farolwebad1

A+ A A-

Przemalowani

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Można to rozumieć w przenośni albo dosłownie. Pewna liczba starających się o pobyt stały w Kanadzie podaje się za kogoś innego, niż jest faktycznie. Inni farbują się dosłownie, dla zatuszowania swojego faktycznego pochodzenia.

Przez kilkanaście miesięcy władze imigracyjne nie mogły sobie poradzić z rozwikłaniem problemu pochodzenia pewnego, około 50-letniego człowieka. Był to bardzo niski mężczyzna, chodzący z trudem i stan jego zdrowia chyba najbardziej niepokoił. Bo wypuszczony z aresztu miałby pełne podstawy do korzystania z opieki zdrowotnej, a jako uciekinier, miałby to wszystko za darmo, plus środki socjalne na utrzymanie. Z wyglądu był to Hindus. Przyznawał się do tego pochodzenia i mówił językiem pendżabi. Ale twierdził, że jest obywatelem Kenii. Na potwierdzenie tego opowiadał o miejscach, w których mieszkał i pracował w tym kraju.

Faktycznie, przez wiele lat obywatele dawnych Indii (Indie, Pakistan, Bangladesz) emigrowali do Kenii za chlebem. Przyszło jednak zdekolonizowanie tego kraju i zaczęła się ich dyskryminacja przez rodzimą ludność murzyńską, z przywódcami tego kraju włącznie. Stąd dzisiaj w Kanadzie mamy wielu Indo-Kenijczyków. W końcu nasz "bohater" został wypuszczony w oparciu o gwarancję instytucji rządowej. Co z nim ostatecznie się stało, trudno powiedzieć. Faktem jest, że przez cały okres pobytu w Kanadzie był, a może jest ciągle, na garnuszku kanadyjskiego podatnika.

Dosłownie farbowany był pewien Syryjczyk, który przybył z Niemiec. Ten przystojny, około 25-letni mężczyzna miał karnację dość jasną. Widocznie to skłoniło go do poprawy swojej fizjonomii tak, aby mógł w pełni zmylić kanadyjską kontrolę graniczną. Pofarbował swoje włosy na rudo. Widocznie przebywając dość długo w Niemczech, doszedł do wniosku, że najbardziej niemieckopodobny jest człowiek rudowłosy. Nic to nie pomogło. Sprawdzono dokładnie jego paszport niemiecki i wyszło na jaw, że jest on fałszywy. Ali (bo takie było jego imię, a nie Hans, jak widniało w paszporcie) został aresztowany i umieszczony w areszcie imigracyjnym. Faktycznie, mówił płynnie po niemiecku. Twierdził, że przybył do Niemiec z rodzicami jako dziecko, ożeniony był z rodowitą Niemką i pracował w fabryce Mercedesa w Stuttgarcie. Coś mu się jednak "odwidziało" i zapragnął zmienić miejsce zamieszkania.
Wybrał Kanadę. Walczył o prawo pozostania tutaj przez kilka tygodni. W końcu został wysłany tam, skąd przybył, czyli do Niemiec. W tym czasie jego "wiewiórko-rude" włosy zmieniały systematycznie barwę: najpierw straciły swój blask, później upodabniały się do coraz bardziej starzejącej się miedzi, aż uzyskały oryginalną, kruczoczarną barwę.

"Farbowany", choć w innym sensie, bo wiekowym, musiał być pewien chłopiec, który wraz z rodzicami i starszą siostrą znalazł się w areszcie imigracyjnym. Niektórzy, wierzący w reinkarnację, musieliby przyznać, że odrodziło się w tym chłopcu dość wcześnie poprzednie wcielenie. Po kilku dniach jego pobytu w areszcie, kiedy jak inne dzieci w jego wieku powinien się bawić na huśtawkach i ślizgawkach, on bardzo agresywnie pragnął się zabawiać w inny sposób. Ze skargą do strażniczek przyszła około 25-letnia Chinka. Najpierw nie mogły jej zrozumieć, bo nie mówiła po angielsku, a później, kiedy poprosiły o pomoc inną Chinkę, która jako tako mówiła po angielsku, nie mogły w to uwierzyć, co usłyszały.

Otóż chłopiec ten zaczął ściągać spodnie Chince, a kiedy ta się broniła, to wkładał rękę za jej stanik. Wezwana matka chłopca jakby wyrażała oburzenie oskarżeniem, twierdząc, że przecież jej (wyrośnięty) syn ma dopiero pięć lat, ale coś musiało być na rzeczy, bo obiecała, że będzie go dokładnie pilnować. Ten mały Hindus musiał być bardzo jurny w poprzednim wcieleniu.

