farolwebad1

A+ A A-

Opowieści z aresztu deportacyjnego: Kamyczek do stereotypu

Oceń ten artykuł
(1 Głos)

Naturalne jest, że większość grup społecznych czy narodów pragnie postrzegać swoich członków jako lepszych od innych lub lepszych, niż faktycznie są. Nawet kiedy pewne przywary zamieniają się w stereotypy, według których inni nas schematycznie charakteryzują, staramy się wskazywać na błędność danego pejoratywnego oceniania naszych właściwości. 

Podobnie jest z oceną pewnych zdarzeń historycznych. Kiedy dla Polaków atak Związku Sowieckiego 17 września 1939 roku na Polskę był zwykłą agresją, to pewien około 40-letni Białorusin określił to w 2007 roku jako aneksję terenów etnicznie niepolskich. Jego spojrzenie na to tragiczne dla Polaków zdarzenie było jakby "miękkie", po części usprawiedliwione, wobec motywacji, której go uczono w szkole jeszcze za czasów, kiedy Białoruś była częścią Związku Radzieckiego.

Badania polskiego środowiska etnicznego przeprowadzone w 2002 roku wskazywały, że imigranci polskiego pochodzenia popełniają w Kanadzie mniej przestępstw niż średnia krajowa, ale jednocześnie wykazały, że znaczna część popełnianych w polskim środowisku przestępstw ma związek z używaniem i nadużywaniem alkoholu. Potwierdzało to stereotyp Polaka jako nadużywającego alkoholu.

Niemcy dodają do tego stereotyp Polaka złodzieja. Czynią to ci, których przodkowie okazali się największymi złodziejami w czasach drugiej wojny światowej, bowiem systemowo, poprzez odpowiednie służby państwowe, i całkiem prywatnie okradali Polskę i Polaków z wszystkiego, co miało jakąkolwiek wartość. Nawet czołowy gestapowiec w niemieckim obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu, odpowiedzialny za mordowanie Polaków, Żydów i innych, kierujący akcją wyrywania złotych zębów tysiącom pomordowanych, okradał własną organizację nazistowską, co spowodowało osadzenie go w więzieniu dla gestapowskich i SS-mańskich przestępców przez jego zwierzchników.

Ten dłuższy wstęp niech będzie tłem dla ukazania historii jednego Polaka, która oby nie stała się argumentem dla pogłębiania stereotypu o takich czy innych przywarach Polaków. W każdym narodzie czy społeczności znaleźć można wzory do naśladowania oraz "czarne owce".

Peter, ochrzczony w Zakopanem w Polsce jako Piotr, zabrany został przez rodziców na wędrówkę "za chlebem", kiedy miał dziesięć lat. Był to ostatni moment, kiedy władze kanadyjskie stosowały łatwiejszą ścieżkę dla przybyszy z Polski. Już po kilku miesiącach pobytu w Kanadzie otrzymali oni status stałych rezydentów tego kraju. Wydawało się, że świat stoi przed nimi otworem. Rodzice w ogóle nie mówili po angielsku. Ale ojciec szybko dogadał się z już dłużej tutaj żyjącymi ziomkami z Podhala i zatrudniony został w firmie remontowo-budowlanej, której właścicielem był polski imigrant. Matka Petera szybko zaczęła sprzątać domy, lepić pierogi, pomagać przy dzieciach. Peter skierowany został do klasy ze swoimi rówieśnikami, a nadto pobierał przez rok dodatkowe lekcje angielskiego. Wszystko układało się prawidłowo, tak jak powinno być u nowych imigrantów.

Kiedy dochodzili do trzyletniego okresu pobytu w Kanadzie, a więc kiedy mogliby rozpocząć starania o uzyskanie obywatelstwa kanadyjskiego, zaczęły się problemy. Główną przyczyną było nadużywanie alkoholu przez ojca Petera. Matka, wzorowa góralka, ciułała "dudki", bo marzyło się jej kupno własnego domu, aby móc się poczuć "gaździną" na tej ciągle obcej ziemi. Zaczęły się awantury, bicia, ucieczki matki z trzynastoletnim synem z domu, nocowanie po znajomych, a nawet w lecie, przeczekiwanie na ławce w parku, dopóki ojciec nie zasnął twardo po pijaństwie. Kilka razy matka Petera, ale częściej sąsiedzi, dzwonili po policję. Jego policyjna kartoteka stawała się coraz bardziej "zabrudzona". Szanse na uzyskanie obywatelstwa malały, żadne z rodziców o tym problemie, w tych kryzysowych latach, nie myślało.

W końcu ojciec Petera został oskarżony przez policję o znęcanie się nad żoną, otrzymał kilka miesięcy więzienia, otrzymał zakaz zbliżania się do niej i syna. Od tego czasu, czyli od ukończenia czternastu lat, Peter był wychowywany tylko przez matkę. W domu było krucho z pieniędzmi. Peter, w odróżnieniu od swoich rówieśników, nie mógł nawet myśleć o jakimś kieszonkowym na swoje wydatki.

Postanowił radzić sobie sam. Przystał do grupy rówieśników, którzy dokonywali kradzieży, głównie słodyczy, w pobliskich sklepach. Później poszerzyli swoją aktywność na zabieranie, głównie młodszym uczniom, ich kieszonkowego.

