farolwebad1

A+ A A-

Opowieści z aresztu deportacyjnego: Gangsterska kariera

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Czytamy powieści kryminalne, oglądamy filmy prezentujące gangsterów jak bohaterów. Co innego jest czytać o tym czy oglądać aktorów wcielających się w role gangsterów, a co innego móc z takim obcować, rozmawiać, móc podzielić się ze znajomymi informacjami, jak taki gangster wygląda.
Przed laty mieszkałem w Hawanie w hotelu, który był usytuowany naprzeciw innego hotelu, stojącego w najatrakcyjniejszym miejscu, bo na cyplu zatoki. Ale nie to stanowiło główną atrakcję tego hotelu. Wiele osób doradzało mi odwiedzenie go, bo był kiedyś własnością Ala Capone, słynnego chicagowskiego gangstera. Tam podobno odbywały się odprawy jego zastępców, tam dzielił role i dochody, tam zbierał haracz od swoich rezydentów. Oczywiście zwiedziłem ten hotel, podobny do każdego z innych, ale czuło się w nim, mimo wieloletniego zarządzania przez komunistyczny reżim Kuby, jakąś atmosferę tajemniczości. Oczywiście nie było mi dane spotkać się z tym słynnym gangsterem, bo dawno już umarł na chorobę weneryczną w jednym z amerykańskich więzień. Ale los czasami bywa łaskawy i zsyła na nas możliwość spotkania się z czymś niecodziennym. I to zupełnie znienacka. Wprawdzie skala może nie tak wielka, ale jednak. Nie każdy może spotkać się twarzą w twarz z jednym z najaktywniejszych gangsterów z okolic Jane i Finch w Toronto.


