farolwebad1

A+ A A-

Stare i nowe kasty

Oceń ten artykuł
(1 Głos)

Jeśli wspominamy o kastach, to od razu kojarzy się nam to z Indiami, gdzie faktycznie system ten przez wieki funkcjonował, od braminów na górze i niedotykalnych, czyli "pozakastowców", na samym dole, a i obecnie, szczególnie poza wielkimi ośrodkami miejskimi, nadal, choć trochę osłabiony, funkcjonuje. W Polsce mieliśmy możnowładców, szlachtę, kupców/rzemieślników i chłopów. W Stanach Zjednoczonych, wzorcu demokracji, pieniądz i pozycja zawodowa we współczesnym świecie, dzieli ludzi.

Aleksander urodził się w społeczeństwie bezklasowym, ale z dominującą rolą klasy robotniczej. Ta jakby sprzeczność pojęć, teorii i praktyki nie była jedyna w państwie "gwarantowanej szczęśliwości", czyli Związku Sowieckim.

Urodził się na krańcach północno-wschodnich tego imperium, czyli w Chabarowsku. Uchodził za "Ruskiego", choć babka jego była Polką, wywiezioną z polskich Kresów Wschodnich zimą 1940 roku "na białe niedźwiedzie". Była kilkunastoletnią dziewczynką, ale już "wrogiem ludu", bo ojciec jej, raptem podoficer, skutecznie walczył z nawałą sowiecką w 1920 roku. Pamiętliwy, czytaj "mściwy" Stalin, pogoniony z terytorium Polski, odwdzięczył się Polakom, nakazując wymordowanie ponad dwudziestu tysięcy oficerów i wywózkę na Sybir kilkuset tysięcy "mniej winnych".

Babka Aleksego uratowała się, wiążąc się z Rosjaninem, który był majstrem w lasach. Pomagała też, jak mogła, rodzicom i młodszemu rodzeństwu. Część z nich umarła, ale kilkoro przeżyło. Kiedy przyszła "amnestia", babka Aleksandra pozostała z mężem, bo miała z nim już syna, który z kolei, kiedy wydoroślał, ożenił się z Żydówką. Wtedy nie było to ważne. Ot, młodzi pokochali się, pobrali się, dochowali się potomstwa. Stało się to istotne, kiedy "imperium zła" się rozpadało i można było się już wyrwać za granicę. Cała rodzina, w tym dwudziestokilkuletni Aleksander, już też mający swoją rodzinę, w tym dwójkę dzieci, polecieli kanałem przez Polskę do Izraela.

Uzyskali bez problemu, dzięki żydowskiemu pochodzeniu matki, prawo stałego pobytu w Izraelu. Ale cała reszta okazała się górą problemów. Nawet po poznaniu w wystarczającym stopniu języka hebrajskiego, kultury i obyczajów żydowskich cała rodzina Aleksandra była określana jako "Ruskie". Nawet po dziesięciu latach pobytu w Izraelu nie zmieniła się ich pozycja społeczna w tym iście kastowym społeczeństwie.

Na samej górze byli "starzy", biali, pochodzący głównie z Europy, Żydzi. Za nimi byli Żydzi pochodzący z sąsiadujących z Izraelem krajów arabskich. Dalej "marokańcy", czyli Żydzi pochodzący z Afryki Północnej. Dalej byli Falaszowie, czyli czarni przybysze żydowskiego pochodzenia z Etiopii, a na końcu sytuowali się "Ruskie". Pozaklasowi byli Palestyńczycy.

Aleksander odczuwał pogardę okazywaną jego klasie na każdym kroku. Kiedy po trudach uzyskiwał zatrudnienie, to zawsze jego wynagrodzenie było o kilka szekli na godzinę niższe od "marokańców". Dla Aleksandra był to zawsze jakby wymierzony mu policzek. Bo ci niezwykle podobni do Palestyńczyków Żydzi byli, podobnie jak ci pierwsi, niezwykle leniwi, byli oszustami i wielu z nich było kryminalistami. Ale stali w hierarchii wyżej od przybyszy z byłego Związku Sowieckiego.

Dwoje podrastających dzieci Aleksandra odczuło prześladowania w szkole. Byli bici, oskarżani o wywoływanie awantur, gdy tymczasem oni tylko się bronili przed prześladowaniami ze strony dzieci żydowskich z wyższych kast. Najbardziej poniżające było, że wielu nauczycieli i pracowników socjalnych to też byli "marokańcy", którzy ze szczególną niechęcią odnosili się do kasty "Ruskich", którą solidarnie spychali na dolne, uprzednio przez siebie zajmowane pozycje.

Kiedyś Aleksander jechał ze swoim ojcem samochodem i zobaczył, że grupa "marokańców" kopie leżącego na ziemi człowieka. Nikt z przechodniów nie reagował, co było regułą. Aleksander z ojcem wybiegli z samochodu i krzykiem i zdecydowaną postawą odgonili napastników. Ale nadjechał radiowóz policyjny. Zatrzymani zostali wszyscy uczestnicy zajścia, z tym że to Aleksander i jego ojciec zostali skuci kajdankami i oskarżeni o napaść. Sprawę w komisariacie prowadził policjant "marokaniec", który przyjął za wiarygodną wersję swoich braci kastowych. Aleksander z ojcem przesiedział ponad dobę w areszcie. Dopiero kiedy zajął się nimi drugi policjant, prawdopodobnie pochodzący z wyższej kasty, zwolnieni zostali z aresztu.

