Marek pochodził z solidnej łódzkiej rodziny robotniczej. Ojciec był mistrzem w zakładzie włókienniczym, gdzie również pracowała jego żona. Oboje doczekali się emerytur, ale oboje zmarli zaraz po rozpoczęciu ich otrzymywania. Ich jedynym synem był Marek. Jak każdy rodzic, pragnęli dla niego świetlanej przyszłości. Ale rzeczywistość była przyziemna. Marek zakończył wykształcenie na szkole zawodowej. Wyuczył się zawodu stolarza. Rozpoczął pracę w jednym z zakładów łódzkich, ale już wkrótce upomniało się o niego wojsko. Po odbyciu służby wojskowej wrócił do pracy w swoim zawodzie, doskonalił się w nim, bardzo lubił swoją pracę. Po kilku latach się ożenił, ale związek się rozpadł w ciągu kolejnych trzech latach, bez obciążenia dziećmi.
W tymże mieście urodziła się i dorastała Lilka. Była o około piętnaście lat młodsza od Marka i nie mieli okazji spotkać się w Łodzi. Lilka dojrzewała w okresie transformacji ustrojowej w Polsce. Wiązało się to z zamykaniem państwowych zakładów, ludzie tracili pracę. Szczególnie dotknęło to Łódź, gdzie większość miejsc pracy tworzył państwowy przemysł włókienniczy. Lilka ukończyła liceum i podjęła jakąś nisko płatną pracę. Bardzo szybko zorientowała się, że kariery tą drogą nie zrobi.
Już w okresie nauki w liceum Lilka sobie dorabiała. Była półsierotą, bo ojciec zmarł, kiedy miała kilka lat. Matka, pracownica jednej z przędzalni, utraciła pracę i ledwo wiązała koniec z końcem. Lilka została wciągnięta przez starszą koleżankę do prostytucji. Najpierw były to dość rzadkie kontakty z umówionymi przez koleżankę panami, a później już sama Lilka zadbała o swoich klientów. Nigdy nie pracowała na ulicy. Wszystko było umawiane telefonicznie. W końcu matka zorientowała się, o co chodzi, ale było już za późno. Lilka utrzymywała dom i coraz bardziej schorowaną matkę.
Lilka była piękną kobietą. Nie narzekała na brak klientów. Niektórzy z nich oferowali jej małżeństwo, ale ona chciała być niezależna. Biznes rozkręcał się i Lilka zatrudniła w nim kilka innych pań. Stała się biznesmenką i tak się przedstawiała w środowisku, w którym nie wiedziano o jej prawdziwej profesji. Sporo zarabiała, ale też miała spore wydatki. Dużo płaciła za wynajęty cały dom od kogoś, kto wyjechał za granicę i nie wiedział o rodzaju biznesu, jaki prowadziła Lilka.
Po kilku latach tej biznesowej działalności nastąpiła w życiu Lilki gwałtowna zmiana. Trafił się jej klient polskiego pochodzenia z Kanady. Wyglądał na zamożnego i po oświadczeniu się i przyjęciu oświadczyn, Lilka wyszła za niego za mąż. Miała wówczas 25 lat. Oddała biznes w ajencję koleżance, a sama, już z legalnymi dokumentami, jako żona Kanadyjczyka, wylądowała pewnego dnia na torontońskim lotnisku. Starszy od niej o około 20 lat małżonek okazał się średnio zamożnym człowiekiem. Miał dom, dobrą pracę, ale bez jakichś większych luksusów. Trochę to Lilkę rozczarowało. Pracy żadnej nie podjęła. Mąż otworzył wspólne konto, z którego jego piękna żona mogła czerpać stosownie do własnych potrzeb i potrzeb domu.
Na którymś z przyjęć towarzyskich Lilka poznała osiadłą już od lat w Kanadzie Polkę z pochodzenia, z którą się zaprzyjaźniła. To ona pierwszy raz zawiozła Lilkę do torontońskiej "świątyni hazardu", czyli na Woodbine w Etobicoke, zachodniej dzielnicy Toronto. Na parterze tego olbrzymiego obiektu zainstalowano około 1700 maszyn go gry. Mieszczą się też tam restauracje, bary, miejsca pokazów itd. Na trzech piętrach znajdują się trybuny i zaplecze biletowo-barowe dla "koniarzy". W sezonie gonitwy kłusaków odbywają się codziennie, a w środy dodatkowo gonitwy koni wierzchowych. Poza sezonem gonitwy są oglądane na monitorach.
Lilka zasmakowała w maszynach. Zaczynała od prostych "wyrwirączek" inaczej nazywanych "jednorękimi bandytami", ale wkrótce przeszła do maszyn pokerowych. Zaczynała od stawek 25-centowych, ale coraz częściej zaczęła grać na maszynach, gdzie jeden impuls kosztował 5 dolarów. Najpierw grała ostrożnie, niewiele wygrywając i niewiele przegrywając. Kilka kilkusetdolarowych wygranych zachęciło ją do gier na większą skalę.
