farolwebad1

A+ A A-

Opowieści z aresztu deportacyjnego: Trójka z dodatkiem

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

        Ten układ przypominał ten z „Trzech muszkieterów” Dumasa, tylko ten jeden (w odróżnieniu od D’Artagnana) w tym wypadku był najstarszy z nich, najbardziej doświadczony i najmniej wyrywny. On był ich cichym doradcą, nie ryzykował, czekał ciągle na swoją szansę. Gdy pozostali zamieszkiwali w jednym pokoju, to ten jeden w innym i kiedy doszło do wpadki, to był poza podejrzeniem. Co ich głównie łączyło? Otóż wszyscy byli muzułmanami.

        Pierwszy, niski, około 25-letni, pochodził z Pakistanu. On też był najbardziej z nich religijny. Bił głową o podłogę w przepisanych porach dnia, nie jadł w ogóle mięs. Była to jego pierwsza podróż zagraniczna. Nie mówił po angielsku. Liczył z początku na pomoc dalekich krewnych zamieszkałych od kilku lat w Kanadzie. Kiedy jednak na kolejnych dwóch rozprawach uzyskał decyzję odmowną co do wyjścia na wolność, nawet za kaucją, to zdecydował się partycypować we wspólnym przedsięwzięciu. Zdecydowany był nie wracać do swojego miejsca zamieszkania. Wykształcenie zdobył w szkole religijnej na pograniczu Pakistanu i Afganistanu. Świat zachodni przedstawiany był uczniom tego typu szkół jako siedlisko diabła. Mimo słabej postury był zdecydowany walczyć dla swoich zbożnych celów, ale z uwagi na słabość fizyczną, uznał, że może to robić poprzez własny przykład religijności, a być może poprzez uzyskanie stanowiska mułły w którejś ze świątyń muzułmańskich. Wybrał Kanadę, bo uzyskał informację, że w kraju tym jest duże środowisko muzułmańskie i panuje duża tolerancja dla wyznawców tej religii.

        Drugi pochodził z Indii, ale też był wyznawcą Allaha. Znał dość dobrze angielski, który jest oficjalnym językiem używanym w administracji publicznej, tak więc dzieci uczą się go w szkołach. Ukończył inżynierską szkołę pomaturalną i pragnął wyrwać się z biedy, w której wyrastał. To znaczy nie była to ta skrajna nędza „niedotykalnych” czy innych warstw społecznych w jego rodzinnym kraju, bo wszak rodziców było stać na opłacenie mu szkoły w kraju, w którym ciągle spory procent dzieci w ogóle nie uczęszcza do szkoły, ale właśnie uzyskane wykształcenie gnało go do ułożenia sobie lepszego życia. Zachęcany był też do tego przez rodziców i pozostałe rodzeństwo. Liczyli na to, że podobnie jak niektórzy ich znajomi, i oni podążą za nim, kiedy już uzyska prawo stałego pobytu w Kanadzie.

        O kanadyjskim systemie imigracyjnym oczywiście niewiele wiedziano w tym przeludnionym miasteczku. Wiedziano tylko, że wielu z wylatujących do Kanady już z powrotem nie wraca. Mimo że przyleciał on oficjalnie z wizytą do Kanady, to na pytanie, co chciałby zwiedzać, nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć. Nie miał tu krewnych, a jedynie znajomych rodziców, u których miał się na początku zatrzymać. Wyrazili oni zgodę na to i telefonicznie oświadczyli oficerowi imigracyjnemu z lotniska, że są gotowi utrzymywać swojego krajana w okresie jego jednomiesięcznej wizyty w Kanadzie. On jednak prosił o prawo pobytu przez trzy miesiące. Tego strony jakoś wcześniej nie uzgodniły i wzbudziło to podejrzenie oficera imigracyjnego co do prawdziwych zamiarów przesłuchiwanego i na wszelki wypadek odesłał go do aresztu. Przebywał w tym areszcie już trzy tygodnie i uzyskiwał kolejne odmowy wypuszczenia go na wolność, mimo że znajomi rodziców gotowi byli zapłacić kaucję.

        Trzeci z tej trójki był najmłodszy, bo 21-letni, i pochodził z Afganistanu. Był to osiłek, ciągle ćwiczący swoje ciało. Był świetnie zbudowany. Mówił trochę po angielsku, bo wcześniej przebywał przez kilka miesięcy w Anglii, gdzie mieszkał u swojego starszego brata, który uzyskał w tym kraju prawo stałego pobytu. Odwiedzał też inne kraje europejskie, gdzie wszędzie miał krewnych lub znajomych, którzy gościli go i załatwiali mu różne dorywcze prace. W Kanadzie nie miał bliskich znajomych. Przyleciał tu, bo ciągle w miejscach swojego kolejnego postoju dowiadywał się, że tam są duże problemy z uzyskaniem stałego pobytu, ale jest kraj, gdzie jest to zupełnie proste, to… Kanada. Mimo że pochodził z kraju muzułmańskiego, mimo że pochodził z rodziny o tym wyznaniu, to był najmniej religijny z tej grupy, a w zasadzie można go określić jako ateistę. Jego wykształcenie zostało zakończone na kilku klasach szkoły podstawowej. Później wałęsał się i w końcu trafił do jakiegoś ugrupowania partyzanckiego. Tam przeszedł krótkie przeszkolenie. Twierdził, że sam osobiście zabił sześciu Amerykanów. Prawdopodobnie taki „sukces” odniósł cały jego oddział, a przypisanie sobie tego miało wzbudzać w pozostałych muzułmanach podziw dla jego wyczynów. Bo ani wiedzą, ani religijnością nie mógł im zaimponować. A jednak to on stał się ich przywódcą, to on zainicjował próbę ucieczki.

