farolwebad1

A+ A A-

Matka dzieciom

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Dość rzadko spotyka się mężczyzn, którzy, po opuszczeniu ich przez żony, samodzielnie zajmują się utrzymaniem i wychowaniem dzieci. Jeśli nawet tak się dzieje, to zwykle ktoś z rodziny im w tym pomaga, a jeśli są zasobni, to wynajmują gosposię-nianię do stałej pomocy. 

Odwrotna sytuacja, czyli kiedy to matka dzieci, po opuszczeniu jej przez męża czy partnera, przejmuje na siebie całość obowiązków utrzymania i wychowania dzieci, jest dość częsta. W Toronto obserwuje się te zjawiska dość często w związkach osób pochodzących z Jamajki. Rzadziej te zjawiska występują choćby w rodzinach meksykańskich, gdzie dominuje religia katolicka. Ale też są od tego wyjątki.

Maria mieszkała w Kanadzie 10 lat, starając się o stały pobyt, ale w finale musiała się zgodzić na opuszczeniu kraju, który uważała już za swój, i wraz z trójką dzieci, z których dwoje urodziło się w Kanadzie, stawiła się któregoś dnia do odlotu. Dzieci mówiły płynnie po angielsku, a słabiej po hiszpańsku. Nie będąc 10 lat w swoim rodzinnym mieście, położonym około 4 godzin jazdy autobusem ze stolicy kraju, nie wiedziała, czy zostanie dobrze przyjęta przez krewnych, bo jej rodzice już nie żyli, a nie miała rodzeństwa.

Dziesięć lat minęło od czasu, kiedy to opuszczała miasto, w którym się urodziła, wykształciła, pracowała i kochała w dość burzliwych okolicznościach. Po ukończeniu szkoły średniej, ta bardzo ładna dziewczyna została przyjęta do pracy jako pomoc sekretarska do jedynej większej fabryki w jej rodzinnym mieście. Po zaliczeniu kilku kursów specjalistycznych, po dwóch latach pracy, została awansowana na sekretarkę.

Miała wielu adoratorów, ale z nikim się nie związała. Szanowała się. W tym czasie właściciel fabryki zatrudnił inżyniera pochodzącego ze Sri Lanki. Ten młody specjalista miał usprawnić i podnieść na wyższy poziom produkty finalne fabryki. Spełniał on swoje zadania, był ceniony przez właściciela i lubiany przez współpracowników, mimo że był "obcy", ciemnoskóry, ale nie był Murzynem. Po kilku miesiącach zawiązał się romans między nim i Marią. Ona ciągle mieszkała z rodzicami, więc odwiedzała swojego partnera w jego dość surowo urządzonym mieszkaniu. Zajęła się tym i po kilku miesiącach mieszkanie przekształciło się w przytulne. Kiedy Maria stwierdziła, że jest w ciąży, powiedziała on tym partnerowi, który zaproponował jej, aby się do niego przeprowadziła. Kiedy powiedziała o tym rodzicom, ci przeżyli to głęboko. Byli tradycjonalistami, głęboko wierzącymi katolikami, a tu jedyna córka wiąże się z tak obcym kulturowo i religijnie człowiekiem.

Kiedy Maria wspomniała partnerowi o tym, że sprawa ich związku byłaby bardziej do zaakceptowania, gdyby się pobrali, ten oświadczył jej, że jest żonaty. Jako kilkunastoletni chłopiec został przez rodzinę zmuszony do małżeństwa z dziewczyną, której nie kochał, ale małżeństwo to miało podkład biznesowy dla obu rodzin. Po kilku latach tego "chorego" związku wykorzystał ofertę pracy z Meksyku, o której dowiedział się, czytając czasopismo ekonomiczne, gdzie była opublikowana ta oferta. Wygrał konkurs na to stanowisko i stąd znalazł się w Meksyku. Był to jednak kontrakt czasowy. Dla meksykańskiego właściciela inżynier ten był za drogi, a więc kiedy kontrakt się skończył po dwóch latach, nie wyraził zgody na jego przedłużenie.

