Żona jego była Ukrainką, tak więc urodzony z tego związku ojciec Davida, według prawa żydowskiego, nie był Żydem. On też ożenił się z Ukrainką i wyjechał z nią, już dobrowolnie, na Syberię, do Jakucji, bo tam otrzymywali wynagrodzenie za pracę w ciężkich warunkach kilkakrotnie wyższą niż na Krymie. Tam urodził się ich jedyny syn David.
Kiedy nastąpił rozpad Związku Sowieckiego rodzice Davida powrócili na Krym i zamieszkali w obszernym domu dziadków. Wytrzymali niezbyt długo. Wraz z wolnością nadszedł rozrost przestępczości, gangsterstwa, strzelaniny w nocy i w dzień. Wprawdzie po kilku latach dawni gangsterzy wyrośli na czołowych polityków pilnujących, aby nikt ich nie okradał, ale David na to nie czekał. Wraz z rodzicami i nowo poślubioną, 18-letnią śliczną Ukrainką, przeniósł się do Izraela. Okazało się, że papiery po dziadku wystarczały na przyznanie im wszystkim obywatelstwa izraelskiego.
David dość łatwo zaadaptował się do nowych warunków. Dość szybko dostał pracę w małym warsztacie remontującym łodzie i wszelkiego rodzaju motory. Żona jego dostała pracę w swoim zawodzie, czyli pielęgniarki. Łączenie zarabiali miesięcznie około trzech tysięcy dolarów, płacąc za dwupokojowe mieszkanie 450 dolarów miesięcznie, a nadto dalsze koszty, jak prąd, gaz, itd. kosztowały ich około 300 dolarów. Mieli się więc nieźle. Po kilku latach pobytu w Izraelu, w pobliżu Strefy Gazy, urodził im się synek.
Najpierw warunków życia w Izraelu nie wytrzymali rodzice Davida. Nie mogli znaleźć dobrze płatnej pracy, ciążyło im bycie obywatelami drugiej kategorii, bo nie traktowano ich jak prawdziwych Żydów. Łącznie otrzymywali z Ukrainy 350 dolarów emerytury, co wystarczałoby na ubogie utrzymanie na Ukrainie, ale absolutnie nie wystarczało im na życie w Izraelu. Musiał im pomagać finansowo syn. Wrócili na Krym i zamieszkali w domu dziadka Davida, który jeszcze tam ciągle żył.
David bronił się przed koniecznością powrotu na Ukrainę, pamiętając straszne czasy gangsterstwa i pijaństwa. Wybrał się do Kanady na rekonesans. Zaprosił go znajomy do Saskatchewan. Tym pobytem David był rozczarowany. Widział tabuny Indian kanadyjskich włóczących się po ulicach już od rana w stanie nietrzeźwym lub pod wpływem narkotyków. Przypominało mu to zapamiętane obrazy z Krymu.
Wytrzymał jeszcze dwa lata w Izraelu. Napięcie na granicy ze Strefą Gazy narastało. Co jakiś czas wybuchały w pobliżu miejsca zamieszkania Davida i jego rodziny pociski, wykonane chałupniczo i odstrzeliwane w prymitywny sposób. Ale ginęli od tego ludzie i trzeba było łatać zniszczenia. Ale i to David znosił.
Decyzja o ostatecznym wyniesieniu się z "Ziemi Obiecanej" nastąpiła w następstwie konfliktu Davida z miejscową policją izraelską. David nie nadużywał alkoholu, a wręcz unikał jego spożywania. Ale któregoś wieczora spotkał się z kilkoma kolegami i wypili po kilka kieliszków. David miał niedaleko do domu. Kiedy szedł spokojnie, został zatrzymany przez patrol policyjny. Kazali mu wsiąść do radiowozu. Kiedy się opierał, został poturbowany. Na komendzie policjanci pobili go jeszcze dotkliwiej. Kiedy go wypuścili po kilku godzinach, to wcześniej obrabowali go z pieniędzy i zegarka.
