Od tego czasu przygody z tego typu turystami stały się dla niego dodatkiem do normalnego biznesu. Nie dorobił się wielkiego majątku na tym, bo nie targował się o cenę. Były to jakby dobrowolne datki, fundowane prezenty, wspólne kolacje płacone przez homoseksualnych turystów. Te kontakty rozbudziły jednak u Miguela pragnienie poznania świata, w którym żyją na co dzień jego przygodni partnerzy. Któregoś dnia wylądował na torontońskim lotnisku. Zaprosił go ostatni jego partner-biznesmen.
Miguel zamieszkał u niego i związek ten trwał kilka miesięcy. W tym czasie Miguel, przy pomocy swojego partnera, który znalazł mu i opłacił agenta imigracyjnego, zwrócił się do władz kanadyjskich o przyznanie mu prawa stałego pobytu w Kanadzie. Głównym motywem tego zamiaru było, podane przez Miguela, dyskryminowanie takich jak on homoseksualistów w jego rodzinnym Meksyku.
W międzyczasie Miguel podejmował dorywcze prace, w tym kelnera na bankietach, doskonalił w praktyce swój angielski, poznawał nowych ludzi.
Wygląd jego i zachowanie nie wskazywały, że jest homoseksualistą. Podobał się dziewczętom. Umawiał się z nimi i z niektórymi uprawiał seks. Jednak nie sprawiało mu to satysfakcji. Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu o utrwalonej swojej odmienności płciowej. Ze swoim partnerem chodził do restauracji, w których spotykali się homoseksualiści. Nawiązane kontakty powodowały, że zaczął zdradzać swojego partnera. W końcu się od niego wyprowadził. Wynajął pokój w suterenie z niezależnym wejściem. Dużo pracował, co pozwalało mu na utrzymanie się. Nadto niektórzy jego partnerzy byli hojni. Nie dopuszczał do siebie myśli, że jest męską prostytutką. Uważał, że nawet te kontakty, które dawały mu dochody, były dla obopólnej przyjemności.
Po dwuletnim takim trybie życia któregoś dnia Miguel poznał Cho. Był to młodszy od niego o rok imigrant z Chin. Przybył z rodzicami do Kanady, kiedy miał kilka lat. Tutaj ukończył szkołę średnią i studia komputerowo-programistyczne. Pracował on w jednej z firm projektowych. Miał przed sobą dobrze zapowiadającą się karierę. Cho nie miał zbyt dużego doświadczenia seksualnego. Kontakty z dziewczętami rozczarowały go. Miał już, przed spotkaniem się z Miguelem, kilka przygód z homoseksualistami. Ale dopiero kontakty z Miguelem utwierdziły go w przekonaniu, że to jest to, w czym czuł się dobrze.
Cho mieszkał z rodzicami i spotykał się z Miguelem w jego skromnym pokoju. Postanowił sfinansować wynajem wspólnego, jednosypialniowego mieszkania. Najpierw Cho przychodził do Miguela dwa – trzy razy w tygodniu. Wychodzili razem na kolacje, imprezy, do kina. Cho nie poinformował rodziców o swojej odmienności seksualnej. Ale po pewnym czasie zdecydował się na to, chcąc zamieszkać na stałe z Miguelem. Dla rodziców, których był jedynym dzieckiem, był to szok. Analizowali oni, co zrobili nie tak, że ich jedynak miał odmienne zainteresowania seksualne. Oni o tym zjawisku słyszeli, ale nigdy się z tym bliżej nie spotkali. W ich środowisku ten temat nie istniał. Wyrażali nawet żal, że wyjechali z Chin, bo może wówczas ich syn ożeniłby się z jedną z dziewcząt z ich środowiska i stanowiliby normalną rodzinę z dzieckiem, a dla nich wnukiem. Teraz to wszystko się dla nich zawaliło. Kolejnym szokiem było wyprowadzenie się ich syna do swojego partnera. Rodzice Cho jednak nie odrzucili go. Już wcześniej poznali Miguela, którego ich syn przyprowadził kilkakrotnie do ich domu. Nie wiedzieli wówczas o ich związku. Sądzili, że jest to jeden z jego kolegów. Po pewnym czasie od wyprowadzenia się syna zadzwonili do niego, zapraszając go i jego partnera na obiad. Te rodzinne obiady stały się odtąd stałą, cotygodniową tradycją.
Miguel miał jednak nieuregulowany status w Kanadzie. Po dwóch latach otrzymał decyzję odmowną, od której, za pośrednictwem agenta imigracyjnego, się odwołał. Po kilku miesiącach otrzymał wezwanie do stawienia się w sądzie imigracyjnym. Decyzja przyszła odmowna. Cho i Miguel zastanawiali się, co zrobić, aby Miguel mógł zostać na stałe w Kanadzie, bo jeszcze przed rozprawą czuli, że argumenty Miguela nie przekonają sądu.