Jeszcze przed zakończeniem kontraktu urodził się Marii i jej partnerowi syn. Kiedy syn miał pół roku, ojciec go opuścił, wyjeżdżając do swojego rodzinnego kraju. Pozostawił Marii umeblowane mieszkanie, ale wynajmowane, oraz pewną sumę pieniędzy. Po tym kontakt się urwał. Nie miała adresu ojca dziecka, a on się już nigdy z nią nie skontaktował. Maria pozostała sama z dzieckiem. Chciała wrócić do pracy na uprzednie stanowisko, ale jej odmówiono. Podjęła pracę jako sprzedawczyni za marne wynagrodzenie. W wychowaniu syna pomagała jej matka. Ojciec Marii zachorował i wkrótce zmarł. Maria była traktowana w swoim środowisku z dystansem. Nie dość, że miała nieślubne dziecko, to jeszcze to dziecko było prawie czarne. Maria postanowiła opuścić swój rodzinny kraj.

Pewnego dnia wylądowała w Toronto. Tu na początku pomogła jej krewna, która już na stałe od kilku lat mieszkała w Kanadzie. Maria wniosła do władz imigracyjnych prośbę o przyznanie jej prawa stałego pobytu. Uzyskała prawo do pracy i ochrony zdrowia na czas rozpatrywania wniosku. Krewna Marii pomogła jej w znalezieniu pracy. Maria przez dziesięć lat pobytu w Kanadzie pracowała jako sprzątaczka, najpierw w domach prywatnych, a później też miała umowy z biurami.

Po roku pobytu w Kanadzie Maria poznała swojego rodaka, który też oczekiwał na decyzję o prawie do stałego pobytu w tym kraju. Zawiązał się romans. Z tego związku urodziła się najpierw dziewczynka, a po trzech latach chłopczyk. Dzieci te kompletnie różniły się od pierwszego dziecka Marii.

Karnację miały nawet bielszą niż Maria, której pradziadowie pochodzili z Hiszpanii, ale albo w następstwie związków z miejscowymi Indianami, albo na skutek wielowiekowego oddziaływania słońca, jej karnacja była ciemnawa. Jej partner natomiast zachował czystą karnację europejską. Ich dwoje dzieci miało karnację podobną do ojca.

Partner Marii, kiedy go poznała, pracował na budowach. Wynajęli wspólnie mieszkanie, tworzyli prawdziwą rodzinę, mimo braku ślubu, nad czym bolała matka Marii, która wkrótce umarła. W okresach zaawansowanej ciąży i po porodzie dzieci, jej partner opiekował się nią i dziećmi i łożył na ich utrzymanie. Po urodzeniu się córeczki zaczęło się z nim dziać jednak coś dziwnego. Porzucił pracę, ale miał sporo pieniędzy. Tłumaczył Marii, że nareszcie pracuje lżej za lepsze pieniądze. Jak grom z jasnego nieba spadła na Marię wiadomość, że jej partner został aresztowany z zarzutem handlu narkotykami. Dostał dwa lata więzienia. Po odbyciu kary został deportowany do Meksyku.

Maria znowu została sama, ale jeszcze w trudniejszej sytuacji niż po opuszczeniu jej przez pierwszego partnera, bo miała już trójkę dzieci i brak pomocy ze strony matki. Pomocny okazał się pierworodny Marii. Ten jedenastolatek psychicznie stał się o kilka lat starszy. Kiedy Maria, aby utrzymać rodzinę, harowała po 16 godzin dziennie (a zdarzało się, że i po 20 godzin), on przejął funkcję prowadzenia domu. Opiekował się młodszym rodzeństwem, jakby był ich ojcem. Oni uznali bez zastrzeżeń jego autorytet i darzyli go wielką miłością. Był, jak na swój, wiek dość otyły, był flegmatykiem, ale dobrze myślącym, planującym z rozwagą każdy krok. Nauczył się od matki gotować, nie mówiąc o praniu, prasowaniu i utrzymywaniu w czystości mieszkania.

Maria, po aresztowaniu partnera, przeniosła się do Quebecu, gdzie znajoma pomogła jej znaleźć lepszą pracę (sprzątanie tylko biur) i dużo tańsze niż w Toronto mieszkanie. Starsze dzieci chodziły do szkoły, a młodszy był odprowadzany przez starszego syna do przedszkola. Maria też liczyła, że w Quebecu może uzyska łatwiej zgodę na stały pobyt w Kanadzie. Okazało się, że biuro imigracyjne w Quebecu nie przejęło prowadzenia jej sprawy i nadal pozostała ona w gestii biura z Ontario. Po kilku decyzjach odmownych i odwołaniach, w końcu biuro to nakazało Marii opuszczenie Kanady wraz z urodzonym w Meksyku synem. Argument Marii, że nie ma do kogo tam wracać, trafiał w próżnię. Nawet kiedy jej agentka imigracyjna podniosła problem zmiany sytuacji w jej miejscu urodzenia, gdzie szalał gang narkotyczny, to też nie znalazło to zrozumienia u władz imigracyjnych.