"Ruskie" mieli na pieńku z ortodoksyjnymi Żydami i muzułmańskimi Palestyńczykami. Aleksander mieszkał w pięknej miejscowości nad morzem. Od czasu do czasu zapraszał gości, też pochodzących z byłego Związku Sowieckiego.

Kiedy pewnego razu smażył sobie spokojnie wieprzowinę na grillu, wpadła policja, powiadomiona przez sąsiadów, którzy wyczuli zapach "nieczystego" pożywienia, przygotowywanego do spożycia przez Aleksandra i jego gości. Policjanci rozgonili przyjęcie i zakazali Aleksandrowi smażenia wieprzowiny, bo narusza to obyczaje religijne w tym kraju.

Po ośmiu latach pobytu w Izraelu Aleksander przyleciał pierwszy raz do Kanady. Zaprosił go kolega, który prosto z Rosji przybył do Kanady i już tu pozostał na stałe. Wybrał lepiej niż Aleksander. Był zadowolony z pobytu w Kanadzie, wiodło mu się nieźle. Przyjął Aleksandra serdecznie, załatwił mu pracę. Pobyt trwał prawie sześć miesięcy, czyli nie został przekroczony limit czasowy dla odwiedzających Kanadę.

Po powrocie do domu Aleksander z jeszcze większym krytycyzmem spoglądał na otaczającą go rzeczywistość. Już nie cieszył go ciepły klimat izraelski, bo bardziej bliska mu była zima kanadyjska, wprawdzie nie taka jak w jego stronach rodzinnych, ale zawsze z mrozem i śniegiem. Aleksander poprosił kolegę o załatwienie mu zezwolenia na pracę w Kanadzie. Ten spełnił prośbę. Właściciel jego własnej firmy złożył zapotrzebowanie na specjalistę, którym był Aleksander. Chodziło o uprawę specjalnego gatunku sosny, z których pozyskiwano ogromne szyszki, które z kolei były wykorzystywane w kosmetyce. Aleksander przez dłuższy czas na Syberii pracował w lasach przy wyrąbie lasów. Mógł więc okazać się zaświadczeniem, że ma stosowną praktykę. Zgodę na sprowadzenie Aleksandra do Kanady wyraził urząd imigracyjny i wystawił stosowny dokument. Kiedy Aleksander udał się z tymi papierami do kanadyjskiego konsulatu, tam odmówiono mu wydania zgodny na zatrudnienie w Kanadzie. Po kilku tygodniach rozważań, co robić, po konsultacjach z kolegą, Aleksander zdecydował się na przylot do Kanady.

Na lotnisku torontońskim został zatrzymany, przesłuchany i odesłany do aresztu. Oficer imigracyjny nie uwzględnił tłumaczenia Aleksandra, że wszak krajowe władze imigracyjne wyraziły zgodę na jego legalne zatrudnienie w Kanadzie. Oficer imigracyjny kierował się decyzją konsulatu kanadyjskiego.

W areszcie imigracyjnym Aleksander był trochę zagubiony, bo nie znał języka, a więc trudno było mu się zorientować, co się w jego sprawie dzieje.

Kolega, do którego zadzwonił, wprawdzie go pocieszał, że musi się wszystko wyjaśnić i wyjdzie na wolność, ale nie było to takie pewne.

Aleksander chwalił sobie warunki pobytu w areszcie. Porównywał je do tych, jakie znał ze swojej młodości. Obowiązkową służbę wojskową odbywał bowiem w wojskach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i został po szkoleniu unitarnym skierowany do batalionu, który pilnował prawie dwutysięcznego obozu pracy przymusowej dla skazańców. Byli to głównie bandyci, jak określał ich Aleksander, i odbywali wyroki od trzech do piętnastu lat więzienia.

Pracowali przy wyrobie cegieł i na okolicznych budowach. Mieszkali w okropnych warunkach w barakach, w których mieściło się po kilkudziesięciu skazanych. Praca była ciężka, wyżywienie marne. Ale Aleksander nie miał dla nich współczucia. Byli to przestępcy. Dlatego też bardzo krytycznie wypowiadał się o Jelcynie, który wprawdzie uwolnił ludzi od strachu przed organami państwa, ale doprowadził do tego, że trzeba było się bać kryminalistów terroryzujących ludność. Bardziej odpowiadał mu system dyktatorski prezydenta Putina, który ukrócił bandytyzm.

Aleksander był namawiany przez dawnych kolegów, aby wrócił do Rosji, ale nie miał tego zamiaru. W pamięci miał bowiem warunki życia, w jakich dorastał. Ostatnie dziesięć lat, mimo wielu problemów, to był komfort, zupełnie inny, wyższy poziom życia. Z tego Aleksander nie zamierzał zrezygnować. Wierzył również, że nawet po odesłaniu do Izraela, uda mu się przebrnąć przez trudności i w końcu otrzyma zgodę na wykonywanie w Kanadzie legalnie pracy. W perspektywie myślał o uzyskaniu stałego pobytu w Kanadzie.

Po trzech dniach pobytu w areszcie został odesłany do Izraela, kraju, który coś dawał, ale też pozbawiał człowieka poczucia, że jest równy wśród równych. On, dawny obywatel mocarstwa światowego, jako "Ruski", musiał znosić upokorzenia związane z byciem członkiem najniższej kasty w tym teoretycznie demokratycznym kraju.

Aleksander Łoś

Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.