Już na drugi dzień po przylocie do Kanady Michał zaczął pracę u polskiego rzemieślnika, będąc polecony przez wuja. I na tym skończyła się pomoc tego krewnego. Bowiem kiedy po tygodniu Michał przyniósł pierwszy czek i położył go na stole, wuj zażądał od niego, aby wpłacał zarobione pieniądze na jego konto, gdyż jakoby Michał, nie mając takiego konta, nie mógł realizować czeków. Michał już przez ten pierwszy tydzień zamieszkiwania u wuja wyczuł skąpstwo tego bliskiego krewnego.
Nie dał czeku wujowi, lecz na drugi dzień zrealizował mu go jego kolega z pracy. Tenże kolega też zaproponował Michałowi wspólne zamieszkanie w wynajmowanym przez niego pokoju w suterenie. Michał zgodził się i wyprowadził od wuja, któremu zostawił pewną kwotę za tydzień pobytu u niego. Później spotkał się z wujem jeszcze tylko kilka razy. Na trzynastoletni pobyt w Kanadzie nie były to zbyt częste kontakty.
Michał przyleciał do Kanady, kiedy już zniesiona została specjalna szybka ścieżka akceptacji wniosków Polaków o przyznanie im prawa stałego pobytu w Kanadzie. Dokonujące się w Polsce zmiany polityczne spowodowały, że Polacy musieli przedstawiać dowody dające podstawy do przyznania im statusu uciekiniera. Tuż przed wygaśnięciem ważności półrocznej wizy turystycznej Michał udał się do agenta imigracyjnego (polskiego pochodzenia), który za kilkusetdolarową opłatą wypełnił mu wniosek o nadanie mu statusu stałego rezydenta Kanady. Później jeszcze dwukrotnie Michał kontaktował się z tym agentem, bo trzeba było coś tam jeszcze uzupełnić, za każdym razem ponosząc dodatkowe opłaty za poradę i czynności tegoż agenta. Cała procedura trwała cztery lata, do momentu wydania decyzji odmownej. W tym czasie Michał miał zezwolenie na pracę. Pracował więc legalnie po kolei w różnych firmach, w tym czasami w dwóch czy trzech jednocześnie. Bywały krótsze i dłuższe okresy, że pracował siedem dni w tygodniu. Ale były też okresy, że nie miał pracy, szczególnie zimą. Wtedy musiał żyć z wcześniejszych zapasów. Nadto Michał wysyłał żonie pieniądze na utrzymanie ich jedynej córki, która ciągle się uczyła. Tak więc Michał, nie żyjąc w biedzie, jednocześnie nie mógł wyraźnie poprawić swojego bytu. Pewna odmiana nastąpiła, kiedy dostał stałą pracę w torontońskim oddziale IKEA. Jego kanadyjskie doświadczenie, wzmacniające te umiejętności rzemieślnicze, które miał przed przylotem tutaj, zostały docenione przez zwierzchników. Bo Michał wprawdzie został zatrudniony jako instalator piecyków elektrycznych, ale często wiązało się to z wykonaniem dodatkowych prac adaptacyjnych w pomieszczeniach, gdzie miały one być zainstalowane. Szczęśliwie się złożyło, że pracę tę Michał uzyskał jeszcze przed wygaśnięciem zezwolenia na pracę w Kanadzie. W dokumentach firmy więc wszystko grało. Później, w czasie dziewięcioletniego stażu w tej firmie, który prawie się pokrywał z okresem nielegalnego pobytu Michała w Kanadzie, nikt go już o żadne dodatkowe dokumenty, czy zezwolenia nie pytał. W ostatnich latach pracy szefem Michała był Polak, który wcale nie traktował Michała ulgowo przez fakt, że pochodzili z tego samego kraju. Był on wymagający, ale jednocześnie doceniał to, że miał w swojej ekipie taką „złotą rączkę”. Bo prawie niemówiący na początku po angielsku Michał, był wysyłany do najtrudniejszych instalacji i po wykonaniu przez niego tych prac, nigdy nie było skarg ze strony klientów.
