farolwebad1

A+ A A-

Opowieści z aresztu deportacyjnego: Rodzinne związki

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Podobno z rodziną wychodzi się najlepiej na zdjęciu. Ale wydaje się, że jest to bardzo pesymistyczny stereotyp, powstały być może w wyniku wielu sytuacji, w których rodzinne związki nie pomagały w rozwiązaniu życiowych problemów, a wręcz odwrotnie.

Marcin i Wacek byli dalszymi kuzynami, byli mniej więcej w tym samym wieku, mieszkali w tym samym mieście, w środku Polski, chodzili do tej samej szkoły podstawowej, ale już do różnych szkół średnich.

Marcin zresztą szkoły średniej nie ukończył, bo mając piętnaście lat, został wysłany przez rodziców do ciotki do Toronto. Miał to być pobyt wakacyjny, dwumiesięczny, a zamienił się w sześć lat pobytu w Kanadzie. Przez ten okres Marcin nie odwiedzał Polski, nie widział się z rodzicami ani z młodszą siostrą.

Już od najmłodszych lat Marcin, raczej niskiego wzrostu, zdradzał zdolności do nawiązywania kontaktów z ludźmi. Był przyjacielski i użyteczny dla tych, którzy potrzebowali jego pomocy. Mimo swoich piętnastu lat z miejsca po przylocie do ciotki i jej męża, starał się nie być darmozjadem. Najpierw zaangażował się w sprzątanie w domu i wokół domu, z kolei w naprawy tego, co było do naprawienia, w pomoc przy dwojgu dzieciach. Stał się dla tych kilkuletnich chłopców prawdziwym kumplem i wzorem do naśladowania. Bo Marcin już przez dwa lata trenował zapasy. W swojej wadze, w swoim regionie był mistrzem. Niewysoki, świetnie zbudowany, zwinny, trudny do pokonania, wygrywał nawet ze starszymi od siebie. Na trawniku w ogrodzie domu ciotki ćwiczył z młodszymi kuzynami chwyty i przewroty. Byli nim zachwyceni. Oni z kolei byli dla niego pierwszymi nauczycielami angielskiego.

Wuj, widząc zainteresowanie Marcina zapasami, skontaktował go ze znanym trenerem zapasów działającym w środowisku polonijnym, który przed laty był mistrzem Polski w tej dyscyplinie. Marcin zaczął trenować z grupą tego trenera już w drugim miesiącu pobytu w Kanadzie, a po kilku latach był wicemistrzem Kanady w swojej wadze.

W czasie treningów poznał już bardziej zasiedziałych tu rówieśników i trochę starszych młodzieńców, którzy załatwili mu pierwsze prace. Były to najpierw dorywcze prace przewozowe, z kolei jakieś malowania, naprawy, później kelnerowanie w polonijnych restauracjach. Marcin zaczął zarabiać.

Kiedy skończył się dwumiesięczny okres ważności wizy, poprosił ciotkę, aby ta pozwoliła mu pozostać jeszcze miesiąc i aby wyjednała mu zgodę na to u jego rodziców. Ciotka była zauroczona Marcinem i zgodziła się na to. Kiedy i ten kolejny miesiąc się kończył Marcin był już zdecydowany: nie wraca.

Sam zadzwonił do rodziców, informując ich o tym. Jakoś niedługo trzeba było ich przekonywać. Marcin miał mocne argumenty: zaczął uczęszczać na kursy angielskiego i miał już stałą pracę. Ciotce zaproponował, że będzie płacił za swój pobyt, bo ma regularne dochody. Ta się zgodziła i życie już popłynęło.

Marcin najpierw terminował u kolegi, który z kolei pracował u właściciela małej firmy zajmującej się kładzeniem kafelków. Po kilku miesiącach wykonywał samodzielnie większość zleconych prac, a po dwóch latach pracował już na swoim. Mając siedemnaście lat, Marcin miał już firmę. To znaczy, niczego nigdzie nie rejestrował. Ale ludzie z ust do ust podawali sobie informację o świetnym chłopaku, fachowcu, który nie zawalał roboty, a przy tym był tani. Bo dla Marcina uzyskiwane dochody były majątkiem. Szybko zdobył prawo jazdy i zakupił samochód, który służył mu tak dla przyjemności, jak i do sprawnego wykonywania prac. Nie niepokoił swoją osobą władz imigracyjnych i one też jakby nie wiedziały o jego istnieniu.

Wacek ukończył w Polsce szkołę średnią, ale stałej pracy znaleźć nie mógł. Był to "dołek" bezrobocia w Polsce dochodzący do 20 proc. Dopiero później, po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej, a szczególnie po otwarciu rynków pracy w kilku krajach Europy Zachodniej, polska młodzież ruszyła za swoją szansą życiową, pomniejszając w kraju wskaźniki bezrobocia.

Rodzice Wacka utrzymywali kontakt ze swoją kuzynką mieszkającą w Toronto. To do niej i jej męża wysłali "na próbę" swojego syna. Był to chłopak wyrośnięty, ale raczej o trochę zwolnionym temperamencie. Przez ciotkę został przyjęty serdecznie i po okresie adaptacyjnym wspólnie rozważali, co zrobić z przyszłością Wacka. Wspólnie zdecydowali, że nie wróci do Polski po wygaśnięciu trzymiesięcznej wizy turystycznej. Skonsultowali się z agentką imigracyjną, która dawała im małe szanse na zalegalizowanie pobytu Wacka w Kanadzie.

