W przypadku Libanu, wzmocnienie muzułmanów nastąpiło po agresji na ten kraj przez Syrię, która faktycznie kontrolowała go, oraz umocnieniu się ugrupowań terrorystycznych, które zbudowały swoje bazy wypadowe, z których atakują Izrael. Liban, nazywany kiedyś Szwajcarią Bliskiego Wschodu, ma ograniczoną wolność, jak kiedyś Polska pod Sowietami, z tym że rolę "naszych" komunistów, tam pełnią przywódcy muzułmańscy.
Trudno powiedzieć, jakich argumentów użyli nasi bohaterowie, będący muzułmanami, uzyskując status stałego rezydenta Kanady. Ale jeśli już to się stało, to wydaje się, że powinni być wdzięczni temu krajowi i starać się udowodnić swoim przykładnym życiem, że zasłużyli na to, co otrzymali.
Któregoś dnia stawili się oni w areszcie imigracyjnym, oferując zapłacenie kaucji za zwolnienie swojego krewniaka, który przybył do Kanady jako turysta, ale według oceny przesłuchującego go oficera imigracyjnego, jego faktycznym zamiarem było stałe osiedlenie się tutaj. Został więc aresztowany i osadzony w areszcie imigracyjnym. Już na pierwszej rozprawie, po trzech dniach pobytu w areszcie, sędzia imigracyjny zgodził się zwolnić go za kaucją. Mieli ją zapłacić oboje małżonkowie – krewni zatrzymanego: każde po dwa tysiące gotówki i po dwa tysiące gwarancji.
Tę pierwszą część trzeba wpłacić nie w szeleszczących banknotach, lecz poprzez przekaz bankowy płatny na rzecz poborcy kanadyjskiego, lub też poprzez użycie kart kredytowych. Z tą częścią kaucji nie było problemu. Oboje przybyli z przekazami bankowymi. Problemy zaczęły się w momencie oceny ich zdolności złożenia gwarancji finansowej.
Na czym to polega? Otóż osoba składająca taką gwarancję musi wykazać się, że jej dochody, lub stałe wartości majątku, są nie mniejsze niż siedmiokrotna wartość żądanej kaucji. W tym przypadku stanowiło to, od obojga małżonków, kwotę 28 tysięcy dolarów rocznie. Po podpisaniu dokumentu gwarancyjnego osoba taka zapewnia, że osoba, która zostaje zwolniona z aresztu, będzie współdziałała z władzami imigracyjnymi, aż do czasu definitywnego rozstrzygnięcia o jej losie. Może to być zakończone zgodą na stały pobyt tej osoby w Kanadzie, lub też poleceniem opuszczenia granic tego kraju. Jeśli to uczyni w wyznaczonym terminie, lub też zaistnieje pierwsza sytuacja, kaucja jest zwracane w terminie do dwóch miesięcy.
Jeśli natomiast osoba zwalniana z aresztu będzie unikała kontaktu z władzami imigracyjnymi, ukryje się, odmówi wyjazdu itd., to kaucja gotówkowa przepada na rzecz skarbu państwa, a kwota gwarantowana majątkiem poręczyciela jest ściągana. Dlatego ważne jest ustalenie możliwości płatniczych poręczycieli. Jest to jakby ułatwienie dla nich, bo nie muszą wykładać całej kwoty poręczenia w gotówce, ale czasami tworzy to problemy. Taka sytuacja zaistniała w przypadku naszych "bohaterów".
Otóż przedstawili oni oficerowi imigracyjnemu swoje rozliczenie podatkowe za rok poprzedni. Co z niego on wyczytał? Po pierwsze, że oboje małżonkowie prowadzą własną firmę, której obroty wyniosły ponad dwieście tysięcy dolarów rocznie. Pierwsze wrażenie było więc pozytywne: są to dobrze prosperujący właściciele biznesu, od których z łatwością będzie możliwe ściągnięcie kwoty gwarancji. Ale oficer imigracyjny był wścibski i chyba trochę znał się na sprawach obliczeń podatkowych. Wyczytał bowiem z przedstawionych mu dokumentów podatkowych, że każde z małżonków uzyskało dochód roczny netto ze wspólnego biznesu po osiem tysięcy. Każde z nich otrzymało nawet zwroty podatkowe po trzy tysiące, co równało się prawie kwocie różnych podatków, jakie zapłacili przy zakupach takich czy innych rzeczy dla swojego biznesu.