        Choć całą konstrukcję planu przedstawił im ten czwarty. Pochodził z Iranu. Twierdził, że przesiedział w irańskim więzieniu kilka lat. Kanadyjskie władze imigracyjne, mimo wielomiesięcznych starań, nie wyrażały zgody na wypuszczenie go na wolność. Nie do końca było wiadomo, za co siedział w więzieniu. Sam twierdził, że za działalność opozycyjną, ale wydawało się to mało prawdopodobne. Drugą ewentualnością było popełnienie zwykłych czynów kryminalnych, a to już nie stanowiło okoliczności ułatwiających uzyskanie statusu uciekiniera politycznego. Mimo „prześladowań” ze strony reżimu ajatollahów pozostał wyznawcą islamu, ale o średnim stopniu natężenia: nie bił głową o podłogę, ale modlił się czasami przy użyciu czegoś w rodzaju różańca.

        Był bardzo popularny w areszcie. Tryskał humorem i dowcipem. Często określał swoich współaresztantów „garbage”, czyli „śmieciu”, bo według utartego poglądu, aresztanci, dla kanadyjskich służb imigracyjnych, byli niepotrzebnym śmieciem. Czasami grając w piłkę nożną na boisku, krzyczał, kiedy coś mu nie wyszło, „k…a” po polsku, bo tego popularnego słowa nauczyli go przebywający z nim w areszcie przez pewne okresy Polacy.

        Miał ponad 35 lat, tak więc z uwagi na wiek i doświadczenie aresztanckie stanowił dla wspomnianej trójki desperatów autorytet. Podzielił się z pozostałymi swoją wiedzą na temat wcześniejszej udanej ucieczki trzech aresztantów. Wprawdzie zostali oni po kilku tygodniach wyłapani przez policję, ale o tym już ci nie wiedzieli.

        Obserwacja terenu, systemu zabezpieczeń i sposobu kontroli ze strony strażników określała jeden możliwy kierunek ucieczki: przez okno. Areszt imigracyjny bowiem, w tamtym okresie, nie miał w oknach krat. Sprzeciwiano się ich założeniu, aby nie stwarzać wrażenia dla odwiedzających ten areszt przedstawicieli licznych organizacji, że jest to obiekt podobny do więzienia. Na lotnisku nawet oficerowie imigracyjni, odsyłający przybyszy do tego obiektu, określali go jako hotel. Faktycznie był to hotel wynajęty przez władze imigracyjne od prywatnego właściciela i przerobiony częściowo na potrzeby aresztu. Ale tylko w minimalnym stopniu. Okna zabezpieczono dodatkowo, przykręcając śrubkami od wewnątrz przezroczyste płytki plastikowe. Zapobiegało to wybiciu szyb okiennych i utrudniało ucieczkę tą drogą.

        Problemem było więc wyjęcie jednej z płytek plastikowych. Należało tego dokonać tak, aby strażnicy, często kontrolujący okna, niczego nie zauważyli. Problemem było też uzyskanie czegoś, co pozwoliłoby na odkręcenie specjalnych śrubek. Podjął się tego i zaczął wykonywać tę trudną pracę Afgańczyk. Wykonywał to jednak niedokładnie, maskując to, co robi. Jednemu ze strażników wydało się, że jedna ze śrubek zanadto wystaje. Złapał za łepek i śrubka wyszła. Uderzył w plastik i jeszcze dwie śrubki wypadły. Strażnik natychmiast powiadomił o swoim odkryciu zwierzchników, a ci nadzorującego oficera imigracyjnego, który dokonał przesłuchań wszystkich trzech mieszkańców tego pokoju o numerze 333 (ciągle powtarzający się system trójkowy w tym wydarzeniu).

        Żaden z nich nie przyznał się do odkręcania śrubek (trzech), żaden też nie wskazał na współmieszkańca jako sprawcę. Tak więc solidarnie wszyscy wysłani zostali do więzienia o maksymalnym zabezpieczeniu. Nawet cień szans na uzyskanie prawa stałego pobytu w Kanadzie prysnął; stamtąd po kilku tygodniach wszyscy zostali odesłani do ich rodzinnych krajów.

        A co z czwartym? Ten pozostał na miejscu. Trochę jakby przycichł, bo inni muzułmanie przebywający na tym oddziale wiedzieli, że stale odbywał narady z tymi trzema, którzy zostali odesłani do więzienia. Trochę się obawiał, czy któryś, za cenę może zwiększenia swoich szans na pozostanie w Kanadzie, nie zdradzi go, nie doniesie, że był w bliskiej komitywie z konspiratorami. Ale nic takiego się nie stało. Solidarność wzięła górę i Irańczyk spokojnie oczekiwał na kolejne swoje rozprawy. Trwało to jeszcze kilka miesięcy. Był on najstarszy stażem aresztanckim, kiedy w końcu odesłano go do Iranu. Nie potrafił wskazać wiarygodnych dowodów co do swojej działalności opozycyjnej. Nawet jeśli przebywał w więzieniu w tym kraju, to został z niego legalnie wypuszczony, a więc nie groziło mu za to ponowne aresztowanie.

Aleksander Łoś

Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.