Jej radą było ożenienie go z Kanadyjką, co by dało mu możliwość uzyskania stałego pobytu w Kanadzie. Wujostwo poszli za tą radą i zaczęli nawet organizować przyjęcia, na które zapraszali swoich znajomych z podrosłymi pannami. Ale jakoś nic z tego nie wychodziło. Wacek był dobrym chłopakiem, ale dziewczyny się go nie trzymały. Wuj załatwił Wackowi jedną i drugą pracę, ale nie potrafił się na stałe utrzymać. Później sam załatwiał sobie jakieś dorywcze prace. Praktycznie był na utrzymaniu wujostwa. Starał się być dla nich użyteczny: sprzątał w domu i wokół domu, mył samochody, chodził na zakupy. Z zarobionych od czasu do czasu pieniędzy trochę dokładał się do utrzymania. Kręcąc się ciągle w środowisku polonijnym, Wacek słabo komunikował się w języku angielskim.

Marcin i Wacek, kuzyni, nie wiedzieli o tym, że mieszkają stosunkowo niedaleko od siebie. Ciotki obu młodzieńców były dla siebie kuzynkami i czasami się spotykały. Wacek nawet raz odwiedził wraz z ciotką tę drugą ciotkę, ale Marcina tam nie zastał, bo ten już się wyprowadził do wynajmowanego przez siebie mieszkanka. Dopiero w trzecim roku pobytu Wacka i piątym Marcina w Kanadzie spotkali się na przyjęciu u ciotki Wacka.

Chłopcy przywitali się serdecznie. Wspominali wspólnie czasy minione. Wacek dzielił się z Marcinem świeższymi wiadomościami z Polski, bo od jego wylotu z Polski minęły dwa lata. Wacek tęsknił za Polską, za rodziną, tym bardziej że w Kanadzie nie wszystko mu się układało. Marcinowi wręcz odwrotnie. Biznes szedł mu świetnie. Postanowił pomóc kuzynowi. Kiedy miał większe roboty, to zabierał go ze sobą jako pomocnika, płacąc mu nawet wygórowane stawki.

Marcinowi układały się nieźle stosunki z płcią przeciwną. Miał wiele krótszych i dłuższych miłostek. Ale zaczął poważniej myśleć o stałym związku, kiedy poznał Mariolę. Ta szesnastoletnia ładna dziewczyna przyleciała wraz ze starszą o rok siostrą do Kanady przed dwoma laty do swojego ojca, który tu miał pobyt stały. Rodzice ich się rozwiedli przed laty i dziewczęta mieszkały w Polsce z matką. Ta wyszła ponownie za mąż i z tego małżeństwa miały one dwóch małych pół-braci.

Dziewczęta w miarę dorastania zaczęły "się dusić" w domowej atmosferze. Poprosiły ojca o sponsorowanie ich i ściągnięcie do Kanady. Ten się natychmiast zgodził. Kiedy tu przyleciały, to zastały go w dość kiepskim stanie. Pracował na dwóch etatach, wynajmował mieszkanie, które było zaniedbane, no i dość tęgo popijał. Starsza siostra przejęła rolę gospodyni i wyprowadziła sprawy ojca na prostą. Ale w tym czasie jej młodsza siostra zakochała się w Marcinie i do niego się wyprowadziła. Obie siostry żyły w najlepszej zgodzie, obie pracowały w tej samej firmie polonijnej i obie intensywnie uczyły się angielskiego.

W rok od odnowienia kuzynowskich więzi Marcin miał duże zlecenie i wziął ze sobą do pracy Wacka. Ten zwierzył się kuzynowi, że chciałby już wracać do Polski. Marcin pracował już od kilku dniu po 18 godzin na dobę. Kiedy mieli wracać z pracy, kompletnie wykończony poprosił będącego w lepszej kondycji kuzyna o to, aby to on prowadził samochód. Samochód ten Marcin kupił kilka dni wcześniej i był jeszcze na próbnych numerach. Chyba ten brak normalnych numerów spowodował, że zostali zatrzymani przez policjanta. Ten nie potrafił dogadać się ze słabo mówiącym po angielsku Wackiem.

Poszedł sprawdzić jego dokumenty do swojego radiowozu. Po chwili wrócił i poprosił o dokumenty Marcina. A po kilkunastu minutach obaj kuzyni, siedzący spokojnie w samochodzie, zostali otoczeni przez jeszcze trzy radiowozy wezwane przez policjanta, który ich kontrolował. Ten bowiem stwierdził, że obaj panowie przebywają nielegalnie w Kanadzie. Zostali aresztowani i odstawieni do aresztu imigracyjnego.

Już na drugi dzień zwolniony został z aresztu Wacek. Ciotka zapłaciła za niego kaucję i zobowiązała się, że w ciągu tygodnia jej siostrzeniec odleci do Polski, co też się stało. Marcin czekał na wyjście trzy dni. Jego wujostwo byli w czasie weekendu na cottage'u. Kiedy wrócili, natychmiast zapłacili kaucję i był wolny. Ale plany miał zupełnie inne niż jego kuzyn. Zamierzał się natychmiast ożenić ze swoją dziewczyną i starać się o stały pobyt w Kanadzie. Drogi kuzynów, wspólnie dorastających w Polsce, zeszły się na rok w Kanadzie i gwałtownie rozeszły.

Aleksander Łoś

Więcej w tej kategorii: « Sponsorstwo Tylko 30 dni »
Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.