W ostatnim kilkumiesięcznym okresie pobytu w Kanadzie Maria ponownie przeniosła się do Toronto. W Quebecu dzieci jej skarżyły się na nietolerancję ze strony francuskojęzycznych koleżanek i kolegów. Dla Marii priorytetem były dzieci. Kochała je bezgranicznie, stworzyła prawdziwe gniazdko rodzinne, mimo braku pomocy ze strony ojców jej dzieci. Koleżanka znalazła jej pracę, później sama znalazła dalszą, tak więc pracowała "na okrągło", wiedząc, że musi zaoszczędzić trochę pieniędzy na trudny start ponownego życia w Meksyku. Wynajęła tani apartament w suterenie, w tańszej dzielnicy Toronto. Było tanio, bo nie była to ładna i bezpieczna dzielnica: Jane i Finch, gdzie mimo ciągłych aresztowań, ciągle odradzały się gangi narkotyczne, głównie tworzone przez młodych mężczyzn (a nawet kilkunastoletnich chłopców) pochodzenia jamajskiego. W końcu Maria została wezwana do biura imigracyjnego, gdzie postawiono jej ultimatum: albo dobrowolnie wyjedzie z Kanady, albo zostanie wraz z synem aresztowana, osadzona w areszcie imigracyjnym i stamtąd, w kajdankach odstawiona do samolotu lecącego do Meksyku. Maria wybrała tę pierwszą opcję.

Powiedziała jednak, że nie ma pieniędzy na bilety lotnicze. Oficer imigracyjny oświadczył jej, że zakupi bilety lotnicze dla niej i jej trojga dzieci. Maria poprosiła o miesiąc zwłoki, aby mogła pozałatwiać wszystkie sprawy. Dostała na to zgodę. Po miesiącu została powiadomiona o terminie odlotu.

Stawiła się na lotnisko w wyznaczonym terminie. Oprócz normalnego bagażu miała pełne plecaki, które nosiły dzieci, i kilka toreb, które niosła ona i starszy syn. Wiele tych rzeczy nagromadziło się przez lata. Wszystkie mogły się przydać na starcie w nowych okolicznościach. Maria nie bardzo mogła liczyć na pomoc krewnych. Może na początek, może w prostych sprawach, ale finansowo nie mogli oni jej pomóc. Sami byli biedni.

Nie mogła liczyć, i nie chciała, na pomoc ojca jej dwójki młodszych dzieci. On już od kilku miesięcy przebywał w Meksyku, ale nawet nie próbował skontaktować się z nią. Ona też nie szukała go i nie chciała kontynuować tego związku. Bardzo ją zawiódł.

Najbardziej Marię niepokoiły wieści, jakie docierały do niej o warunkach życia w jej rodzinnym mieście. Kiedy opuszczała przed dziesięcioma laty to miasto, były tam problemy, ale nie morderstwa. Obecnie miastem tym władał gang rządzony przez jedną kryminalną rodzinę. Korumpowali oni policję i miejscowe władze, byli bezkarni.

Obawiała się, że dzieci, mówiące lepiej po angielsku niż po hiszpańsku, mogą szybko znaleźć się "na celowniku" tych gangsterów, węszących ciągle i wszędzie możliwość zdobycia pieniędzy. Dla nich "gringo" znaczy bogaty. A wszak ona, oprócz kilku tysięcy dolarów odłożonych na trudny start, nic nie miała. Jeśli miałaby i to jeszcze stracić, chroniąc dzieci przed gangsterami, to będzie musiała żyć w nędzy. Na jakąś lepszą pracę nie mogła liczyć. Jej "kanadyjskie doświadczenie" sprowadzało się do umiejętności sprzątania. W jej rodzinnym mieście niewielu potrzebowało tego rodzaju pracowników.

Maria była jednak pogodna odlatując z Kanady. Była otoczona gromadką dzieci, które bezgranicznie kochała, a i one wyrażały na każdym kroku miłość do niej i do siebie wzajemnie.

Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.