Po napaści Niemiec na Związek Sowiecki – po drugiej stronie granicy zaczął się gwałtowny pobór do wojska. Wieści te przenikały przez granicę. Ojciec Alego, już żonaty, posiadający już pierwszego potomka, zdecydował wspomóc osobiście imperium sowieckie. Przeniknął przez granicę i wstąpił do Armii Czerwonej. Był on rosły, silny, a przy tym sprytny, tak więc szybko awansował do stopnia sierżanta i dowódcy plutonu. Dowodził zwykle Azjatami, z którymi dotarł aż do Niemiec. Poużywali sobie „bojcy” w tym „zdobycznym” kraju, ale później zostali odesłani w swoje rejony zamieszkania. Ojciec Alego, poznając zasady funkcjonowania imperium komunistycznego od środka, stracił entuzjazm do kontynuacji swojego dla niego wsparcia, tym bardziej że w czasach pokojowych już nie można było korzystać z tej swobody, którą on i jego podkomendni mieli w okresie wojny. Zwolnił się więc z wojska i przeniknął ponownie przez granicę.
Po powrocie do domu zabrał się ostro do pracy, czego owocem były przychodzące co roku na świat dzieci. Później nawet te przerwy między porodami się zagęściły, bo dobrał sobie drugą żonę, z którą też nie próżnował, mnożąc wyznawców Allaha. Po śmierci pierwszej żony ożenił się z matką Alego, z którą miał trzy córki i czterech synów, w tym Alego, jako ostatniego.
Kiedy wojska sowieckie przybyły z „bratnią pomocą” do Afganistanu, ojciec Alego przywitał je z radością, oddając im różne usługi. Korzystał w związku z tym z różnych przywilejów, a głównie handlował półlegalnie i całkiem nielegalnie ze skorumpowanymi oficerami, którzy sprzedawali sprzęt i materiały wojenne i kupowali chętnie alkohol i inne produkty, które było trudno dostać w ich kraju. Ta współpraca Turka z najeźdźcami nie podobała się miejscowej ludności. Kiedy Sowieci zostali przegnani, powstańcy afgańscy oczyszczali własne środowisko ze sprzedawczyków. Dopadli oni matkę Alego, jego starszego brata i siostrę, których zamordowali. W wieku dziesięciu lat Ali stał się zupełnym sierotą. Przygarnęła go rodzina jednego z jego starszych braci, który z kolei był po stronie talibów, a więc nie miał on problemu z nową władzą.
Rodzina nie bardzo była przejęta kształceniem Alego. Zakończył on edukację w wieku 14 lat. Szybko doszedł do wniosku, że realną wartość mają pieniądze i siła. Co do pierwszych, to zdobywał je jeszcze na niedużą skalę. Natomiast większość wolnego czasu poświęcał na ćwiczenia fizyczne. Przybywało mięśni i siły, co stawiało go w gronie przywódców młodzieżowego gangu w jego rodzinnym mieście. Ale Ali marzył o wyrwaniu się z tego środowiska. Wiedział, że jest Turkiem, a w rozmowach rodzinnych Turcja była kreślona jako kraj szczęśliwości.
Mając osiemnaście lat ,Ali zaczął swoją wędrówkę po świecie. Nie miał jakichkolwiek dokumentów. Ale wykorzystując fakt, że granice nie były szczelnie strzeżone, w okresie walk wszystkich ze wszystkimi, przeniknął on najpierw do Iranu, a następnie do Turcji. Tu zabawił dwa lata. Wydawało mu się, że zostanie tu przyjęty z otwartymi ramionami, jako wracający z wygnania wierny wnuk tej ziemi. Rzeczywistość okazała się mniej radosna. Nikt mu niczego nie darował. Musiał harować na kawałek chleba. Czasami musiał coś ukraść, aby mieć co włożyć do ust. Przesiedział też kilka razy w areszcie policyjnym, gdzie nie tylko słownie przekonywano go do powrotu do rodzinnego Afganistanu. Był on bowiem Turkiem, ale tym gorszym, afgańskim. Dano mu to odczuć wielokrotnie.
Ali postanowił ruszyć w dalszy świat. Ale do tego potrzebne były mu dokumenty. „Pracował” nad tym przez miesiąc. W końcu przydybał młodego turystę brytyjskiego, którego dotkliwie pobił w ciemnej ulicy i ograbił go z dokumentów i pieniędzy. To dość długie tropienie właściwego kandydata wynikało też z tego powodu, że Ali szukał osobnika bardzo podobnego do siebie. I w końcu znalazł.
