Nosiła imię słynnej królowej kraju, w którym się urodziła, ale rodzicami jej nie byli rdzenni Etiopczycy. Ojciec był Portugalczykiem i nosiła jego nazwisko. W czasach kolonialnych prowadził interesy w Angoli, ostatniej kolonii portugalskiej w Afryce, a kiedy koloniści zostali pokonani przez powstanie miejscowej ludności, odmiennie niż większość jego rodaków, nie wrócił do Portugalii, ale udał się do Etiopii. Nie był wojskowym, urodził się w Angoli, Portugalię odwiedził tylko raz i nie miał z tym krajem duchowego związku, poza faktem urodzenia się ze związku dwojga Portugalczyków. On czuł się białym Afrykaninem i tu chciał nadal żyć i prowadzić interesy. Był pośrednikiem handlowym średniego kalibru i prowadząc wcześniej interesy w różnych krajach afrykańskich, uznał, że najlepszym miejscem do życia będzie Etiopia.
Kraj ten był już po najkrwawszych wojnach postkolonialnych, stabilizował się i był regionalną potęgą wojskową i ekonomiczną, oczywiście porównując to z zacofaniem i biedą panującą w innych, ościennych krajach. Ojciec Saby miał po kolei kilka konkubin, a w końcu ożenił się, tylko raz, z piękną kobietą pochodzącą z rodziny hinduskiej, przybyłej do Kenii przed wielu laty. Zabrał żonę do swojego domu w Addis Abebie i po dwóch latach trwania tego związku urodziła się Saba. Matka jej zmarła, kiedy miała 10 lat. Ojciec, ciągle w rozjazdach, umieścił swoją jedyną córkę w szkole z internatem prowadzonym przez katolickie zakonnice. Warunki bytowe i poziom nauki były w tej szkole wysokie. Uczono tam posługiwania się wieloma językami, w tym angielskim, jak również prowadzenia domu i dobrych manier. Natomiast ściśle przestrzegano izolacji od chłopców i mężczyzn.
Po osiągnięciu 18 lat Saba wyraziła chęć studiowania na miejscowym uniwersytecie. Ojciec z dużymi wahaniami zgodził się na to. Studiowała ekonomię i prowadzenie biznesu. Już od pierwszych dni na uczelni była adorowana przez studentów. Ojciec zorientował się, że może to szybko skończyć się uwiedzeniem, z uwagi na wcześniejszy brak doświadczenia córki w obcowaniu z mężczyznami. Postanowił wysłać ją do Południowej Afryki, gdzie miał filię swojego biznesu i zaprzyjaźnioną rodzinę portugalską, która prowadziła biuro tej filii. Saba początkowo protestowała, ale w końcu uległa namowom ojca i wylądowała w Pretorii. Tam, po kilku miesiącach adaptacji kontynuowała swoje studia na tamtejszym uniwersytecie. Nadto pomagała w prowadzeniu filii firmy ojca. Czas miała wypełniony, ale nie na tyle, aby nie kontaktować się z innymi ludźmi.
Na jednym ze spotkań towarzyskich poznała czarnoskórego, miejscowego lekarza. Z miejsca zauroczenie było wzajemne. Saba najpierw potajemnie zaczęła spotykać się z tym przystojnym Murzynem, a kiedy zorientowała się, że jest z nim w ciąży, przeniosła się do niego. Ojciec był w szoku, kiedy się o tym dowiedział. Zagroził córce zerwaniem z nią wszelkich kontaktów, ale ugiął się, choć nigdy nie zaakceptował w pełni tego związku córki z czarnoskórym.
Ze związku tego najpierw urodziła się córeczka, dość jasna Mulatka, która wyrastała też na piękność, jak jej matka. Potem urodził się chłopczyk, który już bardziej odziedziczył cechy ojca. Związek ten trwał jeszcze dwa lata. Konkubin Saby oświadczył jej pewnego dnia, że zamierza się ożenić z nowo poznaną czarną lekarką, która pracowała w jego szpitalu. Ona okazała się bardziej stanowcza niż Saba i warunkiem nawiązania związku z konkubentem Saby było małżeństwo. Saba, niedoświadczona wówczas studentka, przegapiła ten moment, kiedy zawiązał się jej romans z tym mężczyzną nieusankcjonowany małżeństwem.
Ojciec Saby postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Postanowił oderwać córkę od Czarnego Lądu i przerzucić wraz z jej dziećmi do Kanady, gdzie też prowadził interesy, a Sabą i dziećmi miał się zająć jego żonaty i dzieciaty współpracownik portugalskiego pochodzenia. Faktycznie Saba miała "lekkie lądowanie".
Zamieszkała w dwusypialniowym apartamencie. Ojciec jej dzieci przysyłał systematycznie trochę pieniędzy i drugą część dokładał jej ojciec. Saba włączyła się też w interesy ojca prowadzone w Kanadzie. Pomagała jej w tym uroda, ogłada towarzyska, znajomość języków i już zdobyte doświadczenie. Ojciec wynajął jej też agenta imigracyjnego, który miał doprowadzić do legalizacji pobytu Saby i jej dzieci w Kanadzie.
