to ona zerwała z nim związek. Też miał on trudności z uzyskaniem od niej jakiejkolwiek informacji o dziecku. Nie dbała nawet o alimenty. Tej rozpieszczonej i egocentrycznej jedynaczce pomagali nadal rodzice.
W czasie jednej z rozmów z żoną ujawniła ona chęć wyjazdu z Bogdanem do Polski, celem stałego tam zamieszkania. Bogdan tłumaczył jej, że warunki ich życia w Polsce byłyby dużo trudniejsze. Bogdan miałby trudności z odzyskaniem poprzedniej pracy, a w Kanadzie wprawdzie nie pracował w swoim zawodzie, ale zarobki z dwóch prac dawały jego rodzinie możliwości życia na co najmniej średnim poziomie.
Zamierzał kupić samochód. Ale wszystko to zostało pogrzebane przez Kasię. Jego żal do niej był tym większy, że kiedy już się pobrali, zmarł jego ojciec. Bogdan nie mógł polecieć na pogrzeb bo nie miałby już tu powrotu. Uważał, że ważniejsze jest w tym momencie utrwalanie swojego związku małżeńskiego i zapewnienie rodzinie bytu. To głębokie z jego strony wyrzeczenie nie zostało w ogóle docenione przez żonę, która była zapatrzona tylko w swoje egoistyczne problemy.
Bogdan z aresztu szybko nawiązał kontakt ze stryjem-dziadkiem i jego synem, czyli swoim wujkiem. Ten ostatni z kolei nawiązał kontakt z oficerem imigracyjnym, który po analizie sytuacji Bogdana, zgodził się na wypuszczenie go z aresztu za kaucją w kwocie trzech tysięcy dolarów.
Równolegle Bogdan nawiązał kontakt z kolegą z czasów zamieszkiwania w London, który był agentem w biurze podróży, który znalazł Bogdanowi możliwość przelotu do Polski za kwotę 230 dolarów. Skąd ta śmiesznie niska kwota? „Last minute”, czyli wykup okazyjny wolnego miejsca w samolocie odlatującym do Europy za kilka dni. Bogdan polecił koledze, aby kupił mu ten bilet. To też stanowiło argument w rozmowie z oficerem imigracyjnym.
Na drugi dzień do aresztu imigracyjnego przybył wuj Bogdana, który wpłacił żądaną kaucję. Już po godzinie Bogdan był wolny. Miał kilka dni na „zlikwidowanie” swoich spraw. Musiał wymówić wynajem mieszkania, sprzedać czy rozdać meble i ruchomości z mieszkania, spakować się i być gotowym do odlotu.
Ten świetny kandydat na nowego imigranta został pozbawiony szansy normalnego rozwoju w Kanadzie przez nieracjonalne postępowanie żony i matki ich wspólnego dziecka. Należało przypuszczać, że Bogdan, po zalegalizowaniu swojego pobytu w Kanadzie, szybko uzyskałby pracę zbliżoną do swoich umiejętności nabytych w Polsce. A może Kasia w końcu się opamięta? Może konieczność samotnego (nawet jeśli przy pomocy rodziców) wychowywania i utrzymywania dwójki małych dzieci zmieni jej stosunek do człowieka, który był gotów nieść pomoc?
A nade wszystko, jak twierdził Bogdan, oni się autentycznie kochali. Może to uczucie przezwycięży jakieś pokręcone ambicje Kasi, wykorzystującej swoją obecną przewagę nad Bogdanem, wobec posiadania przez nią obywatelstwa kanadyjskiego.
Aleksander Łoś