Obaj przybyli do Kanady na zaproszenie najmłodszego z trójki, który uzyskał już obywatelstwo kanadyjskie. Najstarszy z braci przybył nawet z żoną i córką i przebywał już w Kanadzie dwa i pół roku. Młodszy przybył sam i przedłużał swoją wizytę już ponad rok. Nawet nie starali się o stały pobyt w Kanadzie. Wiedzieli, że nie mają szans.
W Polsce, dotkniętej wówczas 20% bezrobociem, mieli problemy ze znalezieniem lub utrzymaniem przez dłuższy czas pracy. Tu, w Kanadzie, przy pomocy brata znaleźli pracę, którą wykonywali po 12 godzin dziennie przez sześć dni w tygodniu. Dawało to solidny dochód. Brat postarał im się o SIN, tak więc właściciel małej firmy był kryty, choć domyślał się, że nie mają uregulowanego statusu. Ci niezwykle solidni pracownicy godzili się wykonywać pracę za kilka dolarów mniej na godzinę niż musiałby płacić osobom z obywatelstwem kanadyjskim.
Po aresztowaniu oficer imigracyjny zaproponował im wypuszczenie na wolność, jeśli ktoś z rodziny przyniesie bilety powrotne do Polski. Na drugi dzień, kiedy warunek ten nie został spełniony, dodano do tego zapłacenie kaucji w kwotach po trzy tysiące dolarów za każdego z braci. W areszcie przebywali trzy dni. Bilety zostały dostarczone i kaucja zapłacona przez najmłodszego z braci – stałego mieszkańca Kanady.
•••
Inny układ: matka i córka. Pierwsza w wieku około 40 lat, druga będąca w wieku lat 17. Obie niskie, baryłkowate, dość pośledniej urody. Obie przybyły z Izraela, którego to kraju obywatelstwo posiadały, ale pochodziły z Ukrainy.
Do Izraela dostały się w oparciu o zakupione na czarnym rynku fałszywe metryki urodzenia świadczące, że są Żydówkami. Faktycznie nosiły polskie nazwisko i imiona były czysto polskie. Mówiły do siebie po rosyjsku, choć obie mówiły też dobrze, choć z akcentem, po polsku. Musiały pochodzić gdzieś z zachodniej Ukrainy.
Matka była rozwódką. Wcześniej była już w Kanadzie dwukrotnie. W czasie drugiej wizyty poznała bliżej starszego pana, u którego sprzątała, i który (będąc od lat wdowcem) zawarł z nią związek małżeński. Z kolei złożył w urzędzie imigracyjnym wszelkie niezbędne dokumenty dla ściągnięcia na stałe do Kanady żony i jej nieletniej córki.
Trzeba było czekać.
Ale trwało to już kilka miesięcy, a życie w Izraelu nie było łatwe: brak pracy, drożyzna, odmienne środowisko, religia.
Panie spakowały więc wszystkie swoje manele i przyleciały. Może by się prześliznęły przez kontrolę graniczną, ale kupiły bilety lotnicze tylko w jedną stronę, co wzbudziło zainteresowanie urzędnika imigracyjnego. Aresztowane na lotnisku, przesiedziały w areszcie jedną dobę. Na drugi dzień zostały odesłane do urzędu imigracyjnego na lotnisku, gdzie po dalszym przesłuchaniu, skontaktowaniu się z mężem i zapłaceniu przez niego kaucji, zostały wypuszczone. Kwestią będzie, czy zostaną zmuszone do opuszczenia Kanady i czekania na zakończenie procesu ich sponsorowania za granicą, czy też wyżebrzą prawo oczekiwania na tę decyzję w Kanadzie.
•••
Dość dziwną trójkę stanowili ojciec i dwaj synowie. Przybyli z Peru, a twarze zdradzały indiańskie pochodzenie. Ale kto naczytał się książek Karola Maya, tan byłby rozczarowany ich wyglądem. Zamiast postury Winnetou ci trzej panowie to istne liliputy. Gdzież ci wspaniali Inkowie, wojowniczy Aztekowie, szlachetni Apacze? Jeśli takich kurdupli napotkał na swojej drodze Cortez (hiszpański kolonizator) to nie dziwota, że w kilkuset zabijaków pokonał kilka milionów liliputów.
Ojciec, trochę tęższy, wyglądał jeszcze jakoś postawniej, choć nie miał więcej niż 155 centymetrów wzrostu. Ale synowie! Szczupli, z bujnymi czarnymi czuprynami, śniadymi twarzami, ale wzrost – nie więcej niż 135 centymetrów. Jeśli wzrost jest kwestią dziedziczną, to jakiego wzrostu musiała być matka tych dwóch liliputów, skoro ojciec był, mimo wszystko, wysoki w porównaniu z nimi.
