farolwebad1

A+ A A-

Opowieści z aresztu deportacyjnego: Duchowny

Oceń ten artykuł
(1 Głos)

Wprawdzie w areszcie imigracyjnym przesiedział kiedyś, wraz ze swoją małżonką, pewien członek parlamentu jednego z krajów powstałych po rozpadzie Związku Sowieckiego, ale o tym, aby był w takim areszcie zatrzymany minister jakiegoś rządu, premier, prezydent czy król – tego nie słyszałem. Ale słowo "minister" określa nie tylko członka rządu. W pewnych wyznaniach osoba nazywana ministrem ma funkcję zbliżoną do księdza, pastora, popa, mułły czy rabina. 

W Azji krajem o największej liczbie chrześcijan są Filipiny. W okresie hiszpańskiego panowania nad wieloma wyspami stanowiącymi obecnie państwo Filipiny, wyparto prawie zupełnie religie szamańskie, wprowadzając na to miejsce katolicyzm. Pozostały jednak enklawy muzułmańskie, z których wywodzą się miejscowi terroryści, walczący z częścią chrześcijańską współobywateli tego kraju.

Obserwowane też jest w tym kraju zjawisko powrotu do obrządków pierwotnych. Na bazie wyznania chrześcijańskiego coraz szersze kręgi roztacza odłam pod nazwą "Pentacosta", który wprowadza do obrządku elementy pierwotne kulturowo poszczególnych narodów. Co ciekawe, to popularne wyznanie jest najbardziej powszechne w byłych koloniach krajów europejskich na Karaibach, ale znajduje zwolenników i w innych regionach i krajach, w tym w Kanadzie.

Część Filipińczyków swoim wyglądem nie różni się specjalnie od Chińczyków, a część to jakby mieszanka chińsko-hiszpańska. Większość chrześcijan w tym kraju przybiera imiona hiszpańskie. Tak też się stało, kiedy w rodzinie niezbyt zamożnego kupca urodził się pierworodny syn. Dano mu na imię Eduardo. Była to rodzina katolicka od wielu pokoleń. Z rodziny tej pochodził nawet jeden ksiądz.

Eduardo ukończył szkołę średnią i zaczął pracę w firmie handlowej rodziców. Miał też dwoje młodszego rodzeństwa. Eduardo zdradzał duże zainteresowanie sprawami religijnymi. Nie pozostawał tylko wiernym wyznawcą, na wzór rodziców, ale dużo czytał, spotykał się w kręgu dyskusyjnym funkcjonującym przy kościele, do którego systematycznie uczęszczał. W swoich badaniach historii Kościoła Eduardo natrafił na poczynania hiszpańskiej Inkwizycji, w tym w jego rodzinnym kraju.

W tym czasie zetknął się z młodym człowiekiem, który jak i on był głęboko zaangażowany w problemy religijne. Najpierw dyskutowali tylko ze sobą, ale po krótkim czasie Eduardo został zaproszony do miejsca, gdzie spotykali się wyznawcy niby chrześcijaństwa, ale o jakimś dziwnym dla Eduarda obrządku.

Zafascynowało to go, tym bardziej że było w tej celebrze dużo elementów bliskich mu kulturowo, jako Filipińczykowi. Mimo bowiem dominującego chrześcijaństwa, a ściślej katolicyzmu, w tradycji pozostały jednak pewne elementy przedchrześcijańskie. Eduardo uczył się tego w szkole, pewne tradycje z dawnych lat, przedchrześcijańskich, były nawet przestrzegane w jego rodzinnym domu.

Po kilku miesiącach stałych kontaktów z wyznawcami tej nowej dla Eduarda religii oświadczył on rodzicom, że przestaje już chodzić do kościoła katolickiego, bo znalazł miejsce i wyznawców chrześcijaństwa w wersji, która jest mu bliższa. Wywołało to burzę. Nic takiego w tej rodzinie się dotychczas nie wydarzyło.

Wprawdzie słyszano o różnych nowinkach, odstępstwach od tradycyjnego wyznawania wiary i przywiązania do Kościoła katolickiego, ale było to gdzieś dalej, u innych, w tej rodzinie wszystko od wieków było dobrze poukładane.

Eduardo, nagabywany ciągle i namawiany do powrotu do Kościoła, w końcu się wyprowadził od rodziców. Jego nowi współwyznawcy pomogli mu znaleźć skromny, niedrogi pokój i pracę. Był już ich. Eduardo pełnił też w tym nowym kościele funkcję jakby kościelnego. To dawało mu bliższy kontakt z objeżdżającym poszczególne zgromadzenia ministrem, czyli pastorem. Eduardo zapragnął zostać takim jak ten światły, wykształcony i głęboko wierzący człowiek. Od niego dowiedział się, że swoje wykształcenie ministerialne uzyskał w Kanadzie. Po głębokim namyśle Eduardo postanowił pójść śladami swojego nauczyciela.

Jeden ze współwyznawców, któremu się zwierzył ze swoich planów, postarał mu się o paszport z wizą kanadyjską. Eduardo sam, ze swoim trybem życia, brakiem krewnych w Kanadzie, nie miał szans na uzyskanie wizy kanadyjskiej. Skorzystał więc z tej pomocy i któregoś dnia wylądował w Toronto. Tutaj już czekali na niego, powiadomieni o jego przylocie, współwyznawcy pochodzenia filipińskiego. Załatwili mu zakwaterowanie, dali trochę pieniędzy, zaprowadzili do domu modlitwy, gdzie od tego czasu Eduardo przebywał dość często. Załatwili mu też pracę w jednej z filipińskich restauracji. Eduardo dał się im poznać jako człowiek autentycznie głęboko wierzący i pragnący pracować dla innych.

Poznał też ministrów tego Kościoła. Poprosił ich o możliwość kształcenia się teologicznego. Po zebraniu opinii o nim tak na Filipinach, jak i w jego torontońskiej parafii, Eduardo został zaakceptowany na kursy mające doprowadzić go do wyświęcenia na ministra. Trwało to trzy lata. Po uzyskaniu świadectwa ukończenia seminarium Eduardo dostał przydział jako pomocnik ministra-proboszcza w Montrealu. Tamtejsza społeczność potrzebowała młodego, dynamicznego i nowo przybyłego z ich kraju pochodzenia ministra. W parafii tej Filipińczycy stanowili około 90 proc. wyznawców. Pozostali pochodzili z różnych zakątków świata. W każdy piątek po pracy Eduardo wyjeżdżał do Montrealu, gdzie mieszkał do niedzieli u tamtejszego ministra.

W międzyczasie Eduardo się ożenił z imigrantką z Filipin, która, w odróżnieniu od Eduarda, zgłosiła się do urzędu imigracyjnego przed wygaśnięciem jej wizy turystycznej i wypełniła dokumenty uciekiniera. Ona też była członkiem kościoła Pentacosta na Filipinach i jako powód swoich starań o pozostanie w Kanadzie podała prześladowania jej wyznawców religijne tak ze strony większości katolickiej, jak i mniejszości muzułmańskiej. Czekała ciągle na ostateczną decyzję w tej sprawie. Eduardo poznał Marię na spotkaniach dyskusyjnych w ich wspólnej parafii w Toronto. Zakochali się w sobie, pobrali i wspólnie zamieszkali. Maria miała zgodę na pracę, ale wykonywała tylko prace dorywcze, bo uczyła się w college'u. Praca Eduarda, wykonywana nielegalnie, dawała im źródło skromnego utrzymania.

Eduardo nigdy nie zgłosił się do urzędu imigracyjnego o zalegalizowanie swojego pobytu w Kanadzie. Trwało to pięć lat. Któregoś dnia szef Eduarda jechał z nim na spotkanie z wyznawcami w Montrealu. Byli trochę spóźnieni, proboszcz przekroczył dozwoloną prędkość. Zostali zatrzymani przez policję. Policjant poprosił też o dokumenty Eduarda. W paszporcie była wiza, która utraciła ważność już przed prawie pięcioma laty. Poprzez swój komputer zamontowany w radiowozie policjant połączył się z bankiem danych urzędu imigracyjnego i uzyskał stamtąd pełniejsze dane. Szefowi Eduarda policjant wlepił mandat, a jego samego, przybyli drugim radiowozem dwaj policjanci zabrali na komendę.

Tam, wzięty w obroty Eduardo przyznał się, że paszport, którym się posłużył przy przylocie do Kanady, nie jest jego. Podał policjantom swoje prawdziwe dane osobowe. Policjanci sporządzili odpowiedni protokół i z kolei akt oskarżenia. Już na drugi dzień Eduardo został skazany przez sędziego na dwa miesiące więzienia.

W czasie pobytu w więzieniu władze imigracyjne, w porozumieniu z konsulatem Filipin, przygotowały paszport dla Eduarda i wydane zostało w stosunku do niego orzeczenie o deportacji. Karę odbył w całości w więzieniu w Ottawie. Prosto z więzienia został odstawiony przez oficerów imigracyjnych na samolot lecący do Toronto. Tutaj strażnicy aresztu imigracyjnego odebrali go, wraz z jego dokumentami, od stewardesy i zakutego w kajdanki odstawili do aresztu.

W areszcie już czekały na Eduarda dwie duże walizki, które przewiozła wcześniej tam jego żona. Ona też kupiła Eduardowi bilet na samolot na Filipiny. Kiedy przebywał w areszcie, skończyła ona właśnie college i podjęła pracę recepcjonistki dentystycznej na pełny etat. Spodziewała się otrzymać w ciągu najbliższych tygodni decyzję z urzędu imigracyjnego, pełna nadziei, że będzie to decyzja dla niej pozytywna. To również dawałoby szansę Eduardowi na powrót do Kanady. Bo jako małżonek stałej rezydentki Kanady mógłby uzyskać, mimo deportacji, specjalne zezwolenie ministra (tym razem nie tego religijnego) ds. imigracji na legalny powrót do Kanady.

W poczekalni aresztu czekała żona Eduarda na widzenie się z nim. Nie widzieli się od dwóch miesięcy, ale utrzymywali kontakt telefoniczny. Przekazała też Eduardowi tysiąc dolarów. Po kilkugodzinnym pobycie w areszcie, zjedzeniu kolacji i krótkim odpoczynku, Eduardo ponownie zakuty w kajdanki odjechał pod eskortą do portu lotniczego. Został oddany pod opiekę stewardesy samolotu lecącego do jego rodzinnego kraju. Dopiero po wylądowaniu miała ona wydać Eduardowi jego paszport. Czy ten młody, dynamiczny minister rozrastającego się w Kanadzie kościoła Pentacosta tutaj wróci, nie wiadomo. Jeśli nie, to będzie mógł służyć ministerialną posługą swoim krajowym współwyznawcom.

Aleksander Łoś

Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.