farolwebad1

A+ A A-

Opowieści z aresztu imigracyjnego: Być prawie...

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

    Czy można być prawie w ciąży? Wydaje się, że odpowiedź jest prosta. Ale przed wiekami nowo poślubione królewny czy księżniczki miały obowiązek szybko urodzić potomka. Zdarzało się jednak, że albo młoda mężatka była bezpłodna, albo wina leżała po stronie władcy. Ale dwór domagał się potomka. Więc królewna pewnego dnia, kiedy już nie mogła wytrzymać nagabywania o swój stan, informowała, że najprawdopodobniej jest w ciąży. Radość była wielka, a ona dla potwierdzenia kłamstewka zaczynała nosić coraz większe poduszeczki pod sukienką. Żyła ciągłą nadzieją, że jednak zajdzie w ciążę i nadzieja przerodzi się w rzeczywistość. Była już- już prawie w ciąży.

    Czy można być prawie dezerterem? Odpowiedź też wydaje się oczywista, bo albo ktoś jest nim, albo nie. Jeśli żołnierz ucieknie z wojska, to po złapaniu czeka go więzienia, a w czasie wojny kula w łeb. Ale stała się przed kilkudziesięcioma laty rzecz dziwna. Wraz z polskim wojskiem z byłego Związku Sowieckiego wydostało się do Iranu kilkuset żołnierzy (w tym oficerów) pochodzenia żydowskiego. Kiedy korpus ten znalazł się na terenie Palestyny, to znaczna część tych żołnierzy zdezerterowała. Były to warunki wojenne, a więc należało ich wyłapać, osądzić i rozstrzelać. Ale tak się nie stało. Potraktowano to jak "prawie dezercję", pozwalając tym wyszkolonym żołnierzom tworzyć grupy terrorystyczne, które napadały już wkrótce na wojskowych i cywilów brytyjskich, którzy z mandatu Ligi Narodów administrowali tym zanarchizowanym terenem. W grupie tej był Begin, absolwent prawa Uniwersytetu Warszawskiego, żołnierz korpusu polskiego, a później premier Izraela.

    Ale po kilkudziesięciu latach stała się rzecz odwrotna, kiedy to "prawie zdezerterował" żołnierz armii izraelskiej, i to w momencie, kiedy toczyły się zażarte walki z terrorystyczną organizacją palestyńską. Ale wróćmy do początku, czyli jak do tego doszło.

    Otóż Igor, noszący całkiem przyzwoite nazwisko rosyjskie, urodził się w Mińsku, stolicy Białorusi. Matka jego była pochodzenia żydowskiego, a ojciec był Rosjaninem. Wiodło im się  przeciętnie, ale kiedy po rozpadzie Związku Sowieckiego zaistniała szansa wydostania się z "krainy szczęścia", a które ktoś, chyba złośliwie, nazywał "imperium zła", rodzice Igora, wówczas kilkuletniego chłopca, spieniężyli, co się dało, i udali się w drogę do Izraela. Pomocny był w tym rząd Polski, który zezwolił na uruchomienie linii tranzytowej (lotniczej) poprzez Polskę.

    W Izraelu rodzice Igora zostali przyjęci przychylnie, wobec udokumentowanego pochodzenia jego matki Żydówki. Otrzymali pomoc rządową, poszli do szkoły, aby "liznąć" hebrajskiego, bo w ogóle nie znali tego języka. Igor uczęszczał  dłużej do szkoły i on jeden z rodziny poznał dobrze język nowej ojczyzny. Rodzice bowiem "wsiąkli" w środowisko rosyjskojęzyczne i ten język był na co dzień używany w domu. Cała rodzina mieszkała początkowo w Jerozolimie. Ale dorywcze prace, jakie zdołali uzyskać rodzice Igora, dawały dochód z trudem pokrywający znaczne koszty utrzymania. Szczególnie drogie dla nich było wynajmowane, skromne mieszkanie. Nadto źle się czuli w tym mieście, mimo nawiązania znajomości z podobnymi jak oni imigrantami. Po dwóch latach przenieśli się do kibucu położonego w pobliżu granicy z Libanem. Tam mieli zapewniony dach nad głową, wyżywienie, ubranie i wymagano od nich tylko tyle, ile mogli z siebie dać. Nadto, w tym kibucu było już kilka rodzin rosyjskojęzycznych i ciągle przybywały nowe.

    Któregoś dnia w kibucu pojawił się agitator partii zrzeszającej nowych imigrantów z byłego Związku Sowieckiego. Po spotkaniu z nim prawie wszyscy imigranci tego pochodzenia zadeklarowali chęć wstąpienia do tej partii. Miała ona już kilku posłów w Knesecie. Partia ta miała na celu reprezentowanie interesów swoich członków w parlamencie izraelskim, a nawet wchodziła przejściowo w koalicje rządowe. Członkowie tej partii w tym i innych pogranicznych kibucach czy osiedlach, nadto mieli na celu utrzymanie terenu, na którym mieszkali, w granicach Izraela. Nastawieni byli antyarabsko. Sami stojąc nisko w hierarchii społecznej, mieli satysfakcję, że jakaś grupa jest jeszcze niżej od nich.