"Farbowaną", tym razem osobowość, wykazywał pewien Murzyn pochodzący z Jamajki. Miał jakby dwie twarze (choć obie czarne). Ewidentne było, że nienawidził osobników hinduskiego pochodzenia. A tak się składa, że znaczna część strażników w areszcie imigracyjnym była tego pochodzenia. Tak więc Jamajczyk, generalnie niesubordynowany, każde polecenie strażników ignorował. Wzywana była kierowniczka zmiany, sama będąca Murzynką, ale i to nie bardzo pomagało. Osobnik ten wyraźnie respektował tylko siłę, w tym nie tylko w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale siłę decyzyjną również. Otóż, kiedy był eskortowany do oficerów imigracyjnych i ci kazali mu się wytłumaczyć ze swojego zachowania, zmieniał zupełnie postawę. Stawał się "barankiem", ofiarą tych strażników-siepaczy, którzy jakoby tylko jego sobie upatrzyli, aby się wyładowywać. Szczyt obłudy wykazał, kiedy przygotowywał się do rozprawy imigracyjnej. Na co dzień kompletnie niedbający o swój wygląd osobnik przemienił się w "książątko" karaibskie. Dużo czasu poświęcił, aby jego ciało i ubiór wyglądały przyzwoicie. Niestety, nic nie pomogło. Zapadła decyzja o deportacji. Przez kolejne dni tak dał się we znaki strażnikom i oficerom imigracyjnym, którzy musieli wysłuchiwać ciągłych skarg na niego, że w końcu zapadła decyzja o wysłaniu go do więzienia. Tam strażnicy mają prawo stosować siłę do "podskakującego" aresztanta. Tam przewaga fizyczna stróżów prawa powodowała, że został do czasu deportacji "utemperowany".

Dość częste są zabarwienia i odbarwienia różnych wyznawców religijnych, w związku z podawanymi im posiłkami. Dominują w tym muzułmanie. Wielu z nich deklaruje, że muszą mieć specjalne posiłki, bo tak nakazuje ich wiara. Udziwnienia są różne, raz jedzą to, raz tamto, raz żądają wyeliminowania z ich menu tego, raz czego innego. Znaczna ich część deklaruje, że są ścisłymi wegetarianami. Niektórzy faktycznie są i do końca pobytu w areszcie żywią się ryżem i jakimiś przygotowywanymi dla nich bezmięsnymi sosami.

Ale niektórzy po kilku dniach "miękną". Jako wegetarianie mają ten przywilej, że idą do "żłobu" pierwsi, aby móc sobie wybrać jedzenie. Po kilku dniach widocznie pachnie im kurczak, baranina czy gulasz wołowy. Najpierw więc ci, którzy nie obnoszą się ze swoim wegetarianizmem, podrzucają im po nóżce kurczaka. Kiedy spostrzegą to strażnicy, kwestionują prawo takiego "farbowańca" do przywileju pierwszeństwa przy pobieraniu posiłków. W końcu rezygnują oni ze swojego ortodoksyjnego wegetarianizmu i zaczynają wcinać udka i piesi kurze na równi z innymi.

W areszcie pojawiają się też czasami odmieńcy seksualni. Nie chodzi o zwykłych homoseksualistów czy lesbijki, bo ten rodzaj odmienności pojawia się dość często. Chodzi o naturalnych lub operacyjnie zmienionych płciowo osobników lub osobniczki. Pewien Argentyńczyk, który został przyłapany na nielegalnym świadczeniu usług jako prostytutka, został umieszczony na oddziale męskim. Ale z raportu policyjnego wynikało, że pracował on na ulicy jako prostytutka rodzaju żeńskiego. W areszcie został umieszczony w odrębnym pokoju tak, aby nie stanowił łatwej pokusy dla nienasyconych seksualnie, przez długotrwałą izolację, aresztantów płci męskiej.

Z kolei pewna Brazylijka pracowała jako prostytutka męska. Na ile ich narządy płciowe uległy zmianie w sposób naturalny, już po ich urodzeniu, a na ile w sposób operacyjny, trudno powiedzieć. Raczej, z uwagi na pochodzenie z dość biednych krajów, należy przypuszczać, że ta transformacja płciowa u ww. osób dokonała się naturalnie.

Czasami pojawiają się w areszcie osobnicy, co do których trudno dociec, z jakiego pochodzą kraju czy plemienia. Fizjonomia Murzyna, Hindusa czy Chińczyka jest dość charakterystyczna. Ale czasami pojawiają się odmieńcy. Najbardziej wyrazisty był pewien Hindus (a może sikh) albinos. Był biały jak mleko. Jak on wytrzymywał prażące promienie słońca w swoim rodzinnym kraju, bez odrobiny pigmentu w skórze, trudno dociec. Prawdopodobnie musiał ciągle przebywać w pomieszczeniu zamkniętym.

Kiedy, z uwagi na pewne odmienności w wyglądzie, strażnicy się pomylą i nazwą Koreańczyka Wietnamczykiem, czasami wywołuje to oburzenie. Strażnikom nie-Azjatom często trudno rozróżnić odmienności narodowościowe. Tam ciągle jednak drzemią niesnaski, a nawet nienawiści tak wielkie, że zaliczenie kogoś do wrogiego narodu lub plemienia rodzi oburzenie.

Ale te odbarwienia występują też w nam bliższych regionach. Najczęściej są to przypadki z pogranicza polsko-ukraińskiego. Pewna mieszkanka Przemyśla, z paszportem polskim, mówiąca płynnie po polsku, zadeklarowała się, że jest Ukrainką.

Może faktycznie była tej narodowości, a może traktowała to jako możliwość"załapania się" na status uciekiniera politycznego. Jaki był jej dalszy los, trudno powiedzieć, bo po kilku dniach pobytu w areszcie została zwolniona za kaucją.

Aleksander Łoś
Toronto

Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.