W wieku szesnastu lat Peter zaczął sprzedawać w szkole innym uczniom narkotyki, dostarczane mu przez starszego od niego o dwa lata hurtownika.

Zarabiał coraz lepiej. Ale któregoś dnia został zatrzymany przez policję i znaleziono przy nim kilka "działek". Policja jednak nie wytoczyła przeciw niemu oskarżenia do sądu. Zakończyło się oddaniem go pod "odpowiedzialny nadzór" matki. Ta jednak już straciła kontrolę nad jedynakiem.

Musiał też zmienić szkołę. Przeszedł ze szkoły katolickiej do publicznej. W nowym środowisku szybko wszedł w skład istniejącego tam gangu młodzieżowego. Ten wysoki, dobrze zbudowany 16-latek stał się szybko jednym z najbardziej aktywnych członków tego gangu, a nawet w końcowym okresie stał się jego przywódcą. Czuł się w obowiązku organizować akcje dające grupie coraz większe dochody.

Sam stał się hurtownikiem w łańcuchu rozprowadzania narkotyków w szkole i okolicy. Dostał na to przyzwolenie od szefa na tę torontońską dzielnicę. Zakres przestępczości zaczął się poszerzać i stawać coraz bardziej brutalny.

W końcu Peter został zatrzymany przez policję i oskarżony o popełnienie około dwudziestu przestępstw, w tym dziesięciu włamań. W czasie aresztowania stoczył bójkę z policjantem, który próbował go skuć kajdankami. Dopiero pomoc dwóch dalszych policjantów spowodowała, że Peter został skuty i odstawiony do aresztu. Za przestępstwa, za które został oskarżony, otrzymał łącznie karę dziesięciu lat więzienia. W chwili skazania miał siedemnaście lat. Był sądzony jak dorosły, wobec rozległości przestępstw, jakie mu przypisano.

Jako ciągle "małolat", mógł z łatwością uzyskać warunkowe, przedterminowe zwolnienie z więzienia po odbyciu połowy kary. Ale Peter wszedł w grupę "grypsery", naruszał systematycznie regulamin więzienia, za co był karany. Dopiero po odbyciu sześciu lat więzienia skierowano go do zakładu o łagodniejszym rygorze wykonywania kary i o mniejszym zabezpieczeniu. Peter wytrzymał tam tylko dwa miesiące. Zbiegł i ukrywał się na melinach przestępczych. Utrzymywał się z włamań. Kiedy został złapany na gorącym uczynku w czasie jednego z włamań, stoczył ponownie walkę z dwoma policjantami, którzy próbowali go skuć kajdankami. Do uprzedniego wyroku dołożono dalszy rok za to włamanie (innych policja nie potrafiła mu udowodnić) oraz naruszenie nietykalności dwóch policjantów. Peter wrócił do więzienia o surowych warunkach wykonywania kary i maksymalnym zabezpieczeniu.

Kończył mu się okres pobytu w więzieniu i władze imigracyjne wszczęły postępowanie o pozbawienie go statusu stałego rezydenta Kanady (obywatelstwa Kanady, mimo wieloletniego tutaj pobytu, nigdy nie nabył) i deportowania go do Polski, bowiem miał nadal obywatelstwo tego kraju.

Gdyby miał obywatelstwo Kanady, to nawet wobec popełnienia wielu przestępstw, nie mógł by być deportowany. Tak więc alkoholizm i awanturnictwo ojca, a następnie już własna kariera kryminalna zamknęły mu drogę do stania się obywatelem Kanady.

Matka Petera (z ojcem nie miał kontaktu) wynajęła adwokata, który zwalczał plany władz imigracyjnych. Peter z odległego więzienia położonego na północ od Barrie był przewożony kilkakrotnie na rozprawy do sądu imigracyjnego w Toronto. Zwykle jedną lub dwie noce przebywał w jednym z więzień torontońskich. Stawało się to dla niego gehenną.

W kilku więzieniach, w których przebywał, czasami dostawał jakieś kuksańce od strażników. Ale w więzieniach torontońskich panowała praktyka "dawania wycisku" tym, którzy naruszyli nietykalność "peace officers", w tym wypadku policjantów. Peter za każdym razem był poddawany "obróbce", czyli był dotkliwie bity, ale tak, że nie pozostawiało to śladu. Przy tym przykazywano mu, że jeśli piśnie o tym słówko, to następnym razem będzie jeszcze gorzej.

Peter zaciskał zęby i pragnął dotrzymać słowa danego matce, aby nie wdawał się w dalsze awantury, aby przetrzymał to wszystko. Wiedział, że wyciągała ciężko zarobione pieniądze, aby opłacić adwokata. Koszty rosły, a kolejne decyzje były niekorzystne dla Petera. Nie pomagały argumenty, że wszak był już wytworem społeczności kanadyjskiej, a nie polskiej, że nie miał do kogo w Polsce wracać.

Ta walka trwała kilka miesięcy. Kiedy skończył się okres kary więzienia, Peter, w towarzystwie dwóch oficerów imigracyjnych, skuty kajdankami, jako groźny dla społeczeństwa, odleciał samolotem do Polski i tam, po oddaniu mu paszportu, został skierowany do wyjścia dla pasażerów na Okęciu. Wrócił do kraju, którego prawie już nie pamiętał.

Aleksander Łoś

Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.