Mąż oczywiście nic nie wiedział o nowych zainteresowaniach Lilki. Wybywała z domu, kiedy on był w pracy. Przybyła do Kanady z kilkunastoma tysiącami dolarów. Po roku pieniądze te się rozpłynęły. Coraz częściej Lilka zaczęła domagać się od męża, aby uzupełnił pieniądze na wspólnym koncie, bo brakowało jej na wydatki. Początkowo niczego nie podejrzewał, ale ktoś ze znajomych "życzliwie" powiedział mu, że żona jego dość często widywana jest w kasynie gry. Kiedy zapytał ją o to, zaprzeczyła, mówiąc, że była tam dwa – trzy razy z koleżanką. Mąż jednak zaczął coraz częściej dzwonić z pracy, a któregoś dnia, kiedy telefon nie odpowiadał, pojechał do kasyna i odszukał tam Lilkę. Domagał się od niej, aby zaprzestała tego zgubnego hazardu, ale ona odpowiedziała mu karczemną awanturą i wyprowadziła się do koleżanki. Po kilku miesiącach byli po rozwodzie. Ale ona miała już stały pobyt w Kanadzie.
Lilka znalazła się bez środków do życia. Wznowiła uprawianie swojego zawodu prostytutki. Miała kilku stałych klientów, z którymi spotykała się w ich domach. Oczywiście grono znajomych nic o tym nie wiedziało. Życzliwi znajomi zaczęli doradzać jej, aby poszukała sobie jakiegoś stałego partnera, który by dał jej środki utrzymania, a może doszłoby do zawarcia między nimi związku małżeńskiego.
Na jakimś spotkaniu w gronie znajomych poznała Marka, który przybył do Kanady na zaproszenie kuzyna. Zaczęli się systematycznie spotykać. Marek był już kilka miesięcy w Kanadzie i miał stałą pracę stolarza w polonijnej firmie. Szło mu coraz lepiej, nabywał "kanadyjskiego doświadczenia". Wykonywał meble kuchenne na zamówienia klientów. Jeździł jeszcze do klientów ze swoim szefem, który załatwiał sprawy umów, a Marek dokonywał obmiarów i podpowiadał klientom rozwiązania. Miał faktycznie talent w projektowaniu i wykonawstwie. Zarobki jego rosły, a firma miała coraz więcej zamówień.
Marek nie miał jednak stałego pobytu w Kanadzie. Tak więc Lilka była dla niego idealną kandydatką na żonę. Po trzech miesiącach od poznania się zdecydowali się pobrać. Marek oczywiście nic nie wiedział o uprawianym zawodzie przez Lilkę. Po zawarciu małżeństwa ona skończyła z tym i Marek stał się jej jedynym źródłem utrzymania. Był "pracoholikiem". Pracował po 12-14 godzin dziennie, często też w soboty, a czasami i w niedziele. Lilka wznowiła odwiedzanie kasyna.
Marek nic nie podejrzewał. Po roku małżeństwa wysłał ją samą do Polski, aby dokonała sprzedaży jego domu. Planowali kupno własnego domu w Kanadzie. Dał jej wszelkie pełnomocnictwa. Ona w tym czasie wypełniła dokumenty o jego sponsorowanie w Kanadzie. Dostał pozwolenie na pracę. Po sprzedaży domu przywiezione przez Lilkę pieniądze złożone zostały na wspólne konto. Wystarczył rok, aby połowa tej kwoty zniknęła. Marek, zajęty pracą, nawet nie sprawdzał konta. Kiedy to zrobił, zażądał wyjaśnień od Lilki. Ta mu się przyznała, że nie poszło jej w kasynie, ale obiecała, że już tam nie zajrzy. Nie dotrzymała obietnicy. Marek już był czujny, przerzucił pozostałe pieniądze na odrębne konto i zaczął wydzielać Lilce pieniądze na utrzymanie.
Dochodziło coraz częściej między nimi do awantur. Po jednej z nich Lilka wezwała policję. Policjanci po zorientowaniu się w sytuacji i poprosili jedynie Marka, aby tę noc spędził poza domem. Tak też uczynił. Żona Marka coraz częściej nie wracała na noc do domu, a często wracała nad ranem, będąc pod wpływem alkoholu. Po kilku miesiącach, w czasie kolejnej awantury, Lilka ponownie zadzwoniła na policję, ale tym razem policjanci sprawdzili dokumenty Marka i stwierdzając, że nie ma on uregulowanej sytuacji prawnej w Kanadzie, oddali go w ręce oficerów imigracyjnych, którzy zamknęli go w areszcie imigracyjnym. Stamtąd wyciągnął go kolega, wpłacając trzytysięczną kaucję.
Marek miał świadomość, że będzie musiał w ciągu 2 – 3 miesięcy opuścić Kanadę. Małżeństwo mu się rozpadło. Opuszczał areszt, mówiąc, "z czego będzie ona żyła?".
Nie wiedział, że jego żona już rok temu wróciła do swojego dawnego zawodu prostytutki. Stąd miała fundusze na kontynuowanie hazardu, który podniecał ją pojedynczymi, średniej wielkości wygranymi, ale w sumie topiła w tym wszelkie dochody.
Aleksander Łoś