Ale jak to mówią, ciągnęło wilka do lasu, tak więc Saba, po kilku miesiącach pobytu w Kanadzie, poznała czarnoskórego właściciela sklepu i nawiązała z nim romans. Faktycznie to ona była na początku pasywna, mając złe doświadczenia, ale on, zachwycony jej urodą, uwiódł ją okazywaniem swojej miłości kwiatami, podarkami, zaproszeniami na eleganckie kolacje. Po pewnym czasie przeniosła się do niego i ze związku tego urodziło się dwóch chłopczyków, z tym że starszy odziedziczył cechy ojca, a młodszy jaśniejszą karnację i urodę matki.
Niestety, i tym razem mężczyzna ten nie był chętny do zawarcia związku małżeńskiego, co by ułatwiło starania Saby o pozostanie na stałe w Kanadzie. Mógłby Sabę i jej starsze dzieci sponsorować i fakt, że z tego związku urodziło się dwoje dalszych dzieci, będących obywatelami Kanady, ułatwiłoby uzyskanie przez nią i dwójkę jej starszych dzieci statusu stałych rezydentów Kanady.
Po dwóch latach pobytu w Kanadzie Saba dostała listowną decyzję negatywną. Jej agent napisał odwołanie. Po kilku miesiącach Saba została wezwana na rozprawę imigracyjną. Mimo jej szczerych wyjaśnień, że żyje w stałym związku z obywatelem Kanady i że z tego związku ma dziecko, jej odwołanie zostało oddalone. Ani Etiopia, ani Południowa Afryka, gdzie mogła wracać, nie były traktowane jako kraje, w których groziło jej jakieś niebezpieczeństwo.
Saba była wzywana kilkakrotnie do opuszczenia Kanady. Całą procedurę zawiesiła jej druga ciąża. Ale wydano decyzję deportacyjną. Po porodzie ostatniego synka poinformowano Sabę, że jeśli nie stawi się dobrowolnie do deportacji, to zostanie wraz z dwójką starszych dzieci aresztowana, osadzona w areszcie imigracyjnym i stamtąd odesłana pod eskortą na lotnisko. Sabę to przeraziło. Jeszcze próbowała się bronić tym, że nie ma pieniędzy na bilety lotnicze, choć nie pieniądze stanowiły dla niej największy problem. Oficer imigracyjny oświadczył, że zakupi dla niej i jej dzieci bilety lotnicze z funduszy rządowych. Nie miała już żadnych argumentów. Bilety zostały zakupione i termin odlotu dokładnie określony.
Wtedy do konkubenta Saby trafiło, że rozstanie ich będzie ostateczne. Udał się do agenta imigracyjnego Saby i poprosił go o wszczęcie procedury sponsorowania jej razem z dziećmi. Proponował szybkie zawarcie małżeństwa, aby tę procedurę ułatwić. Saba jednak już nie była młodą, naiwną dziewczyną. Skoro przez kilka lat ten mężczyzna ją zwodził, to nie miała pewności, że pragnie spędzić z nim całe życie. Podejrzewała nadto, że jej konkubent ją zdradzał, kiedy była w ostatniej ciąży. Oświadczyła mu, że poleci z dziećmi do Etiopii, gdzie zamieszka w domu swojego ojca, a jeśli on zechce nadal zawrzeć z nią związek małżeński, to odbędzie się to w Addis Abebie. Chciała sobie dać czas i nabrać dystansu do związku, który wymagał jakby odnowienia, jeśli miałby nadal trwać.
Finansowo była zabezpieczona przez ojca, który pragnął gorąco powrotu córki do pustego, obszernego domu. Pogodził się już co do odmienności koloru skóry swoich wnuków, jego częściowo rasistowskie poglądy stępiały, z uwagi na wiek i stan zdrowia zmniejszył liczbę podróży po świecie w interesach. Zorganizował biznes tak, że bieżące sprawy prowadzili jego pracownicy. Odwiedzał córkę kilkakrotnie tak w Południowej Afryce, jak i w Kanadzie i miał nadzieję, że jej uroda i inteligencja przyciągnie do niej faktyczną, życiową miłość. Chciał ją odciążyć troską o dzieci, angażując, obok już pracującej dla niego kucharki i sprzątaczki-praczki, opiekunkę dla najmłodszego dziecka i guwernantkę portugalskiego pochodzenia dla starszych dzieci.
Saba, wylatując z Kanady z czwórką dzieci (niewątpliwie bardzo zżytych ze sobą, m.in. najstarsza córka niosła "na barana" najmłodszego braciszka, a trzej synowie nosili plecaki dostosowane do swojego wieku, z dużym bagażem rzeczy dobrej jakości wiezionym przez matkę na stylowym wózku dziecinnym, jako bagaż podręczny, bo główny bagaż już został wcześniej zdany), była elegancko ubrana, zadbana, piękna.
Aleksander Łoś