Paweł dorastał w jednym z miast wojewódzkich w Polsce. Ukończył technikum, a później studia wyższe, niezwiązane z tym, czego nauczył się w szkole średniej. Na ostatnim roku studiów został skaperowany do nowo utworzonej elitarnej formacji policyjnej. Miał zwalczać gangi. Mimo młodego wieku szybko awansował. Był inteligentny, bystry, przy tym wysportowany.
Był jednak "podpięty" pod hierarchię kojarzoną z lewicą. Oczywiście nie miało to nic wspólnego z systemem komunistycznym w Polsce, bo działo się to już po zmianach ustrojowych. Ale nowa formacja tworzona była przez zweryfikowanych oficerów dawnej milicji, przy czym z kapitanów szybko byli awansowani do stopni pułkowników. Szeregowcy i podoficerowie to był już całkowicie nowy narybek.
Kiedy kolejna partia polityczna wygrała wybory, to zmiotła pułkowników i kojarzonych z nimi podoficerów. W jednostce Pawła wraz z nim, nowy dowódca, importowany kapitan, który wkrótce został pułkownikiem, pozbył się szybko około 70 proc. doświadczonych policjantów, zatrudniając na ich miejsce nowych.
Paweł znalazł się bez pracy. Od tego momentu nastąpiło jego przeobrażenie. W walce policjantów ze złodziejami przeszedł do tej drugiej grupy. Zatrudnił się w grupie przestępczej wywożącej kradzione samochody z Polski na Ukrainę. Były one bądź kradzione w Polsce, bądź kradzione na Zachodzie i dostarczane do Polski. Wiązało się to z podrabianiem dokumentów i przekupywaniem celników. Tę szkołę Paweł zaliczył bez problemów.
Miał jednak policyjnego nosa i przed wpadką tego gangu wyleciał do Kanady. Postarał się o zaproszenie, które przysłał mu kumpel ze szkoły, który na stałe mieszkał w Kanadzie. Paweł zatrzymał się u niego przez miesiąc. Pomógł on znaleźć Pawłowi pierwszą pracę u kolegi – imigranta z Polski.
Następnie Paweł przeprowadził się do pokoju w domu, też należącym do imigranta z Polski, który wynajmował pokoje w całym domu swoim ziomkom. Przez cztery i pół roku pobytu w Kanadzie Paweł obracał się wyłącznie w środowisku polonijnym, żywił się w polskich jadłodajniach i pił w polskich restauracjach. To spowodowało, że mimo stosunkowo jeszcze młodego wieku i dużej bystrości, nie mówił i nie rozumiał angielskiego prawie w ogóle.
Bazowo wykonywał zawód malarza. Dodatkowo w weekendy zatrudniał się jako bramkarz w polskiej knajpie. Był też zatrudniony w jednej z większych polonijnych firm wędliniarskich. Wspominał ten okres jak najgorzej. Twierdził, że od tego czasu prawie nie je kiełbasy. Odradzał spożywania tych najtańszych, opisując barwnie, z jakiego świństwa były one wytwarzane.
Już po kilku miesiącach pobytu w Kanadzie Paweł skumał się z grupą przestępczą złożoną z samych imigrantów w Polski, która wyspecjalizowała się w podrabianiu kart kredytowych i w dokonywaniu przy ich pomocy zakupów drogiego sprzętu elektronicznego. Paweł ostrzegał przed płaceniem kartami kredytowymi. Doradzał, że jeśli już musimy nimi się posługiwać, to cała operacja płacenia nimi powinna odbywać się na naszych oczach.
Członkowie gangu zatrudniali się w miejscach, gdzie płacenie kartami było powszechne, przy czym odbywało się to poza wzrokiem klientów. W takiej sytuacji, po skasowaniu rachunku w legalnej kasie, "przejeżdżano" nią przez malutkie urządzenie rejestrujące informacje z danej karty. To pozwalało na podrobienie takich samych danych na posiadanych przez gang blankietach kart. Właściciel legalnej karty był zaskakiwany faktem, że jego konto było obciążane kilkutysięcznymi rachunkami za sprzęt, którego nigdy nie kupował. Gang albo odsprzedawał skradziony sprzęt bezpośrednim nabywcom, albo pośrednikom. Byli to głównie odbiorcy polskiego pochodzenia.
Istotną rzeczą było odpowiednie przygotowanie samego zakupu sprzętu. Otóż rola Pawła sprowadzała się głównie do obstawy, obserwacji terenu i pełnienia roli kierowcy. Samego zakupu dokonywali dwaj inni, doświadczeni członkowie tej grupy przestępczej. Otóż jeden obserwował pracę kasjerek. Wskazywał drugiemu koledze, który podchodził do kasy, na przykład z drogim telewizorem plazmowym, która z kasjerek bez namysłu kasuje karty. Ważne było, aby nie zwracała uwagi na cztery ostatnie cyfry. Te bardziej doświadczone bowiem były szkolone, aby wyłapywać karty z podrobionymi numerami.