David zwrócił się o pomoc do adwokata. Ten, po pobraniu kilku tysięcy szekli gaży, napisał sążnisty list do zwierzchnika policjantów. Ten odpowiedział, że to David był winny całego zajścia, bo został zatrzymany, kiedy w stanie nietrzeźwym zakłócał spokój na ulicy. Było to wierutnym kłamstwem, ale Davidowi zajęło rok oczyszczenie się z zarzutu. Pomocne było nagranie z kamery ulicznej, które uzyskał jego adwokat, a ukazujące sposób zachowania się Davida i sposób interwencji policjantów. Adwokat nawet radził, aby wytoczyć policji proces cywilny o odszkodowanie, ale David miał już tego wszystkiego dość.
Kiedy udał się do konsulatu kanadyjskiego w Tel Awiwie, to był zdumiony, widząc kilkanaście osób z jakimiś transparentami. Myślał, że to jakaś antykanadyjska demonstracja. Dopiero czekając w kolejce, przekonał się, zresztą będąc nagabywany przez osoby trzymające w ręce transparenty, że byli to agenci imigracyjni żydowskiego pochodzenia, którzy obiecali załatwić bez problemu wizę kanadyjską, a za kilka tysięcy dolarów stały pobyt w tym kraju. Jak ich określił David: naciągacze i oszuści.
David nie skorzystał z ich pomocy, ale wizy do paszportów otrzymał. Załatwił bilety lotnicze do Toronto, zwolnił się z pracy, sprzedał za grosze sprzęt gospodarstwa domowego, wypowiedział umowę najmu mieszkania, spakował z żoną cztery walizki i wylądowali w Kanadzie. Na lotnisku skierowani zostali na przesłuchanie do oficera imigracyjnego. Ten spisał co David i jego żona mu mówili, w tym to, że proszą o przyznanie im statusu uciekinierów, i odesłał ich do aresztu imigracyjnego.
Tam David patrzył przez okno na duży parking ciężarówek i aż ręce go świerzbiły, aby przy nich pogrzebać. Nudził się strasznie, zmuszony do nicnierobienia. Twierdził, że w Izraelu musiał ostro pracować na godziwy zarobek, ale to lubił. Koledzy z Krymu pisali mu, że tam pracuje się po staremu, czyli praktycznie obija i narzeka na niskie zarobki. David z zachwytem patrzył na sterty obfitego śniegu, który spadł w tym czasie na Toronto. W Izraelu czegoś takiego nie widział przez osiem lat, a jego 3-letni synek nigdy w życiu. Czekał na rozprawę imigracyjną. Zamierzał zaoferować swoje umiejętności mechanika, potrafiącego naprawić prawie każdy silnik. Miała też coś do zaoferowania jego żona – doświadczona pielęgniarka. Nie wiedział, że tym trybem nie może załatwić swoich spraw.
Oficer imigracyjny najpierw nie zgodził się na wypuszczenie tej rodziny na wolność, tym bardziej że nie zgłosił się nikt, kto mógłby zapłacić za nich kaucję gwarancyjną. Po drugie podniósł on, że David i jego żona otrzymali wizy turystyczne w konsulacie kanadyjskim w Izraelu, a nie zgodę na stałe osiedlenie się w Kanadzie. Jeśli zamierzali osiedlić się w Kanadzie, to powinni byli przejść przez system rekrutacyjny, nadzorowany przez konsulat kanadyjski w Izraelu. Fachowość i przydatność Davida i jego żony w Kanadzie w ogóle nie interesowała ani oficera imigracyjnego, ani sędziego imigracyjnego. Zapadła decyzja o zatrzymaniu tej rodziny w areszcie, aż do szybkiego jej wydalenia.
David z żoną mieli na to plan alternatywny. Nie myśleli o powrocie na ukraiński Krym. Pamiętali ciągle o bezprawiu tam panującym i wiedzieli o dużym bezrobociu i niskich zarobkach oferowanych nawet fachowcom. Zamierzali reemigrować do Rosji. Byli do tego przygotowani. Mieli obywatelstwo i paszporty tego kraju. Musieli jeszcze tylko stoczyć walkę z kanadyjskimi oficerami imigracyjnymi, którzy zamierzali ich odesłać z powrotem, skąd przybyli, czyli do Izraela.
W końcu stanęło na tym, że David z własnych pieniędzy, posługując się telefonem i kartami kredytowymi, kupił bilety lotnicze dla swojej rodziny do Moskwy. Na to przystał prowadzący sprawę oficer imigracyjny. Po tygodniu pobytu w areszcie David z żoną i synkiem odlecieli z Kanady.
Aleksander Łoś