To słynne skrzyżowanie jednych z głównych ulic stolicy Ontario ma złą sławę. W dzień jakby nie różni się od wielu innych enklaw tej prawie sześciomilionowej (z satelickimi przedmieściami) metropolii. Wprawdzie spotyka się tam większą niż gdzie indziej w tym mieście liczbę ludności "kolorowej", ale takich enklaw, lub gett, jest w tym mieści i na jego przedmieściach więcej. Ale kiedy zbliża się zmrok, teren ten przechodzi w posiadanie szefów półświatka: gangsterów, handlarzy narkotyków i prostytutek. Dominują tam czarnoskórzy młodzieńcy. Starszych nie ma, bo zostali wybici w bratobójczych walkach gangów walczących o teren i wpływy.
Nikt nie wiedział, czy jego imię jest prawdziwe, czy jest to jego "ksywa". Przedstawiał się jako Nil. Ale w swoim 30-letnim życiu miał pełną dokumentację policyjną na trzy nazwiska. Pierwsze było prawdziwe, ale dawno już nią się nie posługiwał. Były to czasy zamierzchłe, choć wszak nie był jeszcze nawet w średnim wieku.
To, że urodził się na Jamajce, dawało mu przepustkę do zaistnienia jako ktoś na skrzyżowaniu wspomnianych ulic torontońskich. To nie znaczy, że tylko tam przebywał. Korzystał ze swobód kanadyjskich i wędrował tak dla celów biznesowych, jak i rozrywkowych w różne zakątki Kanady. Ale ten adres dawał prestiż w pewnym środowisku.
Dorastał w Kingston, stolicy Jamajki. Ta piękna wyspa, stanowiąca atrakcję turystyczną dla tysięcy Kanadyjczyków, którzy corocznie wędrują na południe w okresie zimowym, ma złą sławę związaną z tym, co się dzieje w Kingston i na słynnym skrzyżowaniu w Toronto. W obu tych miejscach prawie co noc grzmią salwy z broni palnej. Z rzadka trafiają przypadkowych przechodniów, ale to się też zdarza. Głównie są to porachunki "żołnierzy" poszczególnych gangów. Palby te nie zawsze pozostawiają trupy na ulicach. Ważne w tej wymianie ognia jest udowodnienie przeciwnikom jaką siłą ognia się dysponuje. Czasami pojedyncze strzały znaczą więcej niż kanonady. Są to egzekucje. Zaskoczony, rozbrojony przeciwnik nie ma nic do gadania. Zostaje poinformowany o wyroku za swoje winy i jednym strzałem pozbawiony życia. Taki los głównie spotyka szeregowych handlarzy narkotyków, którzy mimo upomnień nie rozliczają się z przydzielonych im zadań i środków.
Taki strzał czasami oznacza jednak coś większego. Jest to ostatnie ostrzeżenie dla przyłapanego bez obstawy szefa jednego z gangów ze strony konkurenta, bądź to walczącego o poszerzeni swojej strefy i wpływów, bądź to przegonienie z własnego terenu jakiegoś zbyt agresywnego konkurenta.
Nil trafił do Kanady pierwszy raz jako osiemnastolatek zupełnie legalnie. Ktoś z rodziny go zaprosił i przyleciał. Miał już doświadczenie w kierowaniu młodzieżowym gangiem w Kingston, tak więc szybko wszedł w krąg swoich ziomków żyjących w Toronto z przestępstw. Dopiero po trzech latach został złapany przez policję z bronią w ręku, skazany na trzy lata więzienia, ale odsiedział tylko dwa lata, po czym został deportowany do swojego rodzinnego kraju.
Już po pół roku był z powrotem w Kanadzie, legitymując się najlepszymi, bo oryginalnymi, dokumentami, skradzionymi podobnemu do niego czarnoskóremu młodzianowi. Drugi pobyt w Kanadzie to już walka o uzyskanie stanowiska bossa. W ciągu trzech lata Nil już miał swój rewir i swoich żołnierzy. Miał sporą "stajnię" prostytutek różnej maści, choć dominowały czarnoskóre nastolatki. Wpadł, kiedy podstawiony policjant chciał zakupić większą ilość narkotyków. Takiej transakcji Nil nie chciał powierzyć komuś z podwładnych, bo sam musiał się rozliczyć z tak dużej ilości towaru ze swoim zwierzchnikiem. Był to typowy kocioł zorganizowany przez policję. Kolejny wyrok, odsiadka i deportacja. Ostatni powrót nastąpił, mimo że Nil zaczął sobie dobrze radzić w swoim rodzinnym Kingston. Z doświadczeniem kanadyjskim i dobrymi kontaktami szybko uzyskał pozycję szefa podległego jedynie głównemu szefowi półświatka tej stolicy gangsterstwa. Ale Kanada mamiła większymi dochodami i mniejszym poczuciem zagrożenia. Policja i konkurencja w Kingston nie dawały większych szans na długie życie. W Kanadzie wymiar sprawiedliwości nie budził bojaźni, a z konkurencją Nilowi udawało się dotychczas jakoś dogadywać.
Przyleciał na kolejnych "lewych" papierach po raz trzeci. Nie miał jakiegokolwiek problemu z przekroczeniem kontroli granicznej w porcie torontońskim. Wszedł od razu w dawne środowisko. Wprawdzie jego miejsce było zajęte, ale pozbył się szybko tego "uzurpatora" osobiście wymierzonym strzałem w serce. Typowa egzekucja. Policja i pogotowie odnotowały swoje. Mordercy nie ujęto. W takich sytuacjach policja zresztą nie wykazuje nadmiaru aktywności. Porachunki w środowisku przestępczym jakby eliminują konieczność wysilania się przez stróżów prawa.
Panowanie Nila w wywalczonym przez niego terenie trwało kolejne dwa lata. Zestarzał się, przestał być czujny, a tu poszukiwali swoich szans dwudziestokilkulatkowie, którzy po wyrośnięciu z krótkich spodni i terminowaniu w gangach młodzieżowych, po odbyciu stażu już w gangu z prawdziwego zdarzenia, szukali możliwości bycia na swoim.
Na teren Nila pchał się ze swoimi interesami o pięć lat od niego młodszy były jego podwładny, który na skutek jakiegoś nieporozumienia odszedł na jakiś czas do innej dzielnicy. Wydawało się, że na zawsze. Ale on tylko się przyczaił. Zachęcał go do aktywności na starym terenie jego nowy szef, obiecując pełną samodzielność, jeśli wywalczy ten teren dla siebie.
Nil nawet nie zdołał wyciągnąć zza paska pistoletu. Został obezwładniony przez "goryli" konkurenta, który własnoręcznie, jednym strzałem przestrzelił mu kość piszczelową. A że działo się to w ciemnym kącie jednego ze sklepów, czyli w miejscu publicznym, odgłos strzałów zwabił patrol policyjny. Wezwane zostało pogotowie. Policjanci z kolei przekazali sprawę Nila oficerom imigracyjnym, bo w danej chwili nie mieli przeciwko niemu jakiegokolwiek zarzutu czy postępowania karnego.
Nil odwieziony został do szpitala, gdzie zestawiono mu pogruchotaną kość i wyjęto tkwiący w niej pocisk. Operacja trwała około godziny, a po dalszych dwudziestu minutach Nil się przebudził. Podane mu środki znieczulające spowodowały, że nie czuł w ogóle bólu. Ale jeszcze przed operacją Nil, któremu nie odebrano telefonu komórkowego, bo go ani policjanci, ani oficerowie imigracyjni nie przeszukali, powiadomił swojego zastępcę, gdzie jest, o tym że będzie miał operację, i polecił zajęcie się przez niego całością spraw w rejonie na czas nieobecności szefa.
Pobyt Nila w szpitalu trwał dwa tygodnie. Straż była czujna, bo istniało niebezpieczeństwo odbicia go przez jego podwładnych. Nie doszło do tego i Nil odwieziony został do więzienia, a stamtąd, po dalszym miesiącu, został deportowany na Jamajkę. Na jak długo? Raczej krócej niż dłużej. Chyba że ten 30-latek już poczuł się za stary, aby walczyć na całego o odzyskanie utraconego terenu w Toronto. Może, po ponad dziesięcioletnim zdobywaniu doświadczenia kanadyjskiego, osiądzie jako rezydent większego gangu w swoich rodzinnych stronach?
Aleksander Łoś

Ostatnio zmieniany sobota, 13 grudzień 2014 10:05
Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.