Uśmiechali się na każdą próbę porozumienia się z nimi. Mówili po hiszpańsku i ani słowa po angielsku. Nietrudno się domyśleć, dlaczego przylecieli do Kanady: za pracą. Ich ubranie wskazywało, że nie żyli w skrajnej nędzy. Musieli też uciułać trochę grosza na bilety lotnicze. Niestety ich wyprawa zakończyła się niepowodzeniem. Nie ujrzeli wolnej ziemi kanadyjskiej. Z aresztu zostali odesłani na drugi dzień na lotnisko i odesłani tam, skąd przybyli.
•••
Jeszcze inną dziwną parę stanowiły dwie siostry. Pochodziły z Rosji. Obie w wieku około 22-25 lat. Starsza była wysoką szatynką, dość ładnie zbudowaną, trochę przygarbioną, jakby wzrost jej przeszkadzał. Twarz miała niebrzydką, choć nie można jej by było zaliczyć do piękności. Młodsza, blondynka (trochę rozjaśniona), więcej niż średniego wzrostu, ale nie wysoka jak siostra, pięknie zbudowana, śliczna jak aniołek. Obie przybyły do aresztu imigracyjnego z więzienia. Tam przebywały kilka miesięcy. Musiały coś przeskrobać, bo gdyby miały problem tylko z prawem imigracyjnym, to dużo wcześniej trafiłyby do aresztu imigracyjnego. Musiały jednak odsiedzieć wyroki za jakieś przestępstwa kryminalne. Ten wątek nie był za bardzo znany.
Natomiast dość szybko wyszło na jaw, czym się te panie trudniły w czasie dwuletniego pobytu w Kanadzie. Przybyły tu jako turystki, ale przedłużyły sobie pobyt, bez powiadamiania o tym urzędu imigracyjnego.
No cóż. Perspektywy okazały się dobre, pracy w bród. Starsza pracowała niezwykle wydajnie wieczorami i nocami jako prostytutka. Młodsza też, ale jej orientacja seksualna była trochę odmienna. Świadczyła usługi głównie lesbijkom o mocnych, męskich charakterach. W układach tych grała rolę płci pięknej.
Nie znane są okoliczności poznania starszego, bogatego pana, który tak został zauroczony tą panienką, że się z nią ożenił. Nic by jej nie brakowało, gdyby właściwie pielęgnowała ten związek. Mąż godził się nawet na utrzymywanie swojej bratowej. Ale młoda krew wzięła górę. Blondaska wyrywała się, kiedy tylko mogła z domu i kontynuowała pracę zawodową, czyli świadczyła usługi lesbijkom.
Jakimiś drogami dotarło to do męża. Wściekł się. Choć był starszy, to jednak nie zupełnie niedołężny i na taki układ nie był przygotowany i nie brał go pod uwagę. Przegonił obie panie ze swojego domu. Cofnął sponsorstwo dla swojej żony. Wszczął postępowanie rozwodowe.
Panie oczywiście nie znalazły się na lodzie. Miały pieniądze, były oblatane. Wynajęły pokój i kontynuowały wykonywanie swoich ulubionych zawodów. Ale dorabiały sobie trochę na boku kradzieżami i po większej wpadce dostały po kilka miesięcy więzienia.
Będąc w areszcie, obie siostry zachowywały się różnie, a jednocześnie jakby zgodnie ze swoimi inklinacjami seksualnymi. Młodsza lgnęła do innych kobiet, chociaż na miłość lesbijską jej nie pozwalano, bo umieszczona została w osobnym pokoju.
Starsza natomiast całymi dniami tuliła dwuletnią córeczkę jednej z aresztowanych Murzynek. Widać było, że dojrzała do macierzyństwa. Ale o przeszłości nie dawały jej zapomnieć koleżanki po fachu (torontońskie córy Koryntu) pochodzące z jej rodzinnego kraju, które bardzo często ją odwiedzały.
Pewnego dnia siostrzyczki zostały rozdzielone. Mąż blondynki, kiedy po jej rozpaczliwych telefonach odwiedził ją w areszcie, „zmiękł”. Ona zapewniał go o tym, że się radykalnie zmieni, że będzie przykładną żoną. Starszy pan dał się przebłagać. Stawił się na rozprawę imigracyjną i zaoferował złożenie kaucji, co zostało zaakceptowane. Już tego samego dnia jego żona (proces rozwodowy się nie zakończył), wyglądająca raczej jak jego córka (a może nawet jak wnuczka) wyszła na wolność. Jak się potoczą dalsze jej (ich) losy, trudno powiedzieć. Takie związki rzadko się sprawdzają.
Starsza siostra jeszcze długo przebywała w areszcie. Mimo że mąż jej siostry stawił się na jedną z rozpraw imigracyjnych i oferował złożenie kaucji również za nią, nie zostało to zaakceptowane. Walczyła o pozostanie w Kanadzie jeszcze kilka miesięcy. W końcu nadszedł dzień jej deportacji prosto z aresztu.
Aleksander Łoś