Paweł działał w tej grupie przestępczej prawie cztery lata. Dorobił się sporych pieniędzy. Wpadka nastąpiła, kiedy kolega wybrał źle kasjerkę w jednym z dużych domów towarowych. Zorientowała się ona, że karta jest podrobiona, natychmiast poprzez przycisk pod kasą powiadomiła ochroniarzy, a ci policję. Już po minucie sklep został otoczony wiankiem radiowozów policyjnych. Dwaj koledzy dokonujący zakupu zostali natychmiast aresztowani. Paweł, kiedy zorientował się, co się dzieje, odjechał spod sklepu. Za nim ruszył natychmiast radiowóz policyjny. Został zatrzymany i po stwierdzeniu, że jest Polakiem, został skojarzony z dwoma zatrzymanymi kolegami. Policjanci znali doskonale technikę działania takich gangów i nie dali sobie wmówić, że obecność Pawła w tym miejscu i czasie była przypadkowa.
Ale policjanci, po stwierdzeniu, że Paweł przebywa w Kanadzie nielegalnie, nie poszli za ciosem i nie wysunęli przeciwko niemu oskarżenia karnego. Wystarczyło im, że przekazali go oficerom imigracyjnym z nadzieją, że zostanie wydalony z Kanady.
Oskarżenia wysunięto w stosunku do bezpośrednich sprawców kradzieży. Przy czym jeden szybko wyszedł za kaucją. Drugiego nie wypuszczono, bo okazało się, że był w okresie próby po wyjściu z więzienia, gdzie odbywał karę za popełnione wcześniej przestępstwa.
Koledzy Pawła to była zgrana paczka. Nie tylko dokonywali wspólnie przestępstw, ale również spędzali wspólnie czas towarzysko. Wybrali się na sylwestra do Meksyku z zapasem czterdziestu podrobionych kart kredytowych. I okazało się, że w ogóle nie mogli nic przy ich pomocy tam kupić. Kasy pokazywały, że nie ma na tych kontach pieniędzy.
Po powrocie do Kanady z powodzeniem je spożytkowali. Klęli na "prymitywizm" Meksykanów i na to, że nie mogli się właściwie zabawić, bo nie zabrali ze sobą odpowiedniej ilości gotówki.
W areszcie imigracyjnym Paweł był całkowicie zagubiony. Nie znał języka, nie wiedział, jak się skomunikować ze światem zewnętrznym. Postanowił okazać swoje niezadowolenie, nie jedząc posiłków. Zostało to zauważone. Zagrożono mu, że zostanie odesłany do więzienia. Powiedział wówczas przez tłumacza, że w takiej sytuacji odgryzie sobie język. Wyglądało to na reakcję psychopaty. Bo oni w więzieniach dokonują samouszkodzeń, kiedy chcą coś wymusić na strażnikach. Ale w tym wypadku była to reakcja doświadczonego polskiego policjanta, który wiedział, że pracownicy więzień nie lubią mieć kłopotów. Ale tak było w Polsce. W Kanadzie, sprawiający problemy w areszcie imigracyjnym osobnik jest odsyłany do więzienia o podwyższonym zabezpieczeniu. Tam strażnicy dają mu "wycisk" i buntownik chodzi jak baranek.
Paweł miał dziewczynę, a w zasadzie rozwódkę z dzieckiem, która miała stały pobyt w Kanadzie. Były jej mąż, też Polak, siedział w kanadyjskim więzieniu za nabywanie i sprzedaż kradzionych samochodów i ich części. Pani ta jednak nie mogła go sponsorować, gdyż była na zasiłku rządowym. Nadto Paweł wspomagał ją finansowo.
Paweł kombinował więc tak. Nie ma szans na pozostanie w Kanadzie, w której zarobił legalnie, a więcej nielegalnie, sporo pieniędzy. Wracać do Polski ciągle się obawiał, bo może jeszcze nie przyschła sprawa jego udziału w przemycie kradzionych samochodów na Ukrainę.
Zamierzał więc zaproponować oficerowi imigracyjnemu, że sam sobie kupi bilet samolotowy do Polski, ale z międzylądowaniem w Anglii. Tam miał kumpli, którzy nie dadzą mu zginąć. Miał też im coś do zaoferowania – doświadczenie kanadyjskie.
Aleksander Łoś