Z brytyjskim paszportem Ali bez problemu znalazł się na terytorium Anglii. Tutaj zabawił kilka miesięcy. Poduczył się języka. Trochę pracował i trochę się szwendał. Z kolei odwiedził on prawie wszystkie kraje Europy Zachodniej. Zatrzymał się trochę dłużej we Francji. Tutaj, dla podreperowania swojego budżetu dokonał kilku napadów na turystów. W końcu wpadł. Policja dała mu do wyboru: albo sąd i więzienie, albo Legia Cudzoziemska. Ta druga propozycja była niewątpliwie związana z silną budową fizyczną Alego. Zgodził się on wstępnie na tę propozycję, ale w drodze do obozu treningowego zbiegł. Na szczęście dla niego schował on wcześniej swój brytyjski paszport w skrytce, tak więc po dostaniu się do tego miejsca i zabraniu paszportu i pieniędzy udał się on niezwłocznie na lotnisko i kupił bilet do Kanady. Wiedział on bowiem, że będzie już wkrótce poszukiwany przez francuską policję.
Kiedy Ali postawił nogę na ziemi kanadyjskiej to po wstępnym przesłuchaniu i ujawnieniu przez oficera imigracyjnego, że nie jest on tym, którego dane widnieją w paszporcie, został on aresztowany i odesłany do aresztu imigracyjnego. Tutaj zaczął poszukiwać wsparcia u osób ze swojego środowiska, których telefony uzyskał w czasie swojej wędrówki po świecie. Nie bardzo byli oni chętni do udzielenia mu pomocy. Ali znosił to godnie. Nie zaniedbał on tego, co uważał za najważniejsze: ćwiczeń fizycznych.
Był dumny ze swojej budowy i na tle innych aresztantów wyglądał jak heros.
Wykorzystywał każdy możliwy sprzęt do swoich ćwiczeń. Ale tego nie było wiele. Ciągle robił po 50 pompek z klaskaniem w obie ręce po każdych pięciu ugięciach i wyprostowaniach rąk. Któregoś dnia wykorzystywał jako oparcie do swoich pompek krzesła w stołówce przymocowane do podłóg. Krzesła te skrzypiały pod jego ciężarem. Usłyszał to strażnik. Kiedy zobaczył, że pod ciężarem masy Alego sprzęt może ulec uszkodzeniu, zabronił Alemu wykonywania tych ćwiczeń w stołówce. Ali próbował protestować, posługując się swoim jeszcze dość prostym angielskim, ale strażnik nie ustąpił. Kiedy przybył kierownik zmiany, strażnik nawet uzyskał od niego wsparcie do swojej decyzji i Ali został surowo napomniany, aby nie niszczył mebli dla swoich ćwiczeń.
Ali nie nawiązywał bliższych kontaktów z innymi wyznawcami Allaha, których było sporo w areszcie i którzy jawnie odprawiali modły w przypisanym czasie. On to wszystko lekceważył, w tym również dietę przypisaną dla przykładnych muzułmanów. Ali był bowiem ateistą islamskim albo nihilistą, czyli osobnikiem nieprzywiązanym do nikogo ani niczego.
Pobyt Alego w areszcie się przedłużał. Nie miał bowiem ani jednego prawdziwego dokumentu. Należało więc uzyskać dokumenty z Afganistanu, a kraj ten ciągle nie miał zorganizowanej administracji. Ali został poinformowany, że bez wiarygodnych dokumentów nie zostanie wypuszczony z aresztu. Zwrócił się więc sam do brata, który ciągle mieszkał w ich wspólnym miejscu urodzenia, aby ten przysłał mu jego metrykę urodzenia i świadectwo szkolne ze zdjęciem. Trwało to wszystko ponad dwa miesiące, zanim nadeszły te dokumenty. Z kolei władze imigracyjne zwróciły się do konsulatu afgańskiego o wydanie Alemu dokumentu podróży. Trwało to kolejny miesiąc. W końcu trzeba było kupić mu bilet lotniczy na koszt kanadyjskiego podatnika i zarezerwować bilet do Kabulu z dwiema przesiadkami.
Cała procedura trwała ponad cztery miesiące. W końcu nadszedł dzień odlotu. Ali wracał po ponad trzech latach w swoje rodzinne strony.
Nie był tym za bardzo przejęty. Miał już w głowie plany wyrwania się ponownie z pogranicznego miasta afgańskiego i ruszenia w szeroki świat. Uważał, że siła jego mięśni i znajomość angielskiego (choć na średnim poziomie) dają mu ciągle szanse na niezłe urządzenie się. Nie czuł przywiązania do jakiegoś miejsca, a szukał takiego, w którym byłoby mu w miarę wygodnie, czyli lekko żyć.
Aleksander Łoś