Przecież w Meksyku oficjalnie funkcjonowały w większości centrów turystycznych kluby czy lokale dla homoseksualistów. Jeśli nawet obyczajowo osobnicy o odmiennej orientacji seksualnej byli potępiani, to jednak nie dochodziło do agresji czy zagrożenia życia dla takich ludzi.
Inicjatywa wyszła od Cho. Był wykształconym obywatelem Kanady. Wiedział, że po orzeczeniach sądów apelacyjnych w Ontario i Kolumbii Brytyjskiej, może zawrzeć prawny związek ze swoim partnerem, który pozwoli z kolei na jego sponsorowanie. Od problemu tego "uciekały" kolejne rządy kanadyjskie, czy to konserwatywne, czy liberalne, gdyż każda decyzja, czy to pro, czy kontra, mogła wywołać ogólnokrajową awanturę, głównie inspirowaną przez silne środowiska homoseksualne.
Na przykład, w centrum Toronto corocznie odbywa się wielka parada tych środowisk, której nie śmieli nawet pominąć kolejni burmistrzowie, mimo że sami żyli w związkach heteroseksualnych. Podobne problemy występują w Stanach, gdzie nie uregulowano problemu zawierania małżeństw homoseksualnych na szczeblu federalnym, natomiast w niektórych stanach decyzjami stanowych sądów, a nawet sądów poszczególnych hrabstw, wprowadzono zezwolenia na zawieranie takich małżeństw.
Cho poinformował o tym Miguela i zaproponował zawarcie takiego "małżeństwa". Miguel się zgodził. Powiadomieni zostali rodzice Cho, ale nie wyrazili chęci uczestniczenia w takiej ceremonii. Ślub odbył się w urzędzie stanu cywilnego i zaraz po tym Cho złożył w urzędzie imigracyjnym wniosek o sponsorowanie swojego "współmałżonka". Było jednak już za późno. Po orzeczeniu sądowym wydany został nakaz opuszczenia przez Miguela terytorium Kanady. Skonsultowali się w tej sprawie z adwokatem specjalizującym się w sprawach imigracyjnym. Ten doradził im, aby Miguel wyjechał z Kanady, a jednocześnie aby obaj pchali do przodu sprawę sponsorowania go przez Cho, jako legalnego współpartnera życiowego. Obaj zgodzili się z taką radą.
Kupili bilety lotnicze do Meksyku i swój Miguel zaniósł do urzędu imigracyjnego, który przygotowały dokumenty związane z jego wydaleniem z Kanady.
Cho postanowił lecieć z Miguelem do Meksyku na miesiąc. Powiadomieni zostali o tym rodzice Miguela, który nie poinformował ich o zawarciu związku z kolegą, z którym miał do nich przylecieć. Miguel chciał tę informację przekazać rodzicom bezpośrednio, już po przylocie. Byli przygotowani na reakcję negatywną. Przygotowali się finansowo na ewentualność konieczności wynajęcia mieszkania na okres pobytu Cho w Meksyku. To była największa dla nich niewiadoma. Bo o tym, że Miguel wróci do Kanady za kilka miesięcy, jako sponsorowany przez legalnego swojego partnera, byli w pełni przekonani.
Miguel miał odlecieć pod nadzorem ze strony urzędu imigracyjnego. Ale przyszli oni razem na lotnisko i podeszli razem do kontroli dokumentów tuż przed wejściem do "rękawa" prowadzącego do samolotu. W tym momencie Miguel zwrócił się do urzędnika imigracyjnego z pytaniem: "czy może ze mną razem pójść do samolotu mój mąż?". Najpierw zaskoczenie, a później uświadomienie, że jest to możliwe, że odlatujący imigrant może być w legalnym związku z drugim mężczyzną.
Wyrażono na to zgodę i obaj udali się do samolotu.
Problemem do rozważenia było określenie Cho przez Miguela jako męża. Cho, choć nie był niski, a raczej średniego wzrostu, to jednak był delikatnej budowy, w okularach, typ intelektualisty. Przy nim to Miguel, wyższy, słusznej budowy, mógł uchodzić za męża. Jeśli miałoby się porównywać tych dwóch mężczyzn do związku heteroseksualnego, to Cho wyglądał bardziej na kobietę, a więc Miguel powinien nazywać go swoją żoną.
A może, tak jak w przypadku związku lesbijskiego premier Ontario, mimo że Cho był filigranowy na tle silniejszego fizycznie Miguela, to on jednak poprzez swoje wykształcenia, inteligencję, posiadanie obywatelstwa kanadyjskiego, zasobność portfela itd. pełnił rolę mężczyzny w tym związku.
A może w tego typu związkach obie lesbijki są żonami, a homoseksualni partnerzy obaj nazywają siebie mężami?
Aleksander Łoś