farolwebad1

A+ A A-

Facet z głową

Oceń ten artykuł
(1 Głos)

Pan Karol zdążył się urodzić jeszcze w polskim Lwowie. Ale już we wczesnym dzieciństwie został "repatriantem" i zamieszkał z rodzicami w "nowym Lwowie", czyli we Wrocławiu. Tutaj kończył szkoły i studiował matematykę na Uniwersytecie Wrocławskim (jeszcze wówczas imienia Bolesława Bieruta). Po skończeniu studiów zaczął uczyć w szkole matematyki. Klepał bidę jak większość nauczycieli. Ale los się uśmiechnął wreszcie do Karola.

Stało się to w następstwie spotkania z kolegą z lat szkolnych, który został dyrektorem dużego uzdrowiska w polskich Sudetach. Kolega potrzebował specjalisty ds. inwestycji. Zgłosiło się kilkunastu specjalistów na to stanowisko, w większości magistrów inżynierów. Po kilku towarzyskich rozmowach kolega zaproponował Karolowi to stanowisko.

Ten zdziwiony zapytał, dlaczego kolega chce mu powierzyć to odpowiedzialne stanowisko wiążące się z remontami i rozbudową, kiedy on, Karol, nie zna nawet wymiarów cegły. Odpowiedź kolegi była prosta: "mam do ciebie zaufanie". Pojęcie zaufania głównie w tamtych czasach wiązało się z dwoma podstawowymi sprawami: nie podkładać świni i nie kraść. Jeśli do tego dochodziła jeszcze zdolność adaptacyjna i chęć poznawania nowego, to było to wszystko, czego od kandydata na kierownicze stanowisko wymagano. Kolega nie zawiódł się na Karolu.

Dopingiem dla niego była najpierw pensja – czterokrotnie wyższa niż pensja nauczycielska, plus darmowe mieszkanie i prawie darmowe wyżywienie. Karol szybko poznawał arkana nowego zawodu. Już po kilku latach uzdrowisko osiągnęło dobry standard, a kolego zadbał o renomę zatrudniając odpowiedni personel, z lekarskim włącznie. Kiedy nastąpiły zmiany ustrojowe w Polsce, uzdrowisko to weszło bez problemu w proces kapitalizacji i wolnej konkurencji. W tym momencie jednak skończyła się kariera Karola w tym uzdrowisku, mimo że doprowadził je do rozkwitu. Nowi właściciele mieli swoje plany i swoich ludzi.

Lata pracy w inwestycjach dawały jednak Karolowi możliwości startu na swoim. Założył biuro inwestycyjne. Zatrudnił kilku pracowników i kilkunastu konsultantów, którzy mieli zarabiać na siebie, dostając sowity procent od każdego kontraktu. Szczególnie porobione wcześniej znajomości przez Karola w kręgach bankowych dawały dobre efekty. Mimo że ogromna większość banków polskich była już w rękach zagranicznych właścicieli, to jednak średnia kadra to polscy specjaliści w tej branży. Wielu z nich przeszło staże w poważnych bankach, tak więc nieobca im była funkcja, jaką Karol i jego firma pełnili na rynku inwestycyjnym.

Po zarobieniu trochę grosza Karol postanowił próbować sił za oceanem. Uzyskał prawo stałego pobytu w Stanach Zjednoczonych i założył tam biuro inwestycyjne. Klimat Stanów mu jednak nie odpowiadał. Nie chodzi o problemy pogodowe, ale fakt, że na skutek machinacji pewnego adwokata i jego ojca – szefa miejscowej policji, biuro musiało być zamknięte. Wrócił do Polski i kontynuował pracę w swoim biurze, które na okres jego nieobecności było prowadzone przez jego zastępcę. I znowu, po odłożeniu trochę grosza, Karol jeszcze raz wybrał się za ocean. Tym razem do Kanady.

Nie miał tu bliższych znajomych, ale szybko porobił znajomości. Przekonał najpierw wąskie grono osób, że jego wiedza i zdolności mogą zaowocować kontraktami. Zaimponował im tym, że na swój koszt wynajął w dobrym punkcie pomieszczenia biurowe, które dość dobrze wyposażył w niezbędny sprzęt. Firma została zarejestrowana w rządowym rejestrze Ontario. Oferta firmy co do usług inwestycyjnych systematycznie się poszerzała. Firma uzyskała stronę internetową z informacją o zakresie świadczonych usług.

Karol wyspecjalizował się w układaniu umów biznesowych. Wprawdzie jego pisany angielski nie był wystarczający, a więc pisał te umowy po polsku, a inni pracownicy lub zawodowcy, tłumaczyli je na angielski. Umowy te nie budziły zastrzeżeń w kręgach prawniczych w Kanadzie i Stanach.

Firma Karola zaczęła działalność promocyjną. Zapraszano więc biznesmenów z Polski, Ukrainy, Rosji i innych krajów. Przyjeżdżały pojedyncze osoby i całe delegacje, którym prezentowano oferty współpracy przy udziale kapitału zagranicznego, a szczególnie amerykańskiego i kanadyjskiego. Te zaproszenia i wizyty wzbudziły zainteresowanie kanadyjskich władz imigracyjnych. Szereg razy urzędnicy imigracyjni odwiedzali biuro Karola, sprawdzając, czy w ogóle ono istnieje, a z kolei czy i dlaczego zaproszono taką czy inną osobę z zagranicy. Wszystko kończyło się dobrze.