Po ośmiu latach pobytu Michała w Kanadzie przybyła tu również jego córka. Ale jej sytuacja była od początku jasna. Otrzymała natychmiast prawo stałego pobytu, ponieważ wyszła za mąż za obywatela Kanady, którym był Polak z pochodzenia, który przybył tutaj jako malutkie dziecko. Tak więc Michał z ośmioletnim stażem w Kanadzie musiał unikać wpadki, aby nie być wydalony, a jego córka rozpoczęła natychmiast karierę. Po opanowaniu języka dostała dobrą pracę i wraz z mężem używała życia. Nie śpieszyli się z decyzją o potomstwie. Zbyt byli zajęci sobą i karierą. Michał nie zmienił mieszkania. Przyzwyczaił się do miejsca i ludzi. Wprawdzie córka raz wspomniała o możliwości zamieszkania ojca z nią i jej mężem, ale zrobiła to chyba tylko dla pozorów, bez przekonania. Michał to rozumiał i nie miał pretensji do córki, tym bardziej że przez osiem lat była wychowywana tylko przez matkę. Michał uważał, że po tak długiej rozłące z żoną ich związek rozpadł się. Żyli w separacji. Żadne z nich nie wystąpiło o rozwód, bo nie było to im potrzebne. Michał nie był „babiarzem”. Przez okres trzynastu lat pobytu w Kanadzie żył w związkach konkubenckich dwukrotnie. Oba te związki trwały po około roku każdy.
Jako samotny mężczyzna, spędzał weekendy (jeśli nie pracował) w sposób typowy dla podobnych jemu „singli” – dość ostro popijając. Ale w odróżnieniu od wielu degeneratów, Michał pił za swoje i zwykle w lokalach. Melin się brzydził. Kontrolował się nadto, tak że nie wpadł w alkoholizm. Pomagał mu w tym fakt częstej pracy „na okrągło”. Któregoś dnia jechał samochodem, który był zarejestrowany na jego córkę, przez dzielnicę w Toronto niecieszącą się dobrą sławą. Zamieszkana głównie przez Murzynów z Jamajki, sprawiała problemy stróżom prawa, którzy patrolowali ulice intensywniej niż w innych rejonach miasta. W pewnym momencie wyprzedził Michała samochód policyjny z włączonymi światłami alarmowymi. Początkowo Michał nie zorientował się, o co chodzi. Ale samochód policyjny blokował mu jazdę i policjant ręką wskazał mu, aby zjechał na pobocze. Była to rutynowa kontrola. Policjanci sprawdzili prawo jazdy Michała, skonfrontowali jego dane z danymi o nim w komputerze i już wiedzieli, że jest poszukiwany od lat przez urząd imigracyjny. Michał został zabrany na komendę policji, a stamtąd przewieziony został przez dwóch oficerów imigracyjnych do pobliskiego aresztu imigracyjnego.
Początkowo był przekonany, że to już kres jego pobytu w Kanadzie, że i tak udało mu się długo tutaj pobyć. Czas było wracać do Polski. Ale po zebraniu informacji zaczął dzwonić do córki, a ta do oficera imigracyjnego w areszcie. I doszło do ugody. Oficer imigracyjny zgodził się wypuścić Michała na wolność po wpłaceniu kaucji w kwocie pięciu tysięcy dolarów. Wpłaty dokonała w tym samym dniu córka Michała. Warunkiem wypuszczenia na wolność było meldowanie się co dwa tygodnie w biurze imigracyjnym i zakaz pracy w Kanadzie.
Na odchodnym oficer imigracyjny poinformował go nadto, że jako ojciec jedynego dziecka, które przebywa na stałe w Kanadzie, ma on możliwość ubiegania się o pobyt stały. Musi z takim wnioskiem wystąpić do władz imigracyjnych jego córka. Michał aż nie dowierzał. Tyle lat ukrywania się, niepewności, a tu takie proste rozwiązanie życiowych problemów. Bo Michał, 53-letni mężczyzna, miał świadomość, że kariery to on już w Polsce nie zrobi, a nawet miał obawy, czy uzyska jakąkolwiek pracę. Tutaj, w Kanadzie, już miał wyrobioną markę, znał standardy, wiedział jak się obracać.
Miał jeszcze kilka problemów do pokonania, ale najprawdopodobniej uzyska status stałego rezydenta Kanady.
Aleksander Łoś