    Po jakimś czasie dzieci tych imigrantów utworzyły młodzieżową przybudówkę partyjną. Oprócz zajęć ideologicznych przechodziły przeszkolenie paramilitarne. Było to wspierane przez rząd. Igor zaangażował się w tę działalność, choć niezbyt przychylnie patrzyła na to jego matka. Od czasu jego urodzenia otaczała go nadzwyczajną opieką. Kiedy nadto okazało się, że nie będzie mogła mieć więcej dzieci, jej troska przekształciła się w paniczną obawę, aby nic złego mu się nie stało. Każda dziecięca choroba Igora, każde skaleczenie itp. było dla niej szokiem. Dlatego robiła wszystko, aby uchronić jedynaka przed możliwością doznania jakichkolwiek urazów.

    Kiedy przyszedł czas odbycia przez Igora służby wojskowej, bez jego wiedzy, matka zwróciła się do władz wojskowych o skrócenie tej służby do minimum, bowiem, jak argumentowała, jest on jedynakiem, jest niezbędny rodzicom, a szczególnie jej, z uwagi na jej chorobę. Faktycznie, wcześniej zaczęła systematycznie uczęszczać do lekarza, narzekając na różne schorzenia, tak że otrzymała jakieś wspierające jej prośbę zaświadczenie lekarskie.

    Igor, ku swojemu zdziwieniu, został skierowany tylko na kilkutygodniowe przeszkolenie wojskowe. Jego koledzy odbywali roczne i dłuższe przeszkolenia, a później systematycznie byli wzywani na przeszkolenia rezerwistów. O Igorze jakby zapomniano. Nie czuł się z tym najlepiej.

    Napięcie na granicy z Libanem było prawie ciągłe, ale do tego  można się było przyzwyczaić. Nadto wiara w siłę własnej armii dawała mieszkańcom pogranicza poczucie bezpieczeństwa. Aż tu nagle w pobliżu kibucu, w którym mieszkał Igor, 22-letni młody mężczyzna, zaczęły wybuchać pociski rakietowe. Były to rakiety wystrzeliwane z produkowanych w Związku Sowieckim "Katiusz", czyli wyrzutni montowanych na przyczepach samochodowych. Na szczęście dla Izraelitów, te wyrzutnie były bardzo niecelne. Pociski wystrzeliwane z dość dużej odległości trafiały głównie w piaski pustyni.

    Ale już to wystarczyło matce Igora. Była przerażona zagrożeniem dla jej rodziny, ale najbardziej tym, że jej syn w każdej chwili mógł być powołany do wojska jako rezerwista. Wojna się rozwijała. Rząd powoływał pod broń coraz więcej rezerwistów. Wojska izraelskie coraz szerszą ławą i coraz głębiej posuwały się w głąb terytorium Libanu, niszcząc tak instalacje wojskowe, jak i domy cywilnej ludności uznawanej przez Izrael za terrorystyczną.

    Matka Igora podjęła decyzję i ją przeforsowała. Zmusiła syna do wylotu do Kanady, aby przeczekać stan zagrożenia. Tłumaczył jej, że może to być potraktowane jako dezercja, ale ona argumentowała, że wszak nie dostał jeszcze wezwania do wojska, a więc jak każdy cywil może udać się z wolnego, demokratycznego kraju, gdzie chce. W dniu odlotu przyszło jednak do Igora wezwanie do wojska. Nie było go w domu. Wezwanie odebrała jego matka. Nic o tym nie powiedziała synowi. Rodzice odwieźli Igora na lotnisko i po kilkunastu godzinach lądował w Toronto.

    Na lotnisku powiedział oficerowi imigracyjnemu, który zapytał go o cel przybycia do Kanady, że chce przeczekać wojnę. Ten nie był wyrozumiały dla takiego tłumaczenia. Igor został odesłany do aresztu imigracyjnego. Tutaj musiał oddać do depozytu wszystkie swoje rzeczy. Okazało się, że ma przy sobie coś zupełnie wyjątkowego. Był to łańcuszek kulkowy, stalowy, na którym była zawieszona blaszka, również stalowa, z wyrytym numerem. Na pytanie, co to jest, Igor z dumą odpowiedział, że jest to jego znaczek identyfikacyjny jako żołnierza Izraela. Bo Igor czuł się żołnierzem, który zdezerterował w obliczu zagrożenia swojego kraju. Wprawdzie na pytanie, który język jest pierwszym, jakim się posługuje (mówił trochę po angielsku), odpowiedział, że językiem tym jest rosyjski. Ale wynikało to z używaniem tego języka w domu, bo sercem Igor identyfikował się z Izraelem i losem tego państwa.

    Kiedy na drugi dzień został zawieziony ponownie na lotnisko na kontynuację przesłuchania, oświadczył, że chce wracać jak najszybciej do Izraela, bo może tam być potrzebny jako rezerwista. Oficer imigracyjny poinformował go, że właśnie ogłoszono zawieszenie broni między Izraelem a Libanem i grupami militarnymi osiadłymi na terytorium tego państwa. Igor odetchnął z ulgą.

    Po powrocie do aresztu zadzwonił do rodziców, informując ich, że zostanie odesłany następnego dnia do Izraela. Matka nie rozpaczała z tego powodu, a wręcz zachęcała syna do powrotu. Na granicy był już spokój. Ale w domu od trzech dni leżało wezwanie dla Igora do wojska. Teraz niepokoiła się, jakie konsekwencje mogą spotkać syna, że opuścił kraj, kiedy w domu już miał prawidłowo odebrane wezwanie do wojska. Matka jego gotowa była wziąć całą winę na siebie, aby uchronić ukochanego syna przed odpowiedzialnością  za  "prawie dezercję".

Aleksander Łoś

Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.