Ale Karol "dmuchał na zimne". Zrezygnował z funkcji prezesa zadowalając się funkcją zastępcy. Zrobił to nie bez przyczyny. Karol przyleciał do Kanady na miesiąc jako turysta. Po zakończeniu tego okresu nie wystąpił do władz imigracyjnych o przedłużenie pobytu. Stał się nielegalnym imigrantem. Dlatego też wolał, aby funkcję prezesa pełniła koleżanka z obywatelstwem kanadyjskim. Karol nadal zajmował się tym co dotychczas, czyli kojarzeniem pomysłodawców z kredytami.

Karol dość dobrze rozpoznał możliwości kredytowania z funduszy państwowych lub z gwarancjami państwowymi z kilkudziesięciu krajów. Szczególnie nieobce mu były różnego rodzaju fundusze rozwojowe Stanów i Kanady. Doradztwo w tym zakresie, przygotowywanie umów, organizowanie spotkań już zaczęło dawać pewne profity. Karol pracował jednocześnie nad jedną dużą umową dotyczącą produkcji poszukiwanych wyrobów. W tym celu należało radykalnie zmodernizować jedną z fabryk w Polsce przy dostawach maszyn najwyższej jakości ze Stanów Zjednoczonych, przy zaangażowaniu gwarantowanego przez rząd kapitału. Pewne urządzenia i środki finansowe miały też napłynąć z Europy Zachodniej.

Wszystko już było dopinane, rozmowy stawały się coraz konkretniejsze, terminy coraz bliższe. Po sześciu miesiącach pobytu w Kanadzie przyszedł jednak ten feralny dzień. Do gabinetu Karola w godzinach przedpołudniowych weszło dwóch oficerów imigracyjnych i zażądało jego paszportu. Karol takowego już nie miał. Po prostu został mu on skradziony. Oficerowie imigracyjni przyszli jednak przygotowani na taką ewentualność. Mieli wydruk z komputera, z którego wynikało, że Karol uzyskał wizę turystyczną jednomiesięczną i już od pięciu miesięcy powinien był być poza granicami Kanady.

Karol został formalnie aresztowany, założono mu kajdanki i odstawiono do aresztu imigracyjnego.

W areszcie Karol wyglądał na pogodzonego z losem. Wiedział, że nie ma szans na walkę o przedłużenie pobytu w Kanadzie. Godził się na odlot do Polski. Problemem był brak paszportu. Wymagało to wystąpienia władz imigracyjnych do konsulatu polskiego w Toronto o wydanie Karolowi paszportu tymczasowego. To wymagało czasu i stąd kilkutygodniowy pobyt Karola w areszcie. Bilet lotniczy zamierzał kupić sam, aby nie przedłużać procedury odlotu.

Karol był w ciągłym kontakcie telefonicznym ze swoimi współpracownikami. Ciągle udzielał im wskazówek. Co kilka dni ktoś go odwiedzał. Karol był już jednak myślami w Polsce. Zamierzał otworzyć biuro w Warszawie, aby być blisko realizacji przygotowywanego przez niego od kilku miesięcy kontraktu. Liczył na zysk wynoszący kilkaset tysięcy dolarów. Sukces tego kontraktu miał być z kolei wizytówką i "lepem" na nowych inwestorów i posiadaczy pokaźnych kont bankowych.

Pobytu w Kanadzie Karol nie uważał za zmarnowany. Wręcz odwrotnie, uważał, że pobyt tutaj dał mu namacalny dowód na to, że może coś dużego jeszcze w życiu zrobić. Przy dużej skromności, miał jednak poczucie własnej wartości i możliwości działań na międzynarodowym rynku inwestycyjnym i kapitałowym. A jednak, mimo, wydawałoby się, zdrowego rozsądku, postanowił przez pewien czas walczyć o prawo pozostania w Kanadzie, jako uciekinier polityczny. Wprawdzie miał przeszłość kombatancką, tj. solidarnościową, był internowany w okresie stanu wojennego i z całej duszy nienawidził komunizmu, to jednak sytuacja w Polsce się radykalnie zmieniła i twierdzenie o jakimś zagrożeniu politycznym ze strony obecnego rządu w Polsce, nie przekonało urzędników imigracyjnych. Również problemy Karola w Stanach Zjednoczonych nie przekonały władz kanadyjskich, żeby uznać go za uciekiniera politycznego z tego kraju. Karol chyba traktował tę sprawę jako pewną rozgrywkę. Choć wiedział o nikłości szans na pozostanie w Kanadzie, to jednak spróbował. To tylko spowodowało, że jego pobyt w areszcie imigracyjnym znacznie się przedłużył.

A jak to się stało, że Karol został aresztowany przez władze imigracyjne? Proste. Zwykły donosik zawistnych rodaków, którzy jakoś wywęszyli, że ten dobrze sobie radzący nowy przybysz, nie ma zalegalizowanego pobytu w Kanadzie.

Aleksander Łoś

Ostatnio zmieniany sobota, 06 lipiec 2013 13:04
Więcej w tej kategorii: « Zatrzymanie W hotelu »
Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.