Każdy przeciętny podatnik stara się zapłacić jak najmniejszy podatek. Jest to zupełnie zrozumiałe, ale żeby aż tak? Oficer imigracyjny zapytał tych przedsiębiorczych ludzi, z czego żyli, bo po zapłaceniu rat miesięcznych pożyczki na dom (do tego jeszcze wrócę), nic im prawie nie pozostawało.
Zapytał ich o dzieci. Mają czworo, uczących się jeszcze. A więc padło kolejne pytanie. Z czego je żywili, ubierali, kupowali książki do szkoły? W tym momencie te wcześniej dobrze mówiące po angielsku osoby, jakby nie rozumiały pytań. Oficer imigracyjny zaczął ich zawstydzać, mówiąc, że przy takiej postawie jak oni, kto będzie płacił za budowę dróg, lecznictwo, szkolnictwo, policję itd. Zapytał też, czy tak powinni postępować obywatele kanadyjscy, którymi oni zamierzają zostać.
I rodzi się pytanie. Jak to jest, że urząd podatkowy nie reaguje natychmiast na takie ewidentne przypadki oszustwa. Jeszcze raz podkreślam, że nie chodzi o słuszne poszukiwanie przez każdego z nas pomniejszenia swoich podatków, ale o skandaliczne oszustwo widoczne gołym okiem.
Oficer imigracyjny przeszedł z kolei do oceny ich dalszych możliwości płatniczych. Przedłożyli oni bowiem plik dokumentów wskazujących na to, że płacą systematycznie raty pożyczki bankowej za dom. Kupili go ci "uciekinierzy" rok wcześniej za trzysta tysięcy dolarów, w dwa lata po przylocie do Kanady. Rata miesięczna pożyczki wynosiła około 1300 dolarów. Skąd więc mieli na to pieniądze, bo wszak musieli, jako nowo przybyli, dać bankowi albo dużą pierwszą wpłatę, albo jakieś inne gwarancje. Problem nadto polegał na tym, że nie mogli się okazać dowodem własności tego domu. Zostali więc odesłani z kwitkiem.
Czy to ich zniechęciło do "parcia do przodu"? Skąd. Na drugi dzień przybyli z dowodem własności domu. Sprawę załatwiał już inny oficer imigracyjny.
Wykazali się co najmniej przeciętnym sprytem, nie okazując w ogóle swoich rozliczeń podatkowych. Wszak zostali pouczeni dzień wcześniej, że wystarczy, że okażą dowód własności domu, gdzie netto ich własności będzie wynosiło co najmniej 28 tysięcy dolarów, i spełnią warunki do potraktowania ich jako rzetelnych poręczycieli właściwego postępowania swojego krewniaka. Wszystko zakończyło się szczęśliwie: kaucje w obu postaciach zostały zaakceptowane i krewniak został zwolniony z aresztu imigracyjnego.
A co z faktem ewidentnego oszustwa podatkowego? Nic. Ze strony urzędu imigracyjnego nie należy spodziewać się jakichkolwiek działań w tym przedmiocie. On swoją "działkę" załatwił. Problem podatków, na których opiera się cała polityka imigracyjna, czerpiąca garściami z płaconych przez obywateli podatków, jest sprawą innej instytucji państwowej. Czy nie istnieje obowiązek powiadomienia właściwych organów o popełnionym przestępstwie? Organy podatkowe uruchamiają nawet specjalne linie telefoniczne do odbierania anonimów lub jawnych doniesień na przypadki uchylania się od płacenia podatków. A tu rybki same wpadły w sieci i nic się w sprawie nie dzieje.
Jeszcze raz zaznaczam, że daleki jestem od wyduszania każdego grosza od nas, podatników, przez nienasyconego molocha, jakim jest państwo, którego urzędnicy w części marnotrawią, lub nawet rozkradają, ciężko zarobione przez przeciętnego podatnika pieniądze. Ale gdzieś musi istnieć granica. Wszak ta dobrana para określiła już na początku swojego pobytu w Kanadzie, jaki jest jej stosunek do tego kraju – wydoić tę dojną krowę jak i ile się da.
Aleksander Łoś
Toronto