farolwebad1

A+ A A-

Opowieści z aresztu imigracyjnego: Skrajności

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Ktoś powiedział, że tylko krowa nie zmienia zdania. Jest to wygodne wytłumaczenie dla wszelkiego rodzaju "odmieńców", którzy przechodzą z jednej formy radykalizmu do drugiego. Jeśli ktoś po takiej odmianie jeszcze pozostaje w szarej strefie, czyli nie wpada w drugą skrajność, szczególnie nie staje się zażartym wrogiem tego, co uprzednio robił, i tych, którzy byli jego kumplami, to jeszcze można to uznać za normalne. Każda jednak maksymalna odchyłka wahadła budzi podejrzenie co do szczerości intencji.

W górnych warstwach sfer politycznych, w krajach zmieniających swój ustrój, takich odmieńców jest wielu. Znany jest przypadek jednego z sędziów w Polsce, który zrobił karierę w okresie stanu wojennego, oddał swoje zdolności na usługi nie tylko w zakresie wydawania nieludzkich wyroków, ale który łamał charaktery tym sędziom, którzy chcieli jakoś zachować twarz. W okresie kapitalistyczno-prawicowych przemian stał się on jednym z najbardziej radykalnych "odnowicieli", awansując do stanowiska wiceministra, stając się jednym z głównych krytyków tych, którzy poddali się wcześniej jego wpływom.

Zejdźmy jednak o kilka stopni niżej i przypatrzmy się pewnemu odmieńcowi z kraju sąsiadującego z Polską, który wybił się na niepodległość po rozpadzie Związku Sowieckiego, a który przeszedł długi okres wstrząsów politycznych. Chodzi o Ukrainę. A w zasadzie o jej pogranicze, bo o Czerniowce, dawniej miasto graniczne Polski z Rumunią, a obecnie Ukrainy z Rumunią.

Michaił zresztą mówił dość dobrze po polsku, choć uważał się za Ukraińca. Ten około 45-letni, postawny, przystojny, o wysportowanej sylwetce mężczyzna musiał wiele przejść. Wskazywała choćby na to czupryna, choć ciągle bujna, ale już w połowie siwa. Wskazywała również na to twarz, człowieka myślącego, zatroskanego.

Michaił był z zawodu milicjantem. Po odbyciu obowiązkowej służby wojskowej wstąpił do milicji. Po odbyciu szkoleń szybko awansował i został skierowany do szkoły oficerskiej, którą ukończył z wyróżnieniem. Szybko awansował do stopnia porucznika. Pracował w oddziale kryminalnym. Był oddany swojej pracy. Nie angażował się politycznie, choć musiał należeć do partii. Choć raczej był człowiekiem skromnym, to jednak imponowała mu władza. Był kimś. Wynagrodzenie za pracę, choć nie za wysokie, to jednak na tle ogólnej biedy, dawało możność przeżycia. Korzystał czasami z możliwości dokonywania zakupów poza kolejnością, na zapleczu, bo nie pieniądze były najważniejsze, ale dojścia i znajomości. Z nim, jako oficerem milicji, musiano się liczyć. Nie była to jeszcze forma korupcji i nie było to tak traktowane.

Ale czasy zaczęły się zmieniać. Ukraina wybijała się na niepodległość, a okres przejściowy nie służył praworządności. Michaił zaczął obserwować narastającą degenerację w swoich szeregach. Coraz bardziej szerzyła się korupcja i łapownictwo. Jego kręgosłup był sztywny, ale do czasu. Miał żonę i kilkuletnią córeczkę. Żona wprawdzie była ginekologiem, ale pensję miała marną. Pokus było coraz więcej. Na czarnym rynku pojawiały się luksusowe towary przemycane z zagranicy, ale nie na kieszeń Michaiła.

Pierwszy raz dał się skusić przemytnikowi przyłapanemu na nielegalnym przewozie jakichś towarów. Przeszedł przysłowiowy Rubikon. Wziął łapówkę i sprawę zatuszował. Przemytnik ten stał się pośrednikiem z Michaiłem, kiedy wpadło kilku innych przemytników. Michaił zaczął brać od nich łapówki. Trwało to pół roku. Wiedział, że tak dłużej nie może żyć. Zwolnił się ze służby, choć zwierzchnicy bardzo go namawiali, aby pozostał, bo rodzące się państwo potrzebowało fachowców. Widocznie nie mieli jakichkolwiek informacji o korupcyjnych powiązaniach Michaiła.

Nie miał zawodu. Ale doświadczenie milicyjne i znajomość świata przestępczego spowodowały, że ze ścigającego przemytników sam stał się jednym z nich. Na początek było to jeszcze dość legalne. Pierwsze interesy zaczął robić za częściowo pożyczone od kolegi pieniądze. Pojechał do Gdańska i tam zakupił dziesięć ton śledzi. Sprowadził to do Czerniowiec i dość szybko sprzedał. Z kolei wynajął od upadłej firmy państwowej pomieszczenie chłodnicze i kupił od niej samochód-chłodnię. Przez dwa lata ten interes ze śledziami szedł dobrze. Ale pojawiła się konkurencja. Inni zaczęli sprowadzać śledzie i inne ryby z nowo powstałych republik bałtyckich. Były one tańsze. Michaił musiał zwinąć interes, bo stał się deficytowy. Nadto dochodziły koszty opłacania się celnikom i miejscowym "opiekunom", w tym milicjantom.

Michaił wszedł w interes przemytu towarów do i z Turcji. Pracował jako "muł". W obie strony zabierał towar chodliwy tam i tu. Za każdym razem "zrzucał się", wraz z innymi przemytnikami jadącymi w danym wagonie, na dolę dla celników. Każdy taki wypad dawał mu dochód w granicach tysiąca dolarów amerykańskich. Trasę tę pokonywał co najmniej dwadzieścia razy. Później ruszył dalej. Trzykrotnie poleciał do Pekinu. Z Chin sprowadzał tanie koszulki, ubrania. Dobrze mu szło.

Ale na Ukrainie działo się coraz gorzej. Brak stabilizacji politycznej odbijał się na interesach. Kwitła korupcja. Michaił postanowił poszukać normalności. Udało mu się zdobyć wizę amerykańską i wylądował w Stanach. Ale po kilku tygodniach zorientował się, że na uzyskanie stałego pobytu tam nie ma co liczyć. Kolega z dawnych czasów, a zamieszkujący legalnie od kilku lat w Kanadzie, przyjechał do niego i zabrał go ze sobą do Toronto. Na małym przejściu granicznym, w nocy, nie było strażników, a więc granicę przejechali bez problemów. Zamieszkał w suterenie u kolegi, który pomógł mu znaleźć pierwszą pracę.

Michaił pracował przez cały dziewięcioletni okres pobytu w Kanadzie "w construction". Szło mu nieźle. Po kilku miesiącach zgłosił się do Immigration i poprosił o przyznanie statusu uciekiniera politycznego. Procedura trwała cztery lata. Uzyskał decyzję odmowną. Ale w międzyczasie sprowadził do siebie żonę z córką.

Zamieszkiwali jednak wspólnie tylko dwa miesiące. Kilkuletnia rozłąka dała o sobie znać. Z jednej strony, żona ginekolog przeżyła szok, kiedy jedyną pracę, jaką mogła uzyskać, była praca sprzątaczki. Z drugiej strony, Michaił, przystojny mężczyzna, w okresie rozłąki nie żył w celibacie. Odgrzewany związek z żoną nie dawał mu szczęścia. Doszło do kilku awantur i Michaił wyprowadził się, pozostawiając żonę z córką w wynajmowanym przez niego jednosypialniowym mieszkaniu.

Jako formę alimentów na córkę płacił połowę czynszu za wynajem tego mieszkania. Dawał też córce kieszonkowe. Żona Michaiła była gotowa natychmiast wylecieć z powrotem na Ukrainę, ale spotkała się z silnym oporem córki. Ona była tutaj szczęśliwa. Miała już kilkanaście lat, dobrze się uczyła i nowy kraj i nowe środowisko jej odpowiadało.

Michaił uzgodnił z żoną, że się rozwiodą. Załatwił to po swojemu. Wysłał koledze do Czerniowiec tysiąc dolarów, prosząc o załatwienie tej sprawy. Nie wiadomo, jakim sposobem, ale po dwóch miesiącach kolega przysłał Michaiłowi orzeczenie rozwodowe. Dokument ten, zaakceptowany przez adwokata, przedłożono w urzędzie kanadyjskim. Było to potrzebne obu stronom. Była żona Michaiła przedstawiła ten dokument w urzędzie imigracyjnym, w złożonej przez siebie sprawie o uzyskanie statusu stałego rezydenta Kanady. I faktycznie ten status wraz z córką otrzymała.

Michaił natomiast żył w Kanadzie przez kilka lat nielegalnie. Po kilku związkach z różnymi paniami w końcu poznał byłą rodaczkę, rozwódkę, która miała status stałego rezydenta Kanady. Po kilku miesiącach wspólnego zamieszkiwania pobrali się i nowa żona Michaiła złożyła wniosek o przyznanie mu statusu stałego rezydenta, na podstawie zasady łączenia rodzin. Procedura trwała dwa lata, a Michaił w tym czasie figurował w dokumentach imigracyjnych jako poszukiwany do deportacji.

Sytuacja finansowa Michaiła była coraz lepsza. Zmieniał kilka razy samochody. Ostatni, jaki kupił, przyprowadził mu kolega, który przeniósł też tablice rejestracyjne ze starego samochodu Michaiła, kiedy ten spał po pracy. Michaił jeździł tym samochodem bez problemów kilka tygodni. Newralgicznego dnia, jadąc do pracy, został zatrzymany przez patrol policyjny. Był zdziwiony, bo ani nie przekroczył prędkości, ani nie naruszył jakiegokolwiek przepisu. Okazało się, że policjant jadący za nim w nieoznaczonym samochodzie, nie mógł dostrzec "stickera" na tablicy rejestracyjnej samochodu Michaiła. Kiedy zatrzymał Michaiła, to obaj stwierdzili, że ten papierek, potwierdzający zapłacenie na dany rok podatku drogowego, jest przylepiony do przedniej tablicy rejestracyjnej. Kolega pomylił się, przykręcając tablice.

Policjant przy okazji sprawdził dokumenty Michaiła, skonfrontował to z danymi w komputerze i Michaił został przez niego zatrzymany i odstawiony do dyspozycji oficerów imigracyjnych, którzy go aresztowali i odstawili do aresztu imigracyjnego. Tutaj Michaił przesiedział cztery dni, aż pojawił się na rozprawie jego adwokat i zdołał przekonać sędziego imigracyjnego o niecelowości przedłużania aresztu. Gwarancją posłusznego podporządkowania się prawu imigracyjnemu była wpłacona przez żonę Michaiła kaucja w kwocie pięciu tysięcy dolarów.

Michaił wyszedł na wolność i jako mąż stałej rezydentki Kanady najprawdopodobniej uzyska po jakimś czasie ten sam status. Po kolejnych zakrętach życiowych najprawdopodobniej będzie wiódł spokojny żywot w spokojnej i dostatniej Kanadzie.

